Służba Zdrowia - strona główna
SZ nr 93–100/2019
z 19 grudnia 2019 r.


>>> Wyszukiwarka leków refundowanych


Prysznic coraz zimniejszy

Małgorzata Solecka

Dobrze, że listopad się skończył. Miesiąc, w którym co roku drzewa tracą liście, mgła i smog niepodzielnie królują w krajobrazie i znikąd nadziei na szybkie rozbłyśnięcie pierwszej gwiazdki. I w którym publikowane są międzynarodowe rankingi systemów ochrony zdrowia. W tym roku aż trzy.

Zimny prysznic
Fot. iStock

Na początek OECD z corocznym raportem „Health at a Glance 2019”. Eksperci już wczesną jesienią przestrzegali, że publikacja będzie zimnym prysznicem dla polityków, zwłaszcza tych, którym nie schodzą z ust pochwały pod adresem ustawy 6 proc. PKB na zdrowie. – Instytucji międzynarodowych nie obchodzi przyjęta w ustawie metodologia. OECD liczy nakłady na ochronę zdrowia względem bieżącego PKB i tak będzie Polska przedstawiona w raporcie – przestrzegała na początku października dr Małgorzata Gałązka-Sobotka z Uczelni Łazarskiego, wiceprzewodnicząca Rady NFZ. Słowo stało się ciałem – według danych OECD w 2018 roku wydatki publiczne na zdrowie w Polsce nie przekroczyły 4,5 proc.

Jednak to, co jest, to jedno. Znacznie poważniejszym problemem jest to, jak OECD widzi prognozy dla Polski, jeśli chodzi o wzrost finansowania. W najnowszym raporcie eksperci szacują, że w krajach wysokorozwiniętych wydatki związane z ochroną zdrowia i usługami socjalnymi, powiązanymi ze zdrowiem, w ciągu następnych dziesięciu lat wzrosną do ponad 10 proc. (z obecnych ok. 8,5 proc.). W przypadku Polski poziom finansowania praktycznie się ma nie zmienić: Polska do 2030 roku ma szansę zwiększyć łączne wydatki na zdrowie z ok. 6,3 proc. PKB do ok. 6,5–6,8 proc. – zmiana będzie więc praktycznie niezauważalna.

Nie wszyscy eksperci zgadzają się z prognozami OECD, wskazując iż w przeszłości tego typu projekcje nie zawsze się sprawdzały, ale niemal wszyscy zgodni są co do jednego: sama ustawa 6 proc. PKB na zdrowie nie rozwiąże problemu niskich – na tle innych krajów OECD, przede wszystkim innych krajów UE – nakładów na zdrowie. A ponieważ polskie wydatki prywatne należą (jeśli chodzi o odsetek wobec całości) do najwyższych w krajach rozwiniętych, jest oczywiste, że jeśli nakłady mają rosnąć, to powinny rosnąć w strumieniu publicznego finansowania. Nie chodzi bowiem o to, by w jeszcze większym stopniu obciążać kosztami usług zdrowotnych gospodarstwa domowe, powiększając i tak duży problem rozwarstwienia w dostępie do zdrowia. Eksperci podkreślają, że według wszelkiego prawdopodobieństwa, wydatki prywatne cały czas będą rosnąć, jednak byłoby źle, gdyby przekroczyły barierę 30 proc. w wydatkach ogółem (w tej chwili wahają się między 29–30 proc.).

Czy jednak OECD rzeczywiście nie ma racji, sceptycznie oceniając zdolność Polski do radykalnego – a przynajmniej zauważalnego – zwiększenia finansowania ochrony zdrowia w następnej dekadzie? Warto zauważyć, że raport OECD mówi nie tylko o wydatkach na zdrowie, ale również na usługi zdrowotno-socjalne (czy też opiekuńcze). Nie na opiekę społeczną, ale na wsparcie – na przykład niepełnosprawnych i ich rodzin w takiej formie jak np. opieka wytchnieniowa czy asystenci, pracujący bezpośrednio z pacjentami. W Polsce takich form wsparcia, finansowanych z pieniędzy publicznych, jest jak na lekarstwo. Sytuację miał zmienić utworzony – nie bez wątpliwości i kontrowersji – w ostatniej kadencji Solidarnościowy Fundusz Wsparcia Osób Niepełnosprawnych, zasilany z podatku od osób fizycznych, których dochód przekracza milion złotych (4 proc. nadwyżki). Fundusz miał finansować właśnie takie, pozostające na pograniczu usług socjalnych i zdrowotnych wydatki (w 2019 roku były to programy pilotażowe). Po wyborach PiS praktycznie zlikwidowało jednak Fundusz jako źródło finansowania innowacyjnych (w polskich warunkach) projektów, przekierowując zgromadzone środki na wypłatę „trzynastek” dla emerytów i rencistów.

Różnice między krajami są olbrzymie. W Norwegii w usługach zdrowotnych i opiekuńczych pracuje już co piąty zatrudniony (20,9 proc.). W Danii i Szwecji odsetek wynosi 17,5 proc., w Finlandii – 15,6 proc., w Holandii zaś 15,4 proc. Trudno nie zauważyć, że systemy ochrony zdrowia tych krajów uważane są za najlepsze w Europie i na świecie. Czy są kraje, które mają wskaźnik niższy niż Polska? Oczywiście, zwłaszcza, że raport obejmuje nie tylko kraje OECD, ale również te, które aspirują do klubu krajów wysokorozwiniętych. Gorzej niż Polska wypadają więc Meksyk (3 proc.) i Turcja (4,2 proc.).

Ponieważ nakłady na zdrowie należą do najniższych w krajach OECD, nie może dziwić, że sektor ochrony zdrowia nie jest – oględnie mówiąc – potęgą wśród pracodawców. Podczas gdy w OECD średnio co dziesiąty zatrudniony pracuje w szeroko rozumianych usługach zdrowotnych i opiekuńczych, w Polsce jest to jedynie 6 procent. Autorzy raportu zwracają przy tym uwagę, że sektor zdrowotny zapewnia zatrudnienie bez względu na wahnięcia koniunktury – zatrudnienie w nim rosło nawet w latach kryzysu finansowego, który dziesięć lat temu przetoczył się przez Europę. Polski to nie dotyczy – u nas zatrudnienie w sektorze zdrowotnym po prostu nie rośnie (jedynym krajem, w którym liczba pracowników na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat się zmniejszyła, jest natomiast Słowacja).
Wskaźniki bieżące to jedno. Tendencje, progres (lub przeciwnie) – drugie. Gdy w Polsce wskaźnik zatrudnionych w ochronie zdrowia względem całego rynku pracy się nie zmienia, zdecydowana większość krajów notuje duże wzrosty. W Czechach, które dwadzieścia lat temu miały sytuację nawet gorszą niż my, zanotowano wzrost – o jeden punkt procentowy (do 6,4 proc.). Podobnie radzi sobie Słowenia, a lepiej – choćby Litwa (która też boryka się z exodusem specjalistów medycznych do zachodniej Europy). Poza zasięgiem pozostają, z oczywistych względów, Norwegia, Szwajcaria, Luksemburg czy Japonia, gdzie kadry ochrony zdrowia dosłownie „puchną” z roku na rok – ale dlaczego nie jesteśmy w stanie zapewnić takiej dynamiki jak nasi południowi sąsiedzi? Zwłaszcza że jesteśmy w sytuacji podbramkowej: OECD ostrzega, że gdy na emerytury zaczną przechodzić pracownicy urodzeni w okresie powojennego wyżu demograficznego, w krajach, które nie zabezpieczyły sobie w ostatnich dwudziestu latach odpowiedniego wskaźnika przyrostu kadr, sytuacja może być dramatyczna. Trudno stwierdzić, że dla polskich ekspertów i decydentów alert OECD jest nowością – teza ta jest artykułowana dosłownie na każdym kongresie, konferencji, na której rozważane są kluczowe problemy systemu ochrony zdrowia.

Jak co roku OECD publikuje też szczegółowe dane dotyczące zawodów lekarza i pielęgniarki. Jeśli chodzi o wskaźnik lekarzy na tysiąc mieszkańców, zwiększył się on w Polsce na przestrzeni 20 lat w sposób minimalny – i wynosi w tej chwili 2,4. Średnia OECD to 3,5 – i wyraźny wzrost o ok. 0,7. Podobnie sytuacja wygląda, jeśli chodzi o pielęgniarki. Średnia OECD to w tej chwili 8,8 i wyraźny wzrost przez dwadzieścia lat. Polska – wskaźnik 5,1 oraz niemal niezauważalny przyrost.

– W Polsce w ochronie zdrowia nie jest tak dramatycznie źle, jak to się czasem pokazuje – przekonywał tymczasem podczas Kongresu Zdrowie Polaków 2019, zorganizowanym pod koniec listopada, minister zdrowia Łukasz Szumowski, dowodząc, że dane OECD, dotyczące liczby lekarzy w Polsce, nie odpowiadają prawdzie. Według szefa resortu zdrowia Polska ma tak niekorzystny wskaźnik lekarzy na tysiąc mieszkańców, bo OECD uwzględnia wyłącznie medyków pracujących w szpitalach. – W rejestrze Naczelnej Izby Lekarskiej widnieje ponad 170 tys. lekarzy z prawem do wykonywania zawodu w Polsce – mówił szef resortu zdrowia. Przyjęcie takiej liczby oznaczałoby, że Polska może się pochwalić wskaźnikiem 4,5 – dużo wyższym niż średnia europejska. Lepszym od tego, który mają Niemcy.

Trudno zgadnąć, dlaczego ministra zdrowia publicznie musi korygować jego poprzednik, przypominając, że nie można zliczać lekarzy i lekarzy dentystów (co daje właśnie owe ponad 170 tysięcy), ponieważ to dwa różne zawody. Dr Konstanty Radziwiłł, były minister i były szef samorządu lekarskiego również obstaje, że z kadrami nie jest tak źle, choć posługuje się inną liczbą lekarzy – 140 tysięcy, a więc wszystkich, którzy mają prawo wykonywania zawodu. Przyjęcie takiej liczby do określenia wskaźnika też jest dla Polski korzystne: 3,6 to dokładnie średnia OECD.

Politycy Prawa i Sprawiedliwości muszą się jednak zdecydować: albo „bogaty Zachód” wydrenował „biedną Polskę”, powodując odpływ kilkunastu tysięcy (premier Mateusz Morawiecki niekiedy podaje nawet liczbę 30 tysięcy!) lekarzy, albo – wszyscy, którzy widnieją w rejestrach samorządu lekarskiego, pracują w Polsce. Tertium non datur.

W Polsce nie pracuje 140 tysięcy lekarzy. Zresztą z owych 140 tysięcy tylko 132 tysiące ma pełne PWZ. I właśnie od tej liczby należałoby odjąć co najmniej 15 tysięcy lekarzy, którzy pracują w innych krajach UE. Oraz co najmniej 10 tysięcy, którzy widnieją w rejestrach, ba – nawet płacą składki, ale zawodu nie wykonują (bo pracują w biznesie, w administracji etc.). Ilu w Polsce mamy więc lekarzy, którzy pracują z pacjentami? Z pomocą przychodzi e-recepta… Gdy wiceminister Janusz Cieszyński informował w listopadzie dziennikarzy o postępach we wdrażaniu projektu (od 8 stycznia lekarze zasadniczo będą wystawiać recepty wyłącznie w formie elektronicznej), przyznał, że lekarzy, którzy wystawiają minimum jedną receptę w miesiącu jest około stu tysięcy. To dokładnie taka liczba, o jakiej mówi samorząd lekarski. I taka, jaką podaje OECD, wyliczając wskaźnik dla Polski.

Kadrowego kryzysu nie pomaga przezwyciężyć fakt, że jesteśmy krajem (znów zupełny brak zaskoczenia), zupełnie nieatrakcyjnym dla specjalistów medycznych. Odsetek lekarzy, wykształconych za granicą, którzy pracują w Polsce nie przekracza 2 proc. (średnia OECD – 17,7 proc., w Czechach lekarze zza granicy stanowią ponad 7 proc. zatrudnionych). Czy zapowiadana nowelizacja ustawy o zawodach lekarza i lekarza dentysty zmieni te statystyki i jaki będzie skutek tej – niepewnej ciągle – zmiany? (Pielęgniarek z zagranicznym dyplomem nie mamy niemal wcale – 0,1 proc., średnia OECD – 5,9 proc.).

Złośliwi mogliby powiedzieć, że obcokrajowców zniechęca trudność języka polskiego. Jednak dużo bardziej prawdopodobnym czynnikiem są warunki pracy, w tym płace. Raport OECD pokazuje relację zarobków lekarzy (GP oraz specjalistów) w relacji do średniej płacy. W Polsce zarobki lekarzy rodzinnych (czy też mających listy w POZ) wynoszą, jak wynika z zestawienia, ponad dwukrotność średniej krajowej, natomiast wynagrodzenia specjalistów oscylują wokół 1,4 średniej krajowej. W Niemczech wskaźniki te wynoszą odpowiednio 4,4 oraz 5,4, a w Wielkiej Brytanii 3,1 (dla samozatrudnionych) oraz 3,3. Oczywiście – średniej płacy w danym kraju.

Jest jednak i pozytywna informacja z obszaru kadr medycznych – to duża dynamika wzrostu liczby absolwentów studiów medycznych. Proces ten rozpoczął się w 2007 roku, największy skok zanotowano (do roku 2017, bo takie dane obejmuje raport) między rokiem 2009 a 2013. Jednak i tak liczba absolwentów kierunków lekarskich w Polsce cały czas utrzymuje się poniżej średniej OECD.
Na problem braków kadrowych w polskiej ochronie zdrowia zwróciła też uwagę Komisja Europejska, która pod koniec listopada opublikowała raport o stanie systemów ochrony zdrowia w Unii Europejskiej – raport zbiorczy („State of Health in the EU. Companion Report 2019”) i profile poszczególnych państw. Co wynika z publikacji sygnowanej przez Brukselę, oprócz tego, że polski system odczuwa ogromny deficyt lekarzy i pielęgniarek?

Raport na temat Polski otwiera kluczowa informacja, że oczekiwana długość życia jest jedną z najniższych w Europie. Średnia oczekiwana dalsza długość trwania życia w chwili urodzenia wynosi w Polsce 77 lat i 9 miesięcy, natomiast średnia dla UE to prawie 81 lat. To nie wszystko. – Różnice w średnim dalszym trwaniu życia w podziale na płeć i poziom wykształcenia należą do najwyższych w Europie – podkreślają autorzy raportu, zwracając uwagę, że choroba niedokrwienna serca jest nadal główną przyczyną zgonów, kolejne to udary mózgu i nowotwory płuc. Ale nie tylko zgony są problemem: ponad połowa Polaków powyżej 65. roku życia zgłasza objawy depresji. Średnia dla całej UE to 20 proc.

Bruksela zwraca uwagę, że choć w ostatnich latach rząd deklaruje prowadzenie zmian, dzięki którym poprawi się dostępność świadczeń dla pacjentów w opiece ambulatoryjnej, polski system jest wręcz uzależniony od opieki szpitalnej. Szczupłe zasoby – kadrowe i finansowe – Polska wydaje więc w najbardziej rozrzutny z możliwych sposobów.

A skoro mowa o pieniądzach… Wydatki na ochronę zdrowia w Polsce wynoszą w przeliczeniu 1507 euro na osobę i w porównaniu z innymi państwami unijnymi są stosunkowo niskie. W 2017 r. Polska przeznaczyła na opiekę zdrowotną 6,5 proc. PKB, podczas gdy średnia w całej UE wyniosła 9,8 proc.
Indeks Zrównoważonego Rozwoju Systemów Ochrony Zdrowia 2019, jaki zaprezentowano dzień przed publikacją raportu Komisji Europejskiej postawił kropkę nad i.

– Sprawny system ochrony zdrowia wymaga finansowania adekwatnego do potrzeb zdrowotnych społeczeństwa. Polska powinna aspirować do średniej finansowania sektora ochrony zdrowia OECD wynoszącej obecnie 8,8 proc. PKB (Polska 6,3 proc. PKB) i średniej dla Unii Europejskiej – 9,9 proc. PKB, co pozwoli na zagwarantowanie obywatelom bezpieczeństwa zdrowotnego i dostępu do świadczeń zdrowotnych na dobrym, średnim europejskim poziomie – mówił, odwołując się do wszystkich listopadowych publikacji dr n. med. Jakub Gierczyński, MBA, ekspert systemu ochrony zdrowia.

W Indeksie Zrównoważonego Rozwoju Polska zajęła 23. miejsce na 30 krajów. W edycji 2019 oceniono wszystkie kraje unijne oraz Norwegię i Szwajcarię (które zresztą zajęły dwa pierwsze miejsca). Pozornie nie wypadliśmy źle: Polsce udało się awansować, w porównaniu do ubiegłego roku, o dwa miejsca (zajmowaliśmy 25.) i to mimo że oceniono więcej państw. Jednak trudno nie zauważyć, że dostaliśmy 43 punkty na 100 możliwych. W dolnych rejestrach rankingu kolejne miejsca dzielą dosłownie punkty – różnicą jednego punktu wyprzedziliśmy Węgry i Estonię. Wystarczy wahnięcie w jednym lub dwóch z kilkudziesięciu mierników, by zaliczyć bolesny spadek.

Indeks Zrównoważonego Rozwoju Systemów Ochrony Zdrowia 2019 stworzono na podstawie 57 mierników, a opierając się na nich utworzono pięć parametrów oceny: Dostęp do opieki zdrowotnej, Kondycja zdrowotna, Innowacyjność, Jakość oraz Żywotność. W każdym z parametrów brano pod uwagę od kilku do kilkunastu mierników (w sumie było 57). Norwegia, która zwyciężyła w rankingu, zdobyła 77 punktów. Szwajcaria – 75. Średnia to 55 punktów, a kraj, który ranking zamyka – Łotwa – ma ich 33. Łatwo policzyć, że bliżej nam – punktowo – do trzydziestego miejsca niż do 55 punktów.
Polska odnotowała najwyższe wyniki w parametrze Jakość (18. miejsce) oraz Innowacyjność (19. miejsce). W parametrze Kondycja zdrowotna Polska zajęła 23. pozycję, w parametrze Żywotność – 25., a w parametrze Dostęp do leczenia – zaledwie 27. miejsce. Najmniejszą liczbę punktów Polska osiągnęła w miernikach takich jak m.in.: liczba lekarzy, wydatki na zdrowie na osobę oraz śmiertelność z powodu chorób sercowo-naczyniowych oraz nowotworów. Na plus zaliczono nam e-zdrowie oraz m.in. niską śmiertelność okołoporodową matek i małą liczbę śmiertelnych wypadków przy pracy.



OECD: zabijają nas złe nawyki

Ponad połowa zgonów w krajach OECD wynika z chorób układu krążenia (31 proc.) lub nowotworów (25 proc.) – wynika z najnowszego raportu „Health at a Glance”. Osoba urodzona dzisiaj, w którymś z państw OECD, powinna przeżyć statystycznie 81 lat. Długość życia w ciągu ostatnich kilkunastu lat w krajach OECD znacząco wzrosła, ale w ostatnich latach daje się zaobserwować albo stagnację, albo wręcz odwrócenie trendu.

Rozwój medycyny pomaga wydłużać ludzkie życie, jednak to za mało, bo skracają je liczne czynniki środowiskowe, których oddziaływanie przechyla szalę na niekorzyść człowieka.

W 2017 roku w krajach należących do OECD oraz państwach partnerskich zmarło ponad 10,88 mln osób, wskaźnik śmiertelności wyniósł ok. 800 zgonów na 100 tys. osób. Najniższe wskaźniki umieralności odnotowano w Japonii (567 zgonów na 100 tys. mieszkańców), Szwajcarii (630) oraz Australii (642). Najwyższe natomiast zaobserwowano w Południowej Afryce (1940), Rosji (1417) oraz na Łotwie (1150). W Polsce wskaźnik śmiertelności przekroczył średnią dla OECD i wyniósł 941 zgonów na 100 tys. mieszkańców.

Częściej i wcześniej umierają mężczyźni niż kobiety. Decyduje o tym większe narażenie na czynniki ryzyka – palenie tytoniu, ryzykowne spożywanie alkoholu, mniejsza dbałość o zdrowe odżywianie.

Mieszkańcy krajów wysokorozwiniętych umierają na nowotwory i schorzenia sercowo-naczyniowe. Za jedną trzecią zgonów odpowiadały zawały serca, udary mózgu, a co czwarty zgon spowodowany był nowotworem: najczęściej rakiem płuca, jelita grubego oraz rakiem piersi. Trzecia z kolei przyczyna zgonów to choroby płuc, na kolejnym – zdarzenia nagłe, przede wszystkim wypadki i samobójstwa.

W krajach wysokorozwiniętych rośnie poziom otyłości. Choroby związane z otyłością już za kilkanaście lat mogą stanowić jeden z głównych powodów zgonów, często w powiązaniu ze schorzeniami kardiologicznymi.

18 proc. dorosłych nadal codziennie pali tytoń, częściej mężczyźni. Papierosy zabijają rokrocznie ponad 7 mln ludzi, w tym 1,2 mln z nich to bierni palacze, a 65 tys. – dzieci. W Polsce pali 22,7 proc. dorosłych. Zdaniem OECD najskuteczniejszą metodą ograniczania spożycia tytoniu jest podnoszenie podatków. W państwach, gdzie ceny papierosów drastycznie wzrosły, istotnie zmniejszyła się liczba palaczy.

W 2016 r. alkohol odpowiadał na świecie za 7 proc. zgonów mężczyzn oraz 2 proc. kobiet. Przyczynia się również do większej liczby wypadków, przemocy, zabójstw i samobójstw. Spożycie czystego alkoholu w krajach OECD wynosi 8,9 litra na osobę (o ponad 1 litr mniej niż w 2007 roku). Najwyższe zużycie notuje się na Litwie, w Austrii, Francji, Czechach i Luksemburgu.

OECD w najnowszym raporcie zwraca również uwagę na zmiany klimatyczne i szerzej – czynniki ekologiczne. W tej chwili w krajach OECD wskutek zanieczyszczenia powietrza występowało 40 zgonów na 100 tys. osób. Z prognoz wynika, że zanieczyszczenie powietrza już za kilkanaście, a być może kilkadziesiąt lat będzie powodować globalnie od 6 do 9 milionów przedwczesnych zgonów rocznie, zaś skutki ekonomiczne będą wynosić 1 procent światowej produkcji brutto.





Indeks Stwardnienia Rozsianego 2019

Polska znalazła się na 17. miejscu w Indeksie Stwardnienia Rozsianego 2019. To niemal połowa stawki. Eksperci ocenili model opieki nad pacjentami z SM w krajach członkowskich UE oraz Norwegii i Szwajcarii.

Do zdobycia było maksymalnie 100 punktów. Pierwsze miejsce zajęły Niemcy z 71 punktami, drugie Dania (64), trzecie miejsce – Norwegia i Szwajcaria (63). Najwyższą pozycję wśród krajów naszego regionu zajęły Czechy – 12. miejsce (50 punktów). Średnia europejska to 47 punktów.

Indeks opiera się na trzech parametrach, w których skład wchodzi osiemnaście mierników. Polska zajęła: 18. miejsce w parametrze Codzienne funkcjonowanie, 11. miejsce w parametrze Diagnostyka i wyniki leczenia oraz 20. miejsce w parametrze Wsparcie pacjentów i zarządzanie leczeniem.

Stosunkowo wysoką pozycję Polska osiągnęła dzięki wynikom uzyskanym w miernikach: koszty zamieszkania vs. koszty utrzymania, edukacja i wsparcie młodych pacjentów oraz liczba lat życia skorygowanych o niepełnosprawność, elastyczność warunków pracy, liczba zgonów z powodu stwardnienia rozsianego czy dostęp do e-zdrowia. Najsłabiej oceniono mierniki: świadczenia z tytułu niepełnosprawności, zasiłku chorobowego, dostępności transportu dla osób z niepełnosprawnościami oraz jakości informacji przekazywanych pacjentowi przy diagnozie.

– Indeks pokazuje, że w aspekcie dostępności do leczenia czy wyników leczenia wypadamy bardzo dobrze, jesteśmy bowiem na miejscu 11. Niestety, nie możemy się z tym zgodzić. Na ten parametr wpływa m.in. liczba neurologów na 100 tys. mieszkańców. W raporcie użyto danych źródłowych z roku 2015. W tym czasie bardzo wiele zmieniło się w aspekcie SM. Obecnie mamy ok. 2500 neurologów w Polsce, zdecydowanie mniej i zdecydowanie za mało. Z tego powodu ta punktacja w Indeksie nie przystaje do tego, co się dzieje obecnie w polskiej opiece neurologicznej nad pacjentem z SM – komentowała doc. Monika Adamczyk-Sowa, kierownik Katedry i Kliniki Neurologii Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach oraz ordynator Oddziału Neurologii SPSK1 w Zabrzu, apelując, by neurologia stała się takim samym priorytetem jak onkologia czy kardiologia.




Najpopularniejsze artykuły

Ciemna strona eteru

Zabrania się sprzedaży eteru etylowego i jego mieszanin – stwierdzał artykuł 3 uchwalonej przez sejm ustawy z dnia 22 czerwca 1923 r. w przedmiocie substancji i przetworów odurzających. Nie bez kozery, gdyż, jak podawały statystyki, aż 80 proc. uczniów szkół narkotyzowało się eterem. Nauczyciele bili na alarm – używanie przez dzieci i młodzież eteru prowadzi do ich otępienia. Lekarze wołali – eteromania to zguba dla organizmu, prowadzi do degradacji umysłowej, zaburzeń neurologicznych, uszkodzenia wątroby. Księża z ambon przestrzegali – eteryzowanie się nie tylko niszczy ciało, ale i duszę, prowadząc do uzależnienia.

Ile trwają studia medyczne w Polsce? Podpowiadamy!

Studia medyczne są marzeniem wielu młodych ludzi, ale wymagają dużego poświęcenia i wielu lat intensywnej nauki. Od etapu licencjackiego po specjalizację – każda ścieżka w medycynie ma swoje wyzwania i nagrody. W poniższym artykule omówimy dokładnie, jak długo trwają studia medyczne w Polsce, jakie są wymagania, by się na nie dostać oraz jakie możliwości kariery otwierają się po ich ukończeniu.

Diagnozowanie insulinooporności to pomylenie skutku z przyczyną

Insulinooporność początkowo wykrywano u osób chorych na cukrzycę i wcześniej opisywano ją jako wymagającą stosowania ponad 200 jednostek insuliny dziennie. Jednak ze względu na rosnącą świadomość konieczności leczenia problemów związanych z otyłością i nadwagą, w ostatnich latach wzrosło zainteresowanie tą... no właśnie – chorobą?

Najlepsze systemy opieki zdrowotnej na świecie

W jednych rankingach wygrywają europejskie systemy, w innych – zwłaszcza efektywności – dalekowschodnie tygrysy azjatyckie. Większość z tych najlepszych łączy współpłacenie za usługi przez pacjenta, zazwyczaj 30% kosztów. Opisujemy liderów. Polska zajmuje bardzo odległe miejsca w rankingach.

Testy wielogenowe pozwalają uniknąć niepotrzebnej chemioterapii

– Wiemy, że nawet do 85% pacjentek z wczesnym rakiem piersi w leczeniu uzupełniającym nie wymaga chemioterapii. Ale nie da się ich wytypować na podstawie stosowanych standardowo czynników kliniczno-patomorfologicznych. Taki test wielogenowy jak Oncotype DX pozwala nam wyłonić tę grupę – mówi onkolog, prof. Renata Duchnowska.

10 000 kroków dziennie? To mit!

Odkąd pamiętam, 10 000 kroków było złotym standardem chodzenia. To jest to, do czego powinniśmy dążyć każdego dnia, aby osiągnąć (rzekomo) optymalny poziom zdrowia. Stało się to domyślnym celem większości naszych monitorów kroków i (czasami nieosiągalną) linią mety naszych dni. I chociaż wszyscy wspólnie zdecydowaliśmy, że 10 000 to idealna dzienna liczba do osiągnięcia, to skąd się ona w ogóle wzięła? Kto zdecydował, że jest to liczba, do której powinniśmy dążyć? A co ważniejsze, czy jest to mit, czy naprawdę potrzebujemy 10 000 kroków dziennie, aby osiągnąć zdrowie i dobre samopoczucie?

Czy NFZ może zbankrutować?

Formalnie absolutnie nie, publiczny płatnik zbankrutować nie może. Fundusz bez wątpienia znalazł się w poważnych kłopotach. Jest jednak jedna dobra wiadomość: nareszcie mówi się o tym otwarcie.

Cukrzyca: technologia pozwala pacjentom zapomnieć o barierach

Przejście od leczenia cukrzycy typu pierwszego opartego na analizie danych historycznych i wielokrotnych wstrzyknięciach insuliny do zaawansowanych algorytmów automatycznego jej podawania na podstawie ciągłego monitorowania glukozy w czasie rzeczywistym jest spełnieniem marzeń o sztucznej trzustce. Pozwala chorym uniknąć powikłań cukrzycy i żyć pełnią życia.

Zdrowa tarczyca, czyli wszystko, co powinniśmy wiedzieć o goitrogenach

Z dr. n. med. Markiem Derkaczem, specjalistą chorób wewnętrznych, diabetologiem oraz endokrynologiem, wieloletnim pracownikiem Kliniki Endokrynologii, a wcześniej Kliniki Chorób Wewnętrznych Uniwersytetu Medycznego w Lublinie rozmawia Antoni Król.

Soczewki dla astygmatyków – jak działają i jak je dopasować?

Astygmatyzm to jedna z najczęstszych wad wzroku, która może znacząco wpływać na jakość widzenia. Na szczęście nowoczesne rozwiązania optyczne, takie jak soczewki toryczne, pozwalają skutecznie korygować tę wadę. Jak działają soczewki dla astygmatyków i na co zwrócić uwagę podczas ich wyboru? Oto wszystko, co warto wiedzieć na ten temat.

Onkologia – organizacja, dostępność, terapie

Jak usprawnić profilaktykę raka piersi, opiekę nad chorymi i dostęp do innowacyjnych terapii? – zastanawiali się eksperci 4 września br. podczas Forum Ekonomicznego w Karpaczu.

Jakie badania profilaktyczne są zalecane po 40. roku życia?

Po 40. roku życia wzrasta ryzyka wielu chorób przewlekłych. Badania profilaktyczne pozwalają wykryć wczesne symptomy chorób, które często rozwijają się bezobjawowo. Profilaktyka zdrowotna po 40. roku życia koncentruje się przede wszystkim na wykryciu chorób sercowo-naczyniowych, nowotworów, cukrzycy oraz innych problemów zdrowotnych związanych ze starzeniem się organizmu.

Aż 9,3 tys. medyków ze Wschodu ma pracę dzięki uproszczonemu trybowi

Już ponad 3 lata działają przepisy upraszczające uzyskiwanie PWZ, a 2 lata – ułatwiające jeszcze bardziej zdobywanie pracy medykom z Ukrainy. Dzięki nim zatrudnienie miało znaleźć ponad 9,3 tys. członków personelu służby zdrowia, głównie lekarzy. Ich praca ratuje szpitale powiatowe przed zamykaniem całych oddziałów. Ale od 1 lipca mają przestać obowiązywać duże ułatwienia dla medyków z Ukrainy.

Rzeczpospolita bezzębna

Polski trzylatek statystycznie ma aż trzy zepsute zęby. Sześciolatki mają próchnicę częściej niż ich rówieśnicy w Ugandzie i Wietnamie. Na fotelu dentystycznym ani razu w swoim życiu nie usiadł co dziesiąty siedmiolatek. Statystyki dotyczące starszych napawają grozą: 92 proc. nastolatków i 99 proc. dorosłych ma próchnicę. Przeciętny Polak idzie do dentysty wtedy, gdy nie jest w stanie wytrzymać bólu i jest mu już wszystko jedno, gdzie trafi.

Astronomiczne rachunki za leczenie w USA

Co roku w USA ponad pół miliona rodzin ogłasza bankructwo z powodu horrendalnie wysokich rachunków za leczenie. Bo np. samo dostarczenie chorego do szpitala może kosztować nawet pół miliona dolarów! Prezentujemy absurdalnie wysokie rachunki, jakie dostają Amerykanie. I to mimo ustawy, która rok temu miała zlikwidować zjawisko szokująco wysokich faktur.

Leki, patenty i przymusowe licencje

W nowych przepisach przygotowanych przez Komisję Europejską zaproponowano wydłużenie monopolu lekom, które odpowiedzą na najpilniejsze potrzeby zdrowotne. Ma to zachęcić firmy farmaceutyczne do ich produkcji. Jednocześnie Komisja proponuje wprowadzenie przymusowego udzielenia licencji innej firmie na produkcję chronionego leku, jeśli posiadacz patentu nie będzie w stanie dostarczyć go w odpowiedniej ilości w sytuacjach kryzysowych.




bot