W którąś tam sobotę sierpnia zostałem wysłany z kamerą z poleceniem przygotowania materiału na temat parady seniorów. Informacja była taka, że osoby w dojrzałym wieku zbiorą się w Warszawie w okolicach ronda de Gaulle’a i przemaszerują na kampus uniwersytecki. Spodziewałem się spotkać kilkaset osób, do tysiąca; tymczasem przyszło wiele tysięcy ludzi – organizatorzy twierdzą, że nawet 10 tysięcy. Na pewno wypełnili cały Nowy Świat. Pojawili się głównie emeryci. Generalnie towarzystwo 60+. Tłum kolorowy i wesoły; roztańczony i śpiewający; dobrze ubrany, panie ufryzowane, często w wymyślnych strojach i doskonałych humorach. Przyjechali z całej centralnej Polski aż po Śląsk. Imprezę organizowała Fundacja Zaczyn i chwała jej za to, choć widać, że nic by sama fundacja nie zdziałała, gdyby nie dobrze zorganizowane w wielu miastach kluby seniora. Całe towarzystwo prowadziła, jadąc piętrowym odkrytym autobusem DJ WIKA, czyli Wirginia Szmyt, obchodząca w tym roku 80. urodziny. W szpicy na rolkach brylował, w obcisłym sportowym stroju i przepisowym kasku, emeryt Roman Konera.
Nie przyjechali, żeby czegoś się domagać, ponarzekać, protestować, tylko po prostu, żeby się pobawić. Jeżdżę sporo po Polsce – z kamerą i bez; także po wsiach i małych powiatowych miastach i wiem, że takich ludzi zadowolonych z życia mogę spotkać nie tylko od święta na paradzie na Nowym Świecie. Widzę też to, co chyba widzimy wszyscy: jak ludzie złapali nieco wiatru w żagle, jak bardzo zmienia nam się Polska, jak młodzi się budują, jak inwestują, a jeżeli nie mają pieniędzy na budowy, to przynajmniej remontują: wymieniają dachy, ściągają eternity, kładą elewacje na szare nie tynkowane od dekad domy. Jeżdżę sporo po szpitalach i przychodniach i widzę jak bardzo w ciągu ostatniego dwudziestolecia zmieniły się korytarze, bloki operacyjne i sprzęt medyczny. Zniknął wreszcie zwalający z nóg i wszechobecny latami w służbie zdrowia zapach lizolu. Nie zniknęły kolejki na zabiegi i do specjalistów, i raczej nie znikną, ale jakość opieki i jej poziom, mimo wszystko się podwyższają. Z tych wszystkich obrazków jednak na bardziej poruszający okazał się dla mnie widok kolorowych, autentycznie cieszących się życiem emerytów na paradzie. Zawsze im było najgorzej, zawsze byli i będą najsłabsi, najbardziej potrzebujący pomocy. Cóż może być lepszym dowodem na to, że żyje nam się w Polsce lepiej? Czy nie wszyscy na to zapracowaliśmy? Czy nie jest to nasz wspólny sukces? Czy zanim sobie łby pourywamy, zdążymy zauważyć, ile wspólnie osiągnęliśmy? Nie w ciągu ostatnich trzech lat, tylko tych już prawie trzydziestu. Czy potrafimy uruchomić historyczną refleksję, że tu, nad Wisłą, tak szczęśliwie długiego okresu prosperity społecznej i gospodarczej w niepodległym państwie nie było od kilkuset lat?