Propozycja ministra Religi, aby przynależność lekarzy do izb lekarskich nie była przymusowa, wywołała przerażenie wśród ich działaczy.
Mogłyby bowiem wygasnąć bogate źródła dochodów szacownej organizacji. Skończyłyby się etaty dla władz okręgowych izb lekarskich i NIL, wzajemne nagradzanie aktywnych i zasłużonych członków oraz wiele innych zaszczytnych obowiązków, także nieźle wynagradzanych. "Gazeta Lekarska" przestałaby być synekurą dla grupy ludzi związanych z NIL, bo zniknęłaby darmowa tubanagłaśniająca jej epokowe "uchwały", "stanowiska" i "oświadczenia". A zasiadanie w zarządczych gremiach izb lekarskich musi być w istocie bardzo atrakcyjne, skoro dla utrwalenia istniejącego stanu osobowego obecnych władz spreparowano nawet odpowiedni regulamin wyborczy (patrz: "SZ" z 26.09.2005 r.). Regulamin, który osobom spoza układów uniemożliwia nawet kandydowanie. Nikomu widać nie chciało się jednak zaskarżać go do Rzecznika Praw Obywatelskich, bo i właściwie po co? Pracującym z chorymi lekarzom w gruncie rzeczy jest obojętne, kto w tych izbach będzie miał głos, skoro i tak ich istnienie nie ma najmniejszego wpływu na sytuację nie tylko młodych, ale wszystkich lekarzy mających bezpośredni kontakt z chorymi.
Jedyna organizacja, która umiała powalczyć o interes pewnej grupy lekarzy, tj. Porozumienie Zielonogórskie – przez izbę lekarską jest właściwie niezauważana. Także związek zawodowy lekarzy, zamiast przez izby lekarskie być popierany, jest traktowany jak bardzo, bardzo daleki i biedny znajomy. Normalne. Bogaty z biedakiem kolegować się nie będzie.
Ulubionym słowem działaczy izb lekarskich jest "nadzór". Że niby mają wpływ na jakość pracy lekarzy. Bzdura, nie mają żadnego! Dowodem jest olbrzymia hochsztaplerka i ogłaszający się oszuści medyczni.
Że broni interesów lekarzy? Tak, ale tylko tych "z wysokiej półki". Czy wszystkie oszustwa, łapówki, plagiaty kierowników klinik w różnych miastach Polski były choćby komentowane w "Gazecie Lekarskiej"? Czy były sądy koleżeńskie? Czy pojawiły się jakiekolwiek symptomy ostracyzmu?
Niech też jakiś lekarz spróbuje dochodzić swoich praw przed sądem koleżeńskim wobec jakiegoś profesora. Z całą pewnością rzecznik odpowiedzialności zawodowej do tego nie dopuści. Ale gdy zmęczony lekarz na lub po dyżurze popełni błąd, albo jeśli w pracy ma 0,5% alkoholu we krwi – afera murowana.
Czy izba lekarska zapewni takiemu lekarzowi bezpłatną opiekę prawnika przed sądem powszechnym? Oczywiście, że nie. A prawników zatrudnia mnóstwo. W samej Warszawie czterech.
Izby lekarskie kilkakrotnie dały dowód, że są przeciwne likwidacji stanowisk ordynatorów. I jest to oczywiste, bo mądrzy lekarze konsultanci byliby największym zagrożeniem dla istniejącej sytuacji w służbie zdrowia. A bez likwidacji stanowisk ordynatorów żadnej reformy nie będzie!
Zarządzający w izbach lekarskich o podwyżkach wynagrodzeń dla lekarzy owszem, mówią (i tylko mówią), ale o konieczności głębokiej reformy systemu – ani słowa. O bzdurnym systemie specjalizacji też ani słowa, tylko biadolenie czy wręcz negacja faktu, że lekarze masowo wyjeżdżają.
Pamiętajmy, że to, co tzw. samorząd, czyli izba lekarska robi w postaci rejestracji lekarzy i wydawania prawa wykonywania zawodu – robi za pieniądze Ministerstwa Zdrowia i może to robić każda instytucja na danym terenie w oparciu o dokumenty petentów. Społeczny czynnik może tę pracę nadzorować. Bezpłatnie. A jeśli minister zdrowia może powołać na swojego rzecznika prasowego redaktora naczelnego samorządowego pisma lekarskiego, co przerabialiśmy za czasów ministra Balickiego, to każdy myślący lekarz musi sobie zadać pytanie: o co my właściwie gramy? Czy na pewno tylko o to, żeby państwo nie zabierało każdemu lekarzowi od kilkunastu do kilkudziesięciu złotych miesięcznie na lokale, pensje i delegacje krajowe i zagraniczne działaczy izb lekarskich?
Od redakcji:
Trzeba mieć odwagę cywilną, by głosić tak kontrowersyjne poglądy. Wprawdzie podziela je znaczna część środowiska lekarskiego, ale woli milczeć, aby nie narażać się na ostracyzm. Pozostaje jednak pytanie: czy w obecnych realiach likwidacja obligatoryjnej przynależności do izb, czyli potężny cios w samorządność korporacji nie uczyni więcej złego niż dobrego? Zapraszamy do udziału w dyskusji na ten temat. Najciekawsze komentarze opublikujemy w "SZ".