Pakiet onkologiczny zadłużył centra onkologii już na blisko miliard złotych. Straty rosną w zastraszającym tempie, a kierujący tymi placówkami alarmują, że bez pilnych zmian w zakresie finansowania świadczeń oraz organizacji leczenia onkologicznego, szpitale specjalistyczne staną się bankrutami.
To gorzka satysfakcja, ale nic z tego, co w czerwcu, przy okazji prezentacji koncepcji Polskiej Sieci Onkologicznej (zbieżność nazwy z siecią szpitali może nieprzypadkowa, ale niezamierzona) zaprezentowali przedstawiciele dwudziestu największych szpitali onkologicznych, nie jest zaskoczeniem. O tym, że konstruując w 2014 roku pakiet onkologiczny, minister zdrowia zakładał, że zapłacą za niego świadczeniodawcy, pisaliśmy wtedy, gdy jeszcze trwały prace nad nowymi przepisami. Miliard złotych strat to efekt przede wszystkim zaniżonych wycen świadczeń, ale też tego, że znaczna ich część nie jest rozliczna przez NFZ – mimo założenia, że świadczenia objęte pakietem nie są limitowane. Przedstawiciele największych szpitali onkologicznych podkreślają, że sytuacja dodatkowo skomplikowała się w tym roku, bo Fundusz przestał regulować rachunki za leki. Kilkadziesiąt milionów złotych niezapłaconych faktur za leki oznacza, że szpitale onkologiczne kredytują terapie dla pacjentów. Niektóre tracą już przy tym płynność finansową.
– Pakiet tak, wypaczenia nie! – można podsumować to, jak eksperci oceniają rozwiązania, które weszły w życie 1 stycznia 2015 roku i co do których już miesiąc później było jasne, że nadają się do zmiany. Adam Maciejczyk, dyrektor Dolnośląskiego Centrum Onkologii podkreśla, że nowelizacja przepisów pakietu onkologicznego, która wchodzi w życie w lipcu, sprowadza się do kwestii czysto technicznych, które powinny zostać poprawione na samym początku funkcjonowania pakietu (np. możliwość wystawiania kart DiLO przez lekarzy AOS w momencie podejrzenia choroby nowotworowej). Nie zmienia się natomiast to, co najważniejsze – finansowanie świadczeń onkologicznych.
Onkolodzy przyznają, że pakiet pomógł wielu pacjentom (nie wszystkim, z jego dobrodziejstw nie korzystają np. pacjenci ze wznową czy też ci, którzy po wyleczeniu pozostają pod kontrolą lekarza, ich sytuacja wręcz się pogorszyła) – i dlatego nie ma mowy o jego odrzuceniu. Jednak zysk pacjentów (skrócenie czasu oczekiwania na diagnozę i leczenie, większa łatwość poruszania się między poszczególnymi etapami diagnostyki, koordynacja i kompleksowość) odbywa się kosztem świadczeniodawców, bo wprowadzając ważną zmianę systemową, organizacyjną, nie wskazano źródeł finansowania i nie zapewniono żadnych dodatkowych pieniędzy (powinno to zresztą być memento dla obecnego ministra zdrowia).
Dyrektorzy największych szpitali onkologicznych uważają, że oprócz podniesienia stawek za leczenie onkologiczne, konieczne są zmiany organizacyjne – stąd pomysł Polskiej Sieci Onkologicznej. Argumentują, że błędem było założenie, iż każdy szpital może realizować pakiet onkologiczny. Że pacjent z chorobą nowotworową może być leczony w szpitalu, w którym chirurg rocznie wykonuje najwyżej kilka tego typu zabiegów. – Polska Sieć Onkologiczna to nie tylko struktura, ale przede wszystkim treść. Mają się w niej znaleźć szpitale, gwarantujące wystandaryzowany poziom leczenia onkologicznego, gwarantujące pacjentowi koordynację i kompleksowość – przekonuje dr hab. Adam Maciejczyk. Szczególne miejsce w PSO mają mieć centra onkologii, które nie tylko same będą leczyć pacjentów, ale będą koordynować leczenie w innych, mniejszych szpitalach, które znajdą się w tej sieci. Oczywiście, tylko w tych, które zapewnią odpowiednią jakość. Szpitali realizujących pakiet będzie mniej, ale dostępność leczenia ma się dla pacjentów nie zmienić. Onkolodzy przekonują, że nie chcą monopolizować leczenia, i przejmować wszystkich chorych. Chcą uporządkować sytuację i pozostawić w PSO te szpitale, które zapewniają pacjentom opiekę na właściwym poziomie.
Według danych NFZ dwadzieścia największych szpitali onkologicznych realizuje ponad połowę wartości pakietu onkologicznego. Wszystkich świadczeniodawców, którzy zadeklarowali realizację pakietu jest ponad 2,4 tysiąca. To rozproszenie świadczeniodawców, zdaniem ekspertów, musi się odbijać na jakości świadczeń. W dodatku małe placówki najczęściej dokonują selekcji pacjentów i realizują tylko proste, tanie procedury – najbardziej opłacalne. Pacjenci wymagający skomplikowanego, a więc drogiego leczenia trafiają do centrów onkologii. Spiralę strat nakręca również to, że w ostatecznym rozrachunku trafiają tam też pacjenci z powikłaniami po leczeniu rozpoczętym w innych placówkach. Leczenie powikłań zawsze jest drogie, w dodatku – objęte limitami (bo nie można go rozliczyć w ramach pakietu).
Ministerstwo Zdrowia nie mówi „nie”. Od miesięcy trwają rozmowy ze środowiskiem onkologów. Minister zdrowia Konstanty Radziwiłł w tym czasie kilkakrotnie mówił o konieczności większej koncentracji świadczeń w obszarze onkologii, tak aby na przykład pacjent potrzebujący interwencji chirurga trafiał do placówki, w której specjaliści wykonują odpowiednio dużo tych zabiegów. Im większa liczba zabiegów, tym lepsze rezultaty leczenia – to jeden z wniosków, jakie płyną z map potrzeb zdrowotnych dla leczenia onkologicznego, do których zresztą onkolodzy często się odwołują.
Wiceminister Marek Tombarkiewicz zapewniał podczas czerwcowej debaty, poświęconej powstaniu Polskiej Sieci Onkologicznej, że resort chce, by centra onkologii zapewniały kompleksową opiekę nad pacjentami. – Minister zdrowia stara się ważyć racje dużych ośrodków onkologicznych i oczekiwania pacjentów, że znaczącą część świadczeń będą mogli otrzymać w innych placówkach medycznych, co pociąga za sobą rozdrobnienie świadczeń i świadczeniodawców. Przyjmuję argumenty onkologów i będę orędownikiem takiego modelu leczenia onkologicznego – stwierdził.