SZ nr 1–16/2023
z 19 stycznia 2023 r.
Choroba psychiczna:
Problem nie zawsze rozumiany
Katarzyna Cichosz
Z Ewą Jędrys, prezes Fundacji Pomocy Chorym Psychicznie im. Tomasza Deca w Krakowie rozmawia Katarzyna Cichosz.
Katarzyna Cichosz: Jak trafiają do Was podopieczni?
Ewa Jędrys: Fundacja została założona dwadzieścia lat temu przez szpital Babińskiego. Zajęliśmy się obszarami, w których szpital pomóc nie może: wspieramy osoby po hospitalizacji, prowadzimy mieszkania chronione i aktywizację zawodową. W pierwszych latach koncentrowaliśmy się na pomocy pacjentom szpitala, z czasem staliśmy się fundacją regionalną. Działalność informacyjną prowadzimy na skalę całego kraju.
Na zlecenie gminy miejskiej Kraków prowadzimy cztery mieszkania chronione: dwa przeznaczone dla osób z zaburzeniami psychicznymi, a dwa dla osób z zaburzeniami psychicznymi i uzależnieniem od alkoholu. Podopieczni kierowani są do nas przez MOPS. Pomagamy mieszkańcom jak najbardziej się usamodzielnić. Decyzja wydawana jest na rok – po tym czasie analizujemy postępy podopiecznego – i może zostać przedłużona. Różne sytuacje losowe się zdarzają; ktoś jest bezdomny, samotny albo tak skonfliktowany z rodziną, że nie może wrócić do swojego środowiska.
K.C.: Czy macie kontakt z rodzinami Waszych beneficjentów?
E.J.: Tak, część rodzin wspiera chorujących psychicznie w drodze do samodzielności. U innych kontakty są zaburzone. Trzeba być uwrażliwionym na różne przypadki. Czasami dobrze jest odseparować osobę chorującą od rodziny. Wśród naszych beneficjentów zdarzają się sytuacje, że relacje rodzinne zostały albo zerwane, albo są bardzo złe. W trakcie pobytu próbujemy pracować nad tym, żeby je w jakiś sposób odbudować. Często związki małżeńskie się rozpadają, natomiast pozostają dzieci. Mamy wielką satysfakcję, jeśli uda się w tej kwestii coś zrobić. Jeśli beneficjenci są w stanie utrzymać trzeźwość, szukają pracy na wolnym rynku i krok po kroku odbudowują relacje ze swoimi dziećmi, to jest wielka rzecz.
K.C.: O co pytają rodziny chorych dzwoniące do Was z całej Polski?
E.J.: Dużo osób zgłasza się, kiedy zauważy pierwsze objawy choroby u członka rodziny albo pojawia się sytuacja konfliktowa i chcą się dowiedzieć, co zrobić; jakie instytucje pomagają osobom po kryzysach, gdzie się można zgłosić. Ludziom zupełnie brak wiedzy, jak się poruszać w systemie. Nie każdy jest biegły w szukaniu informacji w internecie, osoby starsze często są po prostu bezradne. Wiele osób nie wie, co robić, kiedy choroba członka rodziny się zaostrza i zagraża on sobie lub otoczeniu. Ludzie nie znają prawa, nie znają ustawy o ochronie zdrowia psychicznego; w miarę możliwości staramy się im to wszystko udostępnić. Udzielamy informacji o możliwości skorzystania z pomocy społecznej; jak osoba chora psychicznie może uzyskać stopień niepełnosprawności i co to daje w kontekście np. szukania pracy. Często są to podstawowe informacje, ale rodziny o tym nie wiedzą. W trakcie pandemii mieliśmy zalew telefonów od osób starszych, które nie radziły sobie z członkami rodziny. Wiele placówek służby zdrowia było zamkniętych, chorzy nie mogli się bezpośrednio kontaktować z lekarzami, a teleporady były niewystarczające. W związku z pandemią stan psychiczny osób zdrowych się pogarszał, a co dopiero chorujących psychicznie. Kolejnym ważnym problemem jest zapewnienie warunków godnego życia osobom samotnym. Często bywa tak, że jeśli chory nie ma renty, nie pracuje, to jest na utrzymaniu swoich rodziców. Oni się starzeją i w pewnym momencie przychodzi pytanie o przyszłość. To jest jeden z większych problemów rodzin: jak zapewnić opiekę choremu psychicznie dziecku po swoim odejściu.
K.C.: Jakie są rozwiązania?
E.J.: Rozwiązań systemowych nie ma. Wiem, że tworzą się stowarzyszenia osób znajdujących się w podobnej sytuacji, będących dla siebie rodzajem grupy wsparcia. W Krakowie były dyskusje, jak taką opiekę zapewnić; czy np. w lokalu, gdzie mieszka osoba chorująca, można utworzyć mieszkanie chronione.
K.C.: Jak ocenia Pani pomoc oferowaną rodzinom osób chorych psychicznie w Polsce?
E.J.: Zdecydowanie wsparcie jest za małe. Ci ludzie są zostawieni sami sobie. Spośród różnych rodzajów niepełnosprawności ten został zauważony dopiero niedawno. Rodziny nie radzą sobie, bo problem ten nie zawsze jest rozumiany przez otoczenie. Dawniej choroby psychiczne uważane były za rodzaj wstydu i tak traktowane przez społeczeństwo. Chorzy byli stygmatyzowani, spychani na margines społeczny, bano się tych chorób. Nikt społeczeństwa nie edukował, stąd mamy dużo zaniedbań. Także psychiatria była jedną z najgorzej wycenianych dziedzin, właściwie do tej pory niewiele się zmieniło. Dopiero niedawno zaczęto mówić więcej o zaburzeniach psychicznych – np. o depresji, zwrócono też uwagę na problem dzieci i młodzieży; na to, że zaburzenia zachowania u tej grupy wiekowej rosną lawinowo, do czego niewątpliwie przyczyniła się pandemia. Liczbę ośrodków wsparcia można mnożyć, ale potrzeba specjalistów, którzy się zajmą problemem. O ile wiem, wciąż brakuje psychiatrów, psychologów, psychoterapeutów, pielęgniarek, a to jest kwestia rozwiązań na poziomie centralnym. Trzeci sektor wszystkiego nie rozwiąże.
Najpopularniejsze artykuły
10 000 kroków dziennie? To mit!
Odkąd pamiętam, 10 000 kroków było złotym standardem chodzenia. To jest to, do czego powinniśmy dążyć każdego dnia, aby osiągnąć (rzekomo) optymalny poziom zdrowia. Stało się to domyślnym celem większości naszych monitorów kroków i (czasami nieosiągalną) linią mety naszych dni. I chociaż wszyscy wspólnie zdecydowaliśmy, że 10 000 to idealna dzienna liczba do osiągnięcia, to skąd się ona w ogóle wzięła? Kto zdecydował, że jest to liczba, do której powinniśmy dążyć? A co ważniejsze, czy jest to mit, czy naprawdę potrzebujemy 10 000 kroków dziennie, aby osiągnąć zdrowie i dobre samopoczucie?