- Pani doktor, bo ja w takiej ważnej sprawie – zadyszana kobieta weszła do gabinetu.
- Słucham, o co chodzi?
- Bo mój mąż miał przez dziesięć lat rentę i teraz mu odebrali. Staraliśmy się przez sąd, wezwano go na komisję, a tam lekarz uznał go za całkowicie zdrowego i zdolnego do pracy – podała mi pismo z ZUS-u.
Owszem, lekarz orzecznik uznał męża kobiety za całkowicie zdolnego do pracy, ale było też napisane, że do 14 dni od otrzymania orzeczenia można się odwoływać od decyzji orzecznika. Pismo było datowane przed 16 dniami.
- Kiedy dostaliście to pismo? – zapytałam.
- No, dziś jest równo dwa tygodnie...
Popatrzyłam na zegar. Była godzina 14.15. Pocztę zamykają o trzeciej po południu.
Pozostało 45 minut. Włączyłam komputer. Nie zapalił, znowu się zawiesił. Dałam kobiecie kartkę papieru, podyktowałam tekst odwołania. Minęło 6 minut. Kazałam jej wracać biegiem do domu, mąż ma podpisać pismo, wsiąść w samochód i znaleźć czynną pocztę, bo odwołanie od decyzji ZUS-u musi odejść dziś. Kobieta wybiegła.
Zadziwiające, że pacjenci namyślają się zazwyczaj do ostatniego momentu, a wtedy przychodzą, a nieraz przybiegają po ratunek. A gdyby nie było mnie w domu? A swoją drogą, jak znam moich pacjentów, temu renty raczej nie przywrócą. Za zdrowy.
Następny pacjent przykuśtykał skrzywiony, skarżył się na silny ból prawej nogi. Badaniem stwierdziłam rwę kulszową i wypisałam leki, na razie bez zastrzyków, których się bardzo boi. Oczywiście, nie może pracować. Jeździ do lasu jako wozak na zrywkę, trzeba mu wypisać zwolnienie, ale po to ktoś od niego będzie musiał przynieść mi dowód osobisty, bo oczywiście zapomniał zabrać ze sobą. Ile razy pacjent jest bardzo obolały, zapomina o koniecznych dokumentach.
Żywica do miasta
Nim chory wyszedł, zawiadomiono mnie, że mój pacjent chorujący na serce i nadciśnienie zmarł nagle w nocy. Od około dwóch miesięcy czuł się bardzo źle, miał niewydolność krążenia, ale nie chciał iść do szpitala. Wystawiłam akt zgonu i pomyślałam, jak ulotne jest życie. Jeszcze niedawno był bardzo dobrym listonoszem, obsługiwał dwie wsie, potem przeszedł na emeryturę, a teraz już go nie ma. Coraz więcej moich pacjentów odchodzi. Przykro, ale to nieuchronne.
Wezwano mnie do dziecka z silną gorączką. Dom niedaleko, przy drodze, pojechałam własnym samochodem. Malec leżał rozpalony w łóżku. Objawy oponowe były w normie, w płucach bez zmian, jedynie gardło żywo czerwone, rozpulchnione i z czopami ropnymi wskazywało na anginę. Zapisałam antybiotyk, bo choć nie lubię ich stosować, są schorzenia, przy których bez antybiotyków się nie obejdzie. Po wyleczeniu malec będzie miał obniżoną odporność, trzeba uważać, by znów nie zachorował.
Dostałam e-maila z prośbą o poradę; pacjent z Warszawy ma od dłuższego czasu zanokcicę, nie może się wyleczyć dostępnymi sposobami. Poradziłam żywicę z iglastego drzewa jako najskuteczniejszy lek, wyciągający ropę i zmiany zgorzelinowe w tkance. Najlepiej działa na początku choroby, teraz trzeba ją będzie stosować dłużej.
Prawdopodobnie w mieście o świeżą żywicę będzie trudno, poślę mu naszą z górskiego lasu. Jednak nie ma jak ludowe metody.
Kulawka
Sianokosy w pełni. Wszyscy zdolni do pracy zwijają się w polu, szczególnie że pogoda niepewna i co chwila kropi. Przez tę wilgoć owce zaczynają kuleć. Wezwano mnie do owieczki mającej trudności w chodzeniu, pasie się biedactwo klęcząc na kolanach, gdyż ból uniemożliwia jej stanie.
Oczyściliśmy i przycięliśmy raciczki, zrobiłam maść z balsamu peruwiańskiego i siarczanu miedzi, założyło się jej opatrunek i teraz trzeba tylko czekać na efekt. Powodem kulawki jest wilgoć i ciepło sprzyjające rozwojowi zakażeń grzybiczych. Owce są szczególnie wrażliwe i to one najczęściej chorują, a ta do takich właśnie należy.
Sąsiad przewracając widłami siano na łące wbił sobie widły w stopę. Wszystko przez pośpiech. Na szczęście nie uszkodził kości ani więzadeł, jednak po zranieniu narzędziem mającym kontakt z trawą gojenie jest znacznie dłuższe.
Przyłożyłam od razu opatrunek z żywicy i poleciłam moczyć nogę w mydlinach. Mam nadzieję, że chory będzie się stosował do zaleceń i nie wywiąże się stan zapalny stopy. Choć gdy przestanie boleć, pacjent na pewno będzie wkładał buty bez założonego opatrunku.
Potem mogą być komplikacje, a jak znam tego chorego, nie lubi się stosować do zaleceń lekarskich. Szczepiony przeciwtężcowo był w zeszłym roku, tak że przynajmniej to odpadło.
Janina Banachowska – lekarz ze wsi Półrzeczki w powiecie limanowskim