Postulaty związków zawodowych dotyczące zmian w ustawie o wynagrodzeniach minimalnych pracowników wykonujących zawody medyczne są nie do spełnienia – ocenia Ministerstwo Zdrowia. Na początku kwietnia projekt nowelizacji ustawy, przygotowany w resorcie zdrowia, został oficjalnie skierowany na ścieżkę legislacyjną. Ale to dopiero początek dyskusji, czy w ogóle do jakiejkolwiek zmiany dojdzie.
Ustawa, uchwalona latem ubiegłego roku, to prawdziwy paradoks: nikt do końca jej nie chciał, nikt nie był zadowolony z jej ostatecznego kształtu. Od początku budziła poważne wątpliwości (ekspertów) i sprzeciw (pracodawców i pracowników, choć z zupełnie różnych powodów). Ustawę kontestowało, bardzo długo, Ministerstwo Finansów – a jednak Konstantemu Radziwiłłowi udało się przekonać kierownictwo Prawa i Sprawiedliwości, że ustawa jest pożądana i potrzebna. Duża w tym rola „Solidarności” ochrony zdrowia, która wywierała presję na premier Beatę Szydło i parła do uchwalenia ustawy. I dopiero na ostatniej prostej, na etapie prac parlamentarnych, „Solidarność” zorientowała się, że ustawa nie spełnia podstawowego postulatu związku. Nie obejmuje bowiem wszystkich pracowników.
Ustawa weszła w życie, przysparzając placówkom ochrony zdrowia wielu problemów – nie wszędzie zresztą była i jest realizowana, i niemal natychmiast rozpoczęto starania o jej nowelizację (co samo w sobie jest kolejnym dowodem na jakość stanowionego przez parlament prawa). Już w lutym pojawiły się pierwsze informacje o kierunkach nowelizacji ustawy rozważanych w resorcie zdrowia – i praktycznie przez cały marzec trwała próba sił między resortem zdrowia a związkami zawodowymi w tej sprawie. Resortem i związkami zawodowymi, bo jak podkreślają przedstawiciele pracodawców, przynajmniej na wstępnym etapie prac nikt ich głosu w tej sprawie nawet nie zauważał. Pracodawcy, w ramach spotkań roboczych i plenarnych Rady Dialogu Społecznego, próbowali przekonywać, że planowana przez resort zdrowia nowelizacja ustawy jest obciążona takim samym grzechem pierworodnym jak sam akt prawny: brakuje źródeł finansowania regulacji.
Ministerstwo Zdrowia proponuje przeniesienie pielęgniarek i położnych zatrudnionych na stanowiskach wymagających wykształcenia wyższego magisterskiego na kierunku pielęgniarstwo lub położnictwo, ale niewymagających specjalizacji, z 9. do 8. grupy zawodowej (w której obowiązuje współczynnik 0,73) oraz rozszerzenie zakresu podmiotowego ustawy o pracowników działalności podstawowej, innych niż pracownicy wykonujący zawody medyczne (proponowany współczynnik 0,53).
Decyzja ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego, przekazana partnerom społecznym 6 kwietnia, o skierowaniu projektu ustawy do uzgodnień międzyresortowych i konsultacji publicznych, choć spodziewana (minister zapowiadał taki krok jeszcze w marcu), nie była oczywista. Powód? Ministerstwo Finansów, jak wynika z nieoficjalnych informacji, nie popiera pomysłu zmian w ustawie. Niechęć MF do nowelizacji ma być podyktowana czystą pragmatyką legislacyjną: kierownictwo obawia się, że wobec nieprzejednanej postawy związków zawodowych Ministerstwo Zdrowia będzie musiało uwzględnić choć część postulatów związkowców. Postulatów, na które nie ma pieniędzy.
Koszty nowelizacji proponowanej przez Ministerstwo Zdrowia zostały oszacowane na 5,5 mld zł (w perspektywie dziesięcioletniej, do końca 2028 roku). Ustawa bez nowelizacji, w obowiązującym w tej chwili kształcie, ma w ciągu dziesięciu lat kosztować 62,8 mld zł. A to, czego chcą związki zawodowe – jak przyznała podczas posiedzenia zespołu problemowego RDS ds. usług publicznych, które odbyło się 29 marca, wiceminister Józefa Szczurek-Żelazko – daleko przekracza możliwości systemu.
Ze wstępnych szacunków przygotowanych przez resort zdrowia wynika, że:
– propozycja objęcia gwarancjami ustawowymi wszystkich pracowników podmiotów leczniczych (administracyjnych, gospodarczych i obsługi)
kosztowałaby, w zależności od „zaszeregowania”, od 9 do 21,5 mld zł;
– odmrożenie kwoty bazowej, która w latach 2017–2019 utrzymana jest na stałym poziomie 3900 zł brutto, to koszt 2,45 mld zł;
– określenie w ustawie wyższych wskaźników dla pracowników działalności podstawowej, innych niż pracownicy wykonujący zawody medyczne, z podziałem na pracowników z wykształceniem wyższym, średnim i podstawowym kosztowałoby dodatkowo 8 mld zł (przy założeniu, że pracownicy z wykształceniem wyższym mają wskaźnik 0,73, a bez wykształcenia wyższego – 0,64). W ministerialnej wersji nowelizacji dla wszystkich pracowników działalności podstawowej (m.in. sekretarki medyczne, salowe) przyjęto wskaźnik 0,53, co i tak rodzi koszty na poziomie 4,82 mld zł;
– podwyższenie wszystkich współczynników proporcjonalnie do poziomu wynagrodzenia zasadniczego dla lekarza specjalisty określonego w porozumieniu ministra zdrowia z rezydentami (6750 zł) kosztowałoby dodatkowo 42,25 mld zł;
– uchylenie art. 3 ust. 3 ustawy, zgodnie z którym obecnie pracodawca, realizując wzrosty wynagrodzeń zasadniczych w grupach zawodowych pielęgniarek i położnych, może zaliczać na ten cel środki pochodzące z OWU (podwyżki 4 × 400), kosztowałoby dodatkowo 26,8 mld zł.
Każda z central związkowych ma własne postulaty: „Solidarności” zależy przede wszystkim na objęciu ustawą wszystkich pracowników placówek ochrony zdrowia, związkom skupiającym pielęgniarki – na innym, korzystniejszym zaszeregowaniu pielęgniarek i położnych do poszczególnych grup (współczynników) i zabronieniu wliczania „Zembalowego” do wzrostów wynagrodzeń. To rozproszenie akcentów mogłoby być szansą Ministerstwa Zdrowia, gdyby nie pojawiły się dodatkowe okoliczności, konsolidujące niezadowolenie związkowców, czyli porozumienie podpisane 8 lutego z rezydentami, które wzbudziło ogromne rozgoryczenie po stronie przedstawicieli innych zawodów medycznych. Nie tyle pod adresem młodych lekarzy, co ministra zdrowia, który – zdaniem związkowców – daleko wyszedł przed szereg, zgadzając się np. na określenie minimalnego wynagrodzenia specjalistów na poziomie 6750 zł.
Ministerstwo Zdrowia wyjaśnia związkowcom – na piśmie – że ten punkt postanowienia porozumienia MZ z PR OZZL dotyczącego lekarzy specjalistów nie powoduje zmiany wysokości współczynnika pracy określonego w załączniku do ustawy dla lekarzy specjalistów. Współczynnik ten nadal wynosić będzie 1,27. „Przewidziane w porozumieniu podwyższenie wynagrodzenia zasadniczego lekarza specjalisty nie będzie bowiem następowało automatycznie oraz nie będzie obejmowało ogółu lekarzy”. Nieoficjalnie ministerstwo ocenia, że z takiej opcji skorzysta niewielki ułamek specjalistów, a wpisanie tego punktu do porozumienia było gestem dobrej woli i otwartości ministerstwa na postulaty rezydentów.
Resort zdrowia minimalizuje znaczenie prac nad nowelizacją ustawy i chciałby – tak wynika z oficjalnych pism i wypowiedzi – by partnerzy społeczni skupili się na „kompleksowej dyskusji dotyczącej warunków pracy personelu medycznego”, którą zamierza prowadzić z nimi minister zdrowia – w ramach zaplanowanej szerokiej dyskusji o kierunkach zmian w ochronie zdrowia. Rozpoczęcie narodowej debaty jednak się opóźnia: miała ruszyć w połowie marca, termin przesunięto na 5 kwietnia, by w końcu przesunąć go ponownie – na drugą połowę kwietnia. Przyczyną zwłoki, najprawdopodobniej, jest zaplanowana na 14 kwietnia konwencja programowa Prawa i Sprawiedliwości.
Niezależnie od tego, co planuje w kwestii wynagrodzeń Ministerstwo Zdrowia, nic nie wskazuje, by związki zawodowe i szerzej – środowiska pracownicze – zamierzały prowadzić na ten temat długie, akademickie dyskusje. Wręcz przeciwnie. Nastroje w ostatnich miesiącach wyraźnie się zradykalizowały, a oczekiwanie na bardziej śmiałe decyzje (czyli znacząco wyższe podwyżki płac) jest ogromne. Jeśli projekt nowelizacji ustawy przeszedłby w niezmienionej formie proces konsultacji i trafił do sejmu, może stać się dla rządu potężną rafą, bo związki zawodowe – nauczone ubiegłorocznym doświadczeniem – tym razem będą wiedziały, jak na forum sejmu (a może i pod sejmem) walczyć o swoje.