SZ nr 1–8/2020
z 23 stycznia 2020 r.
Miliard w środę, miliard w sobotę
Małgorzata Solecka
W 2020 roku przeznaczymy 107,5 mld zł ze środków publicznych na ochronę zdrowia. A może 112 mld zł, zobaczymy. Będzie to 5,03 proc. PKB albo może 5,30. W dyskusji na temat wydatków publicznych na zdrowie, jak się wydaje, dochodzimy do granic absurdu. Przynajmniej, jeśli chodzi o oficjalny przekaz
8 stycznia minister zdrowia Łukasz Szumowski przez ponad godzinę przedstawiał posłom Komisji Zdrowia plany i zamierzenia na całą kadencję. Mówił głównie o kontynuacji działań już rozpoczętych. I, co tu dużo kryć, więcej o sukcesach niż wyzwaniach. – Istotna jest kontynuacja obszarów, których już dotknęliśmy. W systemie ochrony zdrowia nawet w ciągu czterech lat nie da się wyeliminować bolączek systemu – tłumaczył.
Koronny przykład tego, co zdaniem ministra, jego współpracowników i szerzej – polityków Prawa i Sprawiedliwości – już udało się pomyślnie rozwiązać, to nakłady na ochronę zdrowia. – Uchwaliliśmy ustawę 6 proc. PKB i w połowie kadencji ją znowelizowaliśmy, przyspieszając wzrost – mówił, podkreślając że w ubiegłym roku na ochronę zdrowia ze środków publicznych przeznaczono „ponad sto miliardów złotych”. – W tym roku planujemy przeznaczyć ponad 107,5 mld zł. W ubiegłym miało być 4,9 proc. PKB, a przeznaczyliśmy 5,25 proc. PKB, czyli więcej niż obowiązująca nas ustawa – wskazywał.
Oczywiście, i 4,9 proc., i owe 5,25 proc., które (podobno) udało się osiągnąć, to odniesienie do PKB z 2017 roku. Polska, według wszelkiego prawdopodobieństwa, w 2019 roku – licząc zgodnie z międzynarodowymi standardami – osiągnęła 4,6–4,7 proc. PKB bieżącego. Ile dokładnie, będzie można policzyć, gdy opublikowane zostaną chociażby wstępne dane dotyczące wysokości PKB w całym 2019 roku; 4,7 proc. wydaje się jednak bardziej prawdopodobną wielkością. I od razu warto przypomnieć, że taki wskaźnik już w przeszłości notowaliśmy, gdy składka spływała szerzej, a koniunktura dopisywała (jak teraz).
O zmianę algorytmu wyliczania wskaźnika wydatków na zdrowie względem PKB chce zawalczyć Lewica. Do Sejmu na początku stycznia trafił projekt poselski przewidujący zwiększenie odsetka środków publicznych wydawanych na ochronę zdrowia do 7,2 proc. PKB w 2024 roku – i to realnego, opartego na prognozowanej wartości PKB na dany rok. Lewica nie zakłada jednak wzrostu składki. Chce sfinansowania wzrostu nakładów przez przeznaczenie na ochronę zdrowia wpływów z akcyzy tytoniowej i alkoholowej, podatku od cukru i innych niezdrowych produktów i rezygnację z „ekstrawaganckich” wydatków – takich jak choćby Centralny Port Komunikacyjny. To jednak nie wszystko. Posłowie Lewicy nie pozostawiają suchej nitki na rządzie, który chwali się zrównoważonym budżetem na 2020 rok. – W 2019 roku deficyt budżetu państwa wyniósł około 29 mld zł. Gdyby w tym roku rząd nie upierał się przy sztucznie zrównoważonym budżecie, owe pieniądze całkowicie by wystarczyły do sfinansowania naszego projektu – mówiła Marcelina Zawisza na posiedzeniu Komisji Zdrowia. Wiadomo, że przynajmniej pod postulatem nowego algorytmu wyliczania wskaźnika podpisze się Koalicja Obywatelska, niewykluczone zresztą, że posłowie KO poprą również zwiększenie nakładów. Na pewno zrobi to natomiast PSL-Kukiz’15.
Pomysł zwiększenia nakładów na zdrowie na pewno nie zyska uznania posłów Konfederacji. Podczas obrad komisji głos zabrał w tej sprawie Janusz Korwin-Mikke. Jego zdaniem więcej pieniędzy w państwowym systemie nie poprawi sytuacji pacjentów. Wręcz przeciwnie, byłoby lepiej, gdyby służby zdrowia nie było. – Dlaczego jest źle? Bo istnieje służba zdrowia. Dużo byśmy zyskali, całkowicie ją likwidując. Opieka zdrowotna powinna funkcjonować tak jak weterynaria, która jest jedyną dziedziną medycyny działającą bezbłędnie. Nie ma kolejek i leczenie jest tańsze – mówił, prezentując pogląd, który powtarza, odkąd jest w polityce. – W kapitalizmie było normalnie, ten kto miał pieniądze, to przeżywał, kto nie miał pieniędzy, ten nie przeżywał. To było uczciwie i sprawiedliwie. Natomiast tutaj kto ma znajomości, to sobie daje radę.
Co z posłami PiS? Wypowiedzi z posiedzenia Komisji Zdrowia nie pozostawiają wątpliwości. – Wszyscy chcemy, by było więcej pieniędzy na zdrowie. Dlatego budżet przekazał w końcówce roku niemal 2,7 mld zł. Wcześniej nie było takiego zwyczaju, by NFZ był zasilany dotacjami z budżetu państwa – mówił przewodniczący komisji Tomasz Latos. A wiceprzewodniczący komisji, Czesław Hoc, wprost zaatakował pomysł Lewicy. – 7,2 proc. PKB na zdrowie? A dlaczego nie 7,8 proc. albo 10? – ironizował. – Deficyt 28 miliardów złotych? A dlaczego nie 40 miliardów? To, co proponuje Lewica, to dziecinada – stwierdził.
Posłowie Lewicy nie poczuli się jednak przywołani do porządku. – Na posiedzeniu Komisji Zdrowia usłyszałam, że nie da się zmienić sposobu liczenia wydatków na ochronę zdrowia, bo nie da się oszacować PKB na rok 2020. Ministerstwo Zdrowia nie potrafi, a Ministerstwo Obrony Narodowej potrafi. Zgodnie z projektem budżetu rząd wydaje na wojsko 2,1 proc. PKB z roku bieżącego, czyli w tym roku z roku 2020. Tymczasem procent PKB na ochronę zdrowia wylicza się za rok 2018. Czyli uprawiają państwo kreatywną księgowość – podsumowała podczas debaty nad budżetem na 2020 rok Marcelina Zawisza. – Gdyby nie stosować tej kreatywnej księgowości, tylko liczyć wydatki na ochronę zdrowia tak, jak liczy się wydatki na wojsko, to musielibyście ogłosić, że na ochronę zdrowia w 2020 r. chcecie przeznaczyć 4,68 proc. PKB. Nie oszukujecie mnie, nie oszukujecie opozycji. Oszukujecie pacjentów ciężko chorych, umierających. Oszukujecie Polki i Polaków.
Nakłady na ochronę zdrowia rosną w kwotach bezwzględnych. Nie można zaprzeczyć, że ok. 104 mld zł, które NFZ i budżet państwa wydały na zdrowie w 2019 roku to więcej „w miliardach” niż pula wydatków z roku sprzed pięciu czy czterech lat. Jest to jednak, jak podkreślają zgodnie politycy opozycji i eksperci, niemal w 100 proc. zasługa rozpędzonej gospodarki i szybkiego wzrostu płac. Kwoty, jakie budżet państwa dokłada (poza środkami zarezerwowanymi na zadania ministra zdrowia) są – biorąc pod uwagę wolumen środków ogółem – wręcz symboliczne. Wiceminister zdrowia Janusz Cieszyński mógł się 31 grudnia 2019 roku cieszyć na Twitterze, że budżet państwa przekazał do NFZ rekordowe 2,6 mld zł, jednak równocześnie Ministerstwo Zdrowia musiało wyjaśniać, że w 2020 roku z państwowej kasy nie będzie już niemal 900 mln zł na program „Leki 75+” i NFZ będzie musiał zapłacić za to zadanie z własnych środków. Rekordowa dotacja zmalała tym samym do 1,7 mld zł.
– Na początku lat 90. Lotto reklamowało się sloganem „miliard w środę, miliard w sobotę”. Zwykli Kowalscy w klipie reklamowym zmieniali się w Carringtonów z „Dynastii”. I choć tak naprawdę było to „g…no w środę, g…no w sobotę”, człowieka jakoś cieszyła perspektywa zostania miliarderem. Gdy słyszę ministrów, mówiących o miliardach, przypominają się dawne czasy – skomentował ostatnie dyskusje na temat wydatków na ochronę zdrowia jeden z ekspertów.
Miliardów przybywa, nie rośnie natomiast – lub rośnie w ślimaczym tempie – udział wydatków na zdrowie w PKB. W dodatku pieniędzy jest więcej, ale problemy z dostępnością do świadczeń pozostają w dużym stopniu nierozwiązane, niektóre zaś narastają. To efekt, również, wysokiej inflacji w obrębie usług medycznych – koszty rosną niewspółmiernie szybko do przychodów, napędzane przede wszystkim, choć nie tylko, wzrostem płac. Rok 2020 może pod tym względem okazać się krytyczny.
Problem wysokości nakładów na zdrowie widzą też rezydenci, którzy w styczniu i lutym zamierzają usiąść do rozmów z Ministerstwem Zdrowia na temat stanu realizacji porozumienia, zawartego w lutym 2018 roku. Młodzi lekarze nie kryją rozgoryczenia, nawet – rozdrażnienia. Rozmawiając dwa lata temu z ministrem Łukaszem Szumowskim, nie mieli świadomości (nie mieli też takiej świadomości parlamentarzyści), jakie skutki dla finansowania ochrony zdrowia będzie mieć ustawowa reguła N-2, nakazująca odnoszenie wydatków z roku X do PKB sprzed dwóch lat. – Będziemy walczyć o urealnienie wskaźników – zapowiadają. Jednak wobec twardej retoryki resortu zdrowia, który – notabene – w ogóle nie odniósł się do raportu OECD „Health at a Glance”, według którego nakłady publiczne na zdrowie w 2018 roku w Polsce nie przekroczyły 4,5 proc. PKB, sukces tej walki jest co najmniej wątpliwy.
Lewica proponuje zmiany w ustawie o świadczeniach zdrowotnych finansowanych ze środków publicznych, tak by w 2024 r. na ochronę zdrowia przeznaczyć minimum 7,2 proc. PKB. Wzrost nakładów na ochronę zdrowia miałby nastąpić już w 2020 r. – do 5,9 proc. PKB; 6,3 proc. PKB w 2021 r.; 6,8 proc. PKB w 2022 r. i 7,1 proc. PKB w 2023 r.
W projekcie nowelizacji ustawy zapisano też algorytm urealniający PKB. PKB historyczne (sprzed dwóch lat) miałoby być pomnożone przez wskaźnik wzrostu PKB z roku następnego, a następnie – przez wskaźnik prognozowanego wzrostu PKB na rok, dla którego projektowany jest budżet państwa. Dla roku 2020 wzięto by, jako podstawę, PKB z 2018, i następnie pomnożono przez wskaźnik wzrostu PKB z 2019 (prognozowany w ustawie budżetowej) i kolejno – prognozowany wzrost na 2020 rok.
Najpopularniejsze artykuły
10 000 kroków dziennie? To mit!
Odkąd pamiętam, 10 000 kroków było złotym standardem chodzenia. To jest to, do czego powinniśmy dążyć każdego dnia, aby osiągnąć (rzekomo) optymalny poziom zdrowia. Stało się to domyślnym celem większości naszych monitorów kroków i (czasami nieosiągalną) linią mety naszych dni. I chociaż wszyscy wspólnie zdecydowaliśmy, że 10 000 to idealna dzienna liczba do osiągnięcia, to skąd się ona w ogóle wzięła? Kto zdecydował, że jest to liczba, do której powinniśmy dążyć? A co ważniejsze, czy jest to mit, czy naprawdę potrzebujemy 10 000 kroków dziennie, aby osiągnąć zdrowie i dobre samopoczucie?