Ponad 2 miesiące temu prasa poinformowała, iż po wieloletnich wahaniach i przymiarkach, rząd – poprzez wojewodów – zdecydował się wreszcie na rzucenie koła ratunkowego pionierom reformy: zakładom najwcześniej usamodzielnionym, w których restrukturyzację przeprowadzono wiele lat przed powstaniem programu "Restrukturyzacja 2000".
17 kwietnia br., na naradzie w Warszawie, premier oficjalnie poinformował wojewodów, że rząd przejmuje i spłaci – poprzez Bank Handlowy – zobowiązania Skarbu Państwa wobec jednostek samodzielnych, które nie zostały oddłużone jako jednostki budżetowe w momencie usamodzielnienia, a potem najczęściej popadały w zadłużenie z tytułu niewywiązania się wojewodów – będących wówczas ich organami założycielskimi – z umów zawartych z zakładami.
O tej decyzji wojewodowie byli informowani już wcześniej. Udało nam się dotrzeć do pisma ministrów finansów oraz spraw wewnętrznych i administracji, rozesłanego do wojewodów na początku kwietnia br. Ministrowie dokładnie przedstawili w nim obowiązującą procedurę postępowania w kwestii regulacji zobowiązań wobec najwcześniej usamodzielnionych jednostek samodzielnych. Pismo kończy się stwierdzeniem, iż "fundamentalną sprawą dla szybkiego zakończenia spłat zobowiązań Skarbu Państwa związanych z ochroną zdrowia jest niezwłoczne przekazanie przez urzędy wojewódzkie do Banku Handlowego potwierdzeń roszczeń wierzycieli. Prosimy zatem o podjęcie zdecydowanych działań, tak aby wszystkie opóźnienia w tym zakresie zostały usunięte w ciągu maksimum trzech tygodni".
Od daty wysłania owego pisma miną niebawem 3 miesiące, tymczasem nie słychać o tym, by którykolwiek wojewoda spowodował do dziś oddłużenie któregoś spośród ok. 160 zakładów – pionierów reformy. Przypomnijmy, że kwota nie uregulowanych zobowiązań wobec tych jednostek została oszacowana na koniec 1998 r. na blisko 283 mln zł, co było niewielką częścią wielomiliardowego zadłużenia całej służby zdrowia. Za oddłużeniem pionierów od dawna opowiadała się "centrala": premier, komisje sejmowe i senackie, ministrowie. Ci ostatni dostarczyli wojewodom narzędzi do przeprowadzenia całej operacji, a mimo to sprawa tkwi w martwym punkcie.
- Z całego kraju docierają niepokojące sygnały, że w kwestii regulowania tych zobowiązań nic się nie dzieje – potwierdza dr Halina Sarul, dyrektor SPZOZ w Giżycku i członek utworzonego w marcu br. konwentu dyrektorów zadłużonych jednostek samodzielnych. – Pieniądze na oddłużenie są, jest też metodologia, a jednak nic z tego nie wynika. Władze wojewódzkie okazują zadziwiającą bezwładność czy wręcz paraliż.
Dyr. Sarul mówi, że gdyby prawo handlowe dotyczyło zakładów samodzielnych, to czterech spośród sześciu szpitali z dawnego woj. suwalskiego, które obecnie znajdują się w woj. warmińskim, po prostu już by nie było. Ich zadłużenie wielokrotnie przewyższa fundusze założycielskie. Zakłady te zostały usamodzielnione w latach 1996-1997 i dźwigają podwójny garb zadłużenia: zobowiązania Skarbu Państwa sprzed usamodzielnienia oraz niedoszacowane umowy z wojewodami po usamodzielnieniu. Obecnie ich egzystencja polega na stałym przedłużaniu agonii – trudnych rozmowach z nie opłacanymi dostawcami, stale grożącymi zaprzestaniem dostaw leków, odcięciem prądu, telefonów itd.
Część szpitali usamodzielnionych w woj. warmińskim w 1998 r. pracowała w długim nierzadko okresie – od zarejestrowania w sądzie do podpisania umowy z wojewodą – bez podpisanego kontraktu, a zatem bez ustalonych cen, stawek czy limitów świadczeń. Od jednego z takich szpitali zażądano ostatnio, by przedstawił komisji weryfikacyjnej ok. 10 tys. opracowanych elektronicznie dokumentów – rachunków, faktur itp. – Jeśli będą stawiane takie wymogi, to zima zastanie nas z nie rozwiązanym problemem oddłużenia – komentuje dyr. Sarul.
W woj. warmińskim sytuacja nie jest jeszcze najgorsza, gdyż tamtejszy wojewoda powołał komisję weryfikującą wnioski składane przez zakłady. Są jednak województwa, w których zakładom nie przekazano nawet metodologii wymaganej przy składaniu wniosków o oddłużenie, a władze wojewódzkie traktują dyrekcje zakładów jak dopraszających się łaski petentów.
Do zadłużonych należy też m.in. Szpital Wojewódzki nr 2 w Rzeszowie. Jednostka ta jako pierwsza w Polsce wygrała w ub.r. proces sądowy z wojewodą o zwrot długów, i udało się jej, poprzez komornika, odzyskać ok. 9 mln zł. Mimo że wojewoda w podpisanym ze szpitalem kontrakcie przyznawał, że umowa była niedoszacowana, toteż władze wojewódzkie będą się usilnie starały o dodatkowe pieniądze – obecny wojewoda wystąpił o kasację wyroku sądu.
- Czujemy się oszukani – mówi dr n. med. Wrzesław Romańczuk, dyrektor szpitala. – Z jednej strony stale monitowaliśmy wojewodę, że skończyły się pieniądze, z drugiej – nie mogliśmy ograniczać przyjęć pacjentów ani tym bardziej zamykać oddziałów czy szpitala, gdyż zakazywali tego – na piśmie – kolejni ministrowie zdrowia.
Szpital kierowany przez dyr. Romańczuka znany jest z wielu cennych inicjatyw, m.in. jako pierwszy w Polsce zdobył trzyletni certyfikat akredytacyjny Centrum Monitorowania Jakości w Krakowie, jako pierwszy uzyskał też przedłużenie go na kolejne 3 lata.
Jeśli regulowanie zobowiązań Skarbu Państwa nadal będzie fikcją, konwent dyrektorów spzozów zamierza złożyć skargę na polski rząd do Trybunału Europejskiego w Strasburgu.