Były już w służbie zdrowia strajki okupacyjne, były głodówki, demonstracje, marsze protestacyjne. 13 listopada w centrum Wrocławia pracownicy Specjalistycznego Szpitala im. Rydygiera żebrali. Z przewieszonymi na szyi tabliczkami: "Jestem pracownikiem Szpitala im. Rydygiera, od września nie dostaję pensji. Proszę o datek na chleb".
- To, że przyszliśmy na wrocławski Rynek żebrać, jest aktem rozpaczy. Znaleźliśmy się w sytuacji beznadziejnej. Nie mamy z czego żyć, czym płacić rachunków za mieszkanie, prąd, brakuje nam na chleb dla dzieci – mówiła jedna z pielęgniarek.
Wcześniej 21 pracowników tego szpitala oddało w Urzędzie Wojewódzkim swoje dowody osobiste: – Uczciwie pracujemy, nie chcemy być obywatelami kraju, w którym nie płaci się za pracę i lekceważy nasze prawa – tłumaczyli swoją determinację. Część z nich oddając dowody płakała.
Dzień wcześniej kilku pracowników rozpoczęło ponowną głodówkę w szpitalu. Poprzednią, prowadzoną w sierpniu, przerwali po obietnicach marszałka Emiliana Stańczyszyna, że znajdą się środki na ich pensje. Poczuli się oszukani, gdyż Urząd Marszałkowski zrzucił odpowiedzialność za wypłacenie pensji na dyrektora szpitala. Dyrektor wystarał się o kredyt w wysokości 600 tys. zł, ale wystarczyło go jedynie na zaległe wrześniowe pensje.
Dramat pracowników szpitala trwa już prawie dwa lata, od chwili gdy Zarząd Województwa zaczął mówić o likwidacji "Rydygiera". Od tego czasu żyją w niepewności. Sejmik Wojewódzki podjął decyzję o likwidacji szpitala, ale jej wykonanie wstrzymał Naczelny Sąd Administracyjny. Uchylenie przez NSA decyzji Sejmiku Wojewódzkiego o likwidacji "Rydygiera, jako niezgodnej z prawem, nie poprawiło sytuacji placówki, która ma ok. 20 mln zł długu i konta zajęte przez komorników.
Regionalny syndrom?
W trudnej sytuacji finansowej są prawie wszystkie dolnośląskie szpitale. W wielu – pracownikom przez 2-3 miesiące nie wypłaca się pensji i dopiero strajki załóg powodują, że Urząd Marszałkowki, gasząc pożar, znajduje na nie środki. Tak było m.in. w Szpitalu Powiatowym w Wołowie czy w Wojewódzkim Szpitalu w Legnicy. Pracownicy Dolnośląskiego Centrum Chorób Płuc we Wrocławiu w proteście przeciw niewypłacaniu im pensji przez kilka godzin blokowali jedną z głównych ulic Wrocławia.
Od 22 do 25 października br. strajkowali pracownicy Szpitala Psychiatrycznego we Wrocławiu, którzy nie otrzymywali pensji od 3 miesięcy. Strajk zawiesili po odebraniu zaległych poborów. Zarząd Województwa zwolnił wówczas dyrektora szpitala, zrzucając na niego odpowiedzialność za losy placówki. Nowy dyrektor Szpitala Psychiatrycznego zaczął działalność od zaproponowania pracownikom – zamiast październikowych pensji – zaciągnięcia 1000 zł kredytu w banku, który spłacą, gdy dostaną pensje; odsetki pokryłby szpital. Oburzeni pracownicy zapowiedzieli strajk, jeśli nie otrzymają zapłaty za październik.
To tylko kilka przykładów tragicznej sytuacji, w jakiej znalazła się dolnośląska służba zdrowia. Zadłużenie wszystkich dolnośląskich szpitali do końca roku może wynieść nawet 1 mld zł. W szpitalach brakuje leków, środków czystości, pieniędzy na posiłki dla pacjentów.
Dolnośląskie środowisko medyczne wyczerpało już chyba wszystkie środki nacisku na władze samorządowe i wojewódzkie, aby podjęły dyskusję i działania mające na celu poprawę sytuacji w opiece zdrowotnej. Wielokrotnie oprotestowano plan restrukturyzacji, tzw. Plan Drąga, przygotowany przez Urząd Marszałkowski, a zakładający likwidację 4 tys. łóżek oraz zwolnienie ok. 4-6 tys. pracowników szpitali. Plan ten – mówi się we Wrocławiu – został bowiem przygotowany bez uwzględnienia badań epidemiologicznych, bez analiz, na ile łóżek w poszczególnych specjalnościach istnieje zapotrzebowanie. Środowisko zarzuca też władzom samorządowym, że plan przewidujący zwolnienie dużej liczby pracowników nie mówi nic o środkach finansowych na odprawy czy programy przekwalifikowania. Regionalny Komitet Sterujący otrzymał na restrukturyzację w br. tylko 2,8 mln zł, z których 2,4 mln zł przeznaczył na odprawy dla zwalnianych pracowników Wojewódzkiego Szpitala w Legnicy, gdzie do końca roku zwolnionych zostanie 570 osób, a tylko 400 tys. zł – dla Szpitala im. Rydygiera we Wrocławiu. Pozostałe szpitale nie mają środków na odprawy, mimo że "Plan Drąga" zmusza dyrekcje placówek do grupowych zwolnień pracowników.
Wprowadzanie w życie programu zakładającego likwidację 4 tys. łóżek zaczyna już utrudniać dostęp do dolnośląskich szpitali. We Wrocławiu karetki pogotowia ratunkowego coraz częściej mają problem z umieszczeniem pacjentów w oddziałach kardiologicznych czy internistycznych. Od października pogorszył się też znacznie dostęp do ambulatoryjnych usług specjalistycznych. W wielu poradniach, w związku z wyczerpaniem limitu na porady u okulisty, dermatologa, ginekologa – trzeba za nie płacić lub oczekiwać w kolejce na wizytę w przyszłym roku. Z tego samego powodu trudno też znaleźć poradnię rehabilitacyjną, w której pacjent ubezpieczony w DRKCH mógłby bezpłatnie skorzystać z zabiegów. W listopadzie, po licznych skargach pacjentów, DRKCH zdecydowała się więc przekazać na porady specjalistyczne na terenie Dolnego Śląska dodatkowy 1 mln zł, ale są to środki "wygospodarowane" przez kasę – po zakwestionowaniu faktur za świadczenia wykonane przez poradnie specjalistyczne w pierwszej połowie roku. Kwota ta nie wystarczy oczywiście na zapewnienie ciągłości pracy poradniom specjalistycznym w regionie, zwłaszcza że już dawno została przez nie "przejedzona".
Jak przetrwać?
Przedstawiciele Dolnośląskiej Izby Pielęgniarek i Położnych oraz Okręgowego Związku Pielęgniarek i Położnych Regionu Dolnośląskiego wystąpili do resortu zdrowia oraz wielu urzędów centralnych z apelem o interwencję w sprawie sytuacji panującej na Dolnym Śląsku. Wyrazili też wotum nieufności wobec dyrektor DRKCH Barbary Misińskiej.
- Polityka finansowa DRKCH doprowadziła do tragicznej sytuacji w dolnośląskich zakładach opieki zdrowotnej. Godzi w interes zarówno pacjenta, jak i środowiska medycznego. Prowadzi do destrukcji systemu – twierdziła Elżbieta Garwacka-Czachor, przewodnicząca Dolnośląskiej Izby Pielęgniarek i Położnych.
DIPiP zwróciła się z apelem o pomoc do Rzecznika Praw Obywatelskich.
- Pielęgniarki i położne nie mają poczucia bezpieczeństwa, są głęboko sfrustrowane. Coraz częściej występują do naszej izby z prośbą o zapomogi, nie z powodów losowych, lecz dlatego, że nie otrzymują pensji. Część ma wyłączony gaz i światło, gdyż nie otrzymując przez 2-3 miesiące pensji – nie mają z czego żyć. A ponieważ taki stan trwa już długo, dochodzi do załamań psychicznych – mówi Elżbieta Garwacka-Czachor.
Uzdrawianie przez dymisję
Pracownicy "Rydygiera", nie widząc reakcji władz na ich głodówkę, zdecydowali się wyjść na ulicę. Żebrali na wrocławskim Rynku, blokowali przez godzinę skrzyżowania w pobliżu szpitala. Zostali wówczas brutalnie usunięci z jezdni przez policję.
- Była to demonstracja siły wobec bezbronnych, spokojnie protestujących kobiet – twierdzi świadek tego wydarzenia. Poturbowane pielęgniarki z "Rydygiera" jeszcze tego samego dnia dotarły do przebywającego we Wrocławiu na uroczystościach 300-lecia Uniwersytetu Wrocławskiego prezydenta Kwaśniewskiego. Przedstawiły mu swoją sytuację. Prezydent obiecał, że sprawą "Rydygiera" zajmie się minister Barbara Labuda.
Od tej chwili sprawy nabrały przyspieszenia. Przyczyniły się do tego również relacje mediów z brutalnej akcji policji. Dramatyczną sytuację dostrzegły też władze województwa dolnośląskiego. Zaczęto szukać winnych.
Padło na Dolnośląską RKCH. Wojewoda Dolnośląski Ryszard Nawrat 18 listopada skierował pismo do Ministra Zdrowia, w którym zwrócił się o zmianę zarządu kasy. Zdaniem wojewody, zostało zagrożone bezpieczeństwo zdrowotne mieszkańców Dolnego Śląska, a obecna sytuacja jest efektem błędnej polityki kontraktowania świadczeń przez DRKCH. "System opieki zdrowotnej realizowany przez Zarząd DRKCH poniósł całkowitą klęskę. Przyjęte założenia programowe były chybione i wcześniej nie sprawdzone, a ich realizacja – chaotyczna i oparta na absurdalnych decyzjach" – uzasadniał swój wniosek.
Pismo wojewody zbiegło się z kontrolą UNUZ w DRKCH. Rada kasy (większość z koalicji SLD-UP) na wniosek UNUZ 20 listopada odwołała Zarząd DRKCH z jej dyrektor Barbarą Misińską. Prezes UNUZ Maciej Tokarczuk informował, iż dyrekcja kasy została odwołana z powodu złej sytuacji finansowej instytucji (jej długi za I półrocze wyniosły 65 mln zł). Rada wybrała nowy zarząd: dyrektorem DRKCH został Andrzej Woźny, dotychczas wicedyrektor oddziału dolnośląskiego jednego z banków, a zastępcą ds. medycznych – lek. med. Ryszard Jadach, wcześniej dyrektor Państwowego Szpitala Klinicznego nr 1 we Wrocławiu.
Odwołanie Barbary Misińskiej, 5 tygodni przed planowaną likwidacją kas chorych, było dla wszystkich zaskoczeniem. Tym bardziej że po czystkach przeprowadzonych przez ministra Łapińskiego w innych kasach – zachowała stanowisko (z nadania AWS). Jeszcze w sierpniu, podczas wizyty we Wrocławiu, minister Łapiński chwalił też dobrą współpracę Misińskiej z resortem zdrowia; twierdził, iż Zarząd DRKCH dobrze sobie radzi z problemami dolnośląskiej służby zdrowia. Zdaniem większości środowiska medycznego – odwołanie Barbary Misińskiej powinno nastąpić już dwa lata wcześniej, być może zmieniłaby się wówczas polityka finansowa kasy i nie doszłoby do zapaści dolnośląskich szpitali. Obecnie ta dymisja – mówią we Wrocławiu – niczego już nie uzdrowi.
Stypa
Symboliczny pogrzeb dolnośląskiej służby zdrowia, zorganizowany przez pracowników Szpitala im. Rydygiera i jego pacjentów, odbył się 25 listopada – przed Urzędem Marszałkowskim. Kondukt pogrzebowy z czarnymi flagami przemaszerował głównymi ulicami Wrocławia. Na czele pchano na wózku trumnę z szarfą z napisem "Służba Zdrowia", niesiono też klepsydrę: "Służba Zdrowia. Poległa przygnieciona ciężarem reformy". Jolanta Nanowska z Komitetu Obrony Szpitala mówiła pod UM: – Traktujcie państwo tę trumnę jako symbol śmierci całej służby zdrowia. A może także – jako schyłkowy etap całego chorego systemu.
Przed Urzędem Marszałkowskim obecni byli radni z dolnośląskiej Samoobrony. Zadeklarowali pomoc w rozwiązaniu problemów służby zdrowia. W tym czasie obecny we Wrocławiu przewodniczący "Samoobrony" odwiedził głodujących z "Rydygiera", wyrażając swoje poparcie.
Spotkanie ostatniej szansy?
Samorząd lekarski, pielęgniarski oraz związki zawodowe działające w dolnośląskiej służbie zdrowia spotkały się 25 listopada z parlamentarzystami z regionu i radnymi Sejmiku Dolnośląskiego. Część przedstawicieli środowiska medycznego przyszła na spotkanie bezpośrednio po symbolicznym pogrzebie dolnośląskiej służby zdrowia przed Urzędem Marszałkowskim. Zapowiadali, że będzie to spotkanie ostatniej szansy.
- Chcemy się zorientować, czy parlamentarzyści i radni będą w stanie nam pomóc. Od tego, czy znajdziemy wspólnie możliwość szybkiego, doraźnego rozwiązania problemów finansowych dolnośląskiej służby zdrowia – będzie zależało, czy nie zaczną się protesty we wszystkich placówkach medycznych w regionie – mówił Artur Kwaśniewski, wiceprzewodniczący Dolnośląskiej Rady Lekarskiej.
O sytuacji pielęgniarek, które nie otrzymują wynagrodzeń, pracują wbrew zasadom etyki zawodowej (bo brakuje sprzętu jednorazowego użytku, leków itp.) informowały parlamentarzystów Elżbieta Garwacka-Czachor i Lilianna Pietrowska, przewodnicząca Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych okręgu dolnośląskiego. Zaznaczyły, że nie czekają na kolejne obietnice, ale spodziewają się konkretnych propozycji wspólnego działania, wynikających z rzetelnej oceny sytuacji w dolnośląskiej ochronie zdrowia.
Grażyna Sokołowska, przewodnicząca Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym w Legnicy, pytała parlamentarzystów: – Czy pracowalibyście, gdyby przez 3 miesiące nie wypłacano wam poborów? Czy mielibyście chęć do pracy? A my tak pracujemy. I codziennie się zastanawiamy, jak zapewnić bezpieczeństwo pacjentom. Jesteście odpowiedzialni także za służbę zdrowia w regionie – podkreślała.
Andrzej Wojnar, przewodniczący DIL zaproponował rozwiązania, które według DIL mogą być ratunkiem dla dolnośląskiej służby zdrowia. Po pierwsze: odzyskanie 180 mln (lub według innych szacunków nawet 225 mln zł), które nie trafiły do DRKCH z powodu niedoszacowania liczby ubezpieczonych. Po drugie – wprowadzenie zasady bezpośredniego poboru składki na ubezpieczenie zdrowotne mieszkańców Dolnego Śląska przez Fundusz (kasę) – z pominięciem ZUS i KRUS. Samorząd lekarski zaapelował też o zwiększenie globalnych nakładów na zdrowie z 3,8% PKB do 4% oraz o podział środków w regionie na podstawie optymalnego, a nie minimalnego planu zapewnienia usług medycznych. DIL domaga się też opracowania takiego programu restrukturyzacji służby zdrowia, który uwzględniałby potrzeby mieszkańców regionu. Izba zaproponowała ponadto, by składka na ubezpieczenie zdrowotne mieszkańców Dolnego Śląska (na pół roku) wzrosła do 8,25% (z odliczeniem całości od podatku). O poparcie tych koncepcji Wojnar zwrócił się nie tylko do parlamentarzystów, ale i władz województwa oraz DRKCH.
Poseł Zbigniew Chlebowski (PO), członek Sejmowej Komisji Finansów i Komisji Zdrowia, uznał za zasadne doprowadzenie do spotkania parlamentarzystów z UNUZ-em i wyjaśnienia, ilu ubezpieczonych ma faktycznie DRKCH oraz jakie są możliwości odzyskania 180 mln zł. Odnosząc się do kwestii zadłużenia dolnośląskich szpitali, stwierdził, iż niezbędna jest decyzja rządu o zamrożeniu ich długów na określony czas. Poinformował zarazem, iż w budżecie państwa na 2003 r. nie zaplanowano żadnych dodatkowych pieniędzy na ochronę zdrowia, co oznacza, że na restrukturyzację oraz programy osłonowe nie będzie w przyszłym roku ani grosza. Komisja Zdrowia wnioskowała o utworzenie takiej rezerwy budżetowej w wysokości 300 mln zł, ale propozycja ta nie zyskała akceptacji. Poseł uznał, że pod obrady Senatu mogłaby wrócić propozycja utworzenia w budżecie rezerwy celowej na restrukturyzację w służbie zdrowia, jednocześnie zobowiązał się wskazać, skąd można uzyskać przychody budżetowe na ten cel.
Spotkanie, podczas którego zgłoszono wiele egzotycznych i nierealnych pomysłów, nie zakończyło się żadnym postanowieniem. Ustalono tylko, że 5 przedstawicieli samorządu lekarskiego i pielęgniarskiego oraz związków zawodowych spotka się w najbliższym czasie z 35 dolnośląskimi parlamentarzystami, by w węższym już gronie ustalić szczegóły programu ratunkowego dla dolnośląskiej służby zdrowia. Do tego czasu środowisko medyczne zobowiązało się powstrzymać od radykalnych form protestu.
Minister Labuda obiecuje
26 listopada przyjechała do Wrocławia minister Barbara Labuda wraz z dr. Wiktorem Masłowskim, doradcą Prezydenta RP ds. ochrony zdrowia. Minister spotkała się z Komitetem Obrony Szpitala im. Rydygiera, dyrektorem placówki, dyrektorem DRKCH oraz prezydentem Wrocławia Rafałem Dutkiewiczem i wicewojewodą dolnośląskim Ignacym Bochenkiem. Podczas dwuipółgodzinnych rozmów dyskutowano nad rozwiązaniem problemów szpitala. Po naradzie B. Labuda oświadczyła, że 9 grudnia, po wyborze Marszałka Województwa, powstanie zespół przy Urzędzie Marszałkowskim, który zajmie się problemem "Rydygiera", a do końca stycznia 2003 r. – powinny być wypracowane rozwiązania, możliwe do przyjęcia przez wszystkie strony i natychmiast realizowane. Minister zapewniła, że do 10 grudnia zostaną wypłacone pracownikom pobory za październik, a do 20 grudnia – za listopad. Zaapelowała o zaprzestanie głodówki.
Strajkujący zadecydowali, że dopóki nie otrzymają pisemnego zapewnienia terminu wypłaty zaległych poborów, głodówki nie przerwą. – Nie wierzymy już w słowne obietnice. Za dużo ich słyszeliśmy – mówili.
Iwona Skrybuś, naczelna pielęgniarka i przewodnicząca Komitetu Obrony Szpitala, była zadowolona z efektów tych rozmów: – Przedstawiciele władz wreszcie zaczęli z nami konkretnie rozmawiać. Starała się więc przekonać załogę, by zawiesiła strajk głodowy. Ale to również nie pomogło.
PS Gdy zamykaliśmy numer, 6 osób w "Rydygierze" kontynuowało głodówkę. Na wrocławskim Rynku rozpoczynała się stypa po pogrzebie służby zdrowia, z udziałem mieszkańców Wrocławia.
- Wspominając tragicznie zmarłą służbę zdrowia, mamy jednocześnie nadzieję, że opieka zdrowotna odrodzi się w formie, która służyć będzie zdrowiu i życiu ludzi, a nie – biurokracji i interesom polityków – mówili uczestnicy.
Szpital normalnie przyjmował pacjentów.