Homeopatia nie jest medycyną alternatywną, jeśli już chcemy nazywać ją medycyną. Jest irracjonalna, a medycyna oparta na podstawach naukowych jest... racjonalna. A w naukach ścisłych, jeżeli coś jest A, to coś odwrotnego, innego, jest nie-A. Czyli jedno jest racjonalne – drugie nieracjonalne.
W ustawie Prawo farmaceutyczne znalazł się zapis o produkcie homeopatycznym (nie "leku", ale właśnie "produkcie"). Niestety, w definicji produktu homeopatycznego zapisano, że to "produkt leczniczy przygotowywany...", a dalej w ustawie, że "produkt leczniczy to substancja... podawana człowiekowi... w celu przywrócenia, poprawienia... funkcji organizmu ludzkiego..." Wynika z tego, że produkt leczniczy może przywrócić zdrowie (i to prawda), ale jest ogromnym nadużyciem przypuszczenie, że może to uczynić produkt homeopatyczny – bo to niemożliwe.
Zapis w ustawie jest jednak ukłonem w stronę prawa UE, zwłaszcza Francji, gdzie homeopatia jest najbardziej popularna. Jednak to, że w naszym Prawie farmaceutycznym zapisano głupotę, jeszcze niczego nie dowodzi. Akt prawny wyższego rzędu, czyli Konstytucja, gwarantuje obywatelom niezawisłe sądy. Jestem przekonany, że sąd przyzna rację każdemu choremu, który oskarży homeopatę o nieskuteczne leczenie.
Zwolennicy homeopatii próbujący sprowadzać dyskusję na grunt nauki, fizyki kwantowej itp. powołują się na dokonania ojca metody, Samuela Hahnemanna. Nikt nie wspomina jednak, że teoria Hahnemanna opierała się na dwóch cechach, jakie musi spełniać środek homeopatyczny: pierwsza – similia similibus curantur, druga – że taki środek musi posiadać "podpis" astralny. Zdaniem Hahnemanna, gwiazdy odciskają choroby na owych środkach (jaka szkoda, że wyznawcy homeopatii zapominają o tej części teorii), a można to rozpoznać po kształcie i kolorze roślin, z których owe środki są produkowane. I tak np. korzeń orchidei jest źródłem leku na jądra (zbieżność kształtów), wygląd świetlika wskazuje na to, że może być źródłem leku okulistycznego (kwiat świetlika ma "źrenicę") itd. Szkoda zresztą mówić o ziołowym pochodzeniu, ponieważ podstawą produkcji środka homeopatycznego jest wielokrotne rozcieńczanie (to tak, jakby ktoś chciał odnaleźć utrwalony smak cytryny po nalaniu kropli soku do szklanki i 100-krotnym tej szklanki umyciu). Co warto dodać, XIX w. w homeopatii tkwił postęp, albowiem leki stosowane wówczas przez racjonalną medycynę (rtęć, antymon) i to w dużych dawkach powodowały, że leczeni nimi pacjenci marli jak muchy. Lepiej więc było zażywać nieszkodliwą wodę niż truciznę. Stąd też mówiono, że chorzy leczeni homeopatycznie umierają z powodu choroby, a chorzy leczeni racjonalnie – umierają z powodu leków. Jednak żarty na bok. Homeopatia jest nadal potrzebna. Daje bowiem nieuleczalnie chorym jakąś szansę, a bez nadziei – nie można żyć.
Dopóki zatem medycyna nie będzie w stu procentach skuteczna, a to niestety zawsze jej grozi – takie metody jak homeopatia będą istniały.
Pobierz pełną wersję raportu "Homeopatia" w pliku PDF.