Zdobycie w Polsce prawa wykonywania zawodu ma być znacznie łatwiejsze dla lekarzy spoza UE. Obecne 3–4 lata starań mają zostać skrócone do maksymalnie... 3–4 miesięcy.
Tuż przed Świętami Wielkanocnymi minister nauki i szkolnictwa wyższego Jarosław Gowin potwierdził, to, o czym wcześniej już przebąkiwało Ministerstwo Zdrowia – w międzyresortowym zespole pracują nad zniesieniem konieczności nostryfikacji dyplomów lekarskich spoza UE. – Zdecydowanie popieram postulat uproszczenia procesu nostryfikacji dyplomów lekarzy z krajów nienależących do UE – deklarował Gowin. Precyzując, to obydwa ministerstwa chciałyby zastosować „analogiczne rozwiązania systemowe, obowiązujące w UE. Umożliwiłoby to uznanie w Polsce pełnych kwalifikacji zawodowych osobom, które nabyły kwalifikacje w państwie trzecim – tłumaczyło MNiSW.
Uzyskanie prawa do wykonywania zawodu w Polsce posiadaczom dyplomów spoza UE zajmuje średnio 3–4 lata i pochłania 30–60 tys. zł. Zapowiadane ułatwienia będą więc oznaczały rewolucję.
Słońce zza mgły
W połowie marca br. Biuro Prasy i Promocji MZ nieoficjalnie przekazało „Służbie Zdrowia”, że na dniach w Rządowym Centrum Legislacji pojawią się projekty nowelizacji ułatwiające zdobycie prawa wykonywania zawodu lekarzom spoza UE. 10 dni później minister Gowin deklarował, że zmiany zostaną ujawnione w... kwietniu. – Jesteśmy gotowi na przedstawienie odpowiedniego projektu w zasadzie tuż po świętach – obiecywał. Zaznaczał, iż są one przygotowywane w trybie pilnym. Ale 3 dni po Wielkanocy Katarzyna Zawada – rzecznik prasowa MNiSW podawała, iż szczegóły nowelizacji będą znane w ciągu 2 najbliższych... miesięcy. Ze wskazaniem raczej na czerwiec. Przekonywała, że prace są intensywne, bo „chcemy jak najszybciej przygotować wstępny projekt”. W ciągu nieco ponad 2 tygodni ministerstwa wygenerowały aż 3-miesięczny poślizg w ogłoszeniu konkretnych zapisów prawa. Już to sugeruje, iż proponowane rozwiązania napotykają problemy.
Zbyt wiele na temat planowanych zmian jeszcze nie wiadomo. Czy „uznanie w Polsce pełnych kwalifikacji zawodowych” oznaczałoby, iż lekarze z dyplomami krajów spoza UE nie musieliby już wykonywać ani 13-miesięcznego stażu, ani zdawać LEK-u oraz egzaminu nostryfikacyjnego? Tak – nie musieliby. – W przypadku różnic w kształceniu lub szkoleniu mogą być zobowiązani do odbycia stażu adaptacyjnego lub do zdania testu umiejętności. Zatem nie będą ubiegali się o nabycie w Polsce kwalifikacji, lecz o uznanie swoich kwalifikacji zawodowych, to inna procedura – zaznacza Katarzyna Zawada. Nadal na pewno byłby egzamin z języka polskiego. – Każdy, także obywatel UE, kto zamierza wykonywać swój zawód w Polsce, powinien mieć znajomość języka polskiego (…). Zwłaszcza w zawodach mających wpływ na bezpieczeństwo pacjentów – podkreśla Zawada.
Lekarzom spoza UE najbardziej spodoba się to, iż obecne 3–4 lata starań o możliwość leczenia w Polsce, ma zostać skrócone do maksymalnie.... 3–4 miesięcy. – Jednakże, w przypadku zobowiązania do zdania testu umiejętności lub odbycia stażu adaptacyjnego, czas na wydanie decyzji wydłuży się. Każda sprawa będzie rozpatrywana indywidualnie – zaznacza rzecznik MNiSW.
Ministerstwo nie podaje kiedy te rozwiązania miałyby wejść w życie. – Naszym celem jest możliwie jak najszybsze wprowadzenie nowych rozwiązań – deklaruje Katarzyna Zawada.
Przez 4 tygodnie wysyłaliśmy pytania także do MZ, ale albo zostały one bez odpowiedzi, albo też odpowiedź udzielona była... nie na temat. Nie wiadomo więc nadal, jakie m.in. mają być spodziewane efekty zmian. Czyli ilu lekarzy z krajów spoza UE miałoby, i w jakim czasie, podjąć pracę w Polsce. MNiSW nie ma o tym pojęcia, bo to nie ono zainicjowało proces zmian na początku marca br.
No pasarán
Powyższe ustalenia to na razie propozycje międzyresortowego zespołu, w którym nie biorą udziału przedstawiciele środowiska lekarzy. Naczelna Rada Lekarska oraz uczelnie medyczne dopiero na dalszych etapach procesu legislacyjnego będą mogły wnosić o jakieś zmiany.
Jeszcze przed ww. deklaracjami ministra Gowina, a kiedy już wiadomo było, że uznanie kwalifikacji jest jednym z rozwiązań „na stole”, zapytaliśmy NRL o stosunek m.in. do tej propozycji. – Na pewno są takie osoby, które chciałyby, bez żadnych zbędnych formalności szybko i automatycznie mieć nostryfikowany dyplom, a potem uznane kwalifikacje i pracować w Polsce. Sądzimy, że takie rozwiązania byłyby zupełnie NIE do przyjęcia – deklarował w rozmowie ze „SZ” wiceprezes NRL, prof. Romuald Krajewski. Uważa, że odbycie stażu przez lekarzy spoza UE oraz egzamin językowy, są konieczne. Przyznaje, że obecne procedury stosowane w Polsce mogą zajmować bardzo dużo czasu i zdawanie kolejnych egzaminów przychodzi doktorom spoza Unii z wielką trudnością, zaś dyskusji nt. ułatwień tego procesu dotychczas nie było.
Prezes NRL, Maciej Hamankiewicz, także nie jest zadowolony z proponowanych rozwiązań. Chce utrzymania egzaminu nostryfikacyjnego, chociaż wolałby, aby przeprowadzany był przez izby lekarskie. – Wszystkich bardzo chętnie przyjmiemy, łącznie z lekarzami z Białorusi i Ukrainy, ale pod jednym warunkiem: że pewną poprzeczkę wiedzy, umiejętności i doświadczenia będą musieli osiągnąć – mówił prezes Hamankiewicz dla Faktów TVN.
Stanowisko NRL chyba nie wyraża opinii sporego grona lekarzy. Wojciech Pacholicki, wiceprezes Porozumienia Zielonogórskiego – największej po NIL organizacji zrzeszającej lekarzy w Polsce – generalnie cieszy się z zapowiedzi i planów MZ. – Deficyty kadrowe są tak duże w ochronie zdrowia, że będzie to mile widziane. Dzisiaj to (uzyskanie prawa wykonywania zawodu – red.) bardzo długa i trudna ścieżka. Warto ją skrócić. Ale trudno się zgodzić na przyznanie uprawnień lekarzom z Ukrainy i Białorusi całkowicie bez weryfikacji – uważa Pacholicki nawiązując w ostatnim zdaniu do deklaracji min. Gowina. Zdaniem wiceszefa PZ, nawet jeśli znacząco uprości się ścieżkę dla medyków spoza UE, to i tak długimi latami będziemy łatać kadrowe dziury.
Łagodniejsze „nie”
Od października ub.r. do lutego br. bardziej prawdopodobną opcją ułatwień dla lekarzy spoza UE było zastosowanie rozwiązań stosowanych w Niemczech. Berufserlaubnis – jak to się tam nazywa – to czasowe pozwolenie na pracę, bez pełni uprawnień, w konkretnym miejscu pracy i pod nadzorem. Jeśli medyk uzupełni braki w wykształceniu, to może starać się o pełne prawo wykonywania zawodu.
Prof. Krajewski z NRL już nieco lepiej spoglądał na tę opcję. – Zobaczymy, jakie byłyby zapisy: na jakiej zasadzie będą mogli wykonywać pracę, czy w ograniczonym zakresie, jak to ma być zorganizowane, kto ma być odpowiedzialny, jak wyglądałby nadzór – mnożył pytania w rozmowie ze „Służbą Zdrowia”, jeszcze gdy ta „opcja niemiecka” była główną rozważaną.
Kilka miesięcy wcześniej, w październiku ub.r., gdy minister Radziwiłł ujawnił, iż MZ chciałoby wprowadzić takie rozwiązania znad Łaby, NRL w swoim stanowisku się temu... sprzeciwiła.