Poprzednim razem przedstawiłem propozycje poprawy funkcjonowania relacji pomiędzy Funduszem a świadczeniodawcami. Dorzucić mógłbym do tego jeszcze kilka pomysłów, lecz czasem zadaję sobie pytanie, czy to wszystko ma sens? Od wielu już lat coraz to w swoich felietonach przedstawiam propozycje zmian i najczęściej nic z tego nie wynika, a sprawy idą w kierunku coraz większej dezintegracji całego systemu organizacji i finansowania opieki zdrowotnej. Podobny zresztą skutek odnoszą liczne konferencje i spotkania, w czasie których toczą się całkiem ciekawe dyskusje, wypowiadane są czasami naprawdę mądre poglądy, padają ciekawe propozycje, a diagnoza stanu rzeczy jest szeroka i głęboka. Rezultat jest jednak taki, że oto przez chwilę mówiliśmy prawdziwie, lecz teoretycznie, a teraz, wychodząc z takiego spotkania czy konferencji, wracamy do świata rzeczywistego, a w tym świecie jest zupełnie inaczej. W tym realnym świecie nawet głupie rozwiązania funkcjonują naprawdę, jeśli nie dostosujesz się do tego realnego świata, to naprawdę wypadniesz z systemu i zbankrutujesz, a motywacje pracowników (lekarzy, pielęgniarek, farmaceutów itd.) są jednak inne niż w uniesieniu wypowiadane na konferencji szlachetne intencje mające przed sobą tylko dobro pacjenta. Świat nie jest rajem – tak zawsze było i będzie.
Jednak na to, jak będziemy się dostosowywać do otaczającej nas realności ma wpływ wiele czynników, a wśród nich niebagatalną rolę odgrywają reguły gry publikowane w różnych ustawach, rozporządzeniach, zarządzeniach, wytycznych itp. Jeśli to wszystko jest zbyt skomplikowane i niezrozumiałe, wtedy pojawiają się tendencje pójścia na skróty. I tak chyba dzieje się obecnie. Po prostu z systemu trzeba wyrwać, ile tylko wyrwać się da, a czy to jest zgodne z intencjami twórców regulacji, tego nikt nie analizuje. To wyrywanie kąsków ze wspólnego tortu trwa w najlepsze i to jest chyba najbardziej widoczna i charakterystyczna cecha obecnie funkcjonującego systemu.
Tak więc grupy zawodowe wyrywają pieniądze na płace, raz są to lekarze, raz rezydenci, potem specjaliści, pielęgniarki, fizjoterapeuci, ratownicy, a kto jeszcze nie wyrwał – za chwilę ustawi się w kolejce. Skutkiem takiego wyrywania jest totalny chaos w zakresie wynagrodzeń, ale co tam się tym martwić, mamy swoje i dobrze jest. Pieniądze wyrywają z systemu szpitale kliniczne, wojewódzkie, powiatowe. Pieniądze wyrywają specjaliści, np. onkolodzy, tworząc sieć szczególnego finansowania lub proponując jakiś szczególny program terapeutyczny. Pieniądze wyrywają pacjenci na jakieś szczególnie drogie, nie zawsze skuteczne terapie. Każdy, który coś wyrwał, jest zadowolony i zupełnie nie dba o to, jaki to ma wpływ na całość funkcjonowania systemu opieki zdrowotnej. Bo czy to, tak naprawdę, jest rolą każdego uczestnika systemu? Nie, to jest rolą państwa, które podjęło się organizacji systemu ochrony zdrowia. Problem w tym, że państwo mamy byle jakie, słabe, targane konfliktami, skupione na rozwiązywaniu problemów doraźnych. Brakuje nam docelowego modelu, do którego ewentualne zmiany miałyby prowadzić, bo cel, że ma być dobrze, to jednak żaden cel.
W takiej sytuacji zasadne jest pytanie o sens przedstawiania propozycji, na które mało kto zwraca uwagę, i które nie mają żadnego wpływu na dryfującą chaotycznie rzeczywistość. Otóż jednak warto. Bo kiedy dryfujący bezładnie okręt wpadnie na rafy lub osiądzie na mieliźnie lub kiedy załoga totalnie zagubi się na rozległym oceanie, wtedy jednak załoga w końcu poszuka mapy, poszuka nawigatora i sternika, i idąc po rozum do głowy, postanowi jakoś wyjść z tej opresji. Czego nam wszystkim życzę.