XIV Krajowy Zjazd Lekarzy nie pozostawił cienia wątpliwości: środowisko lekarskie oczekuje, wręcz żąda, zmian. Nie tylko od polityków, również od swoich przedstawicieli. Wyrazem determinacji był wybór nowego prezesa Naczelnej Rady Lekarskiej. Profesor Andrzej Matyja zwyciężył z ogromną przewagą już w pierwszej turze. W dużej mierze dzięki głosom młodych lekarzy.
Nazwiska kandydatów na stanowisko szefa lekarskiego samorządu nie były znane aż do momentu rozpoczęcia procedury wyborczej, choć trudno powiedzieć, by kogokolwiek mogły one zaskoczyć. Potwierdziły się wszystkie trzy „kuluarowe” kandydatury. O wybór ubiegali się dr Krzysztof Kordel (OIL w Poznaniu), prof. Romuald Krajewski (wiceprezes NRL w poprzedniej kadencji) i prof. Andrzej Matyja, do niedawna prezes OIL w Krakowie. Wbrew przypuszczeniom na wystawienie swojego kandydata nie zdecydowało się Porozumienie Rezydentów OZZL. Wynik głosowania, które przeprowadzono w nocy z piątku na sobotę (a więc wcześniej niż zakładał proponowany program), można interpretować tylko w jeden sposób: jeszcze przed zjazdem młodzi lekarze przekazali swoje głosy kandydatowi z Krakowa, w zamian stronnicy prof. Andrzeja Matyi poparli startujących w wyborach do Naczelnej Rady Lekarskiej młodych lekarzy – wiceprezes PR OZZL Jarosław Biliński otrzymał jedną z najwyższych liczb głosów (czwarty wynik), bardzo dobrze w głosowaniu wypadli też m.in. Michał Bulsa i Mikołaj Sinica.
217 głosów oddanych na prof. Andrzeja Matyję to znak, że mając wybór między kontynuacją (prof. Romuald Krajewski) a zmianą (prof. Andrzej Matyja), delegaci zdecydowanie odrzucili kontynuację, która – jak wynika z tego, co mówili delegaci podczas obrad i w kuluarach – kojarzy się im z pasywnością i niemocą. Lekarze, streszczając liczne głosy w tej sprawie, mają dosyć sytuacji, w których samorząd lekarski ogranicza się do przyjmowania setek stanowisk negatywnie oceniających projekty przepisów, przygotowywanych przez ministra zdrowia i rząd. Odrzucają koncepcję, zgodnie z którą samorząd lekarski to niemal państwowa instytucja, wykonująca powierzone jej na mocy ustawy zadania władzy publicznej. Zachowawczość dotychczasowych działaczy samorządu lekarskiego, obawiających się odwetu ze strony polityków (na przykład w postaci ograniczenia autonomii samorządu, zmian w zakresie sądów lekarskich etc.) nie znajduje zrozumienia wśród większości zaangażowanych w sprawy samorządu lekarzy, którzy – mówiąc najprościej – chcą działania i przeciwdziałania. Działania – choćby na rzecz zwiększenia nakładów na ochronę zdrowia i poprawy warunków pracy lekarzy. Przeciwdziałania na przykład pogarszającemu się wizerunkowi lekarza w oczach opinii publicznej, co jest wynikiem z jednej strony tabloidyzacji mediów, z drugiej – zdaniem lekarzy – świadomych zabiegów części polityków.
Ta determinacja na rzecz działania i przeciwdziałania była widoczna już podczas zjazdów okręgowych izb lekarskich. I w dyskusjach, jakie na temat działalności swojego samorządu toczyli w ostatnich miesiącach, również podczas protestu, rezydenci.
W ten ton uderzył również prof. Andrzej Matyja.
– Samorząd lekarski nie może ograniczać się do konsultowania gotowych projektów ustaw, lecz powinien uczestniczyć w pracach nad przepisami na etapie ich powstawania. W sprawach ochrony zdrowia głos 180 tysięcy lekarzy musi być brany pod uwagę – mówił w czasie swojego wyborczego przemówienia. Według prof. Matyi papierkiem lakmusowym słabej pozycji samorządu lekarskiego jest nieobecność jego przedstawicieli w debacie „Wspólnie dla zdrowia”. Nowy prezes NRL nie zwrócił jednak uwagi ani na fakt, że w powołanej wiosną Radzie Programowej debaty znalazł się prof. Romuald Krajewski, ani na to, że wszyscy członkowie rady otrzymali powołania imienne (nie jako przedstawiciele konkretnych instytucji czy organizacji).
Kluczową kwestią jest jednak obietnica, jaką nowy prezes złożył swoim kolegom: przedstawiciele samorządu będą spotykać się z politykami, urzędnikami i z pozycji eksperckich przekonywać do uchwalania lub zmieniania przepisów. Czy taki scenariusz jest realny?
Wiosna 2000 roku. W „Służbie Zdrowia” ukazuje się wywiad z dr. Krzysztofem Madejem, ówczesnym prezesem Naczelnej Rady Lekarskiej. – Moim zdaniem, największym problemem samorządu jest nienawiązanie właściwego dialogu z decydentami. Jest to skutek zarówno niedojrzałości kadry samorządowej, jak i jakości polityków w naszym państwie. Jeżeli wśród decydentów nadal nie będzie chęci uczynienia z samorządu lekarskiego współpartnera, co powinno wynikać choćby z kalkulacji politycznej, to samorząd będzie słaby – mówi dr Madej, dość precyzyjnie wskazując główną przyczynę słabości samorządu, czyli brak woli po stronie „decydentów”, by samorząd zawodowy (mimo jego konstytucyjnego umocowania) „awansować” do roli partnera.
Wywiad z dr. Madejem wart jest przypomnienia przede wszystkim dlatego, że były prezes NRL ma dużą szansę powrotu do głównego nurtu działalności samorządowej. Niewykluczone, że podczas pierwszego posiedzenia NRL zostanie wybrany na stanowisko wiceprezesa. Jest, jak twierdzą dobrze zorientowani w sytuacji nasi rozmówcy, w ścisłym kontakcie z Porozumieniem Rezydentów OZZL, a sukces młodych lekarzy w warszawskiej OIL nie byłby możliwy bez ich sojuszu z grupą lekarzy skupionych właśnie wokół niego. Bolączki samorządu lekarskiego AD 2000 nie odbiegają zaś od tych, które trapią izby lekarskie dziś: nikła aktywność lekarzy w samorządzie, postrzeganie izb lekarskich jako urzędów, ograniczających się do poboru składki, w dodatku nie stroniących od bizantyjskiego stylu funkcjonowania, mała aktywność na rzecz poprawy warunków, w jakich lekarze pracują. I tak dalej, i tak dalej.
Czy to, co było niemożliwe na przełomie XX i XXI wieku, gdy dr Krzysztof Madej kończył swoją drugą kadencję na stanowisku prezesa NRL okaże się możliwe dziś? Czy włodarze lekarskiego samorządu znajdą sposób, by realnie spotkać się z ministrem zdrowia – nie tylko formalnie, zapraszając go na swoje spotkania? Realnie, czyli tak, by to spotkanie przyniosło konkretne, satysfakcjonujące środowisko lekarskie owoce?
Wystąpienie ministra zdrowia podczas pierwszego dnia zjazdu nie pozostawia wiele pola dla optymizmu. Prof. Łukasz Szumowski jako sukces przedstawiał to, co sami lekarze uznają za porażkę: perspektywa podniesienia nakładów na ochronę zdrowia do 6 proc. PKB w 2024 roku, która według ministra przyniesie tak radykalny wzrost ilości pieniądza w systemie, że mogą się pojawić problemy z jego zagospodarowaniem, zdaniem lekarzy jest daleko niewystarczająca. – Samorząd lekarski ocenia, że 6 proc. PKB do 2024 roku nie rozwiązuje problemów ochrony zdrowia, ani lekarzy, ani pacjentów – mówił prof. Andrzej Matyja dziennikarzom.
Ale… To samo powtarzały władze samorządu poprzedniej kadencji: Naczelna Rada Lekarska konsekwentnie domagała się 6,8 proc. PKB w ciągu trzech lat, czyli do 2021 roku. Na 6 proc. PKB do 2024 roku zgodzili się podczas negocjacji z ministrem zdrowia rezydenci. Paradoks? Tylko pozorny, bo – jak można usłyszeć w kuluarowych rozmowach z młodymi lekarzami – kluczowe jest tu sformułowanie „domagać się”. – 6 proc. PKB to za mało, ale nam udało się przyspieszyć tempo dochodzenia do tego niesatysfakcjonującego poziomu o rok. Nie od razu Kraków zbudowano, ale ważne jest działanie, nie „domaganie się”.
Ale na nowe władze izby lekarskiej czyha więcej takich pułapek. Jedną osobiście ustawili delegaci, przegłosowując (po raz kolejny) stanowisko zjazdu o wynagrodzeniach minimalnych dla lekarzy i lekarzy dentystów na poziomie dwóch krajowych dla lekarza bez specjalizacji i lekarza rezydenta, 2,5 dla lekarzy z I stopniem specjalizacji i 3 krajowych dla specjalistów. Lekarz stażysta miałby zarabiać średnią krajową. W procedowanej właśnie nowelizacji ustawy o wynagrodzeniu minimalnym pracowników wykonujących zawody medyczne dla stażysty ministerstwo proponuje (tak jak do tej pory) 0,64 proc. średniej krajowej (od 2022 roku, kiedy zakończy się proces „dochodzenia” do gwarantowanej płacy minimalnej), dla specjalisty – 1,27 średniej). Czy następny Krajowy Zjazd Lekarzy będzie miał mniej powodów do frustracji, kiedy będzie oceniał realizację stanowiska dotyczącego minimalnych wynagrodzeń lekarzy?
Jedno jest pewne: zostały rozbudzone i wielkie oczekiwania, i ogromna nadzieja.