Pielęgniarze ze Szpitala Króla Fuada Pierwszego przy uniwersytecie w Kairze, tzw. tamargis, nie cackali się z pacjentami – rolnikami, żyjącymi w skrajnej nędzy. Ci ostatni musieli płacić nie tylko za fatalne jedzenie na oddziałach, ale także za leki, które im przepisywano. Chociaż należały się im za darmo. Jeśli pacjent nie miał pieniędzy, był okradany, szantażowany, bity. Tamargis kradli też ze szpitala, co się dało: sprzęt medyczny, jedzenie, leki.
Prof. Arthur Cecil Alport, lekarz brytyjski, który pracował w tej placówce, nie mógł znieść takiej sytuacji. Gdy władze uniwersytetu ignorowały jego alarmujące raporty, złożył wymówienie i zagroził, że ujawni sprawę publicznie. Aby go uciszyć, władze próbowały nawet go przekupić. Nie dało się. Skandal wybuchł, gdy Alport opisał mafijne działania pielęgniarzy i brak reakcji władz uczelni w swojej książce. W odpowiedzi uczelniana wierchuszka… jeszcze bardziej rozkręciła ten proceder. Ostatecznie upór Alporta wymógł reformy w szpitalnictwie Egiptu w 1944 r.
Po ponad pół wieku od tych wydarzeń, korupcja w ochronie zdrowia na świecie, przybrała bardziej subtelne formy, ale kosztuje społeczeństwa znacznie więcej.
Żadnego leku przez 2 lata
W krajach Trzeciego Świata jest najgorzej – według WHO aż 89% wydatków na ochronę zdrowia pochłania tam korupcja!
Około 80% mieszkańców Afryki musi płacić za opiekę medyczną. Pozostałe 20%, które powinno ją mieć za darmo, najczęściej nie doświadcza tego szczęścia. W 2008 r. w Nigerii aż 28% państwowych placówek służby zdrowia twierdziło, że przez co najmniej 2 lata nie otrzymało od rządu żadnego leku. Nawet jednego opakowania. Większość farmaceutyków kupowanych dla tych instytucji przez agendy rządowe, a za pieniądze Światowego Funduszu Walki z AIDS, Gruźlicą i Malarią, trafiała na czarny rynek. Tam pacjenci musieli je kupować. I jeśli mieli szczęście, to płacili za prawdziwe leki. Szacuje się bowiem, że nawet połowa farmaceutyków w tym kraju to nic nie warte podróbki.
W styczniu br. agencje informacyjne doniosły, że 2/3 pieniędzy, jakie ów Fundusz przeznaczył na walkę z AIDS, gruźlicą i malarią w Mauretanii, Mali, Zambi i Dżibuti zostało wydane na inne cele, głównie wskutek gigantycznej korupcji. Pod wpływem tych doniesień na początku lutego Fundusz ogłosił politykę: „Zero tolerancji dla korupcji” i chce przedsięwziąć kroki, które zatrzymają ten proceder.
W Kenii wystarczyło kilku wysoko postawionych urzędników, by wyssać większość funduszy na walkę z AIDS. Na leczenie zarażonych brakowało już pieniędzy. Według Transparency International, organizacji zajmującej się walką z korupcją, prawie 20% pomocy, jaką USA przeznaczyło na zakup sprzętu medycznego dla Kostaryki, trafiło jako łapówki do prywatnych kieszeni. W Kambodży 5% sumy przeznaczanej na służbę zdrowia ginie w kieszeniach skorumpowanych urzędników, zanim jeszcze opuści państwowy skarbiec. Można sobie wyobrazić, jak duża część tego budżetu ginie na prowincji, gdzie znacznie trudniej o kontrolę nad wydatkami.
W większości krajów Trzeciego Świata bardzo rozpowszechniona jest tzw. cicha korupcja – personel medyczny pobiera pieniądze za posadę w państwowych placówkach, ale rzadko się w nich pojawia. Kontrolerzy nie zastają medyków w pracy w 30–40% przypadków. W Indiach, gdzie ten problem jest olbrzymi, w małych placówkach nie ma nawet ustalonych godzin pracy: lekarze i pielęgniarki przychodzą, kiedy chcą. W tym czasie przyjmują pacjentów w prywatnych gabinetach, klinikach i tam często trafiają leki zakupione dla publicznych placówek, za państwowe pieniądze.
– Wiele z leków sprzedawanych w prywatnych klinikach ma naklejki „Nie na sprzedaż” – donosił Muhhamed Haris z Bangalore. Państwowe placówki zdrowia często też żądają pieniędzy „z góry” od osób, które wymagają natychmiastowej pomocy. – Wiele razy spotkałem się z tym, że pacjent zmarł, bo nie miał ze sobą pieniędzy. Szpital zwlekał z udzieleniem pomocy albo jej odmówił – pisze Haris na portalu saching.com. Ruch społeczny India Against Corruption (IAC) zorganizował 30 stycznia br. w 60 największych miastach Indii potężne marsze przeciwko „rakowi korupcji”. „Właśnie rozpoczęliśmy z nim decydującą walkę” – twierdzi IAC.
Stawka: 6,2 mln euro za godzinę
Na Starym Kontynencie korupcja przeżywa renesans. W Rosji ok. 600 mln dolarów rocznie płacą pacjenci lekarzom za usługi, które de facto powinny być bezpłatne. – Sektor zdrowia przoduje w korupcji w Serbii – twierdzi Zoran Stojiljkovic, członek Agencji Przeciwdziałania Korupcji w tym kraju. Pod koniec 2010 r. aż 57% mieszkańców tego kraju twierdziło, że musieli dać łapówkę lekarzom, by się leczyć. W rankingu najbardziej skorumpowanych już po raz trzeci lekarze wyprzedzili policjantów, urzędników, nauczycieli i wykładowców akademickich.
Za większe kwoty kupuje się przychylność pracowników służby zdrowia w państwach Unii. Z około 1 biliona euro, jakie co roku kraje EU wydają na ochronę zdrowia, 5,6%, czyli ok. 56 mld, to koszty łapówek i oszustw. Czyli – więcej niż wynosi PKB Litwy, Estonii, Cypru lub Islandii. A te 56 mld euro to bardzo konserwatywne szacunki – podkreśla Europejska Sieć ds. Oszustw i Korupcji w Ochronie Zdrowia (EHFCN), instytucja, której członkami są m.in. ministerstwa zdrowia z 12 państw EU. Faktycznie, są to dane ostrożne, bo według WHO w krajach rozwiniętych od 10 do 25% publicznych wydatków na ochronę zdrowia tracimy z powodu łapówkarstwa.
Zakładając jednak, że rację ma EHFCN, w Unii codziennie ok. 150 mln euro przeznaczanych jest na: nielegalne „opłaty” za przyśpieszone wykonanie operacji czy innego świadczenia, łapówki za zatrudnienie w placówkach zdrowia, honoraria za tzw. konsulting, czyli za to, by lekarze przepisywali pacjentom dany specyfik, za ustawienie kontraktu np. na zakup sprzętu medycznego czy leków itp.
Dowodów na tak wielkie skorumpowanie tej branży w UE jest aż za dużo. O przyjęcie pieniędzy za podpisanie kontraktu na zakup droższych szczepionek oskarżono w Bułgarii członka najwyższej władzy – ministra zdrowia Bozhidara Naneva. Jedną z przyczyn zapaści finansowej Grecji, oceniają specjaliści, jest także korupcja w sektorze zdrowia. Kraj ten wydawał na leki ok. 9 mld euro rocznie, tj. 2 razy tyle co Belgia, państwo o podobnej liczbie ludności. Według Stephanosa Komninosa, szefa departamentu handlu w Ministerstwie Rozwoju, działo się tak, bo miliardy euro kosztowały łapówki.
Nawet wysoko rozwinięte Niemcy poziomem korupcji w służbie zdrowia dorównują Polsce. Specjaliści mówią o „plądrowaniu kas chorych” w tym kraju, zarówno przez lekarzy, jak i firmy przemysłu medycznego. Według Transparency International, na łapówki w służbie zdrowia wydaje się w Niemczech aż 20 mld euro rocznie! Każdego roku przeciwko skorumpowanym lekarzom i firmom z branży prowadzonych jest kilka tysięcy śledztw. – A przecież ujawniane sprawy to tylko czubek góry lodowej – pisze w relacji z Bonn korespondent Piotr Cywiński. W ubiegłym roku niemiecki chirurg – transplantolog o międzynarodowej sławie – prof. Broelsch, został skazany na 3 lata więzienia za notoryczne wymuszanie od pacjentów wysokich opłat nieformalnych, defraudacje i oszustwa podatkowe.
Don Kichot z IACA
Unia coraz ostrzej ściga skorumpowanych pracowników branży. Dzięki programowi zwalczania nadużyć finansowych, jaki działa we Francji, tylko w 2008 r. ten kraj zaoszczędził 130 mln euro. W Wlk. Brytanii, w ciągu ostatnich 3 lat, aż o 37% wzrosła liczba wykrytych przekrętów w ochronie zdrowia. W kwietniu br. ma zaś wejść w życie tzw. ustawa łapówkowa. Ma ona sprawić, że państwo będzie jednym z najlepiej chronionych na świecie przed korupcją w służbie zdrowia. Ustawa umożliwi m.in. nakładanie nielimitowanej kary finansowej i skazywanie nawet na 10 lat więzienia.
Premier George Papandreau, ratujący Grecję z finansowej zapaści, chce ograniczyć korupcję w ochronie zdrowia. Na razie wyręczają go w tym inne kraje – w 2010 r. w Wlk. Brytanii skazano szefa marketingu DePuy Int. (część koncernu Johnson&Johnson) na rok więzienia za przekupienie greckich ortopedów sumą 4,5 mln dolarów. W zamian lekarze mieli decydować o zakupie produktów tej firmy.
Najciekawszym elementem batalii z korupcją jest otwarcie we wrześniu ub.r. w Austrii Międzynarodowej Akademii Antykorupcyjnej (IACA), pierwszej instytucji tego typu na świecie. Prowadzone są w niej badania na temat oszustw i łapówkarstwa w służbie zdrowia, szkolą się urzędnicy do walki z tym procederem. W tym roku w IACA rozpoczną się studia akademickie, w następnych latach uczelnia ma otworzyć oddziały w innych krajach.
Handlowcy
Dzięki wielu odczytom i prezentacjom, jakie przedstawił na konferencjach dr Joseph Biederman, profesor z Harvard Medical School i szef psychofarmakologii pediatrycznej w szpitalu podlegającym tej uczelni, w USA już dwuletnie dzieci były diagnozowane z chorobą afektywną dwubiegunową i faszerowane lekami, z których znacząca część nie została zaakceptowana przez Food&Drug Administration (FDA) w terapii choroby, a żaden – dla dzieci. W 2009 r. ujawniono, że prof. Biederman dostał od firm farmaceutycznych, m.in. producentów leków na tę chorobę, aż 1,6 mln dolarów za konsultacje i odczyty na konferencjach. Senator Grassley, który prowadził batalię przeciwko korumpowaniu wysoko postawionych lekarzy przez koncerny farmaceutyczne, wyciągnął na światło dzienne pęczki podobnych przypadków. Według szacunków z 2009 r., producenci leków stosowanych w psychiatrii przelali na konta psychiatrów dziesiątki miliardów dolarów.
Podobnie dzieje się także w innych dziedzinach medycyny. W 2008 r. kilkudziesięciu lekarzy ze stanu Pensylwania zostało oskarżonych o to, że w zamian za 8 mln usd reklamowali i zachęcali do kupna wyrobów 5 producentów ortopedycznych. Te zachwalane przez medyków produkty nie tylko były droższe, ale także bardziej szkodliwe dla zdrowia pacjentów niż oferowane przez konkurencję. Rok wcześniej 4 największych producentów ortopedycznego sprzętu w USA zostało ukaranych grzywną 311 mln usd za to, że za 800 mln dolarów przekupili setki lekarzy w całych Stanach. W zamian – ci mieli zachęcać pacjentów i placówki medyczne do kupowania produktów tych firm.
Sprzedajni lekarze stali się w USA gorącym tematem. I nie tylko w prasie. W księgarniach ukazała się seria książek ujawniających proceder korumpowania specjalistów medycznych (np. „Jak firmy farmaceutyczne przetransformowały siebie w skuteczne maszyny marketingowe i zawiesiły naród na haku leków na receptę”, „Jak normalne zachowanie stało się chorobą”). Rząd i podległe mu instytucje, pod naciskiem opinii publicznej, rozliczały korumpujących. W latach 2006-2010 firmy farmaceutyczne, głównie 4 największe koncerny w USA (GSK, Pfizer, Eli Lilly, Schering-Plough), w efekcie wytoczonych im spraw, m.in. o wręczanie łapówek lekarzom, zgodziły się zapłacić kary w łącznej kwocie na 14,8 mld usd!
Zaufanie pacjentów starają się odzyskiwać placówki lecznicze, czasami groteskowymi dla Amerykanów działaniami antykorupcyjnymi. Partners HealthCare, szpital bostoński, którego 25 lekarzy na stanowiskach kierowniczych zasiada także w radach i ciałach doradczych firm biotechnologicznych i farmaceutycznych – wprowadził dla tych osób maksymalne zarobki, jakie mogą otrzymywać z tego tytułu. Jest to, bagatela, 500 usd za godzinę lub 5 tysięcy za dzień narady lub posiedzenia.
Związki między lekarzami a firmami z branży medyczno-farmaceutycznej mocno przekroczyły próg tolerancji. Dlatego w co najmniej 6 stanach USA obowiązuje już prawo, które nakazuje publiczne ujawnianie finansowych powiązań lekarzy z firmami z tej branży. Od 30 września 2013 r. medycy w całych Stanach, którzy dostaną od firm przemysłu farmaceutycznego/medycznego jakąkolwiek kwotę powyżej 10 dolarów, znajdą się na dostępnej publicznie internetowej liście. To ma zapewnić transparentność oraz obniżyć koszty działania najdroższego na świecie systemu ochrony zdrowia. Medicare i Medicaid – 2 największe programy ubezpieczeń zdrowotnych finansowanych przez rząd USA, szacują, że obecnie ok. 5–10% wydatków na leczenie Amerykanów tracą z powodu łapówek i przepłacania za usługi.
Autorytety na sprzedaż
„Korupcja w sektorze farmaceutycznym występuje na każdym etapie, od medycznych badań i rozwoju leku, po dystrybucję i promocję” – pisze WHO w swoim raporcie. Podkreśla, że to zjawisko „powszechne”. I że coraz więcej wiemy, jak bardzo ta hydra rozpanoszyła się w środowisku naukowców w dziedzinie medycyny.
Pisma branżowe publikują raporty i biją się we własne piersi. Magazyn Cancer stwierdził, że prawie co trzecie badanie naukowe opisane we wpływowych, prestiżowych magazynach onkologicznych (Cancer, The Lancet Oncology oraz The New England Journal of Medicine) w 2006 r. napisała osoba, która była wówczas w wyraźnym, finansowym konflikcie interesów. W prawie połowie analizowanych publikacji albo to przemysł finansował badania, na podstawie których powstał artykuł, albo autor dostawał pieniądze od producenta analizowanego farmaceutyku za konsulting, wykłady itp. Powiązania finansowe prowadziły zaś do zniekształcenia wyników badań: według Cancer autorzy z konfliktem interesów 2 razy częściej donosili o pozytywnych wynikach badań klinicznych jakiegoś specyfiku niż badacze nie powiązani finansowo z producentem.
W Archives of Internal Medicine pod lupę wzięto inną, skorumpowaną dziedzinę medycyny – ortopedię. Okazało się, że w analizowanym 2007 r. 5 największych producentów produktów ortopedycznych w USA zapłaciło kilkuset konsultantom prawie 250 mln usd, przeciętnie 150 tys. dolarów na osobę. Najlepiej opłacani, z gażami powyżej miliona dolarów, w połowie zbadanych publikacji zatajali swoje powiązania z producentami ocenianych wyrobów. Jak się okazało, wówczas tylko 1 z 26 tytułów, które brano pod uwagę: The Journal of Bone and Joint Surgery – wymagał od autorów, by ujawniali oni informację o swoich związkach finansowych z producentem, jeśli przekraczały one kwotę 10 tys. usd.
Jeszcze gorszy obraz naukowców z dziedzin medycyny wyłania się z raportu British Medical Journal (BMJ) nt. leku Avandia (rosiglitazone) oraz publikacji mu poświęconych. Przez lata produkt był przez specjalistów medycznych tak chwalony, że w 2006 r. GlaxoSmithKline (GSK) sprzedało go za 2,5 mld usd. Dopiero w 2007 r. światło dzienne ujrzały badania, według których lek znacząco zwiększał ryzyko zawału serca. Z analiz BMJ wynika, że aż 87% autorów, którzy w raportach z badań i artykułach naukowych dobrze wyrażali się o tym specyfiku, w różny sposób była w konflikcie interesów z jego producentem. Spośród autorów o opiniach nieprzychylnych lekowi, tylko 20% miała taki konflikt. Co drugi z analizowanych naukowców ukrywał finansowe powiązania z koncernem.
Wnioski są proste. Także dla FDA. W ubiegłym roku ta instytucja ograniczyła stosowanie Avandii tylko do cukrzyków, którzy nie mogą zażywać innych preparatów. Pacjenci zażywający wcześniej lek wytoczyli producentowi w USA około 13 tys. spraw.
Nadużyć z pewnością jest więcej, bo nawet instytucja nadzorująca rynek farmaceutyczny – FDA – korzysta głównie z ekspertów... finansowo powiązanych z przemysłem farmaceutycznym. W jednym z badań stwierdzono, że aż co trzeci panelista, który brał udział w opracowywaniu procedury akceptacji leku przez FDA, był finansowo związany z producentami danego preparatu. Jak taki naukowiec ma być zatem obiektywny?