Siódmy rok Hanna Bakuła usiłuje doprowadzić do ukarania lekarza Adama G., który oszpecił jej twarz (na szczęście nie na trwałe), wykonując operację plastyczną. Właśnie zaczyna od nowa.
Znana malarka, autorka bestsellerowych powieści, przed kilkoma laty zdecydowała się opowiedzieć głośno o tym, co przeszła. Dała wsparty zdjęciami wywiad do „SuperExpressu”, a w TVN, w programie Ewy Drzyzgi, wystąpiła razem z innymi ofiarami właściciela kliniki chirurgii estetycznej w podwarszawskim Miedzeszynie.
I mimo tej determinacji, narażania się na złośliwości na różnych plotkarskich portalach internetowych – Bakuła nie doczekała się osądzenia sprawcy jej cierpień i długotrwałej choroby.
W sądzie lekarskim sprawa została ostatecznie umorzona, natomiast toczący się kilka lat proces przed sądem powszechnym (z oskarżenia prokuratora) od października br. zaczyna się od nowa.
Wracamy do tej głośnej sprawy, aby pokazać, ile trzeba samozaparcia pacjentki, która w poczuciu swej krzywdy, a także z myślą o ostrzeżeniu innych kobiet, zdecydowała się na uchylenie dyskretnie zamkniętych drzwi luksusowej kliniki poprawiania urody.
Zrobimy buźkę
Marzec, 2003 rok. Hanna Bakuła zawozi znajomą na operację podniesienia powiek do prywatnej kliniki chirurgii estetycznej w Miedzeszynie. Willa jest ukryta za wysokim murem, gabinet właściciela dr. Adama G. tchnie elegancją w dobrym stylu. Empirowe biurko, piękne secesyjne lampy, droga podłoga, skórzane meble.
Lekarz jest jak do rany przyłóż. Zachowuje się tak, jakby się znali od lat, choć ona dopiero od kilku godzin wie o jego istnieniu. A na dodatek okazuje się wielbicielem jej obrazów.
– Pani Haniu – pyta z troską w głosie – dlaczego pani sobie noska nie zrobi? A nie chciałaby pani usunąć blizny na czole?
– Myślałam o tym – tłumaczy Hanna Bakuła. – To pamiątka wypadku samochodowego sprzed 20 lat. Radziłam się kilku lekarzy, ale żaden nie chciał się podjąć.
– Ależ! – śmieje się doktor. – Pani Haniu, co to za gadanie. Wezmę pani tłuszczyk z brody i wsadzę do noska. Nosek zeszlifuję, podbródek lekko odessę. Skórka pójdzie do góry, bo podciągnę. Pani Haniu, całego ambarasu 2 tygodnie.
Zgodziła się. W klinice leżała 2 dni, przyjaciel odebrał ją w kokonie bandaży na głowie. Jęczała, że bardzo boli. Dr G. zapewniał, że chwilowo.
Tymczasem w domu czuła się coraz gorzej. Gorączkowała. Trzeciego dnia po operacji ściągnięty telefonami dr G. przyjechał do jej mieszkania na zdjęcie szwów. – Zrobię to teraz – powiedział – bo wybieram się na narty. Ma pani buźkę zrobioną najlepiej w Polsce – zapewniał.
A jej twarz puchła coraz bardziej i za uszami zrobiły się bolesne „gule”. Doktor znów się pojawił z wizytą, aby wycisnąć krwiaki.
Zabieg został wykonany w kuchni – opowiada mi Hanna Bakuła. – Mój doktor rzeźnik nie miał rękawic, a gdy zapytałam dlaczego, odpowiedział, że wystarczy, gdy umyje ręce. Notabene wytarł je w kuchenną ścierkę. Nie zabrał też nożyczek chirurgicznych, użył moich do papieru, a zdezynfekował je perfumami z łazienki. Po wyciśnięciu czarnej mazi z krwiaków rozsiadł się na kanapie, aby mnie pocieszać: – Zobaczy pani, niedługo nie ta sama buzia.
Napomknął, że właściwie jest zwykłym chirurgiem, nie ma uprawnień chirurga plastyka, ale to bez znaczenia, ważne, że zna się na robocie, jest najlepszy w kraju.
Mijały dni, a ból rozsadzał jej czaszkę. – Chodziłam po ścianach – wspomina Bakuła.
Bliskie osoby radziły szukać pomocy w jakimś szpitalu, ale G. powstrzymywał ją, że nie ma potrzeby: – Oj pani Hanno, pani jest artystką, osobą wrażliwą, u takich zawsze goi się wolniej.
Ale sprowadził dermatologa, który, jak twierdzi malarka, zaaplikował jej w policzki 20 zastrzyków. Kiedy i to nie pomogło, ból miał przejść po serii specjalnych masaży. Niestety, policzki chorej były w takim stanie, że samo ich dotknięcie okazało się dla pacjentki torturą. Największą ulgę w cierpieniu przynosiły kompresy z lodu…
Hanna Bakuła miała zaplanowany wyjazd na urodzinową uroczystość do Krakowa. Gdy zbliżał się ten termin, zapytała dr. G., czy nie zaszkodzi jej podróż. Zapewnił, że przeciwnie. Rozerwie się, przestanie myśleć o policzkach. Pojechała. Na przyjęciu wypiła kieliszek wina i bardzo nie w formie położyła się do łóżka.
Kilkanaście dni później czekała ją podróż do Lizbony. Adam G. nie widział zdrowotnych powodów, aby rezygnowała, przypomniał tylko o unikaniu słońca.
– Już w samolocie – wspomina – ból wrócił ze zdwojoną siłą. Wielokrotnie potem dzwoniłam z Portugalii do kliniki dr. G. z pytaniem, czy mam jechać do tamtejszego szpitala. Stanowczo odradzał, bo „wszystko mu popsują”. Byłam posłuszną pacjentką.
Ale gdy wróciła do Polski i nadal czuła się okropnie, udała się po pomoc do dr. N. z kliniki chirurgii plastycznej Centralnego Szpitala Klinicznego WAM przy ul. Szaserów.
– Położył mnie na oddziale, aplikował różne antybiotyki – trochę pomogło, ale w sumie przez 2 lata cierpiałam jak potępieniec. Bez przerwy paliły mnie policzki i szyja. Miałam gorączkę. Do zdrowia przywrócił mnie dopiero lekarz, który stosuje leki homeopatyczne.
Pacjentka szczególnej troski
Dr Adam G. nie chce rozmawiać z dziennikarzami. Ale jego wyjaśnienia są złożone na sali sądowej. Jako oskarżony twierdził, że nie wie, co spowodowało infekcję u p. Bakuły. Może się tylko domyślać. Nie poinformowała go o swej chorobie zatok i zębów. Miała ogromne zmiany ropne na dziąsłach, zgorzel miazgi 6 czy 8 zębów, które wkrótce po operacji twarzy usunęła i dopiero potem poszła ze skargą do prokuratury. Co do krwiaków na twarzy – doktor nie rozumie wszczętego rejwachu, przecież pacjentka podpisała zgodę na operację, w tekście była wzmianka, że po zabiegu mogą powstać przejściowe zasinienia. Nigdy nie obiecywał, że ustąpią po 2 tygodniach.
Oskarżony zaprzeczył wytworzeniu się krwiaka „w przestrzeni pozawięziowo-mięśniowej”; twierdził, że przy jego metodzie operacji jest to niemożliwe. Pani Bakuła przesadza, mówiąc o dużej „guli” za uchem. To był mały krwiak, nie powodował żadnego bólu. Owszem, wystąpił duży obrzęk, ale to normalne. Po operacji podciągania twarzy jedni puchną bardziej, inni mniej.
Co do złego samopoczucia pacjentki w Krakowie – nic dziwnego, słyszał, że się upiła i spadła ze schodów.
– Ponieważ jej dolegliwości były wygórowane i nieadekwatne do rzeczywistego stanu po operacji, zaproponowałem wizytę u prof. Józefa J., chirurga ze specjalizacją plastyczną – wyjaśnił w sądzie dr Adam G. – Profesor nie widział potrzeby wykonywania reoperacji. Uznał, że wystarczą zabiegi fizjoterapii.
Przed sądem J. potwierdził, że facelifting był przeprowadzony prawidłowo. Krwiaki na policzku i w okolicy żuchwy to ryzyko pooperacyjne. Stan gorączkowy i obrzęk twarzy po takich zabiegach są rzeczą naturalną. Co do ewakuowania krwiaka z twarzy, on nie robiłby tego w domu pacjentki. Do zabiegu muszą być odpowiednie rękawice, narzędzia, bielizna operacyjna.
Na pytania adwokata Hanny Bakuły świadek przyznał, że współpracuje z dr. Adamem G., który kilkakrotnie prosił go o konsultacje swoich pacjentów. Właściciel kliniki w Miedzeszynie szkoli się u prof. J. w zakresie chirurgii estetycznej. Obecnie bowiem chirurg ogólny, aby mógł wykonywać operacje plastyczne, musi mieć certyfikat izby lekarskiej.
Kolejny świadek oskarżonego, dermatolog Tomasz P. (ten, który, jak twierdzi Hanna Bakuła, zaaplikował jej w policzki 20 zastrzyków ze sterydami), również współpracuje z dr. G. W sądzie zeznał, że po telefonie z Kliniki AG w Miedzeszynie przyjechał z torbą lekarstw do domu pacjentki Bakuły, głównie dlatego, że jako osoba publiczna wymagała szczególnej troski.
- Ogólnie wyglądała atrakcyjnie, choć było to dopiero kilkanaście dni po operacji. Na twarzy stwierdziłem pierwszy stopień trądzika różowatego. Buzia była czerwona, ponieważ przy braku ochrony przed słońcem trądzik przechodzi w fazę następną. Kobiety po czterdziestce z niewielką nadwagą i krótką szyją mają tendencję do zmian naczyniowych – wyjaśnił sądowi. (W tym miejscu poszkodowana przedstawiła opinię z salonu kosmetycznego, którego jest od lat klientką, że nigdy nie stwierdzono tam, aby miała kłopoty z cerą.)
W trakcie pierwszej wizyty dermatolog P. wykonał wkłucia w policzki Bakuły. Zaprzeczył, że tych zastrzyków było dwadzieścia.
Kolejnym świadkiem oskarżonego był współpracujący z nim masażysta Paweł Ś. Dr Adam G. sprowadził go do domu cierpiącej Hanny Bakuły, aby jej rozmasował „pooperacyjne wzgórki i zasinienia”.
Paweł Ś. też dołożył swą cegiełkę do przedstawienia pacjentki w jak najgorszym świetle:
– Zdaje się, że mówiła o wyjeździe do Krakowa tydzień czy 2 po zabiegu i coś takiego padło, że piła tam dużo i wtedy pojawiły się powikłania.
Zeznawali też lekarze ze szpitala przy Szaserów, do których H. Bakuła dotarła już sama, po powrocie z Portugalii. Ujawnili wyniki swoich badań.
Dr Jarosław N. stwierdził w niecały miesiąc po operacji podwyższone wskaźniki stanu zapalnego. W obrazie USG widoczny był obrzęk tkanki podskórnej twarzy, szyi, policzków i okolicy podżuchwowej z odczynowym powiększeniem węzłów chłonnych. N. nie dociekał pochodzenia stanu zapalnego. Nie oceniał też stanu funkcjonowania układu immunologicznego pacjentki.
Ale szukał pomocy dla chorej u dr. Wojciecha W., ordynatora kliniki chirurgii plastycznej na Szaserów. W. stwierdził „powikłania zapalne bliznowe o charakterze zniekształceń pierwotnych i wtórnych, zgrubienia”.
– Pracuję w chirurgii plastycznej od 1975 r. – zeznał ordynator w sądzie – i po raz pierwszy spotkałem się z tak nasilonym stanem zapalnym. Zastanawiałem się, czy to w ogóle możliwe, wszak stosunkowo dużo czasu upłynęło od operacji. Stan pacjentki był poważny. Nie mogła mówić, ani swobodnie jeść. Widziałem związek między zabiegiem faceliftingu a zakażeniem gronkowcem. Wydaje się, że oskarżony nie ma kwalifikacji specjalisty z zakresu chirurgii plastycznej.
Na tym proces przerwano, gdyż przewodnicząca składu sędziowskiego awansowała, a wobec zmiany sędziego kodeks karny każe rozpoczynać wszystko od początku.
Bez pośpiechu
Hanna Bakuła czekała też na orzeczenie sądu lekarskiego. Przed to gremium skargę wniosła dr Janina Barbachowska, rzecznik odpowiedzialności zawodowej. Adam G. wniosek o ukaranie go określił krótko – to są „jakieś konfabulacje”.
10 maja 2007 r. Okręgowy Sąd Lekarski w Warszawie uznał winnym lekarza Adama G. zarzucanych mu czynów, a mianowicie:
Wykonując plastykę twarzy H. Bakuły połączył kilka drobnych zabiegów z dużym zabiegiem faceliftingu, co spowodowało wydłużenie czasu operacji oraz możliwość penetracji bakterii saprofitujących z nosa na pole operacyjne tkanek miękkich twarzy i szyi. Powołany biegły określił takie postępowanie jako niedopuszczalne.
Ponadto zbyt późno, bo dopiero w 5. dobie – lekarz rozpoznał u pacjentki powikłania pooperacyjne i leczył ją nakłuciami oraz wyciskaniem, zamiast opróżnić krwiaki w sali operacyjnej. Spowodowało to przewlekły stan zapalny. OSL uznał za dowiedzioną „niefrasobliwość obwinionego w zakresie przestrzegania zasad aseptyki”.
Orzekający lekarze rozważyli linię obrony oskarżonego, że powikłany przebieg pooperacyjny mógł się wiązać z chorobami przyzębia pacjentki.
– Teoretycznie tak, stwierdzili sędziowie z samorządu lekarskiego, ale przesłuchana dentystka H. Bakuły przedstawiła dokumentację leczenia swej pacjentki, z której wynikało, że na przełomie zimy i wiosny 2003 r. zęby były zdrowe, wykonywano tylko zabiegi piaskowania. Natomiast chirurg szczękowy stwierdził, że Bakuła była u niego 4 stycznia 2004 r., a więc wiele miesięcy po operacji. Usunął kilka martwych zębów, ale nawet te do ekstrakcji zdaniem specjalisty nie mogły grozić zakażeniem.
Świadek zdziwił się, że chirurg, zajmujący się plastyką twarzy, obwinia swą pacjentkę, jakoby zignorowała źródło infekcji w jej organizmie. Jego obowiązkiem było wykluczenie istnienia ognisk zapalnych przed przystąpieniem do operacji. (Obwiniony zareagował na tę uwagę oburzeniem: – Czy ja muszę zaglądać komuś w zęby?)
Sąd lekarski zastrzegł się, że po latach nie można uznać za dowiedzione, iż powikłania po operacji były skutkiem nieuprawnionego rozszerzenia zakresu operacji, ale jest to związek wielce prawdopodobny. Ta okoliczność nie ma wpływu na zaistnienie przewinienia zawodowego, może jedynie rzutować na wymiar kary.
Właściciel kliniki AG w Miedzeszynie Adam G. otrzymał naganę. W uzasadnieniu kary podniesiono, że Hanna Bakuła zgodziła się na zabieg nie uprzedzona przez chirurga, że jednoczesne wykonanie kilku korekt stwarza dodatkowe ryzyko, związane m.in. ze zwiększeniem prawdopodobieństwa zakażenia pola operacyjnego.
Z lektury orzeczenia OSL wynika, że stojący przed sądem koleżeńskim Adam G. traktował wniesioną na niego skargę w sposób nonszalancki.
„Obwiniony próbuje zbagatelizować rozmiar krwiaka. (…) Twierdzenie jego obrońcy, że historia choroby jako dowód w dochodzeniu do prawdy nie ma większego znaczenia, a sąd musi dawać wiarę temu, co wyjaśnia obwiniony, w ogóle nie nadaje się do polemiki” – napisano w uzasadnieniu.
Adam G. odwołał się od orzeczenia do wyższej instancji – Naczelnego Sądu Lekarskiego, który wyznaczył rozprawę na 24 stycznia 2008 r.
Hanna Bakuła została poinformowana, że nie jest pokrzywdzoną w sprawie, ponieważ postępowanie wyjaśniające zostało wszczęte z urzędu przez Okręgowego Rzecznika Odpowiedzialności Zawodowej, a nie na podstawie jej skargi. Zatem orzeczenie NSL dostanie pocztą.
I dostała – po 10 miesiącach. Była to informacja, że postępowanie zostało umorzone ze względu na upływ 5-letniego terminu przedawnienia karalności. Tak stanowi art. 51 ustawy o izbach lekarskich. Sąd wyraził głębokie ubolewanie, że nie mógł wyrokować w tej sprawie merytorycznie.
Bakuła napisała zażalenie do rzecznika praw obywatelskich. W odpowiedzi poradzono jej wniesienie skargi do Trybunału Konstytucyjnego.
Naganiaczki
Dała sobie spokój, i tak z powodu niefortunnego zabiegu zmarnowała zdrowie i mnóstwo czasu, przez prawie rok nie malowała, musiała odwołać wystawę swoich prac w Nowym Jorku.
Ale temperament, wrodzona empatia, a także to, że mieszkając przez wiele lat w Nowym Jorku wśród artystów, celebrytów, oswoiła się z naturalnym pragnieniem kobiet do poprawiania swego wyglądu, kazały jej przestrzec potencjalne ofiary dr. G.
Wystąpiła w programie Ewy Drzyzgi „Rozmowy w toku” razem z innymi niefortunnymi pacjentkami kliniki AG w Miedzeszynie. Opisała je na swoim blogu: dziewczynę ze zropiałym biustem, której dr G. sześć razy wkładał i wyjmował implanty piersiowe. Dojrzałą kobietę, u której odsysanie tłuszczu z brzucha skończyło się przetoką i permanentnym stanem zapalnym.
Zaproszeni do programu TVN goście obnażyli metody naganiania pacjentek do klinik chirurgii plastycznej.
Malarka nadal czujnie śledzi nowe dokonania swego wroga.
– Ostatnio dr G. (tu pełne nazwisko) postanowił metodą odsysania tłuszczu zmniejszyć uszy pewnemu facetowi. Wiem to od lekarzy, bo sprawa jest znana w środowisku, choćby dlatego, że człowiek w uszach tłuszczu nie ma i nie wiem, czy ma jakiekolwiek zwierzę. Tej wiedzy nie miał dr G., może jednak przydałaby się specjalizacja? Oczywiście, uszy zostały zainfekowane i może istnieć możliwość obcięcia, a on ciągle swoje – pisze na blogu. Artystce sekundują wierne czytelniczki.
„Wierzę w to, co Pani przeżyła, jak ktoś chce, niech kliknie www.znanilekarze.pl i tam wystuka jego imię i nazwisko, i zobaczycie, jakie ma oceny oraz tragedie, jakie opisują pacjentki! Omijać szerokim łukiem tego rzeźnika!”
Wystukałam. A tam… same komplementy. Dziwnie konsekwentne w opozycji do wszystkich zarzutów poszkodowanej malarki. Jakby wpisujące się znały akt oskarżenia przeciwko dr. G. i gorliwie usiłowały go zdyskontować.
* Mam 59 lat. Podciągałam sobie twarz. Po zabiegu wyglądałam bardzo źle, miałam siniaki i opuchliznę. Nigdzie nie mogłam się pokazać, ale już po tygodniu było lepiej. Teraz jest świetnie. Wszystkim polecam ten zabieg u dr. G., który udzielał mi porad i nie próbował namówić, a wręcz odmawiał wykonania innych zabiegów na twarz. Aby zobaczyć rezultat, prosił, abym poczekała 2–3 miesiące. Miał rację.
* Dr Adam G. metodą Serdeva operował mi opadające brwi. Jako jedyny w Polsce opanował tę metodę. U mnie efekt jest rewelacyjny, oko otworzyło się, odmłodniało. Już po 3 dniach byłam w pracy. Mimika twarzy jest zachowana, nie tak jak po botoksie. To dobra metoda dla kobiet, dla których mniejszym problemem są zmarszczki, a większym grawitacja, która wpływa na osuwanie się twarzy w dół wraz z upływem czasu...
* Zgadzam się z tą opinią. Do Doktora G. specjalnie przyleciałam z Hiszpanii!! Słyszałam o Nim bardzo dobre opinie i nie zawiodłam się!! W trakcie jednego znieczulenia miałam powiększane piersi, usta i zlikwidowaną przepuklinę pępkową. Nie musiałam być parę razy znieczulana – to duży komfort!! Klinika jest bardzo nowoczesna, czysta i personel bardzo sympatyczny, a sam Pan doktor to przemiły człowiek, zawsze uśmiechnięty i ma niesamowite poczucie estetyki, co jest bardzo ważne w tym fachu. Jest tak samo dobry (jak nie lepszy) jak dr Robert Rey.
* Robiłam 2 tygodnie temu rozległą liposukcję oraz podnosiłam brwi na nitkach oraz pośladki. Doktor odpowiada na wszystkie pytania oraz dokładnie określa, jaki może być efekt po zabiegu, żeby nie było rozczarowań. Ja jestem zachwycona efektem po. (…)
* Dwa lata temu u doktora Adama G. dokonałam liposukcji. Jestem bardzo, bardzo zadowolona z wyników tego zabiegu. W tym roku zdecydowałam się na korektę piersi i na zupełnie nowy zabieg „podciągnięcia” twarzy za pomocą „tajemniczej” nitki. Efekty obu zabiegów są rewelacyjne. Twarz została za pomocą nitki i czterech dziurek (których po tygodniu nie było już widać) odmłodzona o kilka lat. Doktor G. jest wybitnym specjalistą i wręcz artystą w swojej profesji. Polecił mi go mój znajomy, który pracował u niego przez wiele lat jako masażysta.
Czy naprawdę te wpisy pochodzą od szczęśliwych pacjentek dr. G.? Czy to raczej produkt piarowski? Rzecz nie do rozstrzygnięcia wobec anonimowości wpisów. Będziemy relacjonować ponowny proces dr. Adama G. przed sądem powszechnym.