Zazwyczaj w newsach mamy kilka godzin na zrealizowanie materiału. Rano decyzja – wieczorem emisja. Czasami jednak zdarza się, że na temat trzeba poświęcić nie kilka godzin, tylko kilka dni. Tak było ostatnio, kiedy przygotowywałem program o konflikcie interesów, do którego doszło w Agencji Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji. O co chodziło – można zobaczyć w Internecie. Zrealizowałem zadanie, które sam sobie postawiłem: zebrałem odpowiednią dokumentację i komentarze. Przy okazji researchu objawiła mi się jednak smutna rzeczywistość, która zapewne dotyczy nie tylko służby zdrowia. Otóż dzwoniłem przez te kilka dni do wielu luminarzy, osób z tytułami, pozycją i dorobkiem naukowym i przedstawiałem im z detalami sprawę dotyczącą decyzji, jakie podejmował w ostatnich miesiącach prezes AOTMiT. Większość rozmówców była zgodna co do tego, że absolutnie jest to konflikt interesów. Niewielu jednak zdecydowało się powiedzieć o tym publicznie. Jestem wdzięczny za szczerość towarzyszącą odmowom; moi rozmówcy nie wykręcali się brakiem czasu, tylko mówili jak jest: byli przekonani, że publiczne wypowiedzenie się w tej słusznej sprawie spowoduje popadnięcie w jakąś formę niełaski. Ktoś zna osobiście pana prezesa i nie chce stracić tego kontaktu, ktoś dostaje zlecenia z AOTMiT i chce je nadal otrzymywać, ktoś inny jest krajowym specjalistą i chce jeszcze nim trochę pobyć, ktoś wreszcie pracuje na kierowniczym stanowisku w instytucie zależnym od ministra zdrowia. Bali się wypaść z układu. Moja koleżanka z redakcji, która pomagała mi w tej telefonicznej misji docierania do ekspertów, po trzech dniach miała oczy jak monety okrągłe ze zdziwienia – a więc tak to wygląda od środka?
W tym zbieraniu opinii dotknąłem bardzo delikatnej tkanki, którą jest obrośnięty niewielki pokurczony polski organizm wzajemnych zależności w ochronie zdrowia. Nadal ręka rękę myje i od czasu do czasu słychać jedynie cmoknięcia nie tylko zresztą w to, co wypucowane. Pod tym względem nic nie zmieniło się od 2015 roku, czyli od kiedy rządzi PiS. Podobne zależności i podobny grajdołek mieliśmy dziesięć i dwadzieścia lat temu. Zmieniły się szyldy, i tyle. Wąski rynek ekspertów, którzy znają się na przykład na HTA – trzeba jednak przyznać – nie daje możliwości radykalnego przewietrzenia. A do tego społeczeństwo na razie chyba za bardzo się tym problemem nie przejmuje – cóż za dziwny medialny zarzut: konflikt interesów! Przeciętny Kowalski wie już na szczęście co to korupcja; wie, że niekoniecznie „wszyscy biorą” i że można za to siedzieć. Ale konflikt interesów to już dla niego raczej abstrakcja – przecież nikt tu nie łamie prawa, czego się więc czepiać? Przeciętny Kowalski może nie rozumieć, przynajmniej na razie, że konflikt interesów, nie łamiąc przepisów, łamie zasady; że jest to posłaniec przygotowujący grunt pod to, co potem ścigają panowie z instytucji na trzy litery. Brak wypracowanych metod zarządzania konfliktem interesów w kadrze kierowniczej takich instytucji jak AOTMiT, a do tego oportunizm środowiska i społeczna obojętność wobec problemu, to mieszanka nad wyraz śmierdząca.