Z prof. Tadeuszem Parnowskim, psychiatrą, prezesem Polskiego Towarzystwa Psychogeriatrycznego rozmawia Barbara Jagas.
Barbara Jagas: Jakie geny odpowiadają za powstanie choroby Alzheimera?
Tadeusz Parnowski: Jest ich bardzo wiele, ale do najczęstszych należy gen białka prekursorowego zlokalizowany na chromosomie 21, gen preseniliny 1 na chromosomie 14 oraz gen preseniliny 2 na chromosomie 1, chociaż obecność mutacji tych genów nie oznacza, że wystąpi choroba Alz-
heimera; zwiększa jedynie prawdopodobieństwo jej wystąpienia.
B.J.: A w jaki sposób można wyłonić osoby ze zmutowanymi genami?
T.P.: Wykonuje się analizę eksonów (wybranych części genów zawierających dojrzałe RNA) ze śliny lub krwi, często u osób, u których choroba Alz-
heimera została rozpoznana u krewnych I stopnia, czyli rodziców.
B.J.: No to przypuśćmy, że ktoś miał rodziców chorych na alzheimera...
T.P.: Wtedy ryzyko, że wystąpi u kogoś takiego choroba Alzheimera może wynosić 35–40 proc.
B.J.: Sporo?
T.P.: Zależy dla kogo, interpretacja tego komunikatu należy do odbiorcy. Ktoś może przecież uznać, że pomimo iż miał chorych rodziców, to w jego przypadku aż w 60 proc. to ryzyko nie występuje. Ale inni będą ciągle o tym myśleli i się zadręczali: „A u mnie to ryzyko zachorowania jest większe. Zapomniałam, gdzie wczoraj postawiłam samochód na parkingu. Czy to już?”.
B.J.: Czy ten ciągły stres może spowodować, że się zachoruje, czy może być bodźcem wyzwalającym dla alzheimera?
T.P.: Raczej nie. Natomiast nie wiemy dokładnie, kiedy zaczyna się choroba Alzheimera. Obecnie uważa się, że bezobjawowy okres choroby może trwać ok. 10–15 lat. Informacje te uzyskano przy pomocy stosowania znaczników beta-amyloidu.
B.J.: Jakie to badania?
T.P.: Są to badania neuroobrazowe – PET (pozytonowa tomografia emisyjna) oraz SPECT (tomografia emisyjna pojedynczych fotonów), dzięki którym można zobaczyć substancje, które się odróżniają od masy mózgowej, także beta-amyloid – toksyczne białko charakterystyczne dla choroby Alzheimera.
B.J.: Nawet niewielkie ilości beta-amyloidu w mózgu świadczą, że jesteśmy chorzy?
T.P.: No właśnie nie, to białko występuje zawsze w niewielkich ilościach w naszych mózgach. Wcześniejsze białko prekursorowe beta-APP jest białkiem neuroochronnym. A kiedy zamienia się w beta-amyloid, to organizm je wydala.
B.J.: Jak jest w przypadku choroby?
T.P.: Tam wydalanie białek beta-amyloidowych jest zaburzone. Wycięcie przez sekretazy fragmentu białka o długości 40–42 aminokwasów powoduje, że nie pełni funkcji ochronnej w komórce, ale też jest trudne do usunięcia przez mechanizmy czyszczące. Białko to (depozyt) uszkadza błonę komórkową – kanały sodowo-potasowe i magnezowo-wapniowe ulegają uszkodzeniu, w związku z czym komórka nerwowa przestaje być prawidłowo odżywiona, aż w końcu umiera – przestaje przekazywać informację. Ponieważ takich uszkodzonych komórek jest coraz więcej, sieć neuronalna przekazuje informacje z coraz większym trudem – w pewnym momencie zaczyna się zaburzenie pamięci.
B.J.: Obrazowo to pan opisał.
T.P.: Mamy więc zdrowe osoby, u których radiofarmaceutyk beta-amyloidu jest widoczny, ale gdy zrobimy badania ponownie, okaże się, że znika, bo beta-amyloid jest przez organizm usuwany, czyli mechanizm pozbywania się szkodliwego białka działa sprawnie. U osób chorych radiofarmaceutyk pojawia się, ale potem zostaje. Najpierw jest go niedużo, potem trochę więcej, bo jest to proces powolny, trwający 10–20 lat.
B.J.: Istotą choroby Alzheimera jest, jak pan tłumaczy, zaburzony mechanizm wydalania białka.
T.P.: Tak, i ten mechanizm wyrzucania staje się w końcu całkowicie niewydolny. Wtedy organizm próbuje się bronić, starając się zlikwidować stan zapalny, jaki wywołuje toksyczne białko, uratować komórki, wysyłając w to miejsce makrofagi. Ale to się nie udaje i powstaje wtedy blaszka starcza, coraz więcej takich blaszek, które uniemożliwiają przepływ informacji.
B.J.: Czy zmutowane geny jako przyczyna choroby to wszystko? Mówi się, że na alzheimera, a także parkinsona, choruje określony typ osób.
T.P.: To prawda, podatność na chorobę zależy też od osobowości. Zauważono, że często chorują księgowe, a także inne osoby podchodzące bardzo sumiennie do swoich obowiązków.
B.J.: Perfekcjoniści, osoby zbyt zasadnicze…?
T.P.: Należy jednak podkreślić, że są to tylko obserwacje i hipotezy. Okazuje się, że chorują też neurotycy – ze względu na to, że żyją w ciągłym stresie, a to uruchamia wydzielanie kortyzolu, w konsekwencji zmniejszenie objętości hipokampa.
B.J.: Pan zakłada, że osobowość jest czymś stałym. A czy to nie jest tak, że człowiek cały czas się rozwija, więc i zmienia się nam osobowość. Ten, kto był kiedyś introwertykiem zaczyna być ekstrawertykiem, a z kolei osoba będąca duszą towarzystwa rezygnuje z kontaktów z ludźmi, bo zauważyła w pewnym momencie, że lubi samotność i wyciszenie.
T.P.: To byłoby cudowne, ale tak się nie dzieje. Osobowość musi być stabilna, bo gdyby zaczęła się zmieniać, to człowiek by zwariował. Pewnie, że różne wydarzenia życiowe powodują, że ona się zmienia, jest więc elastyczna, ale w ograniczonym zakresie. W pewnym sensie ludzie chorują na określone choroby w zależności od typu osobowości. Jaki człowiek, taka choroba.
B.J.: Zgadzam się z tym, ale dalej uważam, że się zmieniamy i rozwijamy w ciągu życia. No, może to nie każdego dotyczy. Kiedy rozmawiałam z prof. Marią Barcikowską, mówiła mi o neurogenezie, czyli procesie powstawania komórek nerwowych, który trwa do końca życia. Dlaczego nie hamuje on choroby Alzheimera?
T.P.: Neurogeneza trwa przez całe życie, ale w wieku 20 lat ma się 90 proc. neurogenezy, a w wieku 80 lat – tylko 15 proc. Neurogenezę, niestety, niszczą białka beta-amyloidowe. Gdybyśmy mogli zablokować te neurotoksyczne białka, to wtedy neurogeneza byłaby bardziej efektywna.
B.J.: Rozumiem. To powiedzmy teraz coś o leczeniu. Jak się do tego zabiera nauka?
T.P.: Na razie o leczeniu możemy mówić w kategoriach eksperymentu, który rozpoczęto. W grupie osób, u których stwierdzono mutację genów odpowiedzialnych za chorobę Alzheimera zastosowano terapię, która ma usprawnić mechanizm usuwania beta-amyloidu. Dowiemy się za 10–15 lat, kiedy to mogłyby wystąpić pierwsze objawy choroby. Tym osobom podano białka monoklonalne i inhibitory gamma sekretazy, które działają przeciwzapalnie i odbudowują sieć neuronalną oraz enzym, który w sposób prawidłowy usuwa beta-amyloid.
B.J.: Dlaczego trzeba było podać te leki tak wcześnie?
T.P.: Prowadzono już wcześniej takie eksperymenty, że podawano przeciwciała monoklonalne, gdy pojawiały się pierwsze objawy kliniczne choroby. Okazało się, że zmniejszały one ilość blaszek beta-amyloidowych, ale nie poprawiały stanu klinicznego. Prawdopodobnie związane było to z faktem, że w momencie wystąpienia pierwszych objawów klinicznych choroby wydolność mózgu jest na poziomie 30%.
B.J.: A więc nie mamy na razie żadnych leków. Czekamy na rezultaty wspomnianego eksperymentu.
T.P.: Leki, które obecnie się stosuje, ani nie hamują choroby, ani jej nie spowalniają. Działają objawowo.
B.J.: Może więc jednak pomagają?
T.P.: Stymulują układ nerwowy, który i tak jest uszkodzony. „Podkręcają” mózg. Ale do czasu. A tymczasem komórki nerwowe są dalej niszczone.
B.J.: Powodują lepsze ukrwienie mózgu?
T.P.: Nie. Sprawiają, że jest lepsze przekaźnictwo informacji w komórkach. Ale przecież komórki produkują coraz mniej neuroprzekaźników, bo lek ich nie odbudowuje. Leki te powodują wykorzystanie istniejącej jeszcze rezerwy poznawczej i usprawnienie procesów poznawczych. Natomiast na samą chorobę nie mają wpływu.
B.J.: Ale za to działają na pamięć, znacznie ją poprawiając.
T.P.: Tak, niestety tylko przez dwa lata. A choroba przecież trwa dziesięć do piętnastu lat.
B.J.: Rozumiem. Czy może pomóc w tym wymyślenie jeszcze wcześniejszej diagnostyki? Mówi się, że można to zrobić na podstawie badań krwi, jak podają źródła amerykańskie.
T.P.: W Polsce to wiemy już od 10 lat. W 2008 roku została na ten temat wydana praca habilitacyjna prof. Tomasza Sobowa, której byłem recenzentem. Udowodnił on, że jest możliwość zbadania we krwi stężenia białka beta-amyloidowego, na podstawie czego można wnioskować o powstaniu w przyszłości chorób otępiennych. Profesor Sobów nawet stworzył wzory-wskaźniki, na podstawie których można wyrokować, czy ktoś zachoruje na chorobę Alzheimera, czy wystąpi tylko niewielkie zaburzenie poznawcze.
B.J.: I co nam z tej wiedzy?
T.P.: Aspekt poznawczy jest bardzo ważny. Wiedza o chorobie, możliwość rozpoznawania jej na wczesnym etapie, oznacza bardziej precyzyjny dobór metod terapeutycznych.
B.J.: Mamy jeszcze inne metody diagnostyczne?
T.P.: W tym roku dr Anna Filipek-Gliszczyńska obroniła pracę doktorską, przedstawiając wartość badania beta-amyloidu i białka tau z płynu mózgowo-rdzeniowego w chorobie Alzheimera. Zadała sobie pytanie, czy u pacjentów w fazie subiektywnych lekkich zaburzeń poznawczych i łagodnych zaburzeń poznawczych, stężenia biomarkerów w płynie mózgowo-rdzeniowym mogą wskazywać na toczący się proces zwyrodnienia alzheimerowskiego. Badała cztery markery istotne dla AD: stężenia A-beta 140 i 142, białko całkowite tau i białko ufosforylowane tau. Potwierdziła to, co wiedzieliśmy wcześniej, że wysokość tych wskaźników świadczy o tym, czy dana osoba zachoruje na AD.
B.J.: Czyli można zdiagnozować AD na podstawie płynu mózgowo-rdzeniowego.
T.P.: Doktor Filipek-Gliszczyńska także zastosowała praktyczny algorytm oceny ryzyka choroby Alzheimera wprowadzony przez prof. Piotra Lewczuka, dzięki czemu można w łatwy sposób wydzielić osoby z wysokim i niskim ryzykiem choroby Alzheimera. Niewątpliwie badanie to ma znaczną wartość praktyczną.
B.J.: Mamy więc postępy w diagnostyce.
T.P.:Tak. O chorobie Alzheimera wiemy coraz więcej. Niestety, na razie nie przekłada się to na leczenie. Czekamy na wyniki eksperymentów.