Zmiany w ustawie o płacach minimalnych w ochronie zdrowia stały się faktem. Sejm przyjął rządowy projekt z kosmetycznymi poprawkami na jednym posiedzeniu. Przez moment wydawało się, że tym razem nacisk społeczny (konkretnie ostre stanowisko „Solidarności”) zastopuje parlamentarną machinę. Tak się jednak nie stało.
Nowelizacja ustawy o ustalaniu minimalnego wynagrodzenia pracowników wykonujących zawody medyczne była zapowiadana od kilku miesięcy. Co więcej – już gdy była uchwalana, latem 2017 roku, budziła ogromne kontrowersje – zarówno po stronie pracowników, jak i pracodawców. Tych pierwszych nie zadowalała skala podwyżek i sposób ich ustalania, tych drugich – przerażał fakt, że na realizację ustawy nie otrzymają dodatkowych pieniędzy. Zarówno rok temu, jak i w tej chwili głos pracodawców w dyskusji był jednak pomijany.
Rząd projekt nowelizacji przyjął w połowie lipca, choć wiadomo było, że pierwsze posiedzenie sejmu odbędzie się dopiero na początku września. Pośpiech wynikał z faktu, że po podpisaniu przez ministra zdrowia porozumienia z pielęgniarkami (9 lipca) partnerzy społeczni z Rady Dialogu Społecznego ostro zaprotestowali. Szczególnie donośnie brzmiał głos „Solidarności” potępiającej ministra za podpisywanie separatystycznych porozumień z poszczególnymi grupami zawodowymi. By na obrady specjalnego zespołu RDS minister nie szedł „z pustymi rękami”, rząd – mimo wątpliwości resortu finansów – zaakceptował projekt ustawy (mimo negatywnych opinii pod jego adresem, zgłaszanych m.in. przez OPZZ i „Solidarność”).
To nie przeszkadza rządowi trzymać się narracji, że ustawa, a także zmiany w niej dokonywane spełniają oczekiwania pracowników. – Po roku obowiązywania ustawa o najniższych wynagrodzeniach pracowników medycznych wymaga zmian, które zostały zaproponowane po dogłębnych analizach i wysłuchaniu strony społecznej – mówiła 13 września, podczas pierwszego czytania w Komisji Zdrowia, wiceminister Józefa Szczurek-Żelazko, prezentując projekt nowelizacji ustawy.
Projekt spełnia, zdaniem rządu, podstawowy postulat związków zawodowych, czyli rozszerza gwarancje płac minimalnych również na pracowników działalności podstawowej, wykonujących pracę w związku z udzielaniem świadczeń medycznych, choć niebędących pracownikami medycznymi (np. dyspozytorów medycznych, opiekunów medycznych, sanitariuszy szpitalnych, sekretarek medycznych). – Wszystkim pracownikom działalności podstawowej rząd przydzielił współczynnik w wysokości 0,53. Kolejna zmiana dotyczy pielęgniarek i położnych: te z wyższym wykształceniem magisterskim w zakresie pielęgniarstwo lub położnictwo zostają przeniesione do grupy, do której są zakwalifikowane pielęgniarki mające specjalizację. – Proponujemy dla nich współczynnik pracy 0,73, a więc docelowa kwota wynagrodzenia będzie wynosiła 3670 zł brutto – podkreślała wiceminister.
Opozycja na ustawie nie zostawiła suchej nitki. Posłowie, podkreślając, że nie negują konieczności wzrostu płac w ochronie zdrowia, zarzucali rządowi, że planując ten krok, jednocześnie nie gwarantują źródeł finansowania, bo w uzasadnieniu do ustawy zapisano, że nie będzie ona skutkować przekazaniem dodatkowych środków z NFZ i budżetu państwa. Posłowie Platformy Obywatelskiej i byli ministrowie zdrowia Ewa Kopacz i Bartosz Arłukowicz – pytali, czy źródłem finansowania wyższych płac pracowników ochrony zdrowia będą w tej sytuacji środki przeznaczane na leczenie pacjentów. Zwracali uwagę, że ustawa rodzi skutki również dla placówek prywatnych, działających bez kontraktu z NFZ, a zwiększenie ich kosztów może pośrednio zmniejszyć dostępność pacjentów również do świadczeń finansowanych z innych niż publiczne źródeł.
Posłowie PiS z kolei przypominali, że za rządów PO-PSL płace w ochronie zdrowia nie rosły wcale, a teraz jest czas nadrabiania zaniedbań. – Czy jest prawdą, że rząd Prawa i Sprawiedliwości zwiększa środki przekazywane na ochronę zdrowia? – pytali wiceminister Szczurek-Żelazko. I można się było spodziewać szybkiego zamknięcia pierwszego czytania i skierowania projektu do drugiego czytania na forum sejmu, jednak sytuację zmieniły wystąpienia gości.
– Ustawa w tym kształcie nikogo nie usatysfakcjonuje, wręcz rozjuszy środowisko – przestrzegała Maria Ochman, szefowa NSZZ „Solidarność” Ochrony Zdrowia. Podkreślała, że błyskawiczne przyjęcie przez rząd projektu nowelizacji ustawy w lipcu wynikało wyłącznie z faktu, że wcześniej minister zdrowia podpisał „lukratywne” porozumienie ze środowiskiem pielęgniarek, a jeszcze wcześniej – lekarzy. „Solidarność” w czasie wakacji zdecydowanie zresztą przeciw odrębnym porozumieniom podpisywanym przez Łukasza Szumowskiego protestowała, również przy okazji spotkania premiera Mateusza Morawieckiego z Komisją Krajową NSZZ „Solidarność”. Padały nawet – z ust przewodniczącego związku Piotra Dudy – oskarżenia o łamanie ustawy o związkach zawodowych oraz konstytucji. I pośrednia groźba postawienia ministra przed Trybunałem Stanu. Tak ostrych wypowiedzi na Komisji Zdrowia nie było, natomiast Maria Ochman bez litości punktowała absurdalne zapisy ustawy. – W myśl ustawy wskaźnik 0,53 ma obowiązywać zarówno salowe czy sekretarki medyczne, jak i fizyków medycyny jądrowej, również będących pracownikami działalności podstawowej – mówiła.
Przedstawiciele pracodawców i organizacji pacjenckich podtrzymywali argumenty opozycji dotyczące konsekwencji braku niezależnego źródła finansowania podwyżek. Wiktor Masłowski, ekspert BCC ds. ochrony zdrowia podkreślał, że szpitale już w tej chwili zmagają się z dramatycznie rosnącymi kosztami i choć Ministerstwo Zdrowia chwali się spadającym zadłużeniem podmiotów leczniczych, nie wspomina, że optymistyczne dane dotyczą czwartego kwartału ubiegłego roku, gdy do szpitali trafiły dodatkowe setki milionów złotych (m.in. na zabiegi endoprotezoplastyki i operacje zaćmy, ale również na dużą część nadwykonań). – Dynamika zadłużenia w pierwszym kwartale tego roku w ujęciu kwartalnym to już 104 proc., a w województwie mazowieckim ok. 108 proc. – mówił Masłowski. Przedstawiciel Fundacji Alivia ujawnił z kolei, że tylko na Mazowszu Fundusz nie zapłacił za świadczenia onkologiczne ok. 192 mln zł, m.in. ze względu na usztywniania budżetu (NFZ przekazuje coraz więcej „znaczonych” środków do szpitali, z których mają być opłacane wynagrodzenia). – Czy będzie dodatkowa dotacja z budżetu państwa do NFZ? Czy rząd przewiduje przyspieszenie wzrostu nakładów na ochronę zdrowia? – dopytywał. Nie tylko bowiem posłowie opozycji, ale również sejmowi legislatorzy podnosili problem braku jednoznacznej definicji pracownika działalności podstawowej. Prawnicy przestrzegali, że uchwalenie przepisów w takiej formie, w jakiej przygotował je rząd, może doprowadzić do komplikacji na etapie wdrażania ustawy.
I tak zamiast wniosku o zakończenie pierwszego czytania padł wniosek o skierowanie projektu do podkomisji. – Przysłuchując się dyskusji, widzę, że nad projektem posłowie powinni spokojnie popracować – stwierdził wiceszef Komisji Zdrowia, Tomasz Latos.
To jednak nie przyniosło jakościowej zmiany: podkomisja zebrała się następnego dnia, a jedyną znaczącą poprawką, jaką wprowadziła do rządowej wersji projektu, było podniesienie wskaźnika jedenastej grupy (pracowników działalności podstawowej) z 0,53 do 0,58. Przepadły wszystkie wnioski, składane zarówno przez opozycję, jak i np. związki zawodowe. Urszula Michalska z OPZZ podniosła np. problem wysokości kwoty bazowej (3,9 tys. zł brutto). – W 2019 roku kwota bazowa wzrośnie – zapewniała wiceminister Józefa Szczurek-Żelazko, na co przedstawiciele związków zawodowych ripostowali, że rzeczywiście w 2019 roku kwota bazowa zostanie uwolniona, ale stanie się to 31 grudnia. Dopiero bowiem w 2020 roku zamiast zamrożonej kwoty bazowej ma przy wyliczaniu wysokości zarobków obowiązywać przeciętne wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw, czyli tzw. średnia krajowa.
Tuż po posiedzeniu podkomisji ponownie zwołano Komisję Zdrowia, która już bez przeszkód, bez sprzeciwów (choć z wnioskami mniejszości) przyjęła projekt w wersji zaakceptowanej przez podkomisję, a dalsze prace potoczyły się według znanego scenariusza (który jakże często prowadzi do powstawania bubli legislacyjnych): drugie czytanie w sejmie, odrzucenie poprawek opozycji – w tym poprawki PO dotyczącej uwolnienia kwoty bazowej), przyjęcie ustawy, brak poprawek senatu.
– Nie wyobrażam sobie, by ktokolwiek z posłów zagłosował przeciw tej ustawie – mówił podczas drugiego czytania Jerzy Kozłowski (Kukiz’15). – To nie jest krok, zaledwie kroczek, ale w dobrym kierunku, bo płace w ochronie zdrowia muszą rosnąć – dodawał. I rzeczywiście, za ustawą głosowali również posłowie opozycji, mimo wszystkich zastrzeżeń, zgłaszanych w trakcie prac. – Opozycja twierdzi, że ustawa będzie mieć złe skutki, ale zapowiada poparcie. Zaczynam się obawiać, że poprzecie ustawę, bo macie nadzieję, że będzie gorzej – ironizowała wiceminister Józefa Szczurek-Żelazko.
Bo to, że w ochronie zdrowia zawsze może być gorzej, nieraz już zostało dowiedzione.