Służba Zdrowia - strona główna
SZ nr 51–66/2017
z 13 lipca 2017 r.


>>> Wyszukiwarka leków refundowanych


Rozwiń szpital, polując na niebieskiego ptaka

Małgorzata Solecka

Jestem dyrektorem szpitala. I marzę o łopacie. Takiej zwykłej, do pracy w ogrodzie. Niestety, chyba ze względów sanitarnych po przekopaniu jednej grządki sprzęt trzeba zutylizować. Brak wystarczającej liczby łopat nieodwołalnie sparaliżuje moją klinikę. Chodzę więc po szpitalnych korytarzach i wysyłam podprogowe wiadomości: najlepszy dowód wdzięczności to łopata. Ewentualnie dwie!

Wszystko zaczęło się niewinnie, od ogłoszenia w prasie. – Jest posada do wzięcia! – pomyślałam. – Ale czy dam sobie radę? Czy w ciągu kilku dni nie doprowadzę placówki do bankructwa?

Rozmowa kwalifikacyjna była jednak formalnością. Mały small talk i dostałam klucz do szpitala... Prawdę mówiąc, do niewielkiej przychodni: jeden gabinet, jeden pokój zabiegowy. Trochę gotówki na początek i garść wskazówek. I ja mam z tego zrobić szpital z prawdziwego zdarzenia? Szybko okazuje się jednak, że wzorem najlepszych – daję radę! Nie minęło pięć dni, a pod zarządzaną przeze mnie placówkę NHS S. jedna za drugą podjeżdżają karetki z pacjentami szukającymi specjalistycznej pomocy. W szpitalu pracuje najnowocześniejszy sprzęt medyczny – rezonans, USG, skaner... Pracuje albo się kurzy, mówiąc między nami.

A ja, grając w polską, podbijającą świat grę „My hospital” przekonuję się, że zarządzanie szpitalem to nie kaszka z mleczkiem.


Dzień pierwszy.
Pacjent skoordynowany


Autorzy ustawy o sieci szpitali raczej nie grali w „My hospital”. A szkoda, bo przekonaliby się, że ich pomysł, czyli obudowanie szpitala poradniami specjalistycznymi to naprawdę supersprawa. Bardzo ułatwia dyrektorowi zarządzanie placówką. Tylko jakoś pacjenci, ci zgłaszający się do poradni, tkwią bez sensu w kolejkach. – Czytałam o tym szpitalu w gazecie – zwierza się współtowarzyszce kolejkowej niedoli starsza kobieta. Ktoś inny wspomina o artykule na temat lekarza-oszusta. Mam nadzieję, że to nie o nas. A że pacjenci dowożeni karetką są obsługiwani na bieżąco? Życie!

– Muszę jeszcze odrobić lekcje – mały chłopiec czeka na wejście do gabinetu Głowologa i wyraźnie się niecierpliwi. Oj, rzeczywiście, dziś specjalista nie przyjął jeszcze nikogo, bo nie dostarczyłam leku. Ale w magazynie pustki, wszystkie fiolki poszły na produkcję medykamentów dla pacjentów szpitalnych. – Wybacz, chłopcze. Musisz zaczekać na lepszy moment. Za ciebie dostaję jedną monetę, a za tę panią, która właśnie wychodzi ze szpitala – dwieście trzydzieści – tłumaczę. Wybór jest prosty, bo szpital musi się rozwijać. Chłopiec milczy, więc chyba rozumie?

Ale to nie znaczy, że w gabinecie Głowologa, Brzusiologa, Skórologa i innych specjalistów nie ma żadnego ruchu. Wręcz przeciwnie. Gdy zapycha się zbiornik z lekami, hojnie szafuję rezerwami – niebieskie, żółte, czerwone fiolki, nawet bardziej złożone eliksiry (choć to, przyznaję, sporadycznie, ze względu na słabą wycenę porady) – pacjent jest najważniejszy!

Wprawdzie pieniędzy z tego wielkich nie ma, budżet szpitala nawet tych groszy nie zauważy, ale poradnie są ważne. Nie tylko pozwalają regulować zasoby szpitalnej apteki (zwalniają miejsce na półkach, inaczej magazyny trzeba byłoby rozbudowywać w nieskończoność). Ważniejsze jest to, że leczone w gabinetach dzieci dają pozytywną energię. Energię, dzięki której mogą działać te wszystkie cuda do prześwietlania płuc, kości, poszczególnych narządów. Bez AOS nie ma mojej szpitalnej diagnostyki, więc leczę te bóle brzucha, głowy i niegroźne wysypki…


Dzień drugi. Codzienność
menedżera, czyli dotknij jelenia


Leczę, o ile znajdę czas. Więcej korzyści przynosi szpitalowi dyrektorski jogging dookoła placówki. Nieznany dobry duch co jakiś czas zostawia w okolicy skrzynię, w której można znaleźć monety i serca. Jak wiadomo, jedno i drugie w ochronie zdrowia bardzo się przydaje. Nie inaczej jest w bliskiej życiu grze – monety i serca to waluta, dzięki której rozwijamy szpital. W skrzyni można nawet znaleźć ŁOPATĘ.

Dziś nie tylko biegam po otaczającym szpital lesie w poszukiwaniu skrzyni, ale dotykam jelenia, poluję na niebieskiego ptaka i obracam dekoracje w szpitalu. Słowem – wykonuję polecenia, które wydaje mi Wielki Płatnik. – Trochę biurokracji nie zaszkodzi – mamroczę, przeglądając karty pacjentów.

Dotykanie jelenia ma dla Wielkiego Płatnika (naprawdę, mógłby być ministrem zdrowia) wielką wagę, bo po wypełnieniu trzech zadań otrzymuję skrzynię z podarunkami. Dodatkowe serca, pieniądze. I coś najcenniejszego – warto było pacać w zwierzątko palcem, bo mogę wdrożyć program lekowy i podać pacjentowi (niestety, tylko jednemu) zieloną tabletkę na rybią kość. To rzadki, drogi lek – produkcja trwa dobę, maszyna jest zupełnie wyłączona z pracy, chyba jest oczywiste, że mojego szpitala nie stać na taką ekstrawagancję. No, chyba że Wielki Płatnik przekaże darowiznę.


Dzień trzeci. Bańka Mańka,
czyli negocjujemy


Trzy razy dziennie Maniek, który ma dużo baniek, zaprasza mnie do swojej siedziby. Gram w „Bańkę Mańka”, czyli bawimy się w negocjacje. Maniek pokazuje, co ma w bańkach – kosztochłonne leki, serduszka, pieniądze, ŁOPATY… a oprócz tego gaśnice, niezapominajki do ozdoby szpitalnego patio, pudełka do laboratorium.
– Grasz? – zachęca. Gram! Maniek dmucha swoje bańki, a zadanie menedżera to mądrze stuknąć. Bańka pęka – i już wiem, że do szpitala wrócę z gaśnicą. Ale negocjujemy – oglądam reklamę i Maniek pozwala stuknąć jeszcze raz. Niezapominajki? A gdzie „grzyb świński ogon”, który rośnie dobę, i z którego przyrządza się syrop, o jakim marzą celebryci? Gdzie kroplówka na nerkowca?

Opuszczam Mańka, mrucząc pod nosem, gdzie może sobie wsadzić agawę, którą zaoferował, gdy dałam mu serce z pikseli, a sobie – trzecią szansę na zieloną tabletkę. Ale wiem, że za osiem godzin wrócę. Maniek to jedyna szansa dla Johna S., który naprawdę potrzebuje tej piekielnej tabletki. A ja naprawdę potrzebuję łopaty…

Łopata. W szpitalu pełną parą pracuje nowoczesne laboratorium, produkujące leki dla konkretnych pacjentów (kłania się medycyna spersonalizowana, nieprawdaż?). A przy szpitalu ogrodnik uprawia rośliny lecznicze – dba, podlewa. Ale ścinać aloes, jagody goi czy różowe grzybki może tylko menedżer. I menedżer musi przekopać grządkę (łopatą jednorazowego użytku), żeby można było zasiać kolejną roślinę.

Wycwaniam się. Aloes, jagody goi i fioletowe grzyby kupuję w innych aptekach szpitalnych. Różowe są nie do upolowania na wolnym rynku. Trzeba siać i przekopywać. I tak bez końca, bez łopaty ani rusz.


Dzień czwarty. Wisienki z tortu

Przez pierwsze dni pracuję jak najbardziej publiczny ze wszystkich publicznych szpitali z sieci ministra Konstantego Radziwiłła. Leczę na ostro, nie bacząc na stan majątkowy pacjenta (no, prawie, ale o tym za chwilę), ani na złożoność jego chorób. Do czasu, gdy w szpitalu pojawił się aparat do USG uszu. – Dwadzieścia cztery jednostki energii za jedno badanie?! – syczę, pełna złych przeczuć. Najwyraźniej bowiem w promieniu wielu pikselowych kilometrów zapanowała epidemia usznych komplikacji. Gdy z co drugiej karetki zaczęli wysiadać pacjenci potrzebujący przebadania uszu, mówię: – Basta!

Na szczęście swoją dyrektorską mocą mam możliwość usuwania pacjentów już przyjętych na oddział. Chcę wierzyć, że klikając czerwone drzwi, odsyłam ich na wyższy poziom referencyjny, gdzie na pewno zajmą się nimi bogatsi w słoneczka dyrektorzy. Musi tak być, prawda?

Coraz częściej patrzę na pacjentów i widzę koszty. USG uszu? Tylko dla tych, którzy solidnie płacą monetami i punktami gry i dzięki którym mój szpital będzie się rozwijał. Do tej grupy zaliczam VIP-ów.


Dzień piąty. VIP też pacjent i może wylecieć

W moim szpitalu oddział dla VIP-ów znajduje się poza szpitalem. Osobny budynek, osobny personel... Brzmi znajomo?

Obok willi, w której leży VIP, lądowisko dla prywatnego helikoptera, na tarasie jacuzzi i szampan, w salonie wygodne łóżko i płaski telewizor. VIP płaci, VIP wymaga. Nie tylko podwyższonego standardu, ale ekspresowej obsługi. Niezależnie od choroby, wymaganych badań czy koniecznych leków – szpital musi się uwinąć w trzy godziny. Po tym czasie VIP odlatuje, nie płacąc ani grosza.

Do VIP-ów w pierwszych dniach podchodzę z nabożeństwem. Rzucam wszystko, zmieniam kolejność podawania leków innym chorym. Very Important Patient, można powiedzieć. Dlatego że więcej płaci? Też. Ale przede wszystkim – zostawia kuferek, a w nim kilka serc i dodatkowy bonus. Najczęściej, niestety, gaśnicę lub agawę. Ale zdarza się wyśniona łopata.

Po kilku dniach obcowanie z VIP-ami nuży. – Ciekawe, kto przyleciał prywatnym helikopterem? – zastanawia się pacjentka, pokornie czekająca pod gabinetem. – To dobry szpital, bo leczą się w nim celebryci! – mówi inna.

A ja już wiem, że niektórych VIP-ów leczyć nie będę. Nie opłaca się. VIP potrzebuje leku, na którego stać tylko Mańka. Niech VIP wsiada do swojego helikoptera i leci do tego żartownisia, który kolejny dzień zwodzi pryskającymi bańkami. Nie ma leku dla pacjentów, nawet tych bardzo ważnych. Maniek nie dał.




Najpopularniejsze artykuły

Ciemna strona eteru

Zabrania się sprzedaży eteru etylowego i jego mieszanin – stwierdzał artykuł 3 uchwalonej przez sejm ustawy z dnia 22 czerwca 1923 r. w przedmiocie substancji i przetworów odurzających. Nie bez kozery, gdyż, jak podawały statystyki, aż 80 proc. uczniów szkół narkotyzowało się eterem. Nauczyciele bili na alarm – używanie przez dzieci i młodzież eteru prowadzi do ich otępienia. Lekarze wołali – eteromania to zguba dla organizmu, prowadzi do degradacji umysłowej, zaburzeń neurologicznych, uszkodzenia wątroby. Księża z ambon przestrzegali – eteryzowanie się nie tylko niszczy ciało, ale i duszę, prowadząc do uzależnienia.

Ile trwają studia medyczne w Polsce? Podpowiadamy!

Studia medyczne są marzeniem wielu młodych ludzi, ale wymagają dużego poświęcenia i wielu lat intensywnej nauki. Od etapu licencjackiego po specjalizację – każda ścieżka w medycynie ma swoje wyzwania i nagrody. W poniższym artykule omówimy dokładnie, jak długo trwają studia medyczne w Polsce, jakie są wymagania, by się na nie dostać oraz jakie możliwości kariery otwierają się po ich ukończeniu.

Diagnozowanie insulinooporności to pomylenie skutku z przyczyną

Insulinooporność początkowo wykrywano u osób chorych na cukrzycę i wcześniej opisywano ją jako wymagającą stosowania ponad 200 jednostek insuliny dziennie. Jednak ze względu na rosnącą świadomość konieczności leczenia problemów związanych z otyłością i nadwagą, w ostatnich latach wzrosło zainteresowanie tą... no właśnie – chorobą?

Testy wielogenowe pozwalają uniknąć niepotrzebnej chemioterapii

– Wiemy, że nawet do 85% pacjentek z wczesnym rakiem piersi w leczeniu uzupełniającym nie wymaga chemioterapii. Ale nie da się ich wytypować na podstawie stosowanych standardowo czynników kliniczno-patomorfologicznych. Taki test wielogenowy jak Oncotype DX pozwala nam wyłonić tę grupę – mówi onkolog, prof. Renata Duchnowska.

Najlepsze systemy opieki zdrowotnej na świecie

W jednych rankingach wygrywają europejskie systemy, w innych – zwłaszcza efektywności – dalekowschodnie tygrysy azjatyckie. Większość z tych najlepszych łączy współpłacenie za usługi przez pacjenta, zazwyczaj 30% kosztów. Opisujemy liderów. Polska zajmuje bardzo odległe miejsca w rankingach.

Czy NFZ może zbankrutować?

Formalnie absolutnie nie, publiczny płatnik zbankrutować nie może. Fundusz bez wątpienia znalazł się w poważnych kłopotach. Jest jednak jedna dobra wiadomość: nareszcie mówi się o tym otwarcie.

10 000 kroków dziennie? To mit!

Odkąd pamiętam, 10 000 kroków było złotym standardem chodzenia. To jest to, do czego powinniśmy dążyć każdego dnia, aby osiągnąć (rzekomo) optymalny poziom zdrowia. Stało się to domyślnym celem większości naszych monitorów kroków i (czasami nieosiągalną) linią mety naszych dni. I chociaż wszyscy wspólnie zdecydowaliśmy, że 10 000 to idealna dzienna liczba do osiągnięcia, to skąd się ona w ogóle wzięła? Kto zdecydował, że jest to liczba, do której powinniśmy dążyć? A co ważniejsze, czy jest to mit, czy naprawdę potrzebujemy 10 000 kroków dziennie, aby osiągnąć zdrowie i dobre samopoczucie?

Onkologia – organizacja, dostępność, terapie

Jak usprawnić profilaktykę raka piersi, opiekę nad chorymi i dostęp do innowacyjnych terapii? – zastanawiali się eksperci 4 września br. podczas Forum Ekonomicznego w Karpaczu.

Soczewki dla astygmatyków – jak działają i jak je dopasować?

Astygmatyzm to jedna z najczęstszych wad wzroku, która może znacząco wpływać na jakość widzenia. Na szczęście nowoczesne rozwiązania optyczne, takie jak soczewki toryczne, pozwalają skutecznie korygować tę wadę. Jak działają soczewki dla astygmatyków i na co zwrócić uwagę podczas ich wyboru? Oto wszystko, co warto wiedzieć na ten temat.

Zdrowa tarczyca, czyli wszystko, co powinniśmy wiedzieć o goitrogenach

Z dr. n. med. Markiem Derkaczem, specjalistą chorób wewnętrznych, diabetologiem oraz endokrynologiem, wieloletnim pracownikiem Kliniki Endokrynologii, a wcześniej Kliniki Chorób Wewnętrznych Uniwersytetu Medycznego w Lublinie rozmawia Antoni Król.

Cukrzyca: technologia pozwala pacjentom zapomnieć o barierach

Przejście od leczenia cukrzycy typu pierwszego opartego na analizie danych historycznych i wielokrotnych wstrzyknięciach insuliny do zaawansowanych algorytmów automatycznego jej podawania na podstawie ciągłego monitorowania glukozy w czasie rzeczywistym jest spełnieniem marzeń o sztucznej trzustce. Pozwala chorym uniknąć powikłań cukrzycy i żyć pełnią życia.

Jakie badania profilaktyczne są zalecane po 40. roku życia?

Po 40. roku życia wzrasta ryzyka wielu chorób przewlekłych. Badania profilaktyczne pozwalają wykryć wczesne symptomy chorób, które często rozwijają się bezobjawowo. Profilaktyka zdrowotna po 40. roku życia koncentruje się przede wszystkim na wykryciu chorób sercowo-naczyniowych, nowotworów, cukrzycy oraz innych problemów zdrowotnych związanych ze starzeniem się organizmu.

Aż 9,3 tys. medyków ze Wschodu ma pracę dzięki uproszczonemu trybowi

Już ponad 3 lata działają przepisy upraszczające uzyskiwanie PWZ, a 2 lata – ułatwiające jeszcze bardziej zdobywanie pracy medykom z Ukrainy. Dzięki nim zatrudnienie miało znaleźć ponad 9,3 tys. członków personelu służby zdrowia, głównie lekarzy. Ich praca ratuje szpitale powiatowe przed zamykaniem całych oddziałów. Ale od 1 lipca mają przestać obowiązywać duże ułatwienia dla medyków z Ukrainy.

Rzeczpospolita bezzębna

Polski trzylatek statystycznie ma aż trzy zepsute zęby. Sześciolatki mają próchnicę częściej niż ich rówieśnicy w Ugandzie i Wietnamie. Na fotelu dentystycznym ani razu w swoim życiu nie usiadł co dziesiąty siedmiolatek. Statystyki dotyczące starszych napawają grozą: 92 proc. nastolatków i 99 proc. dorosłych ma próchnicę. Przeciętny Polak idzie do dentysty wtedy, gdy nie jest w stanie wytrzymać bólu i jest mu już wszystko jedno, gdzie trafi.

Dobra polisa na życie — na co zwrócić uwagę?

Ubezpieczenie na życie to zabezpieczenie finansowe w trudnych chwilach. Zapewnia wsparcie w przypadku nieszczęśliwego wypadku lub śmierci ubezpieczonego. Aby polisa dobrze spełniała swoją funkcję i gwarantowała pomoc, niezbędne jest gruntowne sprawdzenie jej warunków. Jeśli chcesz wiedzieć, na czym dokładnie powinieneś się skupić — przeczytaj ten tekst!

Leki, patenty i przymusowe licencje

W nowych przepisach przygotowanych przez Komisję Europejską zaproponowano wydłużenie monopolu lekom, które odpowiedzą na najpilniejsze potrzeby zdrowotne. Ma to zachęcić firmy farmaceutyczne do ich produkcji. Jednocześnie Komisja proponuje wprowadzenie przymusowego udzielenia licencji innej firmie na produkcję chronionego leku, jeśli posiadacz patentu nie będzie w stanie dostarczyć go w odpowiedniej ilości w sytuacjach kryzysowych.




bot