Miesięczny termin, jaki Ministerstwo Zdrowia przewidziało na przeprowadzenie konsultacji społecznych w sprawie „kolejkowego” pakietu projektów nowelizujących kilka ustaw i rozporządzeń jest – biorąc pod uwagę złożoność problemu i zakres proponowanych rozwiązań – dość krótki. Pamiętając jednak, że jeszcze niedawno Naczelna Izba Lekarska otrzymywała do zaopiniowania projekty aktów prawnych z terminem „na wczoraj” należy odnotować niewątpliwy postęp.
Nie bez powodu zwracam uwagę na problematykę konsultacji projektów nowych regulacji prawnych. Ciągle bowiem administracja rządowa, a Ministerstwo Zdrowia w szczególności, nie dostrzega znaczenia partycypacji obywateli w procesie stanowienia prawa dla jego jakości, przewidywalności oraz racjonalności.
Dwa lata temu podczas Forum Ochrony Zdrowia w Krynicy został zaprezentowany raport dotyczący koniecznych zmian w procesie konsultacji publicznych rządowych projektów aktów normatywnych. Autorzy raportu zwrócili uwagę na fakt, że dobrze zorganizowane konsultacje społeczne stanowią cenne źródło wiedzy o stanie prawa i skutkach jego zmian, które dotąd nie było w pełni wykorzystywane przez prawodawcę i w czym należy dopatrywać się wielu istniejących obecnie systemowych problemów legislacji.
Postulowany przez wspomnianych autorów model konsultacji publicznych powinien obejmować cztery fazy stanowienia prawa: analizy problemu, który ma być poddany regulacji, prac nad założeniami do ustawy, prac nad samym projektem aktu prawnego oraz badań skutków w 2–3 lata od wejścia w życie ustawy.
Kanwą dla debaty podczas krynickiego Forum był niski poziom legislacji i brak odpowiednich konsultacji publicznych w procesie stanowienia prawa zdrowotnego. Jak to przedstawia się dzisiaj po upływie blisko dwóch lat od publikacji raportu, notabene współfi nansowanego ze środków unijnych? Rzetelnie przeprowadzona analiza problemu rzadko poprzedza prace nad projektem, a co dopiero mówić o konsultacjach.
Przykład pierwszy z brzegu – wypisywanie recept. Zaledwie kilka miesięcy temu zapowiadano wprowadzenie bezwzględnego wymogu osobistego kontaktu lekarza z pacjentem, aby można było wystawić receptę na lek refundowany w ramach kontynuacji leczenia. Teraz receptę w takiej sytuacji będzie mogła wypisać pielęgniarka z tytułem licencjata, i na dodatek zaocznie.
Nie kwestionując kierunku zmian w podejściu do sprawy recept, chciałoby się zapytać o przeprowadzoną wcześniej pogłębioną analizę problemu, z której wziął się ten pomysł. W uzasadnieniu do projektu nowelizacji ustawy o zawodach pielęgniarki i położnej nie ma o tym ani słowa.
Druga faza procesu legislacyjnego obejmująca prace nad założeniami ustawy jest przez resort zdrowia zwykle pomijana. Nie ma w związku z tym co konsultować. Tak się stało również w przypadku pakietu kolejkowego. Ministerstwo od razu przeszło do projektów ustaw, a ich genezę na swojej stronie internetowej skwitowało krótko: wprowadzenie tych rozwiązań zostało zapowiedziane 21 marca br. na konferencji prasowej ministra zdrowia oraz premiera Donalda Tuska. W ten sposób będziemy mieli do czynienia po raz kolejny tylko z jednym cyklem otwartych konsultacji. Tymczasem minimalny postulowany standard to dwa cykle: projektu założeń i projektu ustawy.
Ostatni etap, czyli badanie skutków już funkcjonujących ustaw po kilku latach od ich uchwalenia nie jest przez resort przeprowadzany wcale. A może od takiego przeglądu dotychczasowej legislacji należałoby zacząć? Również przy okazji pomysłów na skracanie kolejek.