Wostatnim wydaniu „Służby Zdrowia” pisałem o problemie niskich nakładów publicznych na zdrowie i konieczności przyjęcia w tej sprawie rozwiązań systemowych, zwłaszcza wobec dobrego stanu gospodarki i finansów publicznych. Od tego czasu bieg wydarzeń w naszej polityce bardzo przyspieszył i dzisiaj mamy zupełnie inną sytuację.
Stało się to bez wątpienia za przyczyną zaostrzenia przez rezydentów protestu, który trwał już przecież od wielu miesięcy. Pamiętamy wielką ubiegłoroczną manifestację młodych lekarzy zakończoną wiecem na placu Konstytucji w Warszawie i deklaracjami ministra zdrowia, odnoszącymi się m. in. do zwiększenia wydatków na służbę zdrowia.
Wprawdzie główny postulat młodych lekarzy mówiący o zwiększeniu w ciągu trzech lat finansowania opieki zdrowotnej ze środków publicznych do poziomu 6,8% produktu krajowego brutto (PKB) nie został zrealizowany, ale kwestia wysokości publicznych wydatków na zdrowie stała się przez kilka tygodni przedmiotem debaty publicznej, a rząd przeszedł wreszcie od deklaracji do działań. I to jest w dużej mierze zasługą rezydentów.
24 października Rada Ministrów przyjęła projekt nowelizacji ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych, który gwarantuje coroczny wzrost finansowania ochrony zdrowia. Poziom 6% produktu krajowego brutto (PKB) ma być osiągnięty w 2025 r. Projekt trafił szybko do sejmu bez wcześniejszych konsultacji publicznych. Jak napisano w tzw. ocenie skutków regulacji (OSR): „ze względu na wagę̨ i pilność sprawy projekt procedowany w trybie odrębnym”.
Sam projekt jest krótki. Zmienia dwa artykuły obecnej ustawy i dodaje dwa nowe. Istota nowelizacji polega na tym, że co roku z budżetu państwa będzie przekazywana dotacja do NFZ zapewniająca osiągnięcie w danym roku określonego w ustawie poziomu finansowania w relacji do PKB. W 2018 r. ma to być – 4,67%, w 2019 r. – 4,86% itd. aż do 6%. Brane pod uwagę mają być tylko wydatki budżetowe państwa oraz koszty NFZ. Nie będą liczone wydatki na zdrowie samorządu terytorialnego.
Według OSR skutki finansowe dla budżetu państwa w ciągu 10 lat mają przekroczyć łącznie kwotę 500 miliardów złotych. Założono jednak, że rzeczywisty wpływ na budżet będzie mniejszy ze względu na fakt, iż głównym źródłem finansowania świadczeń gwarantowanych jest składka na ubezpieczenie zdrowotne, której pobór zależy przede wszystkim od liczby zatrudnionych oraz poziomu wynagrodzeń. Poprawa w tym zakresie będzie przekładała się̨ na zwiększenie wpływów ze składki zdrowotnej. Szacuje się np., że stopa bezrobocia będzie dalej spadać i już w 2020 r. wyniesie 4%. Niezależnie od wysokości wpływów ze składki obciążenie budżetu będzie i tak bardzo duże.
NFZ nie będzie mógł swobodnie dysponować otrzymaną dotacją. Kwota odpowiadająca przyrostowi wydatków w stosunku do roku poprzedniego będzie przeznaczana na świadczenia z wykazu określanego corocznie przez ministra zdrowia. Minister ma brać pod uwagę długość kolejek, mapy potrzeb zdrowotnych oraz szczególne potrzeby takich kategorii pacjentów, jak dzieci, osoby niepełnosprawne czy osoby w wieku podeszłym. Czy to zagwarantuje lepszą efektywność i większą przejrzystość wydatkowania środków – można wątpić. Do tego potrzebna będzie zasadnicza reforma. Nowelizacja nie spowoduje też automatycznie podwyższenia wynagrodzeń pracowników. Mamy tu ewidentny niedostatek dialogu. Jednak ustawowe zagwarantowanie wzrostu finansowania ochrony zdrowia w relacji do PKB jest krokiem bez precedensu. I to trzeba docenić.