Ludzkość z obawą spogląda w niebo, stamtąd spodziewając się galaktycznej katastrofy. W makroświecie wypatruje zagrożenia. Spektakularne katastrofy kosmiczne, uderzenia asteroidów w naszą planetę, śmierć milionów ludzi w wyniku upadku planetoidy – to scenariusze wielu popularnych i chętnie oglądanych filmów katastroficznych. Tymczasem globalna katastrofa nadciągnąć może nie ze strony wielkich planet i gwiazd, ale od mikroskopijnych władców świata – bakterii. Ludzie potrafią walczyć z nimi od zaledwie kilkudziesięciu lat. Zawsze walka ta polegała na tym, że obie strony starały się nawzajem przechytrzyć. Pozyskanie penicyliny stało się przełomem w leczeniu zakażeń bakteryjnych. Szala zwycięstwa przechyliła się na stronę człowieka. Szybko zaczęły powstawać nowe antybiotyki. Ale bakterie nie zamierzały poddać się tak łatwo. Uodporniały się na tę antybiotykową broń. Żeby nadążać za ich opornością, trzeba było eskalować dawki leków, usilnie pracować nad nowymi cząsteczkami. Niestety, tych cudownych leków, jak nazywano antybiotyki, z czasem zaczęto też nadużywać, a nawet – jak np. w hodowli – stosować na masową skalę. To spowodowało, że zjawisko oporności stało się prawdziwym problemem. Opcje leczenia zakażeń bakteryjnych zaczęły się wyczerpywać i dzisiaj stoimy przed ogromnym niebezpieczeństwem przegrania walki z maleńkimi drobnoustrojami. Takiej wizji nie możemy lekceważyć. Jak powiedział już w 2013 roku naczelny lekarz Wielkiej Brytanii, dr Sally Davis: „oporność na antybiotyki grozi katastrofą zdrowotną na miarę terroryzmu i zmian klimatu”.