Gdy Konstanty Radziwiłł podpisuje memorandum o współpracy z Białorusią, trudno nie zastanawiać się, czym wschodni sąsiad tak ministrowi imponuje. Czy chodzi o system zatrudniania lekarzy, czyli nakazy pracy? Czy też o scentralizowany system zarządzania systemem?
– Często zastanawiam się, skąd biorą się pielgrzymki ministrów rządu PiS na Białoruś? Białoruś pokazuje, czym jest „silne” państwo, czyli zamrożony socjalizm. Minister Radziwiłł pielgrzymuje tam po to, żeby zobaczyć, jak wygląda PRL w szpitalach? – zastanawiał się w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”, opublikowanym pod koniec kwietnia, były wicepremier Leszek Balcerowicz, jeden z najbardziej konsekwentnych krytyków rządu PiS.
Tego, że takie pytania w związku z wizytą na Białorusi prędzej czy później się pojawią, minister Konstanty Radziwiłł mógł być pewien. Choć nic nie wskazuje, by zarówno pytania, jak i ewentualne odpowiedzi, miały dla niego jakiekolwiek znaczenie.
Gdy Radziwiłł mówi, że w memorandum o współpracy resortów zdrowia Polski i Białorusi chodzi przede wszystkim o wymianę informacji na temat funkcjonowania systemów ochrony zdrowia, to czego chce się dowiedzieć? Przecież to, jak funkcjonuje system służby zdrowia za naszą wschodnią granicą ani dla niego, ani dla jego współpracowników nie może być tajemnicą – choćby dlatego, że zaledwie kilka miesięcy temu, w październiku 2016 roku, przedstawiciele resortu zdrowia (i osobiście Radziwiłł) brali udział w II Polsko-Białoruskim Szczycie Zdrowia, zorganizowanym w Białej Podlaskiej. Trudno sobie wyobrazić, by przy okazji tej imprezy nie dowiedzieli się, przynajmniej w zarysie, jak się sprawy ze służbą zdrowia pod rządami Alaksandra Łukaszenki mają.
Jeśli nie, krótkie zestawienie podstawowych informacji.
Białoruś wydaje na zdrowie 6,5 proc. PKB. Państwowa służba zdrowia jest finansowana z budżetu centralnego, z którego środki dzielone są między sześć obwodów (odpowiednik polskich województw) oraz wyodrębnione miasto stołeczne Mińsk.
Na Białorusi (9 milionów mieszkańców) jest około 30 tysięcy lekarzy. Według doniesień medialnych o jedno miejsce na kierunkach lekarskich w czterech akademiach medycznych ubiega się najwyżej 3–4 kandydatów. Uczelnie prowadzą zarówno studia bezpłatne (po nich obowiązują skierowania do pracy, dotyczy to również specjalizacji), jak i płatne, po których absolwent może sam wybrać specjalizację i miejsce pracy.
Prywatnych szpitali nie ma, są natomiast prywatne gabinety lekarskie (stomatologiczne, ginekologiczne, okulistyczne i inne).
Lecznictwo psychiatryczne pozostaje zamknięte i kontynuuje najgorsze tradycje czasów komunistycznych, gdy zamknięcie w psychuszce (choćby na kilkutygodniowe badania) było jedną z represji stosowaną wobec niepokornych, na przykład intelektualistów.
Czy minister zdrowia o tym nie wie, gdy wylicza obszary, jakimi Polska jest zainteresowana? – Oprócz organizacji systemu ochrony zdrowia to także kwestia nauki, kształcenia kadr medycznych, polityki lekowej.
O psychiatrii ani słowa, ale za to o onkologii – owszem. Koncentrację leczenia onkologicznego Radziwiłł uznaje za „zgodną ze światowymi tendencjami”, zwiększającą efektywność leczenia. – W każdym obwodzie jest jedno centrum onkologiczne, odpowiedzialne za leczenie w tym zakresie, a oddziały ogólnochirurgiczne co do zasady nie podejmują leczenia pacjentów onkologicznych. Warto brać pod uwagę takie doświadczenie – stwierdził minister zdrowia.
Polacy usłyszeli zaś, że Białorusini nastawiają się zarówno na korzystanie z polskich doświadczeń, przede wszystkim w aspekcie medycznym, jak i chcą oferować konkretne usługi, na przykład rozwijając ofertę turystyki medycznej dla Polaków.
Jest w tym jakiś paradoks, jakiś chichot historii. Bo Konstanty Radziwiłł to przecież działacz wolnościowej, antykomunistycznej opozycji, Niezależnego Zrzeszenia Studentów. A gdy 20 kwietnia ministerstwa zdrowia Polski i Białorusi podpisują memorandum o współpracy, a Radziwiłł ściska dłoń członka białoruskiego rządu, telewizja Biełsat alarmuje, że władze Białorusi przygotowują wielki proces dla aresztowanych w ramach sprawy „Białego Legionu”, nieistniejącej od lat organizacji paramilitarnej.
„Zależna od władz białoruska prokuratura postawiła zatrzymanym absurdalne zarzuty uczestnictwa w «nielegalnej formacji zbrojnej», która zdaniem państwowych propagandzistów przygotowywała się do zbrojnego zamachu stanu. I choć zdaniem ekspertów i obrońców praw człowieka nie ma na to dowodów, oskarżonym grozi kara nawet do 7 lat więzienia” – podkreślają reporterzy Biełsatu, którzy zresztą sami są szykanowani przez reżim Alaksandra Łukaszenki. Nieco ponad miesiąc wcześniej milicja białoruska brutalnie rozbiła demonstracje z okazji przypadającego 25 marca Dnia Wolności (rocznica proklamowania niepodległości Białorusi w 1918 roku).
A gdy tydzień po powrocie z Białorusi Konstanty Radziwiłł przy okazji spotkania z wielkopolskimi samorządowcami stwierdza, że po podpisaniu przez prezydenta Andrzeja Dudę ustawy o sieci szpitali skończyły się „głupie dyskusje” wokół tego tematu, można odnieść wrażenie, że na Białorusi nie tylko centralizacja systemu ministrowi przypadła do gustu, ale i podkreślana na każdym kroku jednomyślność. Bez głupich dyskusji. Zasadniczo – bez żadnych.