Porozumienie Zawodów Medycznych, zgodnie z zapowiedzią, przeprowadziło 24 września duży protest pracowników ochrony zdrowia. Mając na uwadze, że zazwyczaj protesty organizowały do tej pory poszczególne organizacje, z tego punktu widzenia takie wielkie zjednoczenie to rzeczywiście duży sukces organizatorów. Ale lista sukcesów protestu wydaje się na tym kończyć. Jednoczące wszystkich niezbyt oryginalne, powtarzające się od lat hasło zwiększenia nakładów na ochronę zdrowia do ponad 6 proc. PKB, nie rozwiązuje wszystkich problemów pracowników ochrony zdrowia, nie mówiąc już o pacjentach, dla których przecież cały ten system jest przez państwo organizowany.
Postulat zwiększenia nakładów na ochronę zdrowia to niejako próba przeskoczenia znacznie poważniejszego problemu, o którym wewnątrz środowiska medycznego dużo się mówi, a którego już tak łatwo rozwiązać nie można. Chodzi o to, że ostatnie około 10 lat to czas ogromnego rozchwiania zarobków przede wszystkim lekarzy, a teraz do tego grona stopniowo dołączają pielęgniarki. Całkiem spora grupa lekarzy zarabia dobrze lub nawet bardzo dobrze jak na polskie warunki, a niektórzy zarabiają tyle, że nawet za tą wyśnioną zagranicą nie zarabialiby więcej. Po drugiej stronie znajduje się grupa lekarzy zarabiających poniżej lub w okolicy średniej krajowej. Te dobre zarobki lekarskie znacznie odskoczyły od zarobków innych zawodów medycznych. Sytuacja taka jest powodem dużego napięcia wewnątrz nie tylko lekarskiego środowiska. Podobna sytuacja zaczyna pojawiać się wśród pielęgniarek, z których tylko część jest objęta podwyżką zafundowaną im przez ministra Zembalę.
Ogromne i wciąż narastające rozwarstwienie zarobków pracowników ochrony zdrowia to rezultat całego pasma ingerencji kolejnych ministrów, którzy w systemie finansowania ochrony zdrowia poruszali się z wdziękiem słonia w składzie porcelany. Pierwsza taka ingerencja to tzw. ustawa 203, która stała się powodem fali zadłużania się zakładów opieki zdrowotnej, a z której konsekwencji system ochrony zdrowia wydobywał się przez wiele lat. Druga katastrofalna ingerencja ministra do tzw. ustawa 22 lipca z roku 2006, to ona pozwoliła na niebotyczne wywindowanie zarobków niektórych lekarzy. Trzecia ingerencja to ubiegłoroczny wyczyn ministra Zembali, który zainicjował rozwarstwianie się zarobków wśród pielęgniarek.
Zwróciłem uwagę, że protestujący to przede wszystkim ludzie młodzi, bo to oni właśnie obserwują jak daleko – w zakresie wynagrodzeń – „uciekają” im ich niektórzy starsi koledzy. Frustrację pogłębia jeszcze i to, że dla młodych pracowników branży medycznej trudno jest zbudować i zwymiarować w czasie drogę awansu, aby w przewidywalnym czasie dojść do co najmniej godnych zarobków swoich starszych kolegów. Trudno sobie wyobrazić, aby protestujący wygenerowali hasło: odbierzcie najlepiej zarabiającym, dajcie najgorszej zarabiającym, stąd powszechne wołanie o większe pieniądze, w domyśle również większe zarobki.
Problem niedrożnych dróg awansu zawodowego jest powodem podejmowania decyzji o emigracji części środowiska medycznego, bo nie zawsze chodzi tylko o pieniądze, ale czasem nawet bardziej o perspektywę, która stoi przed ambitnym pracownikiem.
Śmiem twierdzić, że napięcia będące przyczyną takich protestów jak ostatni mają swoje źródło w niezręcznych decyzjach polityków, którzy dla doraźnego uporania się z jakimś problemem gotowi są podejmować decyzje, których odległe skutki stwarzają jeszcze większe problemy.
Oby decyzje, które będą zapadać w najbliższych miesiącach nie wpisały się na wyżej wymienioną listę.