Służba Zdrowia - strona główna
SZ nr 51–66/2017
z 13 lipca 2017 r.

Stuknij na okładkę, aby przejść do spisu treści tego wydania


>>> Wyszukiwarka leków refundowanych


Nocno-świąteczne dylematy

Maciej Biardzki

Pomysł uwolnienia szpitalnych oddziałów ratunkowych i izb przyjęć od zapełniających je wieczorami i w wolne dni pacjentów z banalnymi schorzeniami, wydaje się dryfować w bardzo złym kierunku.

Na początek trzeba chociaż spróbować odpowiedzieć na pytanie, skąd w ogóle bierze się problem z nocno-świątecznymi pacjentami. A odpowiedź jest banalnie prosta – z dysfunkcji podstawowej opieki zdrowotnej. Przyczyny tej dysfunkcji można wyliczać długo. Relatywny brak lekarzy rodzinnych, jej organizacja ograniczająca działalność do pracy od 8.00 do 18.00 w dni powszednie, ale też zapisy ustawowe uniemożliwiające lekarzom rodzinnym mającym kontrakt z publicznym płatnikiem pracę u innego świadczeniodawcy. Następstwem tego jest konieczność realizacji części zadań POZ przez działające całodobowo szpitale.

Problem ten narastał stopniowo od lat. W poprzednim dziesięcioleciu istniał mechanizm, który pozwalał szpitalom obciążać POZ-y kosztami udzielania usług w godzinach poza ich ordynacją. Mechanizm nieco zgrzytał, bo pojawiały się zatory płatnicze, więc – jak to bywa – zastąpiono go jeszcze gorszym. Wprowadzenie nocnej opieki zdrowotnej bezpośrednio finansowanej przez NFZ zdjęło bowiem z lekarzy POZ jakiekolwiek hamulce odpowiedzialności za zaoptowanych pacjentów. Jeżeli nie byli w stanie przyjąć wszystkich oczekujących, bez większych oporów informowali ich, gdzie powinni się udać w celu otrzymania pomocy. Także i pacjenci zorientowali się, że zamiast czekać w kolejce do lekarza POZ, mogą dostać tę samą usługę – i to na dodatek w pakiecie! – w postaci szybkich badań diagnostycznych w szpitalu. No i mamy stan obecny.

Zacznijmy jednak od początku. Czy szpitale w ogóle powinny udzielać świadczeń z zakresu podstawowej opieki zdrowotnej? Przy tak skromnych zasobach, jakimi dysponują, trudno jest zabezpieczyć właściwą jakość udzielania świadczeń na oddziałach i w izbach przyjęć. Sytuacja, w której muszą jeszcze zabezpieczyć całkowicie autonomiczny rodzaj świadczeń, jakim jest podstawowa opieka zdrowotna, jest dla nich bardzo trudna. Część szpitali jej się podejmuje, ponieważ ma z tego tytułu jakiekolwiek dodatkowe pieniądze, zaś pacjenci i tak się pojawiają, i to w znacznej liczbie. Sam w moim szpitalu taką decyzję przed pięciu laty podjąłem. Z tym, że po pięciu latach bez zmiany wartości ryczałtu i w warunkach braku lekarzy, bardzo chętnie bym z tego zrezygnował.

Wydaje się, że optymalnym rozwiązaniem byłoby zobligowanie podstawowej opieki zdrowotnej do realizacji swojej działalności całodobowo. Już teraz, w wielu miejscach, konkursy na NPZ wygrywały przychodnie, które także chciały zarobić dodatkowe pieniądze. Zresztą mechanizmów można stworzyć wiele. W małych miejscowościach, gdzie lekarze znają wszystkich swoich pacjentów, mogliby to robić sami, wykorzystując możliwość nawet konsultacji telefonicznych (sam z tym eksperymentowałem ponad dziesięć lat temu). W większych mogłyby powstawać konsorcja praktyk lekarskich wzajemnie się uzupełniających. Wymagałoby to poważnych rozmów i powinno być włączone do tworzonej ustawy o podstawowej opiece zdrowotnej.

Tymczasem, zgodnie z prawem Kopernika-Greshama (gorszy pieniądz wypiera lepszy), Ministerstwo Zdrowia szykuje rozwiązanie obligujące szpitale do tworzenia nocnej opieki zdrowotnej w swoich strukturach. Ba, stawia to jako warunek włączenia szpitala do sieci. Niestety, jest to próba kolejnego łatania systemu, zamiast stworzenia rozwiązania działającego na korzyść pacjentów. Pacjent przybywający na nocną opiekę zdrowotną jest całkowicie anonimowy dla przyjmującego lekarza, co w oczywisty sposób generuje dodatkowe koszty związane z szybką, pobieżną diagnostyką. Szpitale ponadto nie mają odpowiednich zasobów kadrowych, aby zabezpieczyć dodatkowy dyżur, nawet jeżeli zmuszą do tych dyżurów rezydentów, co jest powszechną praktyką. Zresztą, niedoświadczony lekarz na takim dyżurze, to większe koszty diagnostyki i większa liczba nieuniknionych błędów.

Część szpitali broni się przed tym obligiem także z prozaicznego powodu. Miesięczny ryczałt za opiekę nad populacją 50 tys. pacjentów to 56 tys. złotych. Trzeba za to utrzymać nie tylko lekarza na dyżurze i pielęgniarkę, ale także np. transport na wizyty domowe. Przy obecnych, i tak zaniżonych, kosztach pracy do tego ryczałtu trzeba po prostu dokładać, zwłaszcza że od ponad pięciu lat się on nie zmienił. Żeby to zobrazować: dla opieki nad 50 tys. pacjentów potrzeba w POZ 20 lekarzy i pielęgniarek środowiskowych. Za swoją pracę Fundusz im płaci ok. 20 zł/pacjenta uwzględniając łączne stawki lekarza i pielęgniarki oraz odpowiednie wagi zależne od wieku, czyli ok. milion złotych, co się równa 50 tys. zł na jeden zespół. Prawda, że podobnie? Tyle tylko, że lekarze POZ pracują 10 godzin na dobę, czyli ok. 220 godzin w miesiącu, przyjmując średnio 22 dni robocze w miesiącu. Tymczasem szpital musi zabezpieczyć przy trzydziestu dniach w miesiącu ok. 500 godzin pracy zespołu, czyli blisko 2,5 razy więcej. Jaką stawkę może zaproponować pracownikom?

Ministerstwo ma tego świadomość, dlatego zaproponowało ograniczenie wymogów, np. przez realizację tego zadania przez lekarzy wykonujących inne funkcje w szpitalu, czy rezygnacje z opieki wyjazdowej. Tyle że wygląda to jak żart. Czy lekarze mają zostawić pacjentów na oddziałach, aby realizować pomoc nocną, czy też może zrezygnujemy z iniekcji w godzinach nocnych i w święta? Już tylko wspomnę o tym, że nadal nierozwiązany jest problem stwierdzania zgonów pozaszpitalnych.

Jeżeli szpitale mają zajmować się tą działalnością, co systemowo nie jest zasadne, to przynajmniej trzeba im za to uczciwie zapłacić. A to akurat okazuje się największym problemem dla ministerstwa i NFZ. Z drugiej strony – jeżeli wzrosłyby stawki, to może lekarze rodzinni staliby się bardziej chętni do realizacji tego zadania? I znowu kłania się stare powiedzenie – kiedy nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. A tak pozostaje tylko miotanie się.

Ale może jedynym wyjściem jest przywrócenie starego systemu, w którym za całość usług, w tym za podstawową opiekę zdrowotną, odpowiada lokalny szpital? Tyle tylko, że byłby to całkowity powrót do systemu sprzed reformy z 1999 roku.




Najpopularniejsze artykuły

Münchhausen z przeniesieniem

– Pozornie opiekuńcza i kochająca matka opowiada lekarzowi wymyślone objawy choroby swojego dziecka lub fabrykuje nieprawidłowe wyniki jego badań, czasem podaje mu truciznę, głodzi, wywołuje infekcje, a nawet dusi do utraty przytomności. Dla pediatry zespół Münchhausena z przeniesieniem to wyjątkowo trudne wyzwanie – mówi psychiatra prof. Piotr Gałecki, kierownik Kliniki Psychiatrii Dorosłych Uniwersytetu Medycznego w Łodzi.

Ciemna strona eteru

Zabrania się sprzedaży eteru etylowego i jego mieszanin – stwierdzał artykuł 3 uchwalonej przez sejm ustawy z dnia 22 czerwca 1923 r. w przedmiocie substancji i przetworów odurzających. Nie bez kozery, gdyż, jak podawały statystyki, aż 80 proc. uczniów szkół narkotyzowało się eterem. Nauczyciele bili na alarm – używanie przez dzieci i młodzież eteru prowadzi do ich otępienia. Lekarze wołali – eteromania to zguba dla organizmu, prowadzi do degradacji umysłowej, zaburzeń neurologicznych, uszkodzenia wątroby. Księża z ambon przestrzegali – eteryzowanie się nie tylko niszczy ciało, ale i duszę, prowadząc do uzależnienia.

Rzeczpospolita bezzębna

Polski trzylatek statystycznie ma aż trzy zepsute zęby. Sześciolatki mają próchnicę częściej niż ich rówieśnicy w Ugandzie i Wietnamie. Na fotelu dentystycznym ani razu w swoim życiu nie usiadł co dziesiąty siedmiolatek. Statystyki dotyczące starszych napawają grozą: 92 proc. nastolatków i 99 proc. dorosłych ma próchnicę. Przeciętny Polak idzie do dentysty wtedy, gdy nie jest w stanie wytrzymać bólu i jest mu już wszystko jedno, gdzie trafi.

Astronomiczne rachunki za leczenie w USA

Co roku w USA ponad pół miliona rodzin ogłasza bankructwo z powodu horrendalnie wysokich rachunków za leczenie. Bo np. samo dostarczenie chorego do szpitala może kosztować nawet pół miliona dolarów! Prezentujemy absurdalnie wysokie rachunki, jakie dostają Amerykanie. I to mimo ustawy, która rok temu miała zlikwidować zjawisko szokująco wysokich faktur.

Ukraińcy zwyciężają też w… szpitalach

Placówki zdrowia w Ukrainie przez 10 miesięcy wojny były atakowane ponad 700 razy. Wiele z nich zniszczono doszczętnie. Mimo to oraz faktu, że codziennie przybywają setki nowych rannych, poza linią frontu służba zdrowia daje sobie radę zaskakująco dobrze.

Osteotomia okołopanewkowa sposobem Ganza zamiast endoprotezy

Dysplazja biodra to najczęstsza wada wrodzona narządu ruchu. W Polsce na sto urodzonych dzieci ma ją czworo. W Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym pod kierownictwem dr. Jarosława Felusia przeprowadzane są operacje, które likwidują ból i kupują pacjentom z tą wadą czas, odsuwając konieczność wymiany stawu biodrowego na endoprotezę.

Leki, patenty i przymusowe licencje

W nowych przepisach przygotowanych przez Komisję Europejską zaproponowano wydłużenie monopolu lekom, które odpowiedzą na najpilniejsze potrzeby zdrowotne. Ma to zachęcić firmy farmaceutyczne do ich produkcji. Jednocześnie Komisja proponuje wprowadzenie przymusowego udzielenia licencji innej firmie na produkcję chronionego leku, jeśli posiadacz patentu nie będzie w stanie dostarczyć go w odpowiedniej ilości w sytuacjach kryzysowych.

ZUS zwraca koszty podróży

Osoby wezwane przez Zakład Ubezpieczeń Społecznych do osobistego stawiennictwa na badanie przez lekarza orzecznika, komisję lekarską, konsultanta ZUS często mają do przebycia wiele kilometrów. Przysługuje im jednak prawo do zwrotu kosztów przejazdu. ZUS zwraca osobie wezwanej na badanie do lekarza orzecznika oraz na komisję lekarską koszty przejazdu z miejsca zamieszkania do miejsca wskazanego w wezwaniu i z powrotem. Podstawę prawną stanowi tu Rozporządzenie Ministra Pracy i Polityki Społecznej z 31 grudnia 2004 r. (...)

Terapia schizofrenii. Skuteczność w okowach dostępności

Pod koniec marca w siedzibie Polskiej Agencji Prasowej odbyła się debata ekspercka pt.: „W parze ze schizofrenią. Jak zwiększyć w Polsce dostęp do efektywnych terapii?”. Spotkanie moderowane przez red. Renatę Furman zostało zrealizowane przez organizatorów Kongresu Zdrowia Psychicznego oraz Fundację eFkropka.

Chorzy na nienawiść

To, co tak łagodnie nazywamy hejtem, to zniewagi, groźby i zniesławianie. Mowa nienawiści powinna być jednoznacznie piętnowana, usuwana z przestrzeni publicznej, a sprawcy świadomi kary. Walka o dobre imię medyków to nie jest zadanie młodych lekarzy.

Zmiany skórne po kontakcie z roślinami

W Europie Północnej najczęstszą przyczyną występowania zmian skórnych spowodowanych kontaktem z roślinami jest Primula obconica. Do innych roślin wywołujących odczyny skórne, a występujących na całym świecie, należy rodzina sumaka jadowitego (gatunek Rhus) oraz przedstawiciele rodziny Compositae, w tym głównie chryzantemy, narcyzy i tulipany (...)

Czy Trump ma problemy psychiczne?

Chorobę psychiczną prezydenta USA od prawie roku sugerują psychiatrzy i specjaliści od zdrowia psychicznego w Ameryce. Wnioskują o komisję, która pozwoli zbadać, czy prezydent może pełnić swoją funkcję.

Kobiety w chirurgii. Równe szanse na rozwój zawodowy?

Kiedy w 1877 roku Anna Tomaszewicz, absolwentka wydziału medycyny Uniwersytetu w Zurychu wróciła do ojczyzny z dyplomem lekarza w ręku, nie spodziewała się wrogiego przyjęcia przez środowisko medyczne. Ale stało się inaczej. Uznany za wybitnego chirurga i honorowany do dzisiaj, prof. Ludwik Rydygier miał powiedzieć: „Precz z Polski z dziwolągiem kobiety-lekarza!”. W podobny ton uderzyła Gabriela Zapolska, uważana za jedną z pierwszych polskich feministek, która bez ogródek powiedziała: „Nie chcę kobiet lekarzy, prawników, weterynarzy! Nie kraj trupów! Nie zatracaj swej godności niewieściej!".

Ubezpieczenia zdrowotne w USA

W odróżnieniu od wielu krajów, Stany Zjednoczone nie zapewniły swoim obywatelom jednolitego systemu ubezpieczeń zdrowotnych. Bezpieczeństwo zdrowotne mieszkańca USA zależy od posiadanego przez niego ubezpieczenia. Poziom medycyny w USA jest bardzo wysoki – szpitale są doskonale wyposażone, amerykańscy lekarze dokonują licznych odkryć, naukowcy zdobywają nagrody Nobla. Jakość ta jednak kosztuje, i to bardzo dużo. Wizyta u lekarza pociąga za sobą wydatek od 40 do 200 $, jeden dzień pobytu w szpitalu – 400 do 1500 $. Poważna choroba może więc zrujnować Amerykanina finansowo, a jedna skomplikowana operacja pochłonąć jego życiowe oszczędności. Dlatego posiadanie ubezpieczenia zdrowotnego jest tak bardzo ważne. (...)

Mielofibroza choroba o wielu twarzach

Zwykle chorują na nią osoby powyżej 65. roku życia, ale występuje też u trzydziestolatków. Średni czas przeżycia wynosi 5–10 lat, choć niektórzy żyją nawet dwadzieścia. Ale w agresywnej postaci choroby zaledwie 2–3 lata od postawienia rozpoznania.

Samobójstwa wśród lekarzy

Jeśli chcecie popełnić samobójstwo, zróbcie to teraz – nie będziecie ciężarem dla społeczeństwa. To profesorska rada dla świeżo upieczonych studentów medycyny w USA. Nie posłuchali. Zrobili to później.




bot