Doraźnie i operacyjnie – to cieszę się z pionierskiego sukcesu krakowskiego szpitala w temacie wyegzekwowania kosztów podwyżki "203" od Narodowego Funduszu Zdrowia. Teraz ruszy lawina, i my, dyrektorzy spzozów, odzyskamy wreszcie miliony złotych za wypłacone oraz miliardy za niewypłacone podwyżki wynagrodzeń od 1 stycznia 2001 roku. Radość zapanuje wśród pracowników publicznych szpitali, dyrektorom przestaną rosnąć siwe "podwyżkowe" włosy, a prawnicy szpitali pójdą do sądów po "203" jak po swoje.
Ale strategicznie – to jednak się smucę, bo NFZ jest tu całkiem niewinny!!! To nie NFZ uchwalił ustawę "203" i to nie składka zdrowotna powinna cierpieć za tych kilku członków rządu, pięciuset paru posłów i senatorów oraz Pana Prezydenta RP, którzy w grudniu 2000 roku uchwalili i przyklepali słuszny skądinąd nakaz wzrostu wynagrodzeń pracowników publicznej służby zdrowia.
Wśród ustaleń "okrągłego stołu" znalazł się zapis, że koszty podwyżki 203 powinien ponieść skarb państwa, bo to właśnie najwyższe władze państwowe zafundowały nam tę ustawę. Pan minister zdrowia Leszek Sikorski wyprowadził nas z błędu już 29 czerwca br. oświadczając, że adresatem tychże roszczeń może być wyłącznie NFZ.
Należy, zdaniem Pana Ministra, udowodnić jedynie, że roczna suma kontraktu danego spzozu w latach 2001-2003 nie wzrastała na tyle, aby obsłużyć zapisy ustawy "203" i... sprawa wygrana.
I tak się teraz dzieje. Media podają, że w skali Polski będzie do wyszarpania z NFZ ok. 2 mld złotych. Ale wątpię, żeby tylko tyle wystarczyło na ten cel. Przypominam, że w 2002 r. ustawa nakazała kolejną podwyżkę w wysokości 110 zł, a do kwot 203 i 110 zł dorzucić też należy obowiązkową składkę pracodawcy na filar emerytalny. I już mamy minimum 313 złotych za lata 2001 i 2002.
Moje wyroki sądowe opiewają właśnie na kwoty 313 zł. Dorzucić zaś do tego trzeba 20,33% od wynagrodzenia jako obowiązkową składkę płaconą przez pracodawcę. Doliczmy też odsetki za zwłokę, naliczane co miesiąc od zapisanej w regulaminie wynagradzania spzozu daty należnej wypłaty wynagrodzeń.
Na moje oko – 1000 spzozów ma zaległości w temacie "203" lub, jak kto woli "313", w łącznej kwocie średnio ok. 5 mln złotych każdy, więc razem jest to ok. 5 mld złotych zobowiązań. Na tym nie koniec, bo kosztowe skutki tej ustawy trwają nadal. Mimo wygranej krakowskiego szpitala, nikt nie ma pojęcia, kto zwróci w przyszłości, w kolejnych latach, koszty realizacji ustawy 203, np. w grudniu 2003, w kwietniu 2004 lub w maju 2010 roku.
Z tego, co wiem, jest już jeden dyrektor spzozu, który jeszcze nie wypłacił "203" (lub – jak kto woli – "313"), a już wypowiedział tę podwyżkę. Nieźle się nad nim pastwili niektórzy związkowi uczestnicy "okrągłego stołu", a przecież facet po prostu myśli strategicznie. Pewnie cieszy się chłopisko, że jego pracownicy dostaną zaległe wynagrodzenia z kasy NFZ, ale jednocześnie – myśli już, co będzie dalej z kosztami obsługi tej bublowatej ustawy. Słusznie podejrzewa, że wygrana sądowa załatwi sprawę wstecz i to też nie wiadomo do którego dnia roku. Do 30 czerwca, do 17 lipca czy może 25 sierpnia 2003 r.? A może tylko – do dnia złożenia pozwu? Kto może wiedzieć, co Wysoki Sąd postanowi? A co będzie dalej?
Kodeks pracy nie pozwala ot, tak sobie, zmienić z dnia na dzień poziomu wynagrodzeń. To proces zazwyczaj trzymiesięczny, a i tak nie każdemu można obniżyć zarobki. Funkcyjnym liderom związków zawodowych np. nie można. Innym tak – liderom nie.
W jednym z spzozów pracuje więc była oddziałowa, która od 10 lat ma pobory oddziałowej, choć już od tych samych 10 lat oddziałową nie jest. Ale regularnie jest wybierana do władz związkowych, więc bez przerwy, zgodnie z Kodeksem pracy, kosi szmal jak oddziałowa.
Jako były związkowiec mam oko do ludzi i wiem, kto działa lub nie działa aktywnie w zakładowych organizacjach związkowych. Jak działa aktywnie, to nie mam pretensji, niech ma pobory wyższe, bo traci nerwy i hoduje siwe włosy podobnie jak ja. Ale jeżeli stary leń (a jak kobieta to pewnie "lenina") jest ponownie wybierany/wybierana do władz związkowych, bo akurat nie ma tzw. świeżej krwi, to szlag mnie trafia. Bo przecież nie OTAKE Polskę się walczyło, prawda?
Z powyższego widać, że załatwienie w spzozach zwrotu przez NFZ kosztów ustawy "203" – lub jak kto woli "313" – jest dużo bardziej skomplikowane i dużo bardziej kosztowne niż donoszą media.
Ja jak najbardziej rozumiem, że skarb państwa trzeszczy w szwach i grozi mu kolejne dodatkowe 15 miliardów deficytu. I jak najbardziej rozumiem, że w tej sytuacji budżet NFZ jest jedynym dostępnym kołem ratunkowym, które mogłoby rozwiązać na krótką metę problem zwrotu kosztów podwyżki 203 w publicznych zakładach. Tylko zupełnie nie rozumiem, czym NFZ w tej sytuacji zapłaci świadczeniodawcom za usługi w roku 2004 i kolejnych latach?
Może – owsem? Bo to ostatnio takie popularne, medialne zboże?