„Nasz kraj staje w obliczu epidemiologicznego kryzysu spowodowanego wzrastającą rzeszą osób chorych na nowotwory. Równocześnie wyniki leczenia nowotworów są w Polsce znacznie gorsze w porównaniu ze średnią Unii Europejskiej” – pisze w liście otwartym do prezydenta Andrzeja Dudy, prof. Jacek Jassem, prezes Fundacji Polskiej Ligi Walki z Rakiem. Do niedawna członek Krajowej Rady ds. Onkologii. Dlaczego jeden z najbardziej rozpoznawalnych polskich lekarzy komunikuje się z głową państwa w sprawach onkologii? I to w formie listu otwartego?
Fot. Thinkstock
Pod koniec stycznia Ministerstwo Zdrowia „podziękowało” kilku wybitnym profesorom onkologii za współpracę. Prof. Jacek Jassem miał „szczęście”. O tym, że został odwołany, powiedział mu przez telefon wiceminister Sławomir Gadomski, nadzorujący sprawy związane z onkologią (równocześnie były wicedyrektor warszawskiego Centrum Onkologii). Profesorowie Rafał Dziadziuszko, Wiesław Jędrzejczak czy Piotr Rutkowski nie dostąpili nawet tego zaszczytu. Informację o tym, że tracą przywilej zasiadania w Radzie ds. Onkologii, dostali mailem. – Niepodobna, żeby wymyślił to Łukasz Szumowski, który wręcz obsesyjnie przestrzega zasad savoir-vivre’u – mówi osoba dobrze znająca obecne układy w Ministerstwie Zdrowia.
Nawet jeśli, rachunek i tak obciąża ministra zdrowia. Do niego też są, i będą, kierowane pytania o sens tych zmian. Bo Krajowa Rada ds. Onkologii, w nowym kształcie, składa się wyłącznie z osób pozostających w ścisłej zależności od ministra zdrowia: nie tylko konsultantów krajowych (notabene prof. Wiesław Jędrzejczak, zanim stracił miejsce w Radzie ds. Onkologii, został odwołany z funkcji krajowego konsultanta właśnie), ale też przedstawicieli organizacji pacjenckich pozostających na garnuszku ministra. Eksperci nie mają wątpliwości: decyzje personalne i organizacyjne – Krajowa Rada ds. Onkologii stała się ciałem niemal urzędniczym – powodują, że do ministra zdrowia nie będą docierały głosy krytyczne. To strata. Minister bowiem nie był w żaden sposób związany opiniami ciała doradczego, pozostając w swoich decyzjach zupełnie niezależny od doradców. Inny punkt widzenia – nawet całkowicie odmienny – warto jednak znać. Choćby dla autorefleksji.
Bo nikt nie ma wątpliwości, że w tle jest „wielka reforma polskiej onkologii”. Stan obecny jest, co do tego nie ma rozbieżności między Ministerstwem Zdrowia i jego krytykami, daleko niezadowalający. Jednak tezy, że należy w związku z tym pozbyć się z opiniodawczych ciał specjalistów, którzy współtworzyli dotychczasową strategię walki z chorobami nowotworowymi, nie da się obronić. To nie działalność profesorów medycyny, wybitnych onkologów, determinowała (determinuje i będzie determinować) sukcesy, albo ich brak, na tym polu.
Nie da się ukryć, że w obozie rządzącym można dostrzec pewien „wyścig” w sprawach onkologicznych. Ministerstwo Zdrowia od miesięcy przygotowuje koncepcję Krajowej Sieci Onkologicznej, bazując na koncepcji forsowanej przede wszystkim przez dyrektora Dolnośląskiego Centrum Onkologii, dr. Adama Maciejczyka. Chodzi o reorganizację całej onkologii i jej oparcie na wojewódzkich centrach, z wyraźnym umniejszeniem znaczenia choćby szpitali klinicznych i ich klinik, i oddziałów onkologicznych.
Strumień pacjentów, wymagających diagnostyki i leczenia, kierowany ma być bowiem głównie do centrów onkologii, a szpitale kliniczne w tym zakresie mają stanowić tylko uzupełnienie zasobów. Szpitalom niższego szczebla organizatorzy KSO chcą zaś pozostawić przede wszystkim świadczenia z zakresu chemioterapii. KSO zakłada również, że radioterapia będzie maksymalnie zdecentralizowana, ale to może się okazać trudne – w poprzednich latach wiele istniejących ośrodków radioterapii traciło kontrakty. Trudno więc mówić o stabilizacji podaży tego typu świadczeń, wymagających przecież niebagatelnych nakładów.
Scentralizowane intensywne leczenie, zdecentralizowane świadczenia w zakresie chemio- i radioterapii, koordynacja drogi pacjenta między poszczególnymi etapami diagnostyki i terapii i przede wszystkim – dążenie w kierunku ujednolicenia standardów postępowania, tak by chorzy – np. z rakiem prostaty – mogli liczyć na identyczny poziom leczenia niezależnie od regionu i miejsca zamieszkania. Brzmi, w założeniach, nieźle. Jednak eksperci, zwłaszcza przedstawiciele ośrodków klinicznych i uczelni medycznych – którzy na zmianach w organizacji onkologii tracą najwięcej – przez wiele miesięcy nie kryli sceptycyzmu. – Z punktu widzenia chorych ta sieć jest zupełnie bezsensowna, bo niczego nie rozwiąże. Skończy się zapędzeniem chorych do dużych ośrodków, które już obecnie z trudem sobie radzą – komentował kilka miesięcy temu publicznie propozycje dotyczące Krajowej Sieci Onkologicznej prof. Jacek Jassem.
Krytycy pomysłu KSO podnoszą przede wszystkim, że roszady organizacyjne mają owocować jedynie przesunięciem środków finansowych do uprzywilejowanych centrów onkologii – kosztem pozostałych szpitali. Nie zwiększy się finansowanie leczenia onkologicznego (lub zwiększy w niewystarczający sposób), co przy rosnącej liczbie chorych oznaczać będzie, mimo „usprawnień” – trudniejszy dostęp do leczenia. Zwolennicy KSO w sumie mówią to samo, jedynie inaczej rozkładają akcenty – chodzi o to, by bardziej racjonalnie wydawać ograniczone środki na leczenie. Rozproszenie kontraktów, zwłaszcza w przypadku procedur chirurgicznych, nie służy pacjentom, bo o sukcesie leczenia decyduje bardzo często rutyna. I to nie tylko lekarza, ale całego zespołu, który opiekuje się pacjentem również na etapie pooperacyjnym.
W styczniu do gry włączył się Pałac Prezydencki. Z nieoficjalnych informacji wynika, że uroczyste podpisanie przez prezydenta Andrzeja Dudę projektu ustawy o Narodowej Strategii Onkologicznej (8 stycznia) wprawiło w konsternację Ministerstwo Zdrowia, którego przedstawiciele o inicjatywie prezydenta mieli się dowiedzieć z niewielkim wyprzedzeniem. Być może właśnie dlatego Pałac Prezydencki dostał niedyplomatycznego prztyczka: miesiąc po ogłoszeniu projektu (będącego notabene typową „wydmuszką”, bo wyłącznie zobowiązującego rząd do przygotowania wieloletniej strategii walki z chorobami nowotworowymi), ciągle czekał on na nadanie oficjalnego numeru. Formalnie nie jest więc drukiem w rozumieniu procesu legislacyjnego. Kilka dni po przyjęciu przez Biuro Legislacyjne został bowiem skierowany do wnioskodawcy w celu… uzupełnienia uzasadnienia.
Oficjalnie inicjatywa prezydencka przedstawiana jest wyłącznie w superlatywach. Krajowa Sieć Onkologiczna, której pilotaż, nie bez problemów (w województwie świętokrzyskim z udziału w pilotażu zrezygnował jeden z trzech szpitali, które miały być nadzorowane przez Świętokrzyskie Centrum Onkologii, dyrektor wyjaśnił decyzję dokładnie tym, że zasady sieci nie są korzystne ani dla placówki, ani dla jej pacjentów), właśnie się rozpoczyna, ma być „zbrojnym ramieniem” rządowego cancer planu czy też strategii onkologicznej, który zostanie ogłoszony najpóźniej we wrześniu. Wszystko zaś, o czym zapewnia minister Łukasz Szumowski, to rezultat priorytetowego podejścia rządu Prawa i Sprawiedliwości do kwestii związanych z ochroną zdrowia, ze szczególnym uwzględnieniem onkologii.
Tylko że, jak przypomina prof. Jassem w liście otwartym do Andrzeja Dudy, Polska nie musi wyważać w tej sprawie drzwi, bo są już one od lat otwarte. Dokument, który ma przygotować rząd, musi – zdaniem onkologa – być całkowicie zbieżny z dokumentem „Strategia Walki z Rakiem w Polsce 2015–2024”, przygotowanym w 2014 roku z inicjatywy Polskiego Towarzystwa Onkologicznego, we współpracy z ośmioma innymi towarzystwami naukowymi związanymi z onkologią, Polską Unią Onkologii, środowiskami akademickimi oraz organizacjami pacjentów. „Strategia opiera się na najlepszych światowych wzorcach tego typu dokumentów, w tym pochodzących z krajów osiągających najlepsze wyniki w zwalczaniu nowotworów, a zawarte w niej propozycje odzwierciedlają założenia i kierunki rozwoju nowoczesnych, efektywnych systemów opieki zdrowotnej”.
Przygotowanie tego dokumentu, na co zwraca uwagę prof. Jassem, poprzedziły kilkuletnie (!) prace przygotowawcze.
„Walka z rakiem w Polsce i na świecie ma uniwersalny charakter. Nie ma zatem potrzeby rozpoczynania na nowo kosztownych i pracochłonnych prac nad kolejnym polskim cancer planem – byłoby to zmarnowaniem ogromnego społecznego wysiłku wielu osób oraz dotychczasowych działań państwa” – zwraca uwagę.
Najwyraźniej jednak potrzeba jest. Kto bogatemu (?) zabroni?