Niepokojące prognozy, kolejna próba odpowiedzi na zasadnicze pytania, w tym – jak usprawnić system oraz zaskakujący konsens byłych ministrów zdrowia – to wynik obrad samorządowców z całego kraju. Z poznańskiego Kongresu nie wyjechali pokrzepieni. Głównie dlatego, że o wypracowanych podczas debat postulatach nie mieli z kim rozmawiać. Zabrakło przedstawicieli Ministerstwa Zdrowia.
Najwięcej mówiono o tym, jak jest, a być nie powinno. Paradoksy obecnego systemu wypunktowała Elżbieta Hibner, wiceminister zdrowia w rządzie Jerzego Buzka. Dowodziła np., że jeśli każdy samorząd ustawowo odpowiedzialny jest za wszystko, czyli za ochronę zdrowia, za promocję i profilaktykę – to znaczy, że nie odpowiada za nic. Zbyt szeroki zakres nałożonych obowiązków przytłacza bowiem samorządy. Odniosła się też do trwającej od miesięcy dyskusji o zrównaniu praw szpitali publicznych i niepublicznych. W krótkim wywodzie przedstawiła, że znacznie taniej będzie umożliwić szpitalom publicznym pobieranie opłat od pacjentów niż tworzyć i utrzymywać nowe instytucje ubezpieczeniowe. Gromkie brawa wzbudziła wypowiedź b. wiceminister zdrowia dotycząca podziału pieniędzy ze składki zdrowotnej. – O 13% mają wzrosnąć nakłady na refundację leków, a pieniądze wydawane na szpitale mają pozostać na poziomie 2010 r. Kto więc prowadzi w Polsce politykę zdrowotną? Koncerny farmaceutyczne – wyjaśniała.
Coraz wyższe nakłady
Zarówno wśród gości, jak i prelegentów przeważali praktycy borykający się z obowiązkami nałożonymi na samorządy jako organy prowadzące, jak również osoby, które pełniły odpowiedzialne funkcje podczas reformowania systemu. Ale nawet wystąpienia przedstawicieli nauki: prof. Jana Sobiecha z Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu oraz prof. Zbigniewa Woźniaka z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu niewiele wspólnego miały ze stricte naukowym wykładem. Tym bardziej że obaj profesorowie wielokrotnie powoływani byli w skład komisji i ciał doradczych rządów przygotowujących i wprowadzających system ubezpieczeń zdrowotnych w Polsce. Prof. Sobiech nie był zaskoczony wieloletnimi narzekaniami na zbyt małe nakłady na ochronę zdrowia. Przypomniał, że gdy na początku lat 90. pracował w komisji przygotowującej założenia ekonomiczne reformy, wyliczono, że składka zdrowotna powinna wynosić 13% naszych wynagrodzeń. Mówiąc o przyszłości, prof. Woźniak przytoczył natomiast szacunki mówiące, że w najbliższych 20 latach nakłady na ochronę zdrowia będą wymagały środków równych 30% PKB.
Wśród pytań, na które próbował odpowiedzieć prof. Sobiech, znalazła się kwestia takiego skonstruowania koszyka świadczeń zdrowotnych, aby pozwolił on stworzyć przestrzeń dla konkurencji względem sektora publicznego. Jego zdaniem, tzw. koszyk to w największym skrócie ranking efektywności klinicznej procedur, co sprawia, że w sytuacji uprzywilejowanej stawiane są kliniki uniwersyteckie. Prof. Sobiech starał się też wyprowadzić z błędu wszystkich, którzy uważają, że kreatorem polityki zdrowotnej jest jedynie Ministerstwo Zdrowia. – Przecież Narodowy Fundusz Zdrowia jest nim również. I ta sytuacja jest bardzo wygodna dla MZ. Jest bowiem dwóch kreatorów, przy czym jeden z nich ukryty, a podległy ministrowi – dowodził.
Z kolei prof. Woźniak wystąpił z tezą, że w Polsce brakuje spójnej polityki zdrowotnej, co zastępowane jest programami zdrowotnymi. A ponieważ stanęliśmy przed realną potrzebą kolejnego ogólnopolskiego oddłużania szpitali, profesor zaproponował kilka rozwiązań, których wprowadzenie zwiększyłoby przychody systemu ubezpieczeń zdrowotnych. Jedno z nich zawierało się w haśle: Kto chce więcej – dopłaca. Dopłata dotyczyłaby tego, co placówki ochrony zdrowia oferują w standardzie podstawowym. Inne hasło: Kto generuje warunki zagrażające zdrowiu – ten płaci, prof. Woźniak odniósł do tzw. podatku Religi.
– Pierwotne założenie było takie, by koszty ponosili sprawcy wypadków. W praktyce 12% od swoich składek płacili wszyscy kierowcy. To spowodowało, że ten pomysł przez całe lata nie zyska już aprobaty – wyjaśniał.
Zlikwidować centralę NFZ
Publicznym rachunkiem sumienia rozpoczęła się debata byłych ministrów zdrowia. Elżbieta Hibner, Marek Balicki i Leszek Sikorski odpowiadali Małgorzacie Soleckiej, których z zaniechanych zmian, jakie mogły być wprowadzone, gdy kierowali resortem – żałują szczególnie. – Dużym osiągnięciem było stworzenie zewnętrznego płatnika. Podczas wprowadzania reformy zlekceważono jednak sektor świadczeniodawców. Nie został on zreformowany, a tylko wrzucony w gestię samorządów – wyznała Elżbieta Hibner. Leszek Sikorski żałował, że gdy dzierżył tekę ministra, nie udało się przeprowadzić ustawy o przekształceniu szpitali w spółki użyteczności publicznej. Podczas jego kadencji nie udało się też zainicjować wdrożenia dodatkowych ubezpieczeń zdrowotnych. – Ustawa o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych mogła być inna. Co prawda, trzeba było wtedy iść na kompromis, ale czy nie poszedł on za daleko? Czy dobrym rozwiązaniem było przyjęcie połowicznej ustawy, nie dającej ścieżki wprowadzającej inne formy gospodarki finansowej? – zastanawiał się Marek Balicki.
W pierś uderzył się też prof. Woźniak, nie jako były minister, ale członek Sekretariatu Komitetu Społecznego Rady Ministrów za rządów Hanny Suchockiej i potem Jerzego Buzka. – Żałuję, że zabrakło odwagi politycznej przy tworzeniu zrębów reformy. To się odbiło na rezygnacji z niezwykle ważnych elementów zmian: składkę zmniejszono z proponowanych pierwotnie 10 do 7,5% i zrezygnowano z zapisu, że po 2 latach pojawią się prywatni ubezpieczyciele – wspominał.
Zaskakującą zgodność wszystkich uczestników debaty wywołało pytanie o to, jak poprawić finansowanie systemu. – Nie można tego systemu nazywać ubezpieczeniowym, bo przecież nie szacuje się ryzyka ubezpieczeniowego. To system quazi-ubezpieczeniowy – zaczęła Elżbieta Hibner, po czym zaakcentowała potrzebę powrotu do 16 funduszy regionalnych. – 60 mld zł wymknęło się spod kontroli. Trzeba zlikwidować centralę NFZ i wprowadzić regionalną strukturę płatnika – dodawał Marek Balicki.
„Partnerzy na trudne czasy” – takie hasło towarzyszyło panelowi poświęconemu współpracy samorządów z organizacjami pozarządowymi. O swoich doświadczeniach mówił Michał Wojtczak, kierujący Fundacją Patria, zajmującą się rehabilitacją osób niepełnosprawnych, głównie dzieci i młodzieży niechcianej, oraz dr Małgorzata Adamczak, reprezentująca Fundację Ludzie dla Ludzi, której działania skupiają się wokół profilaktyki i wczesnej diagnostyki nowotworów. Biorąc pod uwagę imponujący zakres działalności oraz niskie koszty obu organizacji, żaden z prelegentów nie musiał udowadniać, że udzielone im wsparcie ze strony samorządów lokalnych to dobrze wydane pieniądze. Sama dr Adamczak też zwracała uwagę na wieloletnie doświadczenia we współpracy z Urzędem Miasta Poznania. Podczas dyskusji z ust samorządowców padły stwierdzenia, że do rzeczywistego partnerstwa we współpracy z organizacjami pozarządowymi potrzebne są regulacje na styku 3 systemów: zdrowotnego, oświatowego i pomocy społecznej.
Więcej: www.kongres-zdrowia.pl