W tak krótkim czasie od powołania gabinetu Beaty Szydło i wygłoszenia przez nią exposé trudno jest ocenić, czy „dobra zmiana” w systemie opieki zdrowotnej nastąpi, a jeżeli tak, to kiedy. Wciąż więcej jest znaków zapytania niż przesłanek, które ją potwierdzają.
W tytule przypomniałem jeden ze słynnych bon motów Lecha Wałęsy i zgodnie z nim oceńmy, jakie po tych kilku dniach możemy snuć przewidywania na kolejne miesiące.
Pierwszym, być może najważniejszym, problemem jest udzielenie odpowiedzi na pytanie, czy opieka zdrowotna nad Polakami stanie się wreszcie priorytetem rządu. Niestety, ale pierwsze przesłanki wskazują na to, że nie. W wygłoszonym przez nową premier exposé było wiele spraw przedstawionych bardzo kierunkowo, wręcz ogólnikowo. Były tam także konkrety przedstawione jako zadania na najbliższe 100 dni. Wśród tych konkretów zawarto tylko jedną zapowiedź dotyczącą opieki zdrowotnej, mianowicie darmowe leki dla seniorów. Cel na pewno społecznie szlachetny, ale przy złej legislacji mogący prowadzić do poważnych nadużyć na rynku leków i dodatkowo zdrenować zasoby finansowe systemu. Nie padło natomiast ani jedno słowo o sposobie zwiększenia jego zasobów; ani finansowych, ani ludzkich, co jest największym naszym problemem. Słowem – ma być lepiej, ale nie wiadomo jak i kiedy. Exposé pani premier możemy zatem zaliczyć, z punktu widzenia interesariuszy systemu, do „plusów ujemnych”.
„Plusem dodatnim” jest skład gabinetu Konstantego Radziwiłła. Żadnej z powołanych osób nie można odebrać kwalifikacji do sprawowanych stanowisk. Jarosław Pinkas ma już doświadczenie ministerialne w gabinecie prof. Religi. Krzysztof Łanda jest jednym z najlepszych znawców polityki lekowej w kraju. Piotr Gryza tworzył Mazowiecką Kasę Chorych, był prezesem UNUZ i szefował Radzie NFZ. Mniej znana Katarzyna Głowala jest transferem z Ministerstwa Finansów do nadzoru nad budżetem Ministerstwa Zdrowia. Wreszcie Piotr Warczyński, wieloletni urzędnik wysokiego szczebla Ministerstwa Zdrowia to znak, że pewna ciągłość pozostanie zachowana. O ile jednak przyklasnąć należy kompetencji powołanych wiceministrów, to zastanawia brak w gabinecie silnego polityka PiS. Takiego „komisarza politycznego”, jakim u prof. Religi był Bolesław Piecha, czy u Bartosza Arłukowicza i Mariana Zembali – Sławomir Neumann. Może to niestety oznaczać, że resort będzie zarządzany kompetentnie, ale nie będzie miał przebicia w organach decyzyjnych rządzącej partii. Następstwem tego będzie odsunięcie spraw opieki zdrowotnej na drugi plan. I tak „plus dodatni” może stać się „plusem ujemnym”.
Być może największym „plusem ujemnym” jest postawienie na strategię, zresztą jak wspomniano wyżej mało konkretne, z pominięciem działań czysto operacyjnych, dotyczących sterowania systemem w najbliższych miesiącach. Poprzednicy pozostawili tu niezły pasztet. Podpisane z pielęgniarkami porozumienie wcale nie rozwiązało problemów ich wynagrodzeń; może nawet jeszcze bardziej je rozjuszyło. Wzbudziło także aspiracje płacowe w innych grupach zawodowych. Na dodatek rozporządzenie ministra Zembali wylądowało już w Trybunale Konstytucyjnym z całkiem sporymi „szansami” na uznanie go za wadliwe. Najgorszą rzeczą jest jednak to, że na tę podwyżkę nie zabezpieczono żadnych środków finansowych w planie NFZ. Następstwem tej wadliwej legislacji jest zamrożenie kontraktów szpitali i przychodni w umowach na pierwsze półrocze 2016 r. A przecież od stycznia 2016 r. rośnie płaca minimalna i to niemało, bo o ok. 6 proc. Pracowników z takim wynagrodzeniem jest sporo, czy to w samych szpitalach, czy u podwykonawców outsourcingowanych usług. Także od stycznia ulegają oskładkowaniu umowy zlecenia. Pomijam już inne koszty działalności, które także dość szybko rosną. A zatem na podstawie już podjętych decyzji przychody stoją, koszty rosną, wkurzeni pracownicy żądają podwyżek, zaś pacjenci dobrej usługi bez nadmiernego oczekiwania na nią. Jak to zrobić?
Istnieją jeszcze zagrożenia dodatkowe. Nie wiemy, kiedy finansowanie z budżetu zastąpi finansowanie ze składki zdrowotnej. Jeżeli w szybkim tempie zwiększy się kwotę wolną od podatku, co obiecała w exposé Beata Szydło, to składka zdrowotna drastycznie spadnie, co może zrujnować nasz system. Strach się bać.
Pytania dotyczące przyszłego roku zresztą się mnożą. Kiedy zostanie zlikwidowany Narodowy Fundusz Zdrowia? Zgodnie z ustawą o świadczeniach zdrowotnych finansowanych ze środków publicznych, umowy wiążące nas z płatnikiem publicznym wygasają z dniem 30 czerwca 2016 roku. W związku z tym NFZ proponuje nam warunki finansowe, jak zresztą wspomniałem wcześniej dość kiepskie, tylko na ten okres. Czy to jeszcze NFZ będzie przeprowadzał konkursy, których następstwem mają być długie, nawet 10-letnie umowy, czy ustawa będzie po raz kolejny nowelizowana?
Co z mapami potrzeb zdrowotnych, które są w kompletnym proszku? Z uwagi na brak map wstrzymane są konkursy na projekty dotyczące infrastruktury szpitali i przychodni finansowane ze środków unijnych z perspektywy 2014 – 2020. A czas leci. Bez map nie można także przeprowadzić sensownych konkursów, także dopuszczających nowych uczestników systemu.
„Plusy ujemne” i zagrożenia, jak widać, przeważają na razie nad „plusami dodatnimi”. Być może pierwsze odpowiedzi na stawiane przeze mnie pytania pojawią się jeszcze w tym roku. Obecnie jednak dominuje niepokój. Tak oczekiwana „dobra zmiana” musi nastąpić, ale też musi nastąpić na tyle szybko, aby w tym czasie system się po prostu nie rozleciał. A jeżeli na tę zmianę będziemy musieli trochę poczekać, to niech zostanie chociaż przedstawiona jej istota i czas realizacji. Na razie zaś trzeba zadbać o to, żebyśmy do tej zmiany dożyli. To wielkie wyzwanie dla nowej władzy.