Postępy w naukach medycznych z przełomu XIX i XX w. rozbudziły, znane ludziom od zarania dziejów, nadzieje na wieczną młodość. Mało kto dziś pamięta, że sposobem na jej osiągnięcie miał stać się… przeszczep jąder.
Dawno temu, za górami, za lasami… – tak zaczynały się kiedyś bajki, które zwykle kończyły się: a potem żyli długo i szczęśliwie. Niestety, o takim zakończeniu prawdziwej historii swojego życia nie mógł marzyć Rada Maric, 20-letni mieszkaniec Novisadu, małej miejscowości koło Belgradu. A było to 80 lat temu. Maric, zanim spotkał na swej drodze belgradzkiego lekarza dr. Uzelaca, był okazem młodzieńczej tężyzny i zdrowia. Miał matkę, ojca, narzeczoną i marzył o lepszym życiu. Niestety, ten prosty chłopak z ludu nie miał pracy, od dłuższego czasu szukał jej bezskutecznie, coraz bardziej popadając w biedę. Czy to trudne położenie, czy brak wiedzy – a pewnie jedno i drugie – sprawiły, że gdy dostał od Uzelaca propozycję zarobienia 3000 dinarów zgodził się bez wahania. Sprawa wydała się prosta, za te pieniądze miał oddać „tylko” swoje… jądra. W tym samym czasie w Belgradzie żył inny człowiek, mocno starszy pan, ale bardzo bogaty, który nie tylko, że nie chciał rozstawać się z życiem, ale też te lata, co mu zostały, chciał przeżyć w… młodości. Ale jak to uczynić, skoro bezpowrotnie minęła? A jednak – nie! Pojawiła się nadzieja! Na iście szatański – a w zasadzie faustowski – pomysł wpadł wspomniany dr Uzelac, który zaproponował, że dokona przeszczepu jąder młodzieńca bogatemu starszemu panu. Oczywiście za sowite wynagrodzenie dla siebie i te trzy tysiące dinarów dla chłopaka. I tak też uczynił. Nieświadomy następstw Maric, nic nie powiedziawszy nikomu, poddał się namowom doktora. Obie operacje, pobrania jąder i ich wszczepienia, odbyły się tego samego dnia w jednej z belgradzkich prywatnych klinik. Tuż po zabiegu u Marica wystąpiły komplikacje. Czy to znaczna utrata krwi, czy niewłaściwe znieczulenie spowodowały, że przez wiele godzin chłopak był nieprzytomny. Wyszedł z tego, a jako rekompensatę otrzymał jeszcze 1000 dinarów. Ale na tym jego kłopoty się nie zakończyły. W zasadzie dopiero się zaczęły. Tryskający przed operacją młodością i zdrowiem Maric, w kilka dni po zabiegu nie dość, że osiwiał, to zaczął skarżyć się na dotkliwe bóle głowy, zmęczenie, apatię, wręcz niechęć do życia. Ta nagła zmiana w wyglądzie i zachowaniu chłopaka zwróciła uwagę matki, nie ojca, nie narzeczonej, ale matki, która zaczęła dochodzić prawdy. I gdy okazało się, że przyczyną nieszczęścia jej syna jest dr Uzelac, oddała sprawę do sądu. Lekarz natychmiast został aresztowany. Taki sam los spotkał bogatego starszego pana – niedoszłego młodzieńca. Choć, jak twierdzili lekarze, operacja się udała i starszy pan czuł się rzeczywiście trochę młodziej. Sprawą tą żyła wówczas cała Jugosławia. I nie tylko. Rozpisywały się o niej wszystkie europejskie gazety. Problem, przed którym stanął belgradzki sąd, był bowiem nadzwyczajny – po raz pierwszy w historii musiano zawyrokować w sprawie tak ważnej, jak odsprzedanie młodości.
Ale jak dr Uzelac wpadł na pomysł zabiegu przeszczepu jąder, jako antidotum na starość, można rzec – pomysł cudownego eliksiru, mającego przywrócić utracone lata rześkości i wigoru? Czerpał pełnymi garściami z doświadczeń Sergieja Woronowa (1866–1951) – francuskiego chirurga rosyjskiego pochodzenia, który na początku lat 20. XX w. opisał metodę przeszczepu małpich jąder mężczyznom. W celu oczywiście wiadomym – odmłodzenia. Woronow, który po wyemigrowaniu z Rosji do Francji zaczął nazywać się Serge Voronoff, odwracaniem skutków starzenia interesował się od początku swojej kariery. Impulsem były m.in. XIX-wieczne badania francuskiego fizjologa Ch. É. Brown-Séquarda nad gruczołami dokrewnymi. Swoisty renesans przeżywały też marzenia o wiecznej młodości, znane ludziom nie tylko w Odrodzeniu, ale i starożytności. Ale jak nigdy przedtem postęp w medycynie, jaki miał miejsce na przełomie XIX i XX w., dawał nadzieję na ich ziszczenie się. I jeszcze bardziej pobudzał wyobraźnię. A tej Woronowowi nie brakowało. W latach 1896–1910 przebywał w Kairze, gdzie obserwował eunuchów. Stwierdził wówczas, że pozbawienie chłopców gruczołów płciowych powoduje otyłość, brak owłosienia, wiotkie mięśnie, ospałość ruchów, problemy z pamięcią i obniżenie inteligencji. Na tej podstawie doszedł do wniosku, że brak jąder jest także odpowiedzialny za starzenie się, a ich „przywrócenie” powinno powodować odmłodzenie. Swoje badania prowadził początkowo na zwierzętach. Ponieważ przeszczep jąder ludzkich nie wchodził jeszcze w grę, Woronow szukał dawców dla pragnących młodości staruszków wśród zwierząt. Doszedł do wniosku – rozwijając metodę przeszczepów międzygatunkowych – że najbliższe człowiekowi są małpy. W ciągu kilku lat opracował metodę wszczepiania tkanki jąder, aby zachowywała zdolność do produkcji „czynników odmładzających”. Polegała ona na pobraniu od szympansa lub pawiana jąder, pocięciu ich na plasterki i wszczepieniu w jądra biorcy. Woronow prowadził badania w swoim laboratorium przy Collège de France, razem z żoną, Evelyn Voronoff, asystentką w tymże laboratorium. Pierwszy oficjalny przeczep Woronow wykonał 12 lipca 1920 roku. Pacjentem był 65-letni angielski milioner, którego tożsamości nie ujawniono. Operacja udała się, a trzy miesiące później rzeczony Anglik, ponoć wcześniej nienajlepszej kondycji i zdrowia, wziął udział w wyprawie na Mont Blanc. I przeżył.
Wieść o zabiegach Woronowa rozeszła się szybko, także za sprawą książki pt. „Life. A study of the means of restoring vital energy and prolonging life”, która ukazała się w 1920 r. w Nowym Jorku. Interes odmładzania szedł dobrze, a złośliwi mawiali, że Woronow był gotów wykonać zabieg każdemu, kto dobrze zapłacił. Założył nawet farmę małp – tak duże było zapotrzebowanie. Wyniki wydawały się być zachęcające. W prasie pisano: „wkrótce po zabiegu spostrzega się znaczne ożywienie apatycznych dotąd osobników, których członki nabierają sprężystości, włosy napełniają się barwnikiem, powraca popęd płciowy”. Co ciekawe, nader rzadkie były doniesienia o powikłaniach. Być może dlatego, że operacje były dobrze przeprowadzane. A może z chęci utrzymania przez niektórych mężczyzn w tajemnicy faktu, że poddali się zabiegowi? Ponoć jego pacjentem był sam Mustafa Kemal Atatürk, przywódca, i twórca państwa narodowego – Turcji.
Jaka była odległa skuteczność zabiegów Woronowa? Jeszcze pod koniec lat 20. uważano, że dość duża. Przeszczep czasem utrzymywał się nawet kilka lat, choć zwykle było to kilkanaście miesięcy. Niestety, donoszono też, iż niekiedy po przejściowej poprawie następowało szybsze starzenie się. Mimo to nadzieja na młodość była dla wielu wystarczającą zachętą, by ryzykować.
Zastanawiające jest, jak w świetle dzisiejszej wiedzy możliwe było przetrwanie takiego międzygatunkowego przeszczepu. Niektórzy wskazują, że mógł to być pozorny sukces, a wielu jego pacjentów mogło cierpieć na przewlekłe odrzucenie przeszczepu. Inni, że jego przeszczepy mogły nie wywoływać żadnej reakcji immunologicznej, gdyż jądra, oczy i mózg są immunologicznie uprzywilejowane i mniej podatne na atak układu odpornościowego biorcy.
Metodą interesowały się także władze Związku Radzieckiego, które starały się ściągnąć Woronowa do Moskwy. Ponieważ ten nie chciał, zabiegami zajął się Władimir Rozanow – naczelny chirurg Lenina i Stalina. Niestety, zanim Rozanow był gotów do przeszczepienia metody Woronowa na rosyjski grunt, Leninowi się zmarło. Pierwszym pacjentem Rozanowa został Wiaczesław Mienżyński – oficer Stalina i szef OGPU (politycznej służby specjalnej). Do zabiegu doszło 25 grudnia 1925 roku w Moskwie. Jako drugi poddał się przeszczepieniu małpich jąder pisarz Maksym Gorki, który ponoć po zabiegu powiedział: „Cudownie znowu czuć się młodym”. Z nadzieją, ale też z dystansem do wyników, tych jednak eksperymentalnych zabiegów, podchodził Stalin. Bardziej interesowały go doświadczenia nad krzyżówkami małp i ludzi, prowadzone przez Ilię Iwanowicza Iwanowa. Ale to już inna i mroczna historia medycyny.
Powrotu do młodości pragnęli także Amerykanie. Po tej stronie Atlantyku prym wiódł doktor John Brinkley – lekarz-szarlatan, ale też geniusz reklamy i PR-u, wytworów amerykańskiej kultury. Jego przygoda z „chirurgią młodości” zaczęła się w 1917 roku, kiedy w gabinecie zjawił się miejscowy farmer – Bill Stittsworth. Miał 47 lat i kłopoty z potencją. Gdy farmer, narzekając na brak leków na jego przypadłość, westchnął: „szkoda, że nie mam jaj capa”, Brinkleya olśniło. Idąc tropem „capa” zaproponował Stittsworthowi wszczepienie w podbrzusze jąder kozła. Ten się zgodził, operacja się udała, a wieść o tym szybko rozniosła się po okolicy. Tak zaczęła się wielka kariera Brinkleya. Jego pacjentami byli znani ludzie ówczesnego świata: gwiazdy Hollywood, redaktorzy poczytnych gazet, senatorzy, prawnicy. Słowa „mam w sobie gruczoły kozła i jestem z tego dumny”, wypowiedziane przez senatora W. Stanleya, brzmiały jak dobry slogan reklamowy. Ale jak to bywa, pycha kroczy przed upadkiem. Liczne operacje, coraz to liczniejsze powikłania, tym bardziej, że Brinkley był chirurgiem niechlujnym, lubiącym zaglądać do kieliszka. W 1930 roku po rozprawie, na której wielu świadków skarżyło się na zrujnowane zdrowie i przytoczono koronny argument, iż swoim działaniem Brinkley doprowadził do 42 zgonów, odebrano mu licencję lekarską. Ale jego kariera trwała – choć już poza granicą Stanów, w Meksyku – aż do 1941 roku, kiedy to ogłosił bankructwo, a potem zmarł.
Wracając do zabiegów Woronowa… W połowie lat 20. XX w., po jego odczycie w Londynie, rozeszła się wieść, że przeszczepianie gruczołów może być także dobrą metodą leczenia tzw. ludzi słabych na umyśle i niedorozwiniętych. Małpie gruczoły miały przemieniać „kretynów i idiotów” w dobrych członków społeczeństwa. Po raz pierwszy w tym celu Woronow miał wykonać zabieg w 1913 roku na 16-letnim upośledzonym chłopcu. Po kilku latach miało się okazać, że stał się on wybitnym mężem stanu. O kogo chodziło, nie wiadomo. Woronow próbował też zabiegów na kobietach. Antidotum na menopauzę miało być przeszczepianie im małpich jajników. Próbował także zabiegów odwrotnych. Dokonując transplantacji jajnika kobiety do samicy szympansa, chciał następnie szympansicę zapłodnić ludzką spermą – na szczęście bez rezultatu.
Aco się stało z 20-letnim Maricem, który – przymuszony biedą – sprzedał młodość? Tego nie wiemy, może żył długo, ale czy szczęśliwie? Zabieg przeszczepu jąder Marica nie był jednak pierwszym. Kilka lat wcześniej ten sam lekarz otrzymał zgodę na przeczep jąder pobranych od trzykrotnego mordercy – Hassana Mitara, skazanego na karę śmierci. Tuż po wykonaniu wyroku lekarz wyciął mu gruczoły, włożył je do fizjologicznego roztworu soli, zawiózł do szpitala i tam przeszczepił ciężko choremu pacjentowi. Operacja się udała, a pacjent wyszedł zdrowy.