Na przełomie lipca i sierpnia tego roku światowe agencje podały elektryzującą informację, że wynaleziono lek na ebolę. Skuteczny w stu procentach. Czy to już schyłek najgroźniejszej epidemii choroby, z jaką zetknęła się ostatnio ludzkość?
Wyścig po szczepionkę przeciwko eboli ruszył ostro w połowie ub. r., gdy epidemia rozlała się po zachodniej Afryce. Tempo prac było ekspresowe – na początku tego roku już pisano o 3 specyfikach, które – po etapie badań na zwierzętach – dają duże nadzieje. W lutym br. rozpoczęły się próby na chorych w Liberii. A pod koniec lipca w piśmie „Lancet” ukazał się artykuł opisujący efekty szczepionki VSV-EBOV. Wymyśliła ją Publiczna Agencja Zdrowia Kanady, a potem rozwijała firma Merck. Szczepionka składa się z wirusa Eboli oraz innego wirusa – taka mikstura ma przygotować organizm do zwalczania choroby. Wg publikacji w „Lancecie”, VSV-EBOV jest w 100 proc. skuteczna. Przynajmniej takie dała rezultaty w Gwinei, gdzie podano ją ponad 2000 osób. Błyskawicznie szczepiono nią rodziny, znajomych, sąsiadów i krewnych, tuż po wykryciu choroby u nowo zakażonego. Zdaniem WHO, przy bardziej drobiazgowych badaniach, przypuszczalnie spadnie jej skuteczność. – Nie wszystko jest jeszcze jasne, potrzebne są dalsze badania, ale to jednak punkt zwrotny w walce z ebolą – podkreśla dr Bertrand Draguez, dyrektor medyczny Lekarzy Bez Granic (MSF). Ta organizacja brała udział w ostatniej fazie badań nad szczepionką i jest tak przekonana o jej skuteczności i bezpieczeństwie, że podała ją większości swojego peronelu, który na pierwszej linii frontu walczy z ebolą. Testowanie dwóch kolejnych specyfików na ludziach wstrzymano ze względu na relatywnie niewielką liczbę zakażonych tą chorobą.
Nadal sprawdzana jest także inna metoda – wymiana całego osocza z zakażonego organizmu. Ale tylko w ograniczonym zakresie – w Konakry, stolicy Gwinei. Brak publikacji na temat jej skuteczności. MSF jedynie podaje, że na pewno jest bezpieczna.
Wyciszanie
Epidemia mocno spowalnia. W połowie 2014 r. co tydzień wykrywano setki nowych przypadków, a przepełnione szpitale MSF w Sierra Leone czy Gwinei nie przyjmowały chorych. Rok później, w lipcu 2015 r., odnotowywano już „tylko” 30 zakażonych tygodniowo. – Ale w normalnych warunkach te liczby byłyby uważane za katastrofalne – podkreśla relatywizm sytuacji MSF w swoim raporcie. W sierpniu wykryte przypadki liczono już na palcach jednej ręki w skali tygodnia. Na początku września MSF pochwalił się, że przez ostatnie 21 dni wykryto zaledwie 3 nowe osoby zakażone ebolą.
Liberia już na początku maja br. uzyskała status „wolnej od epidemii”. Ale tylko na półtora miesiąca. Przez kolejny miesiąc wykryto 6 przypadków eboli. I ponownie, na początku września, po 42 dniach od ostatniego zakażenia, Liberia wróciła do statusu „wolnej od epidemii”. Przez następne 90 dni WHO i MSF mają bacznie śledzić sytuację w tym kraju.
Mimo tej znaczącej poprawy sytuacji najbardziej zaangażowane organizacje w walkę z ebolą – MSF i WHO – przestrzegają przed zbyt szybkim otwieraniem butelek z szampanem. – Uwaga, świecie: walka z ebolą jeszcze się nie zakończyła – apelowała w mediach dr Joanne Liu, prezes MSF, tuż po swojej wizycie w sierpniu br. w Afryce Zachodniej. Chociaż choroba zniknęła z nagłówków gazet i dzienników telewizyjnych... „to jednak nie może uśpić naszej czujności” – podkreśla WHO.
Dotychczasowy bilans? Spośród ok. 28 tys. wykrytych przypadków zakażenia ebolą, zmarło ponad 11 tys. 200 osób.
Specgrupy
Czujność nadal jest wysoka. MSF w 6 ośrodkach leczniczych utrzymuje prawie 1,8 tys. osób gotowych do walki z epidemią. Głównie – prawie 1,7 tys. – to lokalny personel. W sierpniu br. WHO przystąpiło do fazy 3 w walce z epidemią – w przypadku wykrycia eboli, specjalne zespoły momentalnie poszukują wokół tego ogniska nowych przypadków i oczyszczają skażone domy. Wyspecjalizowana grupa tropi też źródło zakażenia, a kolejne teamy – Bezpieczny i Godny Pogrzeb – asystują przy pochówkach, by odbywały się one zgodnie z tradycją i bez możliwości zakażenia się. Personel nakłania też mieszkańców do zmiany codziennych nawyków, aby te lepiej chroniły ich przez zakażeniem. W tej fazie stosowana jest też szczepionka VSV-EBOV na szeroką skalę. WHO rzuca ogromne siły i środki, by zdusić ogniska epidemii w zarodku. Jak to wygląda w praktyce? Pod koniec sierpnia w wiosce Sella Kafta w Sierra Leone wykryto jeden przypadek eboli. Całą wioskę, tj. 1000 osób, poddano 21-dniowej kwarantannie. Odcięto ją od świata. Organizacje humanitarne (m.in. UNICEF) dostarczały tam żywność, wodę, niezbędne produkty, edukację dla dzieci, a nawet solarne telefony komórkowe. Rolnikom pomagano w zbiorach. Byleby nie ściągali do siebie krewnych i sami nie wyjeżdżali z wioski. Osobom z symptomami eboli – tym, którzy mieli z chorymi kontakt, i tym, którzy kontaktowali się z tymi ostatnimi – podano szczepionkę przetestowaną w Gwinei. WHO nazywa to „pierścieniem szczepiennym”.
W połowie września podobną akcję przeprowadzono w regionie Bombali. Prawie całą wioskę – 750 osób – poddano kwarantannie. Trzy razy dziennie personel medyczny sprawdzał wszystkich, czy nie rozwinęły się u nich symptomy tej śmiertelnej choroby. Dzięsiątki innych pracowników medycznych weryfikowały, czy w okolicznych wioskach nie ma innych chorych.
Trauma
Mieszkańcy Sierra Leone, Gwinei i Liberii są potwornie zmęczeni 19 miesiącami strachu i walki z niewidzialnym wrogiem. I wskutek tego zmęczenia mogą tracić czujność – latem br. co czwarta zgłaszana śmierć w tych krajach to efekt eboli, której wcześniej nikt nie wykrył. Słaba służba zdrowia w Afryce Zachodniej w wyniku epidemii została dodatkowo zdziesiątkowana. Personel medyczny umierał – epidemia pochłonęła ponad 500 pracowników służby zdrowia – albo porzucał pracę w obawie o swoje życie. Zamykano nawet całe szpitale opuszczone przez pracowników i pacjentów. Przewlekle chorzy woleli cierpieć w swoich wioskach, niż zostać zarażeni ebolą u boku lekarza. Matki przestały nawet szczepić dzieci w obawie przed chorobą. To wszystko trzeba naprawić, przywrócić do sytuacji sprzed epidemii. Uratowani z prawie pewnej śmierci – ponad 16 tys. osób – muszą być teraz wspierani psychologicznie. Bo – oprócz ogromnej traumy – dodatkowo odczuwają stygmatyzację lokalnej społeczności. Rodziny nie chcą przyjmować wyleczonych dzieci, krewnych, wioski wyrzucają swoich mieszkańców, którzy wyszli z eboli. Lęk nadal jest wielki. Kilkadziesiąt tysięcy osób straciło swoich bliskich – ci także wymagają wsparcia. Wolontariusze i personel medyczny nadal uświadamiają lokalne społeczności, jak chronić się przed ebolą. I przeprowadzić pogrzeb zgodnie z tradycją, ale bezpiecznie.
Na warcie
MSF deklaruje, że będzie pilnował sytuacji do czasu, aż cały region nie uzyska statusu „wolnego od eboli”. Czyli, że w ciągu 42 dni – podwójny czas inkubacji wirusa – nie zostanie wykryty ani jeden przypadek tej choroby. Kiedy to się stanie? Nie wiadomo. Możliwe, że w tym roku. – Koniec epidemii jest w zasięgu wzroku, ale jedyną racjonalną prognozą dotyczącą przyszłości jest jej... nieprzewidywalność – kończy dr Liu, prezes MSF. Bo wystarczyłby jeden pogrzeb, podczas którego zaraziłoby się kilkadziesiąt osób, a epidemia uderzyłaby z nową siłą.