Służba Zdrowia - strona główna
SZ nr 93–100/2017
z 14 grudnia 2017 r.


>>> Wyszukiwarka leków refundowanych


Gdzie się podziała solidarność?

Zuzanna Dąbrowska

Z Krzysztofem Bukielem, przewodniczącym Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy, rozmawia Zuzanna Dąbrowska.

Zuzanna Dąbrowska: Jako szef OZZL, ma pan ogromne doświadczenie w protestowaniu w sprawach ochrony zdrowia. Może pan więc ocenić młodszych kolegów: czy rezydenci przegrali?

Krzysztof Bukiel: Nie przegrali. Wygrali bardzo dużo.

Z.D.: Ale protest głodowy skończył się na niczym.

K.B.: Nie na niczym. Wszystkie działania pozytywne, które w końcu podejmuje obecny rząd, odbywają się dzięki naciskowi społecznemu, dzięki protestom. Tak jest zresztą od lat. Mam dobrą pamięć: jeszcze na początku lat 90. jeden z wysokich urzędników Ministerstwa Zdrowia przyznał: gdy były protesty, rząd przyspieszał pracę nad reformą służby zdrowia. I nic się nie zmieniło w tym podejściu. Mamy ustawę o płacach minimalnych w ochronie zdrowia – złą ustawę, ale osiągnięciem jest, że w ogóle powstała. Nie byłoby jej, gdyby nie było protestów. Tak samo z ustawą zwiększającą finansowanie do 6 proc. PKB. To jest oczywiste.

Z.D.: Ale to raczej protesty Porozumienia Zawodów Medycznych doprowadziły do powstania tej ustawy, a nie rezydenci…

K.B.: Nie byłoby Porozumienia Zawodów Medycznych, gdyby nie rezydenci…

Z.D.: Wróćmy do protestu głodowego. Te 6 procent PKB na zdrowie i tak rząd by dał.

K.B.: Tak Pani myśli?! Bo ja wątpię. Prawdopodobnie, gdyby nie głodówka rezydentów, tej ustawy w ogóle by nie było. Byłaby odwlekana, modyfikowana i nie weszłaby w życie. Teraz choćby sama liczba zapewnień, że owe 6 procent osiągniemy, powoduje, że trudniej się będzie rządowi wycofać. Będą się próbowali wyłgać, to jasne. Potrzebujemy więc stałego nacisku. Niedługo nadejdą przecież cięższe czasy: budżet nie będzie miał na wypłaty tego, do czego rząd się zobowiązał. Dużym sukcesem protestu rezydentów jest to, że znowu o ochronie zdrowia i o tym, że jest skrajnie niedofinansowana, zaczęto głośno mówić. Ich sukcesem jest także to, że uzyskali poparcie społeczne dla swoich postulatów, co nigdy do tej pory się lekarzom nie udawało. Może dlatego, że protesty wynikały ze sporu zbiorowego i dotyczyły tylko wynagrodzeń protestującej grupy. Rezydenci zmobilizowali całe środowisko lekarskie, zwłaszcza te grupy, które są szczególnie źle traktowane.

Z.D.: Czyli które?

K.B.: O dziwo, są to np. kliniki, choćby ta, w której odbywał się protest głodowy, czyli w Samodzielnym Publicznym Dziecięcym Szpitalu Klinicznym w Warszawie. Tamtejsza lekarka pokazywała nam swój pasek z wypłatą – specjalista zarabia tam 3300–3800 brutto! Nic dziwnego, że lekarze wchodzą tam właśnie w spór zbiorowy. A szpital ma kilkaset milionów długu. Może więc coś jest nie tak? Może szpital nie jest potrzebny? A jeśli jest i ktoś go wybudował i nieźle wyposażył, to jak może mieć takie długi, jeśli lekarze zarabiają tak mało? Być może nie stać nas na budowanie nowoczesnych szpitali. Albo zawodzi wycena, albo kontrakt jest zły, albo pensje za niskie, bo np. na zaprojektowanych oddziałach intensywnej terapii nie ma kto pracować.

Z.D.: Wróćmy do rezydentów. Mówi pan, że zmusili polityków do rozmowy o ochronie zdrowia. Ale sobie przecież niczego nie załatwili?

K.B.: Rzeczywiście, w sprawie wynagrodzeń spektakularnych sukcesów nie ma.

Z.D.: Młodzi lekarze zmobilizowali własne środowisko i wzbudzili sympatię społeczną. Ale solidarności ze strony innych środowisk medycznych nie było widać. Związek Pielęgniarek i Położnych wydał oświadczenie, jeden ratownik wspomagał protest głodowy, ale poza tym czynnego poparcia nie było.

K.B.: Środowisko medyczne nie jest tak spójne, jak byśmy tego chcieli. Powstało Porozumienie Zawodów Medycznych, które łączył wspólny projekt dotyczący wzrostu wynagrodzeń. Projekt zbudowany był jak koncert życzeń, czyli każdy wpisał swoje postulaty i nikt nikomu nie przeszkadzał. Ale jest jednak trochę tak, że lekarz jest traktowany jako wspólny wróg wszystkich innych zawodów i to się od lat nie zmienia. Obawiano się czynnie poprzeć protest rezydentów, bo reszta podejrzewała, że mimo iż lekarze mówią o zwiększeniu nakładów, to w gruncie rzeczy chodzi im tylko o własne zarobki.

Z.D.: Kilka lat temu to właśnie lekarze doczekali się podwyżek. A reszta została na lodzie.

K.B.: W końcu wszyscy się doczekali. Mówienie o tym, że ktoś zostawił kogoś na lodzie jest głęboko niesprawiedliwe. Bo nigdy nie było tak, żeby lekarze mówili „zabierzcie pielęgniarkom i dajcie nam”. System publicznej ochrony zdrowia jest tak skonstruowany i mówimy o tym od dawna, że dostają podwyżki ci, którzy się najgłośniej o to upominają. I dopiero wtedy, kiedy protest stanowi zagrożenie dla funkcjonowania szpitala. Żadne argumenty merytoryczne do władzy nie trafiają. W roku 2006, zwołaliśmy wszystkie związki i każdy z nich zadeklarował, że przystąpi do wspólnego strajku, a później wszyscy się wycofali i na placu boju pozostał tylko OZZL. I lekarze dostali wtedy podwyżki. Podczas protestów innych zawodów – pielęgniarek, ratowników czy diagnostów, nigdy nikt nie wspomina o wynagrodzeniach lekarzy. A lekarze zawsze podkreślają, że muszą wzrosnąć wynagrodzenia wszystkich zawodów. Bywa też, że protesty są nieskuteczne – tak jak słynne Białe Miasteczko, które było spektakularnym happeningiem, ale nic nie dało pielęgniarkom.

Z.D.: Teraz, jak twierdzą rezydenci, trwa drugi etap protestu, czyli wypowiadanie klauzuli opt-out, która pozwala pracować dłużej i zapewnia, że szpitale mają należną obsadę lekarską. Ta forma przyniesie młodym lekarzom wymierne rezultaty?

K.B.: Paradoksalna jest sytuacja, w której przestrzeganie prawa, czyli praca zgodna z normami uważana jest za protest, czy – jak to powiedział marszałek Stanisław Karczewski – nawet za „radykalny protest”. To jest śmieszne. Ta sytuacja dowodzi, jak głęboka jest patologia systemu, który może funkcjonować tylko wtedy, gdy nie jest przestrzegane prawo, a lekarze nie wykorzystują swoich zawodowych uprawnień. To jest przecież akcja dostosowywania czasu pracy do obowiązujących norm – i tak to trzeba nazwać. I gdyby ta akcja zyskała wymiar masowy – polskie szpitale by stanęły. I rządzący musieliby zrobić jakieś nadzwyczajne kroki, np. poważnie potraktować środowisko lekarskie, albo np. wprowadzić stan wojenny i siłą zmusić lekarzy do pracy ponad normę.

Z.D.: Odpowiedzią rządu są zmiany w ochronie zdrowia – np. wprowadzona sieć szpitali. Zapowiadano też likwidację NFZ i finansowanie wprost z budżetu. To dobre rozwiązania?

K.B.: Powiem szczerze: ja nie wiem, o co chodzi z tą siecią. Jakieś zamieszanie powstało. Mnóstwo zmian formalnoprawnych, a niewiele zmian faktycznych. To, że jest inny sposób przekazywania pieniędzy i szpitale mają dostawać środki regularnie na czas, można było załatwić prościej. Nie widzę w tym żadnej reformy. Chyba że chodziło o wyeliminowanie niektórych szpitali, szczególnie prywatnych. No, to taki efekt udało się uzyskać. Prezes Jarosław Kaczyński nazywa to eliminacją „wycieku publicznych pieniędzy”. A chodzi przecież o to, że prywatne placówki realizują normalne procedury wobec pacjentów i wykonują normalne świadczenia. To zaledwie kilka procent budżetu na ochronę zdrowia. Skala nie jest więc imponująca. Po co więc takie zamieszanie?

Z.D.: Może to element planu zakładającego budżetowe finansowanie ochrony zdrowia?

K.B.: Zdarzyło się coś, co od razu, niestety, przepowiadałem: Jarosław Kaczyński, który nie bardzo ma pojęcie jak ochrona zdrowia funkcjonuje, ale który ma wizję tego, jak ma wyglądać służba zdrowia i jest to wizja budżetowa, nakazał podwładnym, co trzeba zrobić. Ale wykonawcy jego woli starali się zrobić jak najmniej, żeby nie zepsuć tego, co jakoś działa i z budżetowego finansowania zrobił się ryczałt, który otrzymują szpitale. A ten wciąż zależy od liczby wykonywanych świadczeń, jest więc elementem podobnym do tego, co było poprzednio, tylko mniej elastycznym. Trzeba się zmieścić w sztywnych widełkach wykonań, a wtedy dostanie się tyle samo pieniędzy w następnym roku. Wszyscy będą więc robić te 90 procent, żeby dostać tyle, ile mają dostać. Nie da się nic nie robić, tak jak mogłoby to być przy budżetowym finansowaniu. Muszą się wykazać, a to znaczy, że pozostała w systemie zależność między ilością pieniędzy a liczbą wykonywanych świadczeń. Ma się wydawać, że zmieniamy służbę zdrowia na budżetową, ale w gruncie rzeczy tego nie robimy, bo wszyscy zdają sobie sprawę, że jest ona mniej efektywna. To taka podwójna gra.

Z.D.: A NFZ?

K.B.: Nie bardzo jest po co go teraz likwidować. Ktoś musi przecież nad tym finansowaniem panować i liczyć wykonania. Budżetowa służba zdrowia jest w konstrukcji bardzo prosta. Mają być szpitale i rejony. A przecież rejonów nie przywrócono… Pozostawiono więc element, którego bardzo nie lubi pani premier, czyli ekonomizację. Nie ma budżetowej służby zdrowia i nie należy udawać, że będzie.

Z.D.: A może szkoda?

K.B.: Budżetowa służba zdrowia jest na pewno tańsza, jeśli chodzi o obsługę. Dużo tańsza, ale jednocześnie dużo, dużo, dużo mniej efektywna w wydawaniu środków. To, co zaoszczędzilibyśmy na obsłudze, np. 15 procent, stracilibyśmy nieefektywnie wydając pieniądze. I to w znacznie większym wymiarze, może nawet 40 procent. W sumie pacjent dostałby mniej, a marnotrawstwo byłoby dużo większe. Tak już było, to z tamtych czasów pochodzą opowieści o lekarzach, którzy wychodzą ze szpitala o 12 czy 13. Tak było w PRL. Nikt nie mógł więcej zarobić i nie warto było się starać. A w dodatku nikt tego nie kontrolował. To oczywiście jest sprawa etyki. Gdyby wszyscy lekarze byli bezgrzesznymi aniołami, to by budżetowa służba zdrowia funkcjonowała znakomicie. Ale natura ludzka jest grzeszna, lekarska także. Jak nie ma przymusu ekonomicznego, to system źle działa.




Najpopularniejsze artykuły

Ile trwają studia medyczne w Polsce? Podpowiadamy!

Studia medyczne są marzeniem wielu młodych ludzi, ale wymagają dużego poświęcenia i wielu lat intensywnej nauki. Od etapu licencjackiego po specjalizację – każda ścieżka w medycynie ma swoje wyzwania i nagrody. W poniższym artykule omówimy dokładnie, jak długo trwają studia medyczne w Polsce, jakie są wymagania, by się na nie dostać oraz jakie możliwości kariery otwierają się po ich ukończeniu.

Ciemna strona eteru

Zabrania się sprzedaży eteru etylowego i jego mieszanin – stwierdzał artykuł 3 uchwalonej przez sejm ustawy z dnia 22 czerwca 1923 r. w przedmiocie substancji i przetworów odurzających. Nie bez kozery, gdyż, jak podawały statystyki, aż 80 proc. uczniów szkół narkotyzowało się eterem. Nauczyciele bili na alarm – używanie przez dzieci i młodzież eteru prowadzi do ich otępienia. Lekarze wołali – eteromania to zguba dla organizmu, prowadzi do degradacji umysłowej, zaburzeń neurologicznych, uszkodzenia wątroby. Księża z ambon przestrzegali – eteryzowanie się nie tylko niszczy ciało, ale i duszę, prowadząc do uzależnienia.

Najlepsze systemy opieki zdrowotnej na świecie

W jednych rankingach wygrywają europejskie systemy, w innych – zwłaszcza efektywności – dalekowschodnie tygrysy azjatyckie. Większość z tych najlepszych łączy współpłacenie za usługi przez pacjenta, zazwyczaj 30% kosztów. Opisujemy liderów. Polska zajmuje bardzo odległe miejsca w rankingach.

Diagnozowanie insulinooporności to pomylenie skutku z przyczyną

Insulinooporność początkowo wykrywano u osób chorych na cukrzycę i wcześniej opisywano ją jako wymagającą stosowania ponad 200 jednostek insuliny dziennie. Jednak ze względu na rosnącą świadomość konieczności leczenia problemów związanych z otyłością i nadwagą, w ostatnich latach wzrosło zainteresowanie tą... no właśnie – chorobą?

Testy wielogenowe pozwalają uniknąć niepotrzebnej chemioterapii

– Wiemy, że nawet do 85% pacjentek z wczesnym rakiem piersi w leczeniu uzupełniającym nie wymaga chemioterapii. Ale nie da się ich wytypować na podstawie stosowanych standardowo czynników kliniczno-patomorfologicznych. Taki test wielogenowy jak Oncotype DX pozwala nam wyłonić tę grupę – mówi onkolog, prof. Renata Duchnowska.

Onkologia – organizacja, dostępność, terapie

Jak usprawnić profilaktykę raka piersi, opiekę nad chorymi i dostęp do innowacyjnych terapii? – zastanawiali się eksperci 4 września br. podczas Forum Ekonomicznego w Karpaczu.

Czy NFZ może zbankrutować?

Formalnie absolutnie nie, publiczny płatnik zbankrutować nie może. Fundusz bez wątpienia znalazł się w poważnych kłopotach. Jest jednak jedna dobra wiadomość: nareszcie mówi się o tym otwarcie.

10 000 kroków dziennie? To mit!

Odkąd pamiętam, 10 000 kroków było złotym standardem chodzenia. To jest to, do czego powinniśmy dążyć każdego dnia, aby osiągnąć (rzekomo) optymalny poziom zdrowia. Stało się to domyślnym celem większości naszych monitorów kroków i (czasami nieosiągalną) linią mety naszych dni. I chociaż wszyscy wspólnie zdecydowaliśmy, że 10 000 to idealna dzienna liczba do osiągnięcia, to skąd się ona w ogóle wzięła? Kto zdecydował, że jest to liczba, do której powinniśmy dążyć? A co ważniejsze, czy jest to mit, czy naprawdę potrzebujemy 10 000 kroków dziennie, aby osiągnąć zdrowie i dobre samopoczucie?

Leki, patenty i przymusowe licencje

W nowych przepisach przygotowanych przez Komisję Europejską zaproponowano wydłużenie monopolu lekom, które odpowiedzą na najpilniejsze potrzeby zdrowotne. Ma to zachęcić firmy farmaceutyczne do ich produkcji. Jednocześnie Komisja proponuje wprowadzenie przymusowego udzielenia licencji innej firmie na produkcję chronionego leku, jeśli posiadacz patentu nie będzie w stanie dostarczyć go w odpowiedniej ilości w sytuacjach kryzysowych.

Zdrowa tarczyca, czyli wszystko, co powinniśmy wiedzieć o goitrogenach

Z dr. n. med. Markiem Derkaczem, specjalistą chorób wewnętrznych, diabetologiem oraz endokrynologiem, wieloletnim pracownikiem Kliniki Endokrynologii, a wcześniej Kliniki Chorób Wewnętrznych Uniwersytetu Medycznego w Lublinie rozmawia Antoni Król.

Soczewki dla astygmatyków – jak działają i jak je dopasować?

Astygmatyzm to jedna z najczęstszych wad wzroku, która może znacząco wpływać na jakość widzenia. Na szczęście nowoczesne rozwiązania optyczne, takie jak soczewki toryczne, pozwalają skutecznie korygować tę wadę. Jak działają soczewki dla astygmatyków i na co zwrócić uwagę podczas ich wyboru? Oto wszystko, co warto wiedzieć na ten temat.

Kamica żółciowa – przyczyny, objawy i leczenie

Kamica żółciowa to schorzenie, które dotyka około 20% populacji. Jest to najczęstsza przyczyna hospitalizacji związanych z układem pokarmowym. Charakteryzuje się występowaniem złogów w pęcherzyku żółciowym lub drogach żółciowych. Niektórzy pacjenci nie doświadczają żadnych objawów, inni cierpią z powodu ataku kolki żółciowej i innych powikłań.

Zdrowie dzieci i młodzieży – czy potrzebna jest nowa strategia?

To jedno z pytań, na które starali się znaleźć odpowiedź eksperci biorący udział w II Kongresie Zdrowia Dzieci i Młodzieży, jaki odbył się 29 sierpnia w Warszawie. Odpowiedź jest, w sumie, prosta: potrzebujemy strategii z realnymi narzędziami jej wdrażania.

Dobra polisa na życie — na co zwrócić uwagę?

Ubezpieczenie na życie to zabezpieczenie finansowe w trudnych chwilach. Zapewnia wsparcie w przypadku nieszczęśliwego wypadku lub śmierci ubezpieczonego. Aby polisa dobrze spełniała swoją funkcję i gwarantowała pomoc, niezbędne jest gruntowne sprawdzenie jej warunków. Jeśli chcesz wiedzieć, na czym dokładnie powinieneś się skupić — przeczytaj ten tekst!

Osteotomia okołopanewkowa sposobem Ganza zamiast endoprotezy

Dysplazja biodra to najczęstsza wada wrodzona narządu ruchu. W Polsce na sto urodzonych dzieci ma ją czworo. W Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym pod kierownictwem dr. Jarosława Felusia przeprowadzane są operacje, które likwidują ból i kupują pacjentom z tą wadą czas, odsuwając konieczność wymiany stawu biodrowego na endoprotezę.

Jakie badania profilaktyczne są zalecane po 40. roku życia?

Po 40. roku życia wzrasta ryzyka wielu chorób przewlekłych. Badania profilaktyczne pozwalają wykryć wczesne symptomy chorób, które często rozwijają się bezobjawowo. Profilaktyka zdrowotna po 40. roku życia koncentruje się przede wszystkim na wykryciu chorób sercowo-naczyniowych, nowotworów, cukrzycy oraz innych problemów zdrowotnych związanych ze starzeniem się organizmu.




bot