Ukończyli studia i teraz, po 6 latach nauki oraz rocznym stażu będą zarabiali znacznie poniżej średniej krajowej. Część gotowa jest nawet pracować za darmo przez kilka lat – tylko po to, by zrobić wymarzoną specjalizację. Ci, którzy mają mniej zamożnych rodziców, będą musieli zrezygnować z ambicji i wybrać kierunek, który zagwarantuje im etat.
Chciałabym przeczytać o nas coś optymistycznego. Jesteśmy tak sfrustrowani, iż bardziej już się nie da. Ale nie chcę, żeby wyszło na to, że jesteśmy kompletnie załamani. Przecież powinniśmy się cieszyć, bo zaczynamy pracę, dla której tyle poświęciliśmy: dziesiątki godzin spędzonych nad podręcznikami, zarwane noce przed sesją w czasie, kiedy nasi rówieśnicy się bawili – wylicza Kasia Bratkowska. – Właściwie, nie wypada się martwić – dodaje niepewnie. Ale raczej pyta, niż oznajmia fakt. Już od kilku tygodni jej dzień to zakuwanie kolejnych partii materiału i... oczekiwanie na egzamin, który przyniesie odpowiedź na pytanie: co dalej?
Jeszcze rok temu, kiedy zaczynała staż w jednym z warszawskich szpitali, była beztroską dziewczyną. Dzisiaj jest kłębkiem nerwów. Bezsenność męczy także wszystkich jej znajomych oraz przyjaciół z roku. Zamiast siedzieć nad książkami, odwiedzają kolejne szpitale, pokonując dziesiątki kilometrów z planem miasta w ręku. Szukają miejsca, w którym mogliby za kilka tygodni zacząć pracę i specjalizację. – Wszędzie słyszę: ma pan imponujące CV, ale lepiej byłoby, gdyby dostał pan rezydenturę, bo u nas krucho z etatami – opowiada Łukasz, który postawił sobie alternatywę: laryngologia albo śmierć. – No, może ewentualnie zamiast tego wyjadę, pożegnam się z marzeniami, ale zarobię przynajmniej przyzwoite pieniądze – kalkuluje.
Kilkuset młodych ludzi po latach studiów w listopadzie dowie się wreszcie, jaka czeka ich przyszłość. Wielu z nich gorzkie rozczarowanie spotkało jeszcze przed LEP-em. Dla części to ostatnie tygodnie spędzone w kraju.
Pożegnanie z marzeniami
Kiedy zaczynali studia, nikt im nie mówił, jaka przyszłość ich czeka. Nie było ostrzeżeń, takich jak na paczkach papierosów, po które sięgają, żeby się odstresować. Nikt nie powiedział: medycyna albo zdrowie psychiczne – wybór należy do ciebie. A teraz każdy kolejny dzień przynosi gorzkie rozczarowanie. W ruinę obracają się snute od dawna plany i marzenia.
- Usłyszałam od ordynatora: "Dlaczego chce pani wybrać internę? To przecież specjalizacja dla mężczyzny. Niech pani ewentualnie pójdzie na radiologię". W końcu zrezygnowałam z marzeń. Wybrałam specjalizację, która dała mi etat – opowiada Beata Arciszewska. Nie walczyła o specjalizację, bo wiedziała, że nie warto. Jej o rok starsza koleżanka – mimo ostrzeżeń – wybrała chirurgię. I nie wytrzymała. Nie zniosła dowcipów i docinków lekarzy.
Wśród kolegów Beaty, na miesiąc przed Lekarskim Egzaminem Państwowym, najpopularniejszą lekturą była... książka telefoniczna. Młodzi medycy najpierw starannie spisywali adresy i telefony szpitali. Szukali nie tylko tych w najbliższym, dużym mieście, ale nawet oddalonych o 100 czy 200 kilometrów. Potem sprawdzali, jakie są w nich oddziały i czy można tam robić specjalizację. Przez telefon jednak niczego nie da się załatwić. – Wiem, że powinienem się uczyć do LEP-u. Ale najpierw muszę wiedzieć, co będę robił po egzaminie. Już kolejny dzień jeżdżę od szpitala do szpitala i rozmawiam z ordynatorami. Wszędzie słyszę, że przyjmą mnie bardzo chętnie, ale jeśli będę miał rezydenturę – denerwuje się Łukasz.
Beata, która musiała zrezygnować z marzeń, szukała swojego miejsca krócej. Miała szczęście, znalazła dość duży, nowy szpital, w którym było kilka wolnych etatów. – Może medycyna nie jest tym, co najbardziej mnie kręci, ale przynajmniej jest zgodna z moimi ogólnymi zainteresowaniami – twierdzi. O wolny etat konkurowała z co najmniej jedną osobą. Ordynator wybrał ją. Była młodsza i nie miała balastu w postaci męża i dzieci. Będzie musiała tylko wyprowadzić się z miasta, w którym mieszka, bo szpital jest na peryferiach.
Emigracja wewnętrzna
Ale nie ma o to żalu. W końcu – wynajmie większe mieszkanie. Na wynajem będzie ją stać dlatego, że wyjedzie z nią jej chłopak. Dla dobra ich związku zdecydował się dojeżdżać codziennie do pracy ponad 50 kilometrów w jedną stronę.
W październiku mieszkanie zajmowane przez studenta medycyny wyglądało gorzej niż po przejściu tajfunu czy wizycie złodzieja. Podłoga niewielkiej klitki w centrum Warszawy zasypana kartkami papieru. Wszędzie piętrzyły się stosy książek. Na 21 metrach kwadratowych jedynym miejscem bez rozłożonych notatek i podręczników była maleńka łazienka i okolice palnika kuchenki gazowej. – Uczę się, bo to moja jedyna szansa – tłumaczy Kasia. Rozwiązuje kolejny test, zawzięcie dyskutując nad każdą odpowiedzią z Beatą. – Chciałabym się dostać na kardiologię. Ale bez rezydentury nie mam żadnych szans na etat. Pewnie i tak będzie tylko jedno miejsce dla cywila. Więcej szans mają osoby, które skończyły uczelnie wojskowe – mówi. – W najgorszym wypadku wybiorę więc internę. Jakoś przemęczę się te pięć lat, a dopiero potem wybiorę więc kardiologię. Jednak 10 lat pracy za śmieszne pieniądze to raczej beznadziejna perspektywa – przyznaje. Rozważa też jeszcze jeden wariant: wyjazd z kraju. – W takiej Kenii będę miała okazję zobaczyć przypadki, jakich nigdy nie poznam w kraju. Poza tym będzie większa szansa na wykonywanie operacji niż tu, w Polsce – tłumaczy.
Kiedy Kaśka wertuje kolejne książki, Łukasz wysiada z autobusu. Ma kolejne spotkanie. To już dziesiąty szpital, który odwiedza. – I wszędzie to samo. Kiwano z uznaniem głowami nad moim CV, bo od lat byłem w kole laryngologicznym i mam się czym pochwalić. Jednak etatów w ogóle nie było, albo zostały już obiecane znajomym ordynatorów. Wiem, że w kolejce przede mną czekają osoby, które zdały LEP w zeszłym roku. I od tego czasu szukają możliwości pracy i robienia specjalizacji – relacjonuje dotychczasowe efekty poszukiwań.
Emigracja na Zachód
Po kolejnej wizycie zaczął szukać możliwości robienia specjalizacji poza Warszawą. Okazało się, że z miejscami jest jeszcze gorzej. – Mieszkam z rodzicami, więc zacząłem się zastanawiać nad wolontariatem. I kolejny szok. Szpitale niechętnie przyjmują też wolontariuszy, bo wolą wszystkie miejsca obsadzać rezydentami – mówi.
W ten sposób walą się plany życiowe tych, którzy marzyli o rzadkich specjalizacjach. Wiele osób myśli o okulistyce. Dla nich wolontariat jest jedyną szansą, ponieważ tajemnicą poliszynela pozostaje, że tu miejsca są rezerwowane dla kolejnych pokoleń rodzin okulistów. Takich specjalizacji jest zresztą więcej.
- Zawaliłam sprawę, bo powinnam była pomyśleć o emigracji wcześniej. W Szwajcarii czy Lichtensteinie lepiej odbyć najpierw staż, a potem zrobić specjalizację. Oni bardzo niechętnie patrzą na lekarzy, którzy przyjeżdżają na specjalizację – mówi Kasia. – Mądry Polak po szkodzie – dodaje.
W tym czasie Łukasz, załamany bezowocnym poszukiwaniem, zaczyna wertować oferty biur proponujących pracę i możliwość robienia specjalizacji na Zachodzie. – Laryngologii nie ma, ale znalazłem psychologię. W końcu mogę robić i to – decyduje. I zaczyna się przygotowywać do wypełniania dokumentów.
Młodzi lekarze coraz częściej planują wyjazd. Kraj opuszczają już nawet lekarze bez specjalizacji lub osoby na ostatnich latach specjalizacji. Po LEP-ie także decydują się na migrację. Mają dosyć kłód, które są im rzucane pod nogi. I narasta w nich wściekłość. Są jak wulkan przed erupcją, bo nie mogą zaplanować nawet najbliższej przyszłości. Praktycznie w ostatniej chwili dowiedzą się, ile jest miejsc rezydenckich na poszczególnych specjalizacjach.
- Siedzę i czekam. Czekam i myślę, jaka może być ta moja przyszłość – mówi rozgoryczona Kasia. – Czy jest coś bardziej frustrującego? To przecież najkrótsza droga do depresji. I funduje nam to minister zdrowia.
- Ze znajomym dentystą śmialiśmy się z buńczucznych zapowiedzi byłego wicepremiera Gosiewskiego, który straszył lekarzy wyjeżdżających w trakcie specjalizacji lub tuż po niej do pracy na Zachód. Groził, że będziemy musieli oddać państwu pieniądze za naszą naukę. To byłyby jakieś trzy moje miesięczne pobory w Hiszpanii. Jestem gotów wyjechać w każdej chwili, mogę nawet oddać te pieniądze. Tam będą mnie szanowali za pracę i godziwie płacili – mówi Bartek. Czeka właśnie na dokumenty od Hiszpanów zainteresowanych zatrudnieniem go i dalszym edukowaniem.
Depresja
Do LEP-u zostało już tylko kilka dni. Kaśka, kiedy mówi o swojej przyszłości, usiłuje się śmiać i żartować. – To śmiech przez łzy – przyznaje po chwili. Łukasz stracił kolejny tydzień na bieganie po szpitalach. – Ale opłaciło się! – mówi. Ma obiecany etat na rok, za osobę, która jest na dłuższym zwolnieniu z pracy. Co będzie, kiedy ta osoba wróci, tego nie wie. – Wierzę, że dobrze – dodaje. I zasiada do książek. Musi nadrobić stracony czas. – Cholera mnie bierze, bo czekamy na nic. Ten LEP nie jest ani ostatnim, ani najważniejszym egzaminem. Zaraz po nim będzie egzamin specjalizacyjny, który ostatecznie zdecyduje o naszej przyszłości. Ale o ile LEP jest obiektywny, o tyle ten drugi egzamin jest zupełnym totolotkiem – załamuje się.
Wybór specjalizacji nie jest jedynym dylematem, który przed nimi stoi. – Powiedz mi, proszę, kiedy mamy założyć rodziny? Za co mam kupić mieszkanie, zapewnić byt żonie i dziecku? Żaden bank nie da kredytu osobie na rezydenturze. Ci, którzy mają etaty, też nie są w lepszej sytuacji. Bankowiec umrze ze śmiechu widząc wpis w rubryce "dochód". Czy po to studiowałem tyle lat? Decyzji o założeniu rodziny nie mogę odkładać wiecznie. Ja i tak mam szczęście, bo jestem facetem. A co mają zrobić koleżanki z roku? Im zegar biologiczny już tyka, to ostatni dzwonek. Ale bez etatu czy rezydentury tylko wariat albo potomek milionerów zdecyduje się na dziecko – mówi Bartek. On i tak ma szczęście, bo jego dziewczyna nieźle zarabia. Jego męska ambicja jednak na tym cierpi. – Po co ja tyle lat studiowałem? – zastanawia się.
PS. Wszyscy bohaterowie artykułu prosili o zmianę danych oraz niepodawanie jakichkolwiek szczegółów umożliwiających ich identyfikację.
Zabacz też: Co się stało z naszą klasą?