Szkodliwość palenia tytoniu nie podlega żadnej dyskusji. Konieczność walki z tym nałogiem jest więc oczywista. Nie ulega też wątpliwości, że w żaden sposób nie powinno się dopuszczać w jakiejkolwiek formie do reklamowania palenia papierosów i produktów podobnych. Z drugiej strony, pomimo istotnego spadku liczby palaczy, spora część społeczeństwa nadal pali papierosy. Nie należy więc ustawać w wysiłkach, aby dążyć do wyeliminowania nikotynizmu.
Z pewnością inny rodzaj argumentacji powinien być kierowany do osób, które nie palą, a w szczególności do ludzi młodych, którzy w pewnym momencie życia mogą rozpocząć palenie, a inny – do osób już uzależnionych. W omawianym nałogu substancją uzależniającą jest nikotyna, natomiast głównym szkodnikiem są substancje smoliste zawarte w dymie tytoniowym, których działanie rakotwórcze jest od dawna znane i udowodnione.
Część palaczy, która nie potrafi definitywnie skończyć z nałogiem, próbuje uniknąć największych, rakotwórczych szkodliwości tytoniu przez używanie e-papierosów. E-papierosy nie zawierają substancji smolistych, tak więc osoba ich używająca unika narażenia na czynniki rakotwórcze. Pozostaje jednak uzależnienie od nikotyny mającej wpływ na układ krążenia.
Ten długi wstęp to wprowadzenie do problemu, który pojawił się wraz z projektem nowelizacji Ustawy o ochronie zdrowia przed następstwami używania tytoniu i wyrobów tytoniowych. Już wcześniej, zanim zapoznałem się z tym projektem usłyszałem, że przewiduje on nałożenie obowiązku używania e-papierosów w kabinach przeznaczonych dla palaczy tytoniu. Nie chciało mi się wierzyć, że ktoś mógł wpaść na taki pomysł. Niestety, okazało się to prawdą. Projekt zmian wymienionej ustawy rzeczywiście nakazuje osobom używającym e-papierosów korzystanie z kabin dla palaczy.
W ten sposób autorzy projektu z całą premedytacją chcą narazić na wszystkie skutki biernego palenia te osoby, które próbują uniknąć narażenia na największą szkodliwość palenia papierosów, tj. na wdychanie substancji smolistych. Gdyby takie prawo zostało uchwalone, wtedy można byłoby powiedzieć, że państwo z pełną premedytacją (za karę?) wtłacza osoby, które próbują uniknąć największej szkodliwości swojego nałogu do środowiska, w którym szkodliwego dymu jest tyle, że czasem „można siekierę powiesić”.
W medycynie, i nie tylko w medycynie, stosujemy czasem zasadę mniejszego zła. Przykładem jest program metadonowy, w którym jeden narkotyk zastępujemy mniej szkodliwym – drugim. Program ten finansowany ze środków publicznych jest powszechnie akceptowany, mimo iż w ten sposób państwo funduje narkomanowi, choć mniej szkodliwy, ale jednak narkotyk. Sam nie palę papierosów. Zachęcałbym wszystkich do niepalenia, ale nadgorliwość jest czasem gorsza od czegoś tam innego, a zaproponowane rozwiązanie taką właśnie wydaje się nadgorliwością. Oczywiście, osoby używające e-papierosów wydychają do otoczenia pewną ilość nikotyny, która z kolei może być też wchłaniana przez innych niepalących również i przez skórę. Jest więc kolejny problem, ale proponowane rozwiązanie jest nie do przyjęcia. Być może należałoby urządzić dla tych osób oddzielną kabinę, co oczywiście znów jest kosztem, który ktoś musi ponieść. Ale z drugiej strony środki z funduszu przeciwtytoniowego ciągle nie są w pełni wykorzystywane, może więc wspomogłyby ten cel.
Mam więc nadzieję, że Ministerstwo Zdrowia zrewiduje swoje dotychczasowe stanowisko.