Festiwal wyborczych obietnic dobiegł końca, nadchodzi czas ich realizacji i nie ma co ukrywać, zaczyna się problem. Żadne z liczących się ugrupowań nie sformułowało wyborczego programu w zakresie ochrony zdrowia wystarczająco jednoznacznie, aby można było bez ociągania rozpocząć jego wdrażanie. Brałem udział w zespole dyskutującym program zdrowotny zwycięskiej formacji i na poziomie jasno zdefiniowanych haseł program został sformułowany. Problem jednak w tym, że te same hasła można realizować w różny sposób i różnie je rozumieć. Jest to od wieków nierozwiązywalny problem próby pogodzenia zwięzłości sformułowań i ich jednoznaczności. Nie bez przyczyny często cytujemy, że „diabeł tkwi w szczegółach”.
Felieton ten piszę tuż przed ogłoszeniem przez nowego ministra zdrowia programu działania na najbliższe lata. Poprzednicy pozostawili sprawy ochrony zdrowia w stanie godnym pożałowania. Postępująca centralizacja oraz koncentrowanie się na rozwiązywaniu problemów pojawiających się incydentalnie z jednej strony całkowicie obezwładniły myślenie w regionach. Mało tego. Regionalne inicjatywy były niechętnie widziane, czasem nawet karane. W rezultacie myślenie odpłynęło do Warszawy, gdzie na ulicę Miodową spłynęła łaska światłości wiekuistej. Tam jest światłość, tam jest skarbnica wiedzy i tam zawsze jest racja. Z drugiej strony, koncentrowanie się na „światłym” rozwiązywaniu problemów jednostkowych spowodowało całkowite rozstrojenie się systemu opieki zdrowotnej. Nikt już nie wie, dokąd to wszystko zmierza, a rozbieżne i niejasne zapowiedzi jeszcze pogłębiają chaos i niepewność jutra. Jakkolwiek jestem zwolennikiem sprawnego zarządzania silną ręką, to z drugiej strony jestem zdecydowanym zwolennikiem decentralizowania decyzji i delegowania władzy. Nigdy też nie mogłem zrozumieć powszechnej u większości polityków skłonności do maksymalnego koncentrowania władzy, z której nie byli w stanie korzystać. Dla każdego doba ma tylko 24 godziny. W tym czasie można zająć się jakąś konkretną liczbą spraw, wydać konkretną liczbę decyzji i liczby te nie są nieograniczone. Poza zasięgiem czasowym i intelektualnym zawsze pozostaje większość spraw i decyzji, na których załatwienie po prostu nie starcza czasu. Systemy nadmiernie scentralizowane cierpią na stopniowo nasilający się paraliż i w takim stuporze tkwi właśnie polski system ochrony zdrowia.
System ochrony zdrowia to wielka organizacja realizująca codziennie setki tysięcy różnego rodzaju zdarzeń medycznych i dlatego program ministra powinien przede wszystkim zająć się usprawnieniem funkcjonowania tego właśnie systemu, w tym jego decentralizacją. Aby system działał, potrzebna jest jego organizacja i finansowanie. Na organizację składa się struktura materialna i zasoby kadrowe. Wiele problemów systemu ochrony zdrowia da się rozwiązać stosunkowo szybko. Należy zmniejszyć obciążenie administracyjne, zmniejszyć wymagania stawiane placówkom zdrowotnym. Aktualnie obowiązujące przepisy, w tym wymagania stawiane szpitalom i przychodniom wprost „zaduszają” je kosztami. Podraża to funkcjonowanie systemu ochrony zdrowia i często jest powodem niewydolności finansowej poszczególnych placówek. Zmiany w tym zakresie mogą być przeprowadzone stosunkowo szybko, natomiast na zmiany organizacji i systemu finansowania potrzeba z pewnością około roku. Mam jednak nadzieję, że terapia stuporu nie będzie wstrząsowa, ale szybka. I w takim właśnie radosnym oczekiwaniu i w takiej nadziei pozostawiam Państwa do następnego razu.