SZ nr 1–16/2023
z 19 stycznia 2023 r.
Nauki medyczne potrzebują kobiet
Oliwia Tarasewicz-Gryt
Kultura medycyny akademickiej wciąż wzmacnia nierówności pomiędzy płciami, zamiast je niwelować. Na najwyższe szczeble kariery dociera znacznie mniej kobiet niż mężczyzn. Niedobór kobiecej perspektywy w badaniach i na stanowiskach przywódczych to strata nie tylko dla kobiet, ale głównie dla nauki.
Unia Europejska naciska, by jednostki badawcze dbały o równość płci i inkluzywność, uzależniając od tego przyznawanie grantów. Największy w historii UE program badań naukowych i innowacji „Horyzont Europa” podkreśla potrzebę propagowania równych szans dla wszystkich oraz uwzględnianie aspektu płci w zakresie badań naukowych i innowacji. Część polskich uniwersytetów medycznych opracowuje więc na najbliższe lata dokumenty i tworzy stanowiska ds. zarządzania różnorodnością. Same dokumenty, analizy i stanowiska wymuszone przez sytuację nie wystarczą. Aby mówić o faktycznej inkluzji, potrzebne są zmiany mentalne, które pozwolą zmienić kulturę organizacyjną oraz konkretne, wymierne, długofalowe działania.
Tymczasem na 24 członków Rady do spraw Szkolnictwa Wyższego, powołanej przez prezydenta pod koniec ubiegłego roku, zaledwie trzech to kobiety. W naukach medycznych kobiety także stanowią mniejszość. Raport opublikowany przez „Polki w Medycynie” pokazuje, że choć stanowią 73% studentów kierunków medycznych, to na najwyższe szczeble kariery naukowej w medycynie dociera ich znacznie mniej niż mężczyzn. Na zlecenie badaczy GUS zebrał liczbę wszystkich polskich: studentek i doktorantek nauk medycznych i nauk o zdrowiu, asystentek, adiunktek i profesorek. Dodano do tego dane z 11 największych uczelni medycznych z całej Polski, by maksymalnie rzetelnie przedstawić problem. Z analizy wynika, że im wyższy stopień kariery, tym mniejsza różnorodność. Odsetek kobiet wśród asystentów i adiunktów jest wprawdzie zbliżony do udziału kobiet wśród doktorantów, jednak na wyższych szczeblach kobiety napotykają bariery. W 2021 r. kobiety stanowiły jedynie 44,39% profesorów. Warto jednak odnotować, że ta liczba rośnie – w 2017 stanowiły tylko niecałe 38%.
Trend globalny
Podobnie jest w innych krajach, gdzie od kilkunastu lat prowadzi się badania nad różnorodnością płciową w nauce. Z raportu „She Figures 2018”, opracowanego na zlecenie Komisji Europejskiej, wynika, że liczba europejskich kobiet w nauce powoli wzrasta, jednak ich potencjał wciąż nie jest w pełni rozpoznany i ceniony. Sytuacja niewiele się różni poza Europą. Mimo że kobiety stanowią około 33% lekarzy w USA i 42% w Kanadzie, to przekrojowa analiza 181 konferencji medycznych, organizowanych w tych krajach w latach 2007 – 2017, wskazuje, że wprawdzie proporcje kobiet prelegentów wzrosły w tej dekadzie z 24,6% do 34,1%., jednak wciąż na konferencjach medycznych dominują mężczyźni.
Kobiety stanowiły tylko 41,7% pierwszych autorów publikacji. To ogranicza wpływ, jaki kobiety mogą mieć na badania medyczne i wypracowywanie dobrych praktyk – wciąż mają mniejsze szanse na wyrażenie swoich opinii i dostarczenie spostrzeżeń, które mogą wpłynąć na rozwój nauki.
Choć kobiety mają o 35% większe szanse niż mężczyźni na opracowanie metod leczenia korzystnych dla kobiet, jednak tylko 13% właścicieli patentów jest płci żeńskiej.
Badania w skali globalnej pokazują też, że kobiety zajmują stanowiska o mniejszej władzy, statusie i niższych wynagrodzeniach. Tylko 18% wydziałów jest zarządzanych przez kobiety. Częściej zajmują stanowiska kierownicze związane z różnorodnością i sprawami studenckimi, rzadziej zarządzają badaniami klinicznymi.
Nauki medyczne i aplikacja YouTube
Kiedy w Google po raz pierwszy uruchomiono aplikację YouTube do przesyłania filmów na iOS, 5–10% załadowanych przez użytkowników filmów wyświetlało się do góry nogami. Dlaczego? Wczesny projekt platformy był zoptymalizowany dla praworęcznych użytkowników i nie uwzględniał unikalnej perspektywy osób leworęcznych. Nie wynikało to ze złośliwości inżynierów w Google – po prostu nieświadomie stworzyli aplikację, która działała znakomicie dla prawie wyłącznie praworęcznego zespołu deweloperów.
Co to ma wspólnego z medycyną? W naukach medycznych bada się i projektuje rozwiązania dla pacjentów i personelu medycznego z całego świata, z różnorodnym zestawem umiejętności, zdolności i przypadków użycia. Dla obu płci. Spoglądanie na problem wyłącznie z męskiej perspektywy zawęża postrzeganie i ogranicza innowacyjność. Aby maksymalizować korzyści z innowacyjnych leków i diagnostyki dla różnych grup, w badaniach należy uwzględniać różne perspektywy – także w przypadku generowania danych dotyczących zdrowia kobiet.
Naukowcy, którzy przeanalizowali 1,5 miliona prac medycznych, szukając związku pomiędzy autorstwem kobiet a prawdopodobieństwem uwzględnienia w badaniu analizy płci (artykuł opublikowano w 2017 roku w Nature Human Behaviour) potwierdzili, że płeć autorów badań ma znaczenie. Uwzględniając różnice między krajami, tematami chorób i obszarami badań medycznych, porównali udział kobiet w badaniach, które zawierają i nie zawierają analizy płci i wskazali na silną pozytywną korelację między autorstwem kobiet a prawdopodobieństwem, że badanie zawiera analizę płci i charakteru.
„Sprawy kobiece” i histeria
Niedostateczna reprezentacja kobiet w naukach medycznych zubaża naukową perspektywę i może prowadzić do projektowania rozwiązań, tworzenia produktów i terapii dla kobiet bez ich udziału. Tak działo się w XIX i na początku XX wieku. Przez setki lat lekarzami byli mężczyźni, sprowadzający pacjentki do pliku notatek, zestawu obserwacji klinicznych i studiów przypadku. Nie mając doświadczeń typowych dla kobiecej fizjologii, polegali na własnych założeniach, nie mając okazji, by je weryfikować.
W trzeciej dekadzie XXI wieku pacjentki gabinetów ginekologicznych skarżą się, że lekarze nie rozumieją, jak antykoncepcja hormonalna może wpływać na psychikę i bagatelizują ich problem. W mediach społecznościowych kobiety w okolicy menopauzy wymieniają się doświadczeniami i radami, bo nie są przygotowane na ten etap w życiu. Kobiety nie czują się zaopiekowane, zrozumiane przez lekarzy. Wiele tematów wciąż stanowi tabu, także w mediach. Dlaczego tak się dzieje?
Przez wiele lat problem kobiecej fizjologii był niedostatecznie rozpoznany przez mężczyzn – zarówno lekarzy, jak i przy badaniach klinicznych. W przeszłości wielu naukowców uważało mężczyzn za lepszy obiekt badań, ponieważ nie mają cykli menstruacyjnych i nie mogą zajść w ciążę. Wykluczało to kobiety z badań klinicznych, umacniając przy okazji mit, że kobiety są zbyt biologicznie niestabilne, by być użyteczne lub wartościowe. Nowoczesna medycyna naukowa przez wieki rozwijała się jako zawód, instytucja i dyscyplina w kontekście męskiej dominacji – pisze Elinor Cleghorn w książce „Unwell Women: Misdiagnosis and Myth in a Man Made World”. Lekarze wierzyli kiedyś, że nerwy kobiet są zbyt silne, by mogły zdobyć wykształcenie, lub że ich jajniki ulegną zapaleniu, jeśli będą zbyt dużo czytać. Definiowano kobiecą fizjologię poprzez jej odmienność od męskiej i medycznie określano kobiety jako wadliwe, ułomne, niedostateczne. Zdaniem Cleghorn posiadanie macicy definiowało cel kobiecej egzystencji: rodzić i wychowywać dzieci, dlatego wiedza o kobiecej biologii koncentrowała się na zdolności kobiet do reprodukcji.
Kobiecy ból mniej poważny?
Stereotypy społeczne dotyczące sposobu, w jaki kobiety doświadczają, wyrażają i tolerują ból nie zniknęły. Koncepcja, że nadmierne emocje kobiet mają głęboki wpływ na ich ciała i vice versa, zaowocowała obrazem szukającej atencji, hipochondrycznej pacjentki. Badanie z 2018 roku wykazało, że lekarze często postrzegają mężczyzn z przewlekłym bólem jako odważnych, a kobiety jako „emocjonalne” lub „histeryczne” i częściej traktują ból kobiet jako efekt stanu zdrowia psychicznego, a nie stan fizyczny. Częściej niż mężczyznom kobietom proponuje się łagodne leki uspokajające i antydepresyjne zamiast przeciwbólowych. Kobiety rzadziej kieruje się na dalszą diagnostykę z powodu bólu.
Lekarze niewierzący pacjentom uniemożliwiają im uzyskanie pomocy w łagodzeniu objawów. Lekceważąc nasilenie przewlekłego bólu, mogą nie zapewnić kobietom leków przeciwbólowych. Niepoważne traktowanie objawów pacjenta może opóźnić prawidłową diagnozę o wiele lat. Potwierdzają to badania – analiza przeprowadzona w 2019 roku w Danii wykazała, że w 72% przypadków kobiety czekały dłużej na diagnozę niż mężczyźni.
Uprzedzenia związane z płcią mogą też zwiększać ryzyko śmierci pacjentów. Na przykład przekonanie, że ataki serca występują głównie u mężczyzn – oraz brak świadomości, jak wpływają one na kobiety – przyczynia się do wyższego wskaźnika śmierci kobiet z powodu ataków serca.
Kiedy wrócimy do danych zebranych przez „Polki w Medycynie”, zauważymy, że na położnictwie niemal 100% studentów to kobiety. W naturalny sposób zawód ten wykonywany jest przez osoby rozumiejące pacjentkę lepiej niż mężczyźni. To może stanowić częściowo klucz do odpowiedzi na pytanie, dlaczego w nauce potrzebna jest zbliżona reprezentacja kobiet i mężczyzn – wymagana jest bowiem równowaga, która pozwoli zrewidować mity i uprzedzenia, i podejść do problemu ze zrozumieniem.
Jak zwiększyć reprezentację kobiet w nauce?
Zgodnie z priorytetami KE na lata 2022–2024 podstawowym instrumentem wspierającym równość płci w programie Horyzont Europa ma być Gender Equality Plan – GEP. Powinien on zawierać́ projekt zmian instytucjonalnych i kulturowych w organizacjach zajmujących się̨ badaniami i innowacjami, których celem ma być promowanie równości płci. GEP powinien być́ oficjalnym dokumentem podpisanym przez najwyższe kierownictwo (co ma potwierdzić zrozumienie problemu i instytucjonalne wsparcie) i rozpowszechnionym w instytucji. Należy sprecyzować w nim jasne cele, szczegółowe konkretne działania i środki do osiągnięcia celu. Konieczne są też zasoby do przygotowania, monitorowania, aktualizowania, oceny i wdrażania planu. Jednostki badawcze zobowiązują się także do gromadzenia i monitorowania danych oraz do szkoleń i budowania potencjału kadry. Działania te okazały w pewnym stopniu skuteczne. Uniwersytety medyczne, nie chcąc, by wykluczono je przy przyznawaniu grantów, opracowały i opublikowały raporty poświęcone równości płci.
W krajach takich jak USA czy Wielka Brytania od kilkunastu lat wdraża się systemowe działania, które mają na celu zwiększenie reprezentacji kobiet w nauce. Instytucje akademickie wprowadzają politykę zwalczania dyskryminacji. Ważne jest, by nie ograniczyć się do działań wymuszonych przez ustawodawców, lecz naprawdę zadbać o równość i poczucie przynależności. Tego nie osiągnie się opublikowaniem edukacyjnych filmów i obliczeniem proporcji płci na wydziałach.
Nie uda się bez zrozumienia na najwyższym szczeblu
W rozmowie z dr hab. Joanną Konopińską, pełnomocniczką rektora ds. równości płci na UM w Białymstoku pada pytanie: „Sprawdziliśmy statystykę płci na UMB i wyszło nam, że ogólnie rzec przyjmując, pań jest tu 75 proc., a panów 25 proc. Czyli UMB jest kobietą?”. Pytanie poprzedzone jest nieco zawoalowanym założeniem: „Na UMB panie – zarówno wśród studentów, jak i w administracji Uczelni – stanowią większość. Czy to dlatego na naszej Uczelni powstała Komisja ds. równości płci oraz Pełnomocnik Rektora ds. równości płci?”. Pełnomocniczka odpowiada: „Tak. Statystyka jest taka, że panie stanowią tu większość. Za to na przykład najwyższe władze Uczelni to w 100 procentach panowie”. I w tym punkcie należy rozpocząć analizę sytuacji wyjściowej. Nie można ograniczać się do stwierdzenia, że zatrudniono wystarczającą liczbę kobiet. Potrzebne jest identyfikowanie barier w awansie zawodowym, analizując wskaźniki reprezentacji wydziałów, przyczyny odchodzenia z pracy i sposoby awansowania kobiet. Ważne jest też, w jaki sposób ułatwia się kobietom powrót do pracy po urlopach macierzyńskich. Konieczna jest analiza wynagrodzeń.
Równość płci powinna być elementem misji instytucji, ważnym już na etapie rekrutacji do pracy czy do projektu naukowego. Osiąga się to poprzez odpowiednie, inkluzywne, formułowanie ogłoszeń i wymagań. Tym zajmują się są specjalne komisje, które nadzorują kwestie związane z równością płci. Ich zadaniem jest m.in. tworzenie szablonów, które ujednolicają kryteria awansów. Ważne są też środki finansowe przeznaczone na rekrutację i utrzymanie kobiet na wyższych szczeblach wydziału. Potrzebne są też ankiety pracownicze oraz rozmowy z odchodzącymi z pracy czy projektu kobietami i poznanie głównych przyczyn odejścia. Działy promocji uczelni czy osoby wykonujące na co dzień zupełnie inne obowiązki bez dodatkowych szkoleń mogą sobie nie poradzić z tym zadaniem.
Najważniejsze przy tym jest, by nie postrzegać działań zapewniających równość płci jako sztucznych i modnych inicjatyw, motywowanych ideologicznie i wymuszanych przez Unię Europejską, lecz jako ważny krok na drodze do zrównoważonego rozwoju w nauce. Beneficjentami nie są tu kobiety, lecz nauka. To zrozumienie potrzebne jest przede wszystkim najwyższemu kierownictwu. Biorąc pod uwagę, że to w większości męskie grono, można przewidywać, że proces ten będzie wymagał czasu.
Najpopularniejsze artykuły
10 000 kroków dziennie? To mit!
Odkąd pamiętam, 10 000 kroków było złotym standardem chodzenia. To jest to, do czego powinniśmy dążyć każdego dnia, aby osiągnąć (rzekomo) optymalny poziom zdrowia. Stało się to domyślnym celem większości naszych monitorów kroków i (czasami nieosiągalną) linią mety naszych dni. I chociaż wszyscy wspólnie zdecydowaliśmy, że 10 000 to idealna dzienna liczba do osiągnięcia, to skąd się ona w ogóle wzięła? Kto zdecydował, że jest to liczba, do której powinniśmy dążyć? A co ważniejsze, czy jest to mit, czy naprawdę potrzebujemy 10 000 kroków dziennie, aby osiągnąć zdrowie i dobre samopoczucie?