Polacy postanowili zmienić prezydenta i nie trzeba szczególnie znać się na polityce, żeby przewidzieć, że jesienią będą chcieli też wymienić rząd. Kadencja Bartosza Arłukowicza powoli więc, acz nieuchronnie wydaje się zmierzać do końca. Choć staram się pilnie obserwować scenę polityczną, to jednak nie zauważam jakichś nerwowych ruchów na Miodowej.
Wydawać by się mogło, że w tej sytuacji minister zdrowia będzie chciał się wykazać pozytywnymi inicjatywami; udowodnić, że mijające cztery lata nie zostały zmarnowane. Guzik z pętelką.
Ten statek niczym Titanic majestatycznie płynie ku przeznaczeniu. Na pokładzie nie obserwuję bankietów i zabaw. Raczej zamiast tego króluje bezdenna pustka i dżuma. Tak jakby tam nikogo nie było. Załoga przygotowuje się do desantu na ciepłe posadki. Liczba nierozwiązanych spraw i niepodjętych inicjatyw woła o pomstę do nieba.
Ostatnio dowiedziałem się, że rekordowo duża liczba instytutów naukowych podlegających Ministerstwu Zdrowia czeka na swoich nowych dyrektorów. Niektóre konkursy zostały rozstrzygnięte, a pomimo to nie ma nominacji. Na przykład w Instytucie Zdrowia Publicznego. Środowisko naukowe jest oburzone. Dlaczego minister nie powołuje nowych dyrektorów; czyżby było to związane właśnie z kursem Titanica i szukaniem miejscówek na desant?
Trzy lata temu przygotowałem materiał do Faktów na temat ustawy o zdrowiu publicznym, że jest potrzebna i ciągle jej nie ma. Pytałem wówczas o projekt Bartosza Arłukowicza. Pytałem o gotowy projekt, który przygotował rząd PO jeszcze w czasie, kiedy ministrem zdrowia była Ewa Kopacz. – Pracujemy, pracujemy – odpowiadał wesoło pan minister. No i pracują do dzisiaj. Właśnie projekt tej ustawy trafił pod obrady Komitetu Stałego Rady Ministrów.
Kolejny projekt, bo tamten od Kopacz trafił do kosza. Kto by się tam przejmował kosztami tworzenia ustawy przez dwie kadencje? Jaka budowa? Jaka ustawa? Ważne, że można taczki załadować i z nimi pobiegać. Prof. Marek Naruszewicz z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego nie zostawia suchej nitki na projekcie. Słaby tekst, bardzo mały budżet. Wiele problemów w ogóle nie jest poruszonych. Czy po ośmiu latach pracy nad ustawą o zdrowiu publicznym ta ekipa ma mandat do jej uchwalenia? Wydaje się, że nie ma.
Już mało kto pamięta, że koalicja PO ostro pracowała nad ustawą o badaniach klinicznych czy nad ustawą o dodatkowych dobrowolnych ubezpieczeniach zdrowotnych. Dwie kadencje to jednak za mało, zabrakło pomysłów i zapału. Wypaliły się akumulatory. Coś robiliśmy, ale przestaliśmy. Już niewiele brakowało, aby pacjenci
i lekarze mieli też centralny system rejestrujący usługi medyczne, już w zeszłym roku ruszał pilotaż, już miały być wydawane karty identyfikacyjne i wypisywane pierwsze e-recepty.
I co? Chciałoby się odpowiedzieć coś do rymu. Latem czeka nas kolejna powtórka z protestów pielęgniarek i położnych. Siostry przygotowują się, jak widzę, do tego bardzo dokładnie. Idą wybory parlamentarne, więc pewnie będzie można coś wywalczyć, coś poruszyć, kogoś wytargać za kudły. I słusznie. Wybory i protesty
w ochronie zdrowia to jedyne impulsy, które są w stanie wyrwać z marazmu rządzących. Niestety – niezależnie od opcji politycznej.