1 października br. minister zdrowia utworzył nową jednostkę badawczo-rozwojową: Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego. Będzie nim kierowała prof. dr hab. n. med. Waleria Hryniewicz. Instytut powstał z połączenia Centralnego Laboratorium Surowic i Szczepionek oraz Instytutu Leków. Jego działalność nadzorować będzie Minister Zdrowia.
Jak głosi oficjalny komunikat, działania instytutu skupią się wokół badań naukowych, prac rozwojowych, kontrolnych, wdrożeniowych i edukacyjnych prowadzonych na rzecz zdrowia publicznego, w zakresie służącym poprawie i bezpieczeństwu zdrowia społeczeństwa. Placówka zajmie się opracowaniem i wdrażaniem nowych metod profilaktyki, terapii i diagnostyki, a także określeniem wymagań, jakim powinny odpowiadać produkty lecznicze i medyczne. Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego będzie uczestniczył w działaniach mających na celu spełnienie wymogów Unii Europejskiej, dotyczących zdrowia publicznego.
Plany powołania do życia Instytutu od dawna wzbudzały emocje, zwłaszcza w środowisku najbardziej zainteresowanych. Jednak wszelkie argumenty przeciw nie przekonywały inicjatorów zmiany. W efekcie – Instytut jest i basta – podobnie jak zmiany w polskim systemie ochrony zdrowia.
- Idei powołania takiego instytutu nikt nie kwestionuje – mówi prof. Jacek Spławiński. – Podobne instytuty istnieją na całym świecie, pełniąc bardzo ważne funkcje. Ale w Polsce nie mamy pieniędzy na działalność, jaką w innych państwach prowadzą tego typu placówki. Powołanie Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego to dziś ryzyko – rozpadną się struktury, które dość dobrze działały. Powstanie natomiast twór, na którego funkcjonowanie nie ma pieniędzy. Przy tym ryzykuje się utratę specjalistów, których zatrudniały dotąd – przed połączeniem – obie te placówki. Ministerstwo Zdrowia nie zagwarantowało zaś środków na przekształcenie i restrukturyzację.
Instytut Leków np. miał ściśle określone zadania. W nowym instytucie nie przewiduje się takich zadań. A nikt dotąd nie powiedział, jak – pod względem jakościowym – będą oznaczane leki. Nie wiadomo, kto przejmie odpowiedzialność za obecność na polskim rynku farmaceutycznym leków niedostatecznie przebadanych, być może – zawierających czynne substancje toksyczne. Ministerstwo Zdrowia planuje utworzenie 13 laboratoriów, które będą dopuszczały leki do obrotu. Oczywistą intencją tego działania było rozbicie monopolu Instytutu Leków. Ale komu taki monopol przeszkadzał – jest przecież jeden Sąd Najwyższy, jeden Prymas czy NIK. Przy rozmydleniu odpowiedzialności za dopuszczanie leków na rynek możemy więc oczekiwać sporych niespodzianek farmakologicznych.
Dziwi także, że nad działalnością Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego nadzór będzie sprawowała tylko jedna osoba. Takich obyczajów nie ma nigdzie w świecie. Wszędzie powołuje się rady naukowe złożone z wybitnych specjalistów, którzy pilnują przestrzegania statutów oraz nadzorują wypełnianie zadań nałożonych na tego typu placówki. A u nas, cóż – ktoś krzyknął: chodźcie chłopcy, założymy Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego. No i założyli.
7 października Rada Naukowa PZH, realizującego wiele zadań z zakresu zdrowia publicznego – nie wyraziła zgody na włączenie PZH (poprzez jego likwidację) w struktury nowego instytutu. Rada dopuszcza jego współtworzenie przez PZH, ale wyłącznie w drodze równoprawnych uzgodnień.