Wiele dyskusji na temat problemów polskiego systemu ochrony kończy się prostą konstatacją, że po prostu trzeba więcej pieniędzy i problemy zostaną rozwiązane. Oczywiste jest, że mając w dyspozycji więcej pieniędzy łatwiej będzie prowadzić politykę finansową płatnika, czyli obecnie NFZ-u. Urzędnicy będą mieli mniej kłopotów z kontraktowaniem, świadczeniodawcy będą mniej narzekali na zbyt niskie wyceny, ale czy system będzie bardziej efektywny i czy za większe pieniądze otrzymamy lepsze efekty, tego już nie można być pewnym.
I tu chciałbym powrócić do sytuacji w kasach chorych. Swoją drogą ten krótki okres ich funkcjonowania to najbardziej dynamiczny okres rozwoju polskiej służby zdrowia. W ciągu nieco ponad trzech lat rozwiązanych zostało więcej problemów z dostępem do świadczeń medycznych, aniżeli w następnych kilkunastu latach. W tym też czasie mieliśmy wszyscy nadzieję, że sprawy polskiego systemu ochrony zdrowia pójdą w dobrym kierunku. Niestety, socjalizm ponownie zatryumfował i kroczy w nieprzerwanym pochodzie ku „świetlanej przyszłości”.
Otóż, jak wiemy, poszczególne kasy chorych funkcjonowały różnie, różne stosowały sposoby kontraktowania, miały zróżnicowany stosunek do wprowadzania na rynek podmiotów niepublicznych. Tak się zdarzyło, że kierowana przeze mnie Śląska Kasa Chorych uchodziła za pozytywny przykład zmian. Główne zasady, którymi się kierowałem, to równe traktowanie zakładów opieki zdrowotnej niezależnie od formy własności, prowadzenie prawdziwych, opartych na faktach negocjacji, stałe monitorowanie uzyskiwanych efektów zdrowotnych zakładów będących partnerami kasy i uzależnianie wyników renegocjacji od jakości świadczeń zdrowotnych. Wszystkie działania kasy podporządkowane były uzyskiwaniu celów zdrowotnych dla populacji objętej naszą opieką. Nie działaliśmy ku zadowoleniu zakładów opieki zdrowotnej, lecz ku zadowoleniu pacjentów, ale tak się składało, że taki cel dawał też zadowolenie wśród świadczeniodawców.
Nic jednak tak nie motywuje do działania jak sukces konkurenta, bo kasy przecież ze sobą konkurowały. Dlatego wszystkie sukcesy śląskiej kasy kwitowano krótką oceną, że są one wynikiem tego, że śląska kasa miała więcej pieniędzy. Ta nieprawda tłumaczyła i tłumaczy nadal brak sukcesów w innych regionach Polski. Tymczasem wprawdzie mieszkańcy województwa śląskiego rzeczywiście wpłacali do systemu najwięcej pieniędzy po mieszkańcach województwa mazowieckiego, ale system wyrównania pieniędzy między kasami powodował, że zarówno Mazowsze, jak i Śląsk wspomagały inne województwa największymi kwotami. W rezultacie różnice pomiędzy województwami, przeliczając na mieszkańca, nie były duże. No i, mimo że województwo mazowieckie otrzymywało na mieszkańca wyższą stawkę, to czy tam kasa odniosła sukcesy? A województwo opolskie na mieszkańca otrzymywało niższe wpływy, a mimo to sukcesy mieli ewidentne.
Najprościej jest skwitować sukcesy konkurenta takim ogólnym stwierdzeniem, że mieli więcej pieniędzy. Dlaczego o tym wszystkim piszę? Ano dlatego, że postulat „więcej pieniędzy” nie załatwia wszystkiego. Są kraje, które na ochronę zdrowia przeznaczają mniejszy procent PKB, a ich system opieki zdrowotnej działa lepiej i efektywniej. Do takich krajów należy Singapur. To państwo zapewnia dostęp do świadczeń zdrowotnych wszystkim obywatelom i wcale nie jest tak, że postawiono tam na prywatną opiekę zdrowotną. Natomiast cała polityka zdrowotna ukierunkowana jest na obywatela, przyszłego pacjenta, aby mógł decydować o swoim zdrowiu. Ktoś powie: Singapur, małe państwo. No to zdecentralizujmy NFZ, podzielmy go na mniejsze kasy chorych, ale, broń Boże, nie centralizujmy ochrony zdrowia w instytucję Narodowej Służby Zdrowia.