Ostatni w tej kadencji zjazd delegatów OIL w Warszawie (6-7 kwietnia), merytorycznie o wiele bogatszy i ciekawszy od dwóch ostatnich, zdominowanych przez spory personalne w radzie, nie zrealizował wszystkich swych celów. – Wstydzę się i ubolewam, że z braku quorum nie dokonaliśmy wyborów uzupełniających do rady i organów OIL spośród kolegów, którzy – zgodnie z nowym podziałem administracyjnym kraju – dołączyli do nas z Radomia i innych obszarów izby w Lublinie oraz Łodzi – komentował dokonania zjazdu przewodniczący ORL w Warszawie Andrzej Włodarczyk.
Quorum zabrakło już po południu pierwszego dnia obrad, drugiego nie było go ani przez chwilę. Konstanty Radziwiłł, sekretarz NRL i delegat na zjazd, nazwał ów fakt sabotażem. Halina Makowska, członek rady ORL, z rozgoryczeniem mówiła: – Przegraliśmy (zjazd nie mógł bowiem uchwalić zgłoszonych projektów uchwał, stanowisk i apeli – przyp. red.) przez ludzką złość i perfidne zacietrzewienie. (Pierwszego dnia w kuluarach rozeszła się nawet plotka, że w budynku, gdzie odbywały się obrady, podłożono bombę, potem – że bombę podłożono w siedzibie izby.) Wewnętrznej opozycji w ORL jej przewodniczący zarzucił, że uczyniła wszystko, by nie dopuścić go do głosu, chociaż bez powodzenia.
Mimo napięć i płynącej stąd zapewne absencji większości delegatów – w pierwszej części obrad zjazdowi udało się jednak przyjąć sprawozdania finansowe skarbnika i komisji rewizyjnej oraz udzielić absolutorium ORL za ub.r., a także uchwalić budżet izby na rok 2001, co było zasługą m.in. prowadzącego obrady prezesa NRL Krzysztofa Madeja.
Gdy nie wiadomo, o co chodzi, to najczęściej chodzi o pieniądze – podpowiada doświadczenie. Konflikty w warszawskiej radzie w kończącej się kadencji wiążą się bezpośrednio z pieniędzmi: z kontrowersyjnym "oszczędzaniem" na składce izby na NIL i finansowaniu kolportażu "Gazety Lekarskiej" (w ub.r. nowy przewodniczący zakończył tę finansową wojnę z "górą"), wypłacaniem przez izbę słusznych/niesłusznych wynagrodzeń za pracę kilku członkom prezydium (specjalny zespół powołany przez A. Włodarczyka zajmuje się odzyskaniem tamtych pieniędzy od osób, które – zdaniem przewodniczącego – "swoimi działaniami nie przyniosły izbie zaszczytu i powodów do dumy"; sekretarz ORL twierdzi jednak, że obecnie – decyzją rady – otrzymuje 10 razy wyższą rekompensatę utraconych poborów, aniżeli wówczas, gdy rzekomo bezprawnie czerpał nieuzasadnione korzyści finansowe z działalności w samorządzie).
Warszawska izba – największa w Polsce – z ogromnymi, acz nie wykorzystanymi możliwościami swych członków oraz potencjałem – jest zarazem dużą, zasobną i bezpieczną w obrocie gospodarczym instytucją, słabo jednak kontrolowaną w swych poczynaniach przez tych, których składki składają się na podstawę jej materialnej pomyślności. Stąd – walki o przejęcie w niej wpływów i o dostęp do jej pieniędzy, umożliwiając realizację różnie pojmowanych celów samorządu. Zarazem jednak – siła tej instytucji jest jej słabością, bowiem jej opresyjny często charakter wobec lekarzy – rodzi tendencje odśrodkowe, zniechęcając do aktywności na rzecz wspólnego dobra. Lekarze, a 1/3 z nich prowadzi już własną działalność gospodarczą, konkurując z kolegami, zastanawiają się, czy istnieje jeszcze wspólnota interesów w środowisku. Nie dziwią więc obawy nestorów samorządowych, tuż przed rozpoczynającą się kampanią wyborczą: – "Na lasso trzeba będzie łapać działaczy na następną kadencję" – prognozowała liderka warszawskiego samorządu.
Bez wątpienia, w trzecim roku reformy, świadomość lekarzy zauważalnie się zmieniła. Większość z nich myśli już dziś przede wszystkim w kategoriach kosztów i efektów. Złe doświadczenia wieloletniego "bicia piany" podczas samorządowych konwentykli również zniechęcają do aktywności w strukturach izby.
Novum podczas ostatniego zjazdu była próba poważniejszej dyskusji na temat budżetu na bieżący rok. Wyniesie on prawie 8,8 mln zł, natomiast rezerwa z poprzednich lat – ponad 6,5 mln zł (w tym roku wzrośnie do prawie 8 mln zł), a same odsetki od lokat dadzą 480 tys. zł. Toteż delegaci, świadomi już, że mogą i powinni mieć wpływ na wydatki izby – próbowali dyskutować na temat celów, jakie ze wspólnych pieniędzy powinny być realizowane. Padło pytanie o priorytety w konstrukcji budżetu: dlaczego np. usługi pocztowo-telefoniczne biura OIL mają pochłonąć 150 tys. zł, podczas gdy np. wszystkie wydatki na biuro pośrednictwa pracy dla lekarzy – tylko 50 tys. zł, dlaczego wydatki na ubezpieczenie OC lekarzy zaplanowano na poziomie zaledwie 1,1% kosztu ORL itp.
- Trzeba ograniczać przerosty administracji, bo powodują one brak środków na działalność statutową – mówiła opozycja wewnątrzizbowa, postulując dofinansowywanie ze wspólnych pieniędzy szkoleń, udziału lekarzy w zjazdach i kongresach naukowych, wspieranie lekarzy emerytów i aktywną walkę z bezrobociem wśród najmłodszych przedstawicieli zawodu. Oponenci protestowali, bo zjazd, ich zdaniem, powinien się zajmować sprawami strategii, a nie – szczegółami tyczącymi form pomocy lekarzom z budżetu izby. Mimo kontrowersji – zjazd uchwalił budżet w wersji zaproponowanej przez radę.
Nie udało się natomiast przewodniczącemu ORL uzyskać akceptacji dla projektu dużej inwestycji, tj. zakupu za około 4 mln zł działki o powierzchni 6 tys. m2 przy ulicy Łączyny na warszawskim Służewcu, na której w następnej kadencji można by rozpocząć budowę siedziby izby (warszawska OIL jako ostatnia bodaj w kraju ciągle jeszcze przymierza się do własnej siedziby). Wizja przewodniczącego zakłada, że na działce mógłby stanąć trzykondygnacyjny budynek o kubaturze 6 tys. m3 na biura izby, sale konferencyjne, restauracje, klub, hotel itp. (Miejsca hotelowe mogłyby być odnajmowane liniom lotniczym, gdyż niedaleko jest Okęcie.) Wprawdzie decyzję w sprawie tej inwestycji mogłaby podjąć sama rada, jednak obstrukcja części jej członków i inne ich poglądy na izbowe priorytety – dotąd to uniemożliwiały. Na zjeździe decyzja również nie zapadła (brak quorum).
Kwestia pieniędzy pojawiała się też w sprawozdaniach OROZ (rzecznik informował, że konflikty między lekarzami wiążą się ostatnio coraz częściej z ostrą konkurencją i rywalizacją o pacjentów) oraz sądu lekarskiego (rozpatruje ostatnio sprawy międzylekarskie, których nigdy dotąd nie było – o opluwanie się w gazetach czy obraźliwe listy.
- Z reformy wypływa nowa etyka – lekarze zaczynają zlecać badania ustnie, by nie płacić za skierowania z własnego budżetu – referował przedstawiciel OSL. Za bulwersujące uznał postępowanie lekarza – dyrektora szpitala, który udzielił nagany ordynatorowi OIOM, bowiem ten naraził zoz na stratę 124 tys. zł, ratując życie 4 chorym.)
Pieniądze, ich brak, przykłady złego gospodarowania nimi – stanowiły temat wielu innych wystąpień delegatów. Szczególnie mocno zabrzmiało potępienie praktyki stosowanej przez Branżową Kasę Chorych dla Służb Mundurowych, która podpisując kontrakty z prywatnymi gabinetami lekarskimi na wystawianie recept refundowanych, przydziela im limit wydatków 4 tys. zł rocznie na jedną praktykę, żądając zarazem wpisywania cen ordynowanych leków do dokumentacji medycznej. Zdaniem Marka Czarkowskiego, przewodniczącego komisji bioetyki i kardiologa prowadzącego prywatną praktykę, jest to ewidentne łamanie praw ubezpieczonych do refundowanych leków oraz ustawy o zawodzie lekarza, która czyni go autonomicznym w procesie terapii. Limit wydatków na leki przyznawany na gabinet lekarski (a nie – na ubezpieczonego) zagraża przyszłości wolnego zawodu lekarza. – Jeśli pacjentowi nie zapiszę statyny, nitratu czy betablokera (a za kwotę 4 tys. zł rocznie mogę leczyć 3 pacjentów kardiologicznych i dodatkowo jednego przez 4 miesiące), ten zaś umrze, to ja będę odpowiadać za błąd w sztuce lekarskiej. Sprawa leków i refundacji pojawiła się także w wielu innych wypowiedziach; lekarze mają już świadomość, że będą musieli uczestniczyć w procesie ograniczania wydatków na ten cel w skali kraju.
Pieniądze były także tematem towarzyszącego zjazdowi seminarium na temat przekształceń własnościowych w ochronie zdrowia (b. ciekawa prezentacja Andrzeja Ludwickiego z WSH nt. teorii prywatyzacji jako gry społecznej oraz różnych interesów uczestników tego procesu, którego barierą jest m.in. brak kapitału i egalitaryzm). Były one także głównym wątkiem wystąpień i wykładów podczas obrad plenarnych gości zjazdu: Katarzyny Ziemkiewicz nt. ubezpieczeń lekarzy prywatnie praktykujących (80% problemów z OC to złe umowy, za zbyt niskie składki, a zatem – na zbyt mały zakres odpowiedzialności ubezpieczyciela), Katarzyny Tymowskiej na temat tzw. koszyka świadczeń gwarantowanych (rozważającej m.in., kto i jaki ma interes, by powstał ten rodzaj regulacji administracyjnych wyłączających część świadczeń z puli finansowanych ze środków publicznych), Marka Lejka prezentującego program tegorocznej restrukturyzacji na Mazowszu oraz nakłady na ten cel, wreszcie – Krzysztofa Makucha, który analizował aspekty prawno-medyczne ograniczania dostępności świadczeń medycznych.
Słowem – w 3. roku reformy pieniądz rządzi samorządem lekarskim, całą polską medycyną i ochroną zdrowia – poprzez instytucje quasi-ubezpieczeniowe, banki, ubezpieczalnie, przemysł farmaceutyczny i biznes działający w sektorze zdrowia.