W parlamencie dobiegają końca prace nad ustawą o produktach kosmetycznych. Nowe przepisy mają bardziej zadbać o bezpieczeństwo konsumentów. Na ile kosmetyki stanowią zagrożenie dla zdrowia i co robić, aby nie dać się skrzywdzić? – pytamy dermatologa dr n. med. Ewę Chlebus.
W Polsce niebawem zacznie obowiązywać nowa ustawa o produktach kosmetycznych, która dostosowuje polskie prawo do przepisów Unii. Uchyli ona obowiązującą z 2001 r. ustawę o kosmetykach. Zgodnie z intencją twórców, ma zapewnić wysoki poziom bezpieczeństwa konsumentów przez określenie obowiązków podmiotów działających na rynku produktów kosmetycznych oraz powierzenie Państwowej Inspekcji Sanitarnej, jak i Inspekcji Handlowej, odpowiednich narzędzi zwiększających skuteczność nadzoru nad produktami kosmetycznymi. Zakłady, w których są wytwarzane lub paczkowane kosmetyki będą musiały zgłosić się do wykazu prowadzonego przez Państwową Inspekcję Sanitarną, co ma umożliwić monitorowanie dobrej praktyki produkcji. Przepisy europejskie nakładają obowiązek informowania o ciężkim niepożądanym działaniu produktów kosmetycznych i w tym celu powstanie system informowania. Projekt wprowadza również sankcje karne, w tym kary pieniężne za naruszenie przepisów dotyczących produktów kosmetycznych. Obecnie obowiązujące przepisy karne w praktyce nie funkcjonują skutecznie, dlatego też kary podlegające reżimowi prawa karnego albo prawa o wykroczeniach w projekcie ustawy zastąpią administracyjne kary pieniężne.
Halina Pilonis: Czy zmroziła Panią wiadomość, że firma Johnson & Johnson musi zapłacić 22 kobietom 4,7 miliarda dolarów odszkodowania, bo zachorowały na raka jajnika z powodu obecnego w składzie talku dla dzieci toksycznego azbestu? To podważa zaufanie do kosmetyków?
Ewa Chlebus: Jest to przerażające. Mam nadzieję, że nowe ustawodawstwo unijne i nowe przepisy polskie będą zapobiegać podobnym przypadkom.
H.P.: Obecnie działania niepożądane kosmetyków są rejestrowane przez inspekcję sanitarną. Poważnych przypadków jest kilka rocznie. Przy milionach kosmetyków na rynku nie jest to dużo, ale zdarzają się.
E.Ch.: To prawda, do naszych gabinetów bardzo często trafiają pacjenci z problemami, których przyczyną są kosmetyki. Najczęściej są to alergie kontaktowe. Co zadziwiające, uczulają nawet szampony dla dzieci. Zresztą, szampony i odżywki bardzo często są przyczyną problemów ze skórą twarzy. Dzieje się tak, ponieważ w trakcie mycia włosów spływają nam na czoło i policzki. Nie mogę zrozumieć, po co w szamponie aż trzy konserwanty? Wystarczyłby przecież jeden. Trzeba też pamiętać, że uczulenie nie pojawia się od razu. Czasem po kilku dniach, a niekiedy nawet po 10 latach używania danego produktu. Problematyczne są też kremy do rąk. Ich producenci chcą stworzyć tani produkt, bo za taki krem nikt dużo nie zapłaci. A dodatkowo jak najdłużej trwały. Do tego pachnący i w atrakcyjnym kolorze. I taki może właśnie uczulać. Często nie dostrzegamy, że nasze ręce cierpią z powodu takich kremów. Ale my, dermatolodzy, widzimy, że skóra na dłoniach jest szorstka, pogrubiona. Lekceważymy działanie tych kremów sądząc, że ogranicza się ono jedynie do rąk. Tymczasem rękoma dotykamy nieustanie twarz i przenosimy alergeny. Uczulające są też mydła w płynie. Dlatego swoim pacjentom polecam stosowanie w domu mydeł hypoalergicznych w kostkach.
H.P.: Czy producenci kosmetyków nie wiedzą, jak robić bezpieczniejsze produkty?
E.Ch.: Niepokojące jest to, że firmy kosmetyczne nie próbują korzystać z badań i doświadczeń dermatologów. Choć są i takie, tzw. apteczne, produkujące dermokosmetyki, które to robią. Prowadziłam badanie dla jednej z francuskich firm kosmetycznych na ponad 100 pacjentach z podwójnie zaślepioną próbą, którego wyniki opublikowano w „The European Journal of Dermatology”. Byłam też we Francji w innej fabryce kosmetyków. Produkcja odbywała się tam w takich warunkach, w jakich wytwarza się płyny dożylne. Jednak niewiele firm produkujących kosmetyki ma takie standardy.
H.P.: Kiedy – Pani zdaniem – stajemy się największymi ofiarami marketingu firm kosmetycznych: gdy kupujemy krem za 1000 zł, czy gdy za 5 zł?
E.Ch.: To jest trochę tak, jak z jedzeniem. Można jeść śmieciowe produkty lub szukać tych droższych, wartościowych. Trudno wyprodukować dobry krem za 5 zł. Myślę, że optymalna kwota za dobry krem to około 100 zł.
H.P.: Czym się kierować, wybierając sobie krem, serum, maskę?
E.Ch.: Polecam trzymać się aptek i szukać produktów o małej liczbie składników. Czytanie składu raczej niewiele pomoże, bo nawet dermatolodzy nie zawsze wiedzą po ich lekturze, co kosmetyk zawiera. Z mojej praktyki wiem, że po dermokosmetykach uczuleń jest mniej.
H.P.: Przeciętna kobieta używa ponad 10 kosmetyków dziennie, wszystkie zazwyczaj pachną, mają przyjemny kolor i się nie psują. Jak wiele związków może przedostawać się tą drogą do naszego organizmu?
E.Ch.: Zdrowa skóra stanowi dość skuteczną barierę. Problemem są miejsca suche, zaczerwienione, lub ogólnie w złym stanie. Tam skóra jest jak sito. Stan zapalny skóry powoduje, że wchłanianie kosmetyków jest większe. Często jednak pacjenci nie zdają sobie sprawy, że ich skóra choruje. Zdarza się, że przychodzi do mnie pacjentka z innym problemem. Widzę, że ma czerwoną twarz. Pytam, czy wie dlaczego. Mówi, że szła szybko, bo się spieszyła. Ale przecież siedzi już w gabinecie od kilku minut, a wcześniej czekała w poczekalni. To nie jest normalne. Wiele osób lekceważy jednak to, że mają zaczerwienione czoło, zmiany na skórze w okolicy oczu.
H.P.: Czy logiczne jest stwierdzenie, że należy się smarować tym, co można zjeść?
E.Ch.: Coraz popularniejsze staje się używanie różnego rodzaju czystych olejów, a najlepiej ekologicznych. Jeśli ma się zdrową skórę, można smarować się olejami, a nawet smalcem. Ale trzeba pamiętać, że mogą one również uczulać. Jeśli rano budzimy się przesuszeni, albo na skórze pojawiają się zaskórniki, lepiej oleje odstawić. Ja bardzo się obawiam siły marketingu takich ekologicznych producentów. Oni nie widzą dramatów pacjentów, którzy z powodu trądziku czy podrażnień nie wychodzą z domu. Ludzie ze skórą wrażliwą muszą szczególnie uważać na takie ekologiczne produkty.
H.P.: Czy ma pani jakiś ulubiony kosmetyk od lat, czy lubi Pani eksperymentować?
E.Ch.: Ja używam bardziej substancji niż konkretnych kosmetyków. Takich, których działanie udowodniono w badaniach klinicznych. Jest to kwas retinowy, kwasy owocowe, glikolowy, azelainowy, glukonolakton, witamina C i inne antyoksydanty, krem ochronny od słońca i dobry produkt lipidowy. Wiele tych składników znajduje się w kosmetykach przeciwtrądzikowych. Tymczasem to dobra pielęgnacja przeciwstarzeniowa.
H.P.: Dziś mamy nowy oręż w walce z czasem – medycynę estetyczną. Jest coraz więcej preparatów i stosunkowo krótkie doświadczenia z ich stosowaniem. Czy to też może rodzić problemy dermatologiczne?
E.Ch.: Problemy medycyny estetycznej są często efektem oszukiwania przez pacjentów lekarzy. Zdarza się, że chcą trzy razy za dużo i trzy razy za często. Tymczasem wystarczyłoby raz w roku. Dodatkowo tylko 20% gabinetów medycyny estetycznej jest certyfikowanych. Zabiegi wykonuje się w gabinetach kosmetycznych i fryzjerskich. I tam najczęściej zdarzają się powikłania. Pacjent jednak wstydzi się zaskarżyć taki zakład, bo wie, że nie powinien korzystać z jego usług. Najpoważniejsze powikłania to martwica tkanki, zanik gałki ocznej ze ślepotą włącznie. W gabinecie lekarskim w razie powikłań jest zawsze hialuronidaza. Fryzjerzy i kosmetyczki mogą jej nie mieć, a tym bardziej nie wiedzieć, kiedy i jak podać. Mieliśmy pacjentkę, która przyszła z martwicą po takim zabiegu w drugiej dobie. Podawaliśmy jej antybiotyki i sterydy. Na szczęście udało się jej pomóc.
H.P.: Pojawiały się sprzeczne wyniki badań dotyczące metabolizowania toksyny botulinowej. Czy na pewno nie stanowi obciążenia dla wątroby?
E.Ch.: Botoks stosowany jest od lat 80. Ma m.in. zastosowanie w okulistyce. Gdyby był niebezpieczny, z pewnością leczący laserami problemy oczu wykorzystaliby ten fakt marketingowo, aby zdyskredytować konkurencyjne terapie botoksem. W medycynie estetycznej próbowano go wykorzystywać w różnych problemach, np. do uniesienia kącików ust, co się nie sprawdziło. Dziś wiemy, w jakich wskazaniach jest skuteczny i jak go używać.
H.P.: Który z zabiegów medycyny estetycznej – Pani zdaniem – jest faworytem, biorąc pod uwagę profil bezpieczeństwa i spektakularność efektów?
E.Ch.: Jestem zwolenniczką peelingów, które mogą konkurować z zabiegami laserowymi. Robi się je dwa, trzy razy w roku. Na jednym z kongresów medycyny estetycznej w Monte Carlo widziałam pokaz z użyciem peelingu, którego efekt dorównywał chirurgii plastycznej. Myślę, że to ma przyszłość. Bardzo skuteczne są nakłuwacze skóry. Zabieg powinien być wykonywany przez lekarza z zastosowaniem jednorazowych igieł do nakłuwania. Mechanizm działania jest bardzo prosty: nakłuwanie powoduje stymulowanie kolagenu do pracy w miejscu urazu. Zabieg sprawdza się też w likwidowaniu blizn. Wykonany 3 razy w roku przynosi świetne efekty, zwłaszcza w odmładzaniu szyi. Ale nie zdobył dużej popularności. Może dlatego, że jest zbyt tani.