Służba Zdrowia - strona główna
SZ nr 80–83/2005
z 24 października 2005 r.


>>> Wyszukiwarka leków refundowanych


Partnerstwo, czy paskudztwo publiczno-prywatne?

Aleksandra Gielewska

8 października weszła w życie ustawa o partnerstwie publiczno-prywatnym (PPP). Dla środowiska służby zdrowia – właściwie z zaskoczenia, bo ani pracom nad nią, ani jej uchwaleniu nie towarzyszyły debaty, spory czy protesty, jakich byliśmy świadkami np. przy rządowej, ostatecznie przez sejm odrzuconej, koncepcji przekształcenia spzozów w osławione supy.

PPP objawiło się bez rozgłosu, acz skutecznie, i to przy poparciu największych klubów parlamentarnych. Także tych, które utworzą nową koalicję rządową. Dla funkcjonowania systemu ochrony zdrowia w Polsce PPP wnosi możliwości rewolucyjnych zmian.

Z historii

Projekt tej ustawy, dzieło ustępującego rządu, powstał w ministerstwie gospodarki i przez ministerstwo gospodarki był pilotowany w toku prac legislacyjnych. W sejmie projekt znalazł się w sierpniu 2004 r., wkrótce po ostatecznej klęsce supów – z uzasadnieniem, że stanowi realizację rządowej strategii "Przedsiębiorczość – Rozwój – Praca". W czerwcu 2005 r., w trzecim czytaniu, za odrzuceniem tej ustawy w całości opowiedziały się kluby PSL, LPR, Samoobrona oraz część posłów niezrzeszonych i z kilku kół poselskich, ale przeciwne temu wnioskowi były i SLD, i PO z PiSem, SDPL i UP. Ostatecznie więc – po odrzuceniu większości poprawek senatu – 28 lipca, na swym przedostatnim posiedzeniu i wśród gorączkowych głosowań nad dziesiątkami najpilniejszych ustaw – sejm rozstrzygnął o obecnym kształcie całej regulacji.

Nowoczesność w zagrodzie

Elżbieta Radziszewska, posłanka IV i V kadencji, mówi, że ta ustawa jest po to, by pozwolić na normalność w naszej rzeczywistości. I że musimy szukać nowoczesnych rozwiązań prawnych, funkcjonujących i sprawdzających się na świecie, bo bliżej nam do Zachodu niż do Białorusi. A np. z budową dróg i autostrad jest w Polsce tragicznie. Pytana, czy nie obawia się patologii, do których w toku realizacji PPP może dojść w ochronie zdrowia, odpowiada z przekonaniem: – Trzeba tylko kontrolować, gdzie trafia pieniądz publiczny. Bo problem wynaturzeń czy patologii nie tkwi przecież w samym prawie, lecz w tym, czy jest ono przestrzegane – dodaje. Toteż nie uważa ustawy o PPP za ułatwienie publicznym podmiotom działającym w ochronie zdrowia zalegalizowania korupcji czy nepotyzmu. – Takie obawy żywić może ktoś, kto hołduje spiskowej teorii dziejów – tłumaczy z optymizmem i wiarą w szlachetność ludzkiej natury.

Poseł Bolesław Piecha jest natomiast diametralnie przeciwnego zdania.

- Oczywiście że się boję możliwych patologii na styku interesów publicznych i prywatnych. Ta ustawa to doskonały sposób na szalenie niebezpieczne dla systemu finansów publicznych kreowanie podaży. Szpitale w 99,8% korzystają ze środków publicznych; co się stanie, gdy bez konsultacji pojawi się w co trzecim z nich np. PET? A potem – naciski opinii publicznej na zawarcie kontraktu? PPP rodzi więc mój potężny niepokój i obawy dalszej destabilizacji systemu. W tej ustawie nie ma przecież dostatecznych barier przed wyprowadzaniem publicznego majątku i trudno będzie nad takim procesem zapanować. Sądzę więc, że tę ustawę trzeba będzie szybko znowelizować.

Po co ta ustawa?

Ma ona przynieść oszczędności podmiotom publicznym w realizacji ich publicznych zadań: organy administracji rządowej, jednostki samorządu terytorialnego, fundusze celowe (czyli np. NFZ), państwowe uczelnie i jednostki badawczo-rozwojowe, wreszcie spzozy – na wniosek prywatnego przedsiębiorcy będą mogły zawrzeć z nim umowę o PPP, by taniej realizować swoją misję. Oczywiście, po przeprowadzeniu analizy opłacalności takiego przedsięwzięcia, bo bez takiej analizy ich umowa z mocy ustawy będzie nieważna. I - nie wątpię – przykłady takiego PPP zobaczymy.

Ale szefowie publicznych zozów, podobnie jak decydenci w innych wymienionych wyżej podmiotach publicznych, już dziś należą do mistrzów świata w udowadnianiu na papierze, że coś, co na zdrowy rozum nie może się zbilansować – w ich rachunkach prowadzi wprost do czystej nadwyżki. Widziałam sporo tzw. programów restrukturyzacji finansowej zadłużonych spzozów – i do dziś łza mi się w oku kręci, gdy wspominam te gustowne wykresy z rosnącymi z roku na rok przychodami i spadającymi kosztami, które to ilustracje miały przekonać nasze wydawnictwo do zawarcia ugody w sprawie kolejnego odroczenia zapłaty za zaległą prenumeratę SZ... Bo cóż to za problem, by dowieść czarno na białym, jak bardzo korzystne dla podmiotu publicznego będzie zlecenie projektu czy inwestycji szpitalnej wybranemu prywatnemu przedsiębiorcy albo oddanie mu świadczenia usług publicznych na ponad 3 lata z powierzeniem jego pieczy na ten czas majątku, czy wreszcie – zaangażowanie go do przedsięwzięcia pilotażowego, promocyjnego, naukowego lub edukacyjnego?

Pionierzy w konsumpcji możliwych dobrodziejstw płynących z PPP, czyli mieszania środków publicznych i prywatnych, i to zanim jeszcze ustawa weszła w życie – pokazali już robiący wrażenie model wdrażania idei partnerstwa publiczno-prywatnego w praktyce polskiej służby zdrowia.

Paskudztwo prywatno-publiczne

"Puls Medycyny" (w nr. 19. z 28 września – 4 października br.) ujawnił, kto będzie zarabiał na wielkim edukacyjnym przedsięwzięciu izb lekarskich (oraz warszawskiej izby pielęgniarek i położnych) o nazwie Medyczna Platforma Edukacyjna. Mianowicie – TIM-Polska sp. z o. o., założona we wrześniu 2003 r. przez 5 osób związanych z Ośrodkiem Wspomagania Restrukturyzacji i Prywatyzacji przy OIL w Warszawie. Prezes tej spółki, która umożliwi tanie kształcenie ustawiczne lekarzy drogą e-edukacji, by mogli oni uzyskać wymagane prawem punkty edukacyjne – mówi o tym przedsięwzięciu autorce tekstu "Biznesowe związki samorządu z edukacją internetową w tle" wprost: jest to forma partnerstwa publiczno-prywatnego.

I rzeczywiście – o takim partnerstwie tylko pomarzyć. Bo przecież:

– to izby wywalczyły zapisy o obowiązku kształcenia ustawicznego i pozyskiwania punktów edukacyjnych przez lekarzy,
– to izby zapewniły spółce wielokrotny, bezpłatny marketing jej oferty edukacyjnej (via "Gazeta Lekarska" i biuletyny izb okręgowych),
– to izby mają m.in. bazy adresów e-mailowych lekarzy, łatwo będzie im zatem nakłonić swych członków do wyboru tej akurat opcji kształcenia, bo nie tylko wykreowały takie rynkowe zapotrzebowanie (pardon, chciałam powiedzieć – przejawiły troskę samorządu o rozwój intelektualny każdego przedstawiciela zawodu), ale także
– to one same decydują, co jest i będzie uznane lekarzowi za realizację obowiązku prawnego. (Na pytanie SZ, czy autorzy tekstów zamieszczanych na naszych łamach w dziale "Klinika", np. konsultanci krajowi, otrzymają 5 punktów za taką publikację, szef Ośrodka Doskonalenia Zawodowego Lekarzy i Lekarzy Dentystów warszawskiej OIL rozbrajająco oświadczył: nie. A dlaczego? – Bo gazeta nie jest indeksowana.)


Słowem – w ramach tego pierwszego głośnego przypadku wdrożenia PPP – izby dały spółce TIM: potencjalne 100% rynku lekarzy przekonanych do oferty edukacyjnej tej spółki (bo łatwo i tanio wypełnią obowiązek prawny, o którego wprowadzenie wcześniej zadbały), ergo – supermonoplistyczną pozycję na rynku. A szef OIL w Warszawie zabiega nadto w ministerstwie nauki o dotację na uruchomienie całego przedsięwzięcia o nazwie Medyczna Platforma Edukacyjna, bo spółka TIM musi mieć jakieś środki na pokrycie kosztów honorariów autorom kursów dla lekarzy. Prezes NRL zapowiada z kolei uruchomienie kodowanej telewizji edukacyjnej dla lekarzy oraz walczy, by wydatki na doskonalenie zawodowe lekarze mogli odpisywać od podstawy opodatkowania. I słusznie – bo skoro państwo nakazało lekarzom stałe doskonalenie zawodowe – niech teraz podatnik za to zapłaci. Lekarz ostatecznie nie dozna uszczerbku finansowego, a jakaś dobrze lokowana towarzysko spółka – zarobi na siebie i "przyjaciół królika".

MPE to przykład publiczno-prywatnego biznesu edukacyjnego. Spółka TIM może obrócić miliardami rocznie (100 tys. lekarzy razy 20 zł za 1 pkt. edukacyjny razy 100 pkt. rocznie na lekarza). I niewiele w tym prostym rachunku przeszacowałam, bo z pewnością dołożą się do jej obrotów reklamodawcy. Z taką konkurencją mali nie mają szans. Bo też PPP jest dla dużych, cwanych i z towarzystwa.




Najpopularniejsze artykuły

Ile trwają studia medyczne w Polsce? Podpowiadamy!

Studia medyczne są marzeniem wielu młodych ludzi, ale wymagają dużego poświęcenia i wielu lat intensywnej nauki. Od etapu licencjackiego po specjalizację – każda ścieżka w medycynie ma swoje wyzwania i nagrody. W poniższym artykule omówimy dokładnie, jak długo trwają studia medyczne w Polsce, jakie są wymagania, by się na nie dostać oraz jakie możliwości kariery otwierają się po ich ukończeniu.

Najlepsze systemy opieki zdrowotnej na świecie

W jednych rankingach wygrywają europejskie systemy, w innych – zwłaszcza efektywności – dalekowschodnie tygrysy azjatyckie. Większość z tych najlepszych łączy współpłacenie za usługi przez pacjenta, zazwyczaj 30% kosztów. Opisujemy liderów. Polska zajmuje bardzo odległe miejsca w rankingach.

Testy wielogenowe pozwalają uniknąć niepotrzebnej chemioterapii

– Wiemy, że nawet do 85% pacjentek z wczesnym rakiem piersi w leczeniu uzupełniającym nie wymaga chemioterapii. Ale nie da się ich wytypować na podstawie stosowanych standardowo czynników kliniczno-patomorfologicznych. Taki test wielogenowy jak Oncotype DX pozwala nam wyłonić tę grupę – mówi onkolog, prof. Renata Duchnowska.

Diagnozowanie insulinooporności to pomylenie skutku z przyczyną

Insulinooporność początkowo wykrywano u osób chorych na cukrzycę i wcześniej opisywano ją jako wymagającą stosowania ponad 200 jednostek insuliny dziennie. Jednak ze względu na rosnącą świadomość konieczności leczenia problemów związanych z otyłością i nadwagą, w ostatnich latach wzrosło zainteresowanie tą... no właśnie – chorobą?

W jakich specjalizacjach brakuje lekarzy? Do jakiego lekarza najtrudniej się dostać?

Problem z dostaniem się do lekarza to dla pacjentów codzienność. Największe kolejki notuje się do specjalistów przyjmujących w ramach podstawowej opieki zdrowotnej, ale w wielu województwach również na prywatne wizyty trzeba czekać kilka tygodni. Sprawdź, jakich specjalizacji poszukują pracodawcy!

Ciemna strona eteru

Zabrania się sprzedaży eteru etylowego i jego mieszanin – stwierdzał artykuł 3 uchwalonej przez sejm ustawy z dnia 22 czerwca 1923 r. w przedmiocie substancji i przetworów odurzających. Nie bez kozery, gdyż, jak podawały statystyki, aż 80 proc. uczniów szkół narkotyzowało się eterem. Nauczyciele bili na alarm – używanie przez dzieci i młodzież eteru prowadzi do ich otępienia. Lekarze wołali – eteromania to zguba dla organizmu, prowadzi do degradacji umysłowej, zaburzeń neurologicznych, uszkodzenia wątroby. Księża z ambon przestrzegali – eteryzowanie się nie tylko niszczy ciało, ale i duszę, prowadząc do uzależnienia.

Onkologia – organizacja, dostępność, terapie

Jak usprawnić profilaktykę raka piersi, opiekę nad chorymi i dostęp do innowacyjnych terapii? – zastanawiali się eksperci 4 września br. podczas Forum Ekonomicznego w Karpaczu.

Aborcja: Czego jeszcze brakuje, by lekarze przestali się bać?

Lekarze nie powinni się bać, że za wykonanie aborcji może grozić im odpowiedzialność karna, a pacjentkom trzeba zapewnić realny dostęp do świadczeń. Wytyczne ministra zdrowia oraz Prokuratora Generalnego to krok w dobrym kierunku, ale nadal potrzebna jest przede wszystkim regulacja rangi ustawowej – głosi przyjęte na początku września stanowisko Naczelnej Rady Lekarskiej.

10 000 kroków dziennie? To mit!

Odkąd pamiętam, 10 000 kroków było złotym standardem chodzenia. To jest to, do czego powinniśmy dążyć każdego dnia, aby osiągnąć (rzekomo) optymalny poziom zdrowia. Stało się to domyślnym celem większości naszych monitorów kroków i (czasami nieosiągalną) linią mety naszych dni. I chociaż wszyscy wspólnie zdecydowaliśmy, że 10 000 to idealna dzienna liczba do osiągnięcia, to skąd się ona w ogóle wzięła? Kto zdecydował, że jest to liczba, do której powinniśmy dążyć? A co ważniejsze, czy jest to mit, czy naprawdę potrzebujemy 10 000 kroków dziennie, aby osiągnąć zdrowie i dobre samopoczucie?

Leki, patenty i przymusowe licencje

W nowych przepisach przygotowanych przez Komisję Europejską zaproponowano wydłużenie monopolu lekom, które odpowiedzą na najpilniejsze potrzeby zdrowotne. Ma to zachęcić firmy farmaceutyczne do ich produkcji. Jednocześnie Komisja proponuje wprowadzenie przymusowego udzielenia licencji innej firmie na produkcję chronionego leku, jeśli posiadacz patentu nie będzie w stanie dostarczyć go w odpowiedniej ilości w sytuacjach kryzysowych.

Leki przeciwpsychotyczne – ryzyko dla pacjentów z demencją

Obecne zastrzeżenia dotyczące leczenia behawioralnych i psychologicznych objawów demencji za pomocą leków przeciwpsychotycznych opierają się na dowodach zwiększonego ryzyka udaru mózgu i zgonu. Dowody dotyczące innych niekorzystnych skutków są mniej jednoznaczne lub bardziej ograniczone wśród osób z demencją. Pomimo obaw dotyczących bezpieczeństwa, leki przeciwpsychotyczne są nadal często przepisywane w celu leczenia behawioralnych i psychologicznych objawów demencji.

Astronomiczne rachunki za leczenie w USA

Co roku w USA ponad pół miliona rodzin ogłasza bankructwo z powodu horrendalnie wysokich rachunków za leczenie. Bo np. samo dostarczenie chorego do szpitala może kosztować nawet pół miliona dolarów! Prezentujemy absurdalnie wysokie rachunki, jakie dostają Amerykanie. I to mimo ustawy, która rok temu miała zlikwidować zjawisko szokująco wysokich faktur.

Zdrowa tarczyca, czyli wszystko, co powinniśmy wiedzieć o goitrogenach

Z dr. n. med. Markiem Derkaczem, specjalistą chorób wewnętrznych, diabetologiem oraz endokrynologiem, wieloletnim pracownikiem Kliniki Endokrynologii, a wcześniej Kliniki Chorób Wewnętrznych Uniwersytetu Medycznego w Lublinie rozmawia Antoni Król.

Lecytyna sojowa – wszechstronne właściwości i zastosowanie w zdrowiu

Lecytyna sojowa to substancja o szerokim spektrum działania, która od lat znajduje zastosowanie zarówno w medycynie, jak i przemyśle spożywczym. Ten niezwykły związek należący do grupy fosfolipidów pełni kluczową rolę w funkcjonowaniu organizmu, będąc podstawowym budulcem błon komórkowych.

Osteotomia okołopanewkowa sposobem Ganza zamiast endoprotezy

Dysplazja biodra to najczęstsza wada wrodzona narządu ruchu. W Polsce na sto urodzonych dzieci ma ją czworo. W Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym pod kierownictwem dr. Jarosława Felusia przeprowadzane są operacje, które likwidują ból i kupują pacjentom z tą wadą czas, odsuwając konieczność wymiany stawu biodrowego na endoprotezę.

Czy NFZ może zbankrutować?

Formalnie absolutnie nie, publiczny płatnik zbankrutować nie może. Fundusz bez wątpienia znalazł się w poważnych kłopotach. Jest jednak jedna dobra wiadomość: nareszcie mówi się o tym otwarcie.




bot