Drogi Doktorze House!
Z coraz większym zdumieniem oglądam Pana dokonania. Zupełnie nie mogę zrozumieć, o co chodzi z tym uporczywym dążeniem do postawienia właściwej diagnozy. Czy Pan wie, ile kosztują te kolejne badania diagnostyczne? I ci Pana koledzy doktorzy z zespołu, czy oni wcale nie sypiają? W imię czego siedzą po nocach analizując wyniki kolejnych badań?
Każdy wie, że w nocy się śpi, dyżury też nie są do tyrania, a przy dyżurze w zespole do roboty jest najmłodszy. Reszta albo chrapie, albo zajmuje się bardziej pożytecznymi sprawami. A u Pana wszyscy pracują – niewiarygodne!
Są chwile, kiedy zaczynam podejrzewać, że podróżuję w czasie lub w przestrzeni. Zresztą – planeta X albo wiek XXIII, co to za różnica?
Wie Pan, u nas działania podejmowane w stosunku do pacjenta trafiającego na swoje nieszczęście do publicznego szpitala zawężają się do ram określonych przez płatnika. Nawet, jeśli wiemy, co może dolegać Drogiemu Pacjentowi, to i tak musimy wykonywać tylko te procedury, które płatnik w swej mądrości i nieomylności będzie skłonny zaakceptować. Dla nas też jest ważne, żeby Drogi Pacjent stał się jak najtańszy.
Zresztą, jeśli nawet z rozpędu zrobimy za dużo badań, to i tak nie ma kto analizować wyników, bo specjaliści już dawno kupili sobie kalkulatory i przeszli przyspieszony kurs asertywności. Gdy pracodawca płaci, to pracują, gdy płaci za mało, to nie mają czasu na podjęcie zatrudnienia. Cóż, niewidzialna ręka rynku czyni swoje porządki na rynku świadczeniodawców, nie zawsze zgodne z interesem publicznym.
Zdarza się, że płatnikowi oświadczamy (w dokumentach na konkurs ofert), że zatrudniamy wszystkich odpowiednich (opisanych w wymaganiach płatnika) specjalistów. Zwykle udaje się ich skompletować, ale niesforni pacjenci nie znają umiaru – potrafią przyjść po pomoc w nocy, kiedy dyżurny specjalista jest tylko na papierze. A potem jeszcze mają pretensje. I o co? Ma być szpital na każdym rogu ulicy lub w każdej mieścinie, bo istniał od 60 lat, to jest. Ale skoro specjalistów za mało, nie wystarczy ich czasu pracy na obsadzenie wszystkich potrzebnych miejsc.
Przy okazji, ta Pana laska to fajny gadżet. Przydałaby się i nam – na kolejną dyskusję o reformie polskiego systemu opieki zdrowotnej. Trzeba by tylko wcześniej łyknąć też trochę tego, co Pan bierze. Bo liczę, że nasza Agencja Oceny Technologii Medycznych już ten specyfik zarekomendowała.