Służba Zdrowia - strona główna
SZ nr 85–92/2012
z 12 listopada 2012 r.


>>> Wyszukiwarka leków refundowanych


Przed sądem lekarskim

Sąsiedzka przysługa

Helena Kowalik

W małej miejscowości, gdzie wszyscy się znają, lekarz idzie czasem pacjentom na rękę. Ale przybijając pieczątkę ponosi odpowiedzialność, również karną.

Sala Naczelnego Sądu Lekarskiego ma wystrój różowy – w tym kolorze są zasłony i tapicerka na krzesłach dla publiczności.

50-letnia dr Anna A. też jest ubrana na różowo. Do tego ostry makijaż, długie tipsy i luźno puszczone włosy ufarbowane na czarno z cyklamenowymi pasemkami układającymi się w gwiazdę.

Trudno odgonić myśl – czy tak może wyglądać lekarz rodzinny? Ale sędziowie, też przecież lekarze, nawet drgnieniem powieki nie zdradzają zaskoczenia.

Obok dr Anny A. na ławie oskarżonych siedzą jeszcze Andrzej M. i Wojciech P. Też lekarze. Dwoje z tej trójki mają wspólny zarzut, natomiast dr P. łączy z obwinionymi adres – są z tej samej Wrześni. Wszyscy zostali już skazani w sądzie powszechnym. Wspomniał o tym przewodniczący składu sądu lekarskiego, gdy referował sprawę.

Upadniesz na beton

Anna A. jest internistką, właścicielką niepublicznej przychodni lekarzy rodzinnych. Andrzej M. opiekuje się pacjentami w tej placówce jako lekarz pierwszego kontaktu.

Wojciech P. ma prywatną lecznicę; ponadto, jako specjalista medycyny pracy, przyjmuje w przychodni lekarza rodzinnego.

Za zgodą Sądu Rejonowego w Poznaniu policja założyła tym lekarzom podsłuch telefoniczny. Wiązało się to z dochodzeniem na szerszą skalę (operacja o kryptonimie „jesion”) funkcjonariuszy wydziału do spraw korupcji Komendy Wojewódzkiej w Poznaniu.

Anna A. i Andrzej M. zostali namierzeni w związku ze sprawą studenta Jacka W. W aktach prokuratora wygląda to tak: dwudziestodwulatek Jacek W. z Wrześni zawalił egzaminy na trzecim roku studiów w Akademii Rolniczej w Poznaniu i groziło mu repetowanie. Jego matka, właścicielka pralni, wymyśliła, że załatwi synowi lewe zaświadczenie lekarskie, które usprawiedliwiałoby nieobecności na zajęciach i nie zaliczone egzaminy semestru zimowego i letniego.

Dr Annę A. znała jako swą klientkę. Poprosiła ją o wystawienie dla syna długotrwałego zwolnienia lekarskiego. Panie wymyśliły chorobę: uraz kręgosłupa na skutek upadku na beton podczas gry w siatkówkę.

Dr A. napisała odręcznie projekt zaświadczenia lekarskiego i przekazała kartkę studentowi. Następnie telefonicznie (nie wiedząc o podsłuchu) wytłumaczyła chłopakowi, na czym polega istota jego rzekomego urazu i co powinien odpowiedzieć, gdyby ktoś z uczelni pytał o symptomy choroby. Jacek W. miał przepisać treść kartki na komputerze, a następnie wrzucić wydruk do skrzynki pocztowej dr. Andrzeja M., wiszącej na płocie przy jego willi.

Student nie mógł odsylabizować pisma dr A., więc wydzwaniał do niej, dukając poszczególne terminy medyczne. A służby tajne nagrywały.

Dr Anna A. została oskarżona o to, że w 2007 r. jako lekarz poświadczyła, w porozumieniu z dr. Andrzejem M. nieprawdę w wystawionym dla studenta zaświadczeniu lekarskim. Sprawa trafiła do sądu powszechnego. Równocześnie Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej w Wielkopolskiej Izbie Lekarskiej wszczął postępowanie wyjaśniające w sprawie nieetycznego zachowania lekarzy.

Dwa lata później zapadł wyrok w sądzie powszechnym: Anna A. została skazana na 8 miesięcy pozbawienia wolności z zawieszeniem na 2 lata. Wobec Andrzeja M. sąd orzekł rok pozbawienia wolności z warunkowym zawieszeniem odbycia kary na 2 lata. Ponadto lekarz miał zapłacić grzywnę.

To polityczna nagonka

Na pierwszej rozprawie przed Okręgowym Sądem Lekarskim Anna A. twierdziła, że jest niewinna. Nie wystawiała pacjentowi Jackowi W. żadnego zaświadczenia; na tym, którym dysponował prokurator, nie było jej pieczątki.

– Jacek W. miał mój telefon komórkowy, gdyż leczę jego rodzinę – wyjaśniła obwiniona. – Pewnego dnia zadzwonił z prośbą o odczytanie treści zaświadczenia wydanego przez dr. M., ponieważ miał z tym trudności, a chciał przepisać diagnozę do komputera. Ja mu wyświadczyłam tylko tę przysługę.

– A dlaczego zostaliście państwo skazani przez sąd powszechny? – zapytał przewodniczący sądu korporacyjnego w Poznaniu.

– Bo w prokuraturze obciążyłam się, gdyż zeznawałam pod presją. Na rozprawie adwokat, którego wynajęliśmy za duże pieniądze, zabronił nam cokolwiek mówić, a sam nie zadał żadnego pytania. O uprawomocnieniu się wyroku dowiedzieliśmy się po terminie, gdy już nie można było się odwołać.

Również dr Andrzej M. twierdził, że receptę z diagnozą choroby Jacka W., którą zostawił na kontuarze pralni matki studenta, wypisał bez żadnych podpowiedzi dr. A. Niefortunnie, były to odręczne pisma, a chłopak prosił o wersję elektroniczną.

Sąd: – Nie widząc pacjenta, wystawił pan receptę?

– Tak, ale to nie znaczy, że leczyłem korespondencyjnie. Znałem tego młodego człowieka, był zarejestrowany w moim prywatnym gabinecie. Ponieważ usprawiedliwienie swych nieobecności na zajęciach chciał przesłać do dziekanatu jak najszybciej, e-mailem, dr Anna A. znalazła brudnopis tego zaświadczenia w moim biurku i odczytała mu treść przez telefon. Nie wiedziała, że byliśmy podsłuchiwani.

W odczuciu dr. M. on i jego koleżanka po fachu są ofiarami politycznej nagonki. Zostali oskarżeni na podstawie wymuszonych przez policję zeznań pacjentów. Obciążyła ich nawet matka Jacka W., ponieważ była szantażowana w czasie przesłuchania. Straszyli ją, że jeżeli nie powie po myśli prokuratora, będzie miała kłopoty jako właścicielka pralni, a ponadto o podrobionym zaświadczeniu lekarskim dowiedzą się władze uczelni i syn zostanie skreślony z listy.

Notabene – mimo że pani W. zeznawała pod dyktando śledczego, ten nie dotrzymał słowa i zawiadomił o wszystkim rektora Akademii Rolniczej. Student stracił indeks.

Przewodniczący sądu lekarskiego dążył jednak do wyjaśnień merytorycznych. Pytał, dlaczego w dokumentacji choroby Jacka W., ponoć cierpiącego na uraz kręgosłupa, nie ma opisu wypadku, daty, a także zdjęcia rentgenowskiego.

– Moja wina – kajał się dr M. – Nie zleciłem prześwietlenia, nie opisałem też okoliczności powstania urazu. Jestem trochę bałaganiarzem, jeśli chodzi o papiery.

Tylko narzuty są czyste

Sprawca kłopotów lekarzy, Jacek W., przyznał się, że upadek na beton podczas gry w siatkówkę wymyślił w związku z kłopotami na uczelni. W rzeczywistości nic takiego się nie zdarzyło. Doktora M. znał od dawna, głupio mu teraz, że wprowadził go w błąd. Za zaświadczenie nic nie płacił. Nie mógł odczytać medycznych terminów, dlatego poprosił dr A., aby mu to napisała na komputerze (wersja W., jak widać, różni się od podanej przez lekarkę). Owszem, zabrał potem od dr. A. narzuty do prania, za które nie zapłaciła od ręki. Ale to dlatego, że była stałą klientką jego matki i rachunki regulowała raz w miesiącu.

Jacek W. zeznał, że w czasie przesłuchania grożono mu, że jeśli nie obciąży dr. M., to będzie żałował.

– Nauczyłem się – podsumował swoje doświadczenie – żeby nigdy niczego ważnego nie załatwiać przez telefon, bo nie wiadomo, czy ktoś nie podsłuchuje.

Matka Jacka W. pytana w okręgowym sądzie korporacyjnym o historię lewego zaświadczenia lekarskiego zasłaniała się niepamięcią. Chciała tylko opowiadać o swych przeżyciach podczas przesłuchania: – To było straszne, funkcjonariusze zmieniali się co pół godziny, cały czas mi wmawiali, że kłamię. Męczyli mnie od godziny 9 rano do 5 po południu. Nie miałam nic do picia, bałam się ukarania syna i krachu finansowego, bo nie będę uczestniczyć w miejskich przetargach. Ze strachu już nawet nie wiem, co mówiłam.

Obrońca obwinionych (nie ten, który ich reprezentował przed sądem powszechnym) eksponował polityczne tło publicznego oskarżenia: była ogólnopolska nagonka organów ścigania na lekarzy w celu napiętnowania ich jako łapówkarzy, ludzi skorumpowanych. We Wrześni padło na Annę A. i Andrzeja M.

– Powstaje pytanie – wywodził adwokat – czy sąd lekarski jest bezwzględnie związany wyrokami sądu powszechnego. Moim zdaniem nie, co wynika z art. 8 p. 1 kpk. Wymuszone zeznania złożone w sprawie karnej nie mogą stanowić dowodu obciążającego przed sądem korporacyjnym.

Adwokata żarliwie poparł okręgowy rzecznik odpowiedzialności zawodowej.

– Staje dziś przed sądem – przekonywał – dwoje lekarzy rodzinnych, z całym szacunkiem dla tej nazwy, wiejskich. Przeciwko którym wdrożono ogromny aparat śledczy. Aby ich złapać i skazać, stosowano podsłuch, szantaż pacjentów. Czy to było adekwatne do zarzucanego czynu? Czy dr M. pozbawił kogoś zysku, wywołał uszczerbek na zdrowiu? Nie. Dlatego ukaranie lekarzy budzi mój obywatelski sprzeciw.

Żarliwa obrona odniosła o tyle sukces, że Okręgowy Sąd Lekarski w Poznaniu umorzył dochodzenie wobec Anny A. i Andrzeja M. Jednakże nie dał obwinionym satysfakcji z poczucia, że są bez winy. Nie orzeczono kary tylko dlatego, gdyż, jak wyjaśniał przewodniczący sądu, otrzymali już prawomocne dotkliwe wyroki w postępowaniu karnym. „Sięganie po dodatkowe sankcje w stosunku do tych dwojga w ocenie OSL jest niecelowe”.

To orzeczenie podtrzymał Naczelny Sąd Lekarski, do którego oboje lekarze wnieśli odwołanie o uniewinnienie. Z uzasadnienia: „Sąd jest świadomy, że w małej miejscowości, gdzie wszyscy się znają, lekarz wyświadcza czasem sąsiedzką przysługę. Ale powinien mieć świadomość, że przybijając pieczątkę ponosi za swój czyn odpowiedzialność, również karną”.

Z empatii

Inaczej wyglądała sprawa trzeciego lekarza z Wrześni, dr. Wojciecha P., kierownika niepublicznego zakładu opieki zdrowotnej lekarzy rodzinnych w tej miejscowości. Dr P. jest specjalistą chorób wewnętrznych. Jego placówka z racji podpisania umowy z NFZ ma prawo wydawania zaświadczeń o zdolności do pracy. Lekarz wydawał je często nie badając, a nawet nie widząc pacjenta. Za fatygę brał do kieszeni pieniądze.

Na skutek założonego w jego gabinecie podsłuchu wyszło na jaw, że w takich okolicznościach zaświadczenie o zdolności do kierowania samochodem dostała uczestniczka kursu na prawo jazdy. I ktoś, kto chciał mieć dzień wolny, a już wykorzystał urlop i tę nieobecność w pracy musiał usprawiedliwić zwolnieniem lekarskim. (Lekarz wpisując numer statystyczny rzekomej choroby podał fikcyjny J 10). A także szef firmy budowlanej, który z mocy prawa był zobligowany do wyegzekwowania od swych robotników zaświadczeń, że mogą pracować na wysokościach. Ponadto kandydat na ławnika oraz obsługujący wózek widłowy.

Dr P. nie był zbyt pazerny. Za lewe zaświadczenia brał od 40 do 700 zł od osoby. Jeśli wystawiał zaświadczenia hurtem (np. dla pracodawcy), stosował dodatkowe taryfy ulgowe.

Gdy te praktyki wyszły na jaw (dzięki operacji „jesion”), przyznał się od razu. Na swoje usprawiedliwienie wyjaśniał, że większość osób, którym bez badania, zaocznie, wydał zaświadczenie – znał, bo w przeszłości udzielał im porad lekarskich.

– Nie kierowałem się chęcią uzyskania dodatkowych zarobków – mówił bliski płaczu dr P. przed sądem powszechnym – chciałem wyjść ludziom naprzeciw, to rezultat mojej empatii.

Prokurator za zgodą oskarżonego wniósł o skazanie go bez przeprowadzania rozprawy na karę 1,8 miesiąca pozbawienia wolności z warunkowym zawieszeniem na 4 lata. Ponadto – przepadek korzyści majątkowej (prawie 3 tysiące złotych), 17 tys. złotych grzywny i 3-letni zakaz wydawania zaświadczeń o zdolności do prowadzenia pojazdów. Wyrok jest prawomocny.

A gdzie etyka zawodowa?

Po upływie czasu, przed okręgowym rzecznikiem odpowiedzialności zawodowej w Poznaniu Wojciech P. nie stał już ze spuszczoną głową. Bo też miał w jego osobie gorącego obrońcę.

– Jeżeli aparatem sprawiedliwości kieruje aparatczyk reżimu komunistycznego (rzecznik mówił o 2007 r. – HK), ja mam prawo takie wyroki publicznie podważać, bo znam sposoby przesłuchań. Ja, obywatel Ryszard Smól z takimi esbeckimi technikami się nie zgadzam. Wnoszę o umorzenie tej sprawy.

Jednak płomienna mowa nie pomogła – Okręgowy Sąd Lekarski w Poznaniu uznał dr. P. winnym przewinienia zawodowego, konkretnie – naruszenia godności lekarza, co stanowi art. 1. punkt 3 Kodeksu etyki lekarskiej.

Uzasadniając wyrok sędzia – lekarz zauważył, że wina dr P. nie budzi wątpliwości, bowiem wielokrotne przyjmowanie pieniędzy za wydanie nieprawdziwego zaświadczenia zasługuje na szczególne potępienie. Jest to sprzeniewierzenie się godności zawodowej. Sąd korporacyjny w Poznaniu uznał, że wyrok sądu powszechnego jest za łagodny i orzekł dla lekarza karę surowszą: ogólny zakaz wystawiania wszelkich zaświadczeń przez 2 lata.

Dr P. odwołując się od tego orzeczenia do Naczelnego Sądu Lekarskiego twierdził, że w prokuraturze na świadków były wywierane naciski, zeznania przeciwko niemu zostały zaś wymuszone. A na rozprawie „policja ustawiła sędziego pod swoje potrzeby”.

– W 2007 r. – wyjaśniał – pacjenci skarżyli się, że policja wymusza na nich obciążające mnie zeznania. Wtedy w całym kraju sytuacja polityczna była dla lekarzy niekorzystna, o czym świadczy aresztowanie w warszawskiej klinice znanego kardiochirurga Mirosława G. Byłem przekonany, że jakakolwiek obrona nie ma sensu. Kosztowałoby mnie to dużo czasu i energii, które poświęcam pacjentom. Dlatego poddałem się dobrowolnie karze.

– Nagonka na lekarzy jest faktem – usłyszał obwiniony w Naczelnym Sądzie Lekarskim. – Ale czym innym jest postępowanie karne, a czym innym nieprawidłowość w zakresie Kodeksu etyki lekarskiej. Art. 40 i 41 Kodeksu etyki mówią o wszelkiego rodzaju warunkach, uprawniających lekarza do wydania zaświadczenia o stanie zdrowia. Pan doktor ich nie przestrzegał. Sąd wie, że w małej miejscowości czasem obchodzi się te przepisy. Jednakże wydawanie pacjentom zaświadczeń bez ich zbadania jest nieprawidłowe i ryzykowne.

Z uwagi na skruchę lekarza i przyznanie się do winy, NSL zmniejszył wysokość orzeczonej w Poznaniu grzywny.




Najpopularniejsze artykuły

Ciemna strona eteru

Zabrania się sprzedaży eteru etylowego i jego mieszanin – stwierdzał artykuł 3 uchwalonej przez sejm ustawy z dnia 22 czerwca 1923 r. w przedmiocie substancji i przetworów odurzających. Nie bez kozery, gdyż, jak podawały statystyki, aż 80 proc. uczniów szkół narkotyzowało się eterem. Nauczyciele bili na alarm – używanie przez dzieci i młodzież eteru prowadzi do ich otępienia. Lekarze wołali – eteromania to zguba dla organizmu, prowadzi do degradacji umysłowej, zaburzeń neurologicznych, uszkodzenia wątroby. Księża z ambon przestrzegali – eteryzowanie się nie tylko niszczy ciało, ale i duszę, prowadząc do uzależnienia.

Ile trwają studia medyczne w Polsce? Podpowiadamy!

Studia medyczne są marzeniem wielu młodych ludzi, ale wymagają dużego poświęcenia i wielu lat intensywnej nauki. Od etapu licencjackiego po specjalizację – każda ścieżka w medycynie ma swoje wyzwania i nagrody. W poniższym artykule omówimy dokładnie, jak długo trwają studia medyczne w Polsce, jakie są wymagania, by się na nie dostać oraz jakie możliwości kariery otwierają się po ich ukończeniu.

Diagnozowanie insulinooporności to pomylenie skutku z przyczyną

Insulinooporność początkowo wykrywano u osób chorych na cukrzycę i wcześniej opisywano ją jako wymagającą stosowania ponad 200 jednostek insuliny dziennie. Jednak ze względu na rosnącą świadomość konieczności leczenia problemów związanych z otyłością i nadwagą, w ostatnich latach wzrosło zainteresowanie tą... no właśnie – chorobą?

Najlepsze systemy opieki zdrowotnej na świecie

W jednych rankingach wygrywają europejskie systemy, w innych – zwłaszcza efektywności – dalekowschodnie tygrysy azjatyckie. Większość z tych najlepszych łączy współpłacenie za usługi przez pacjenta, zazwyczaj 30% kosztów. Opisujemy liderów. Polska zajmuje bardzo odległe miejsca w rankingach.

Testy wielogenowe pozwalają uniknąć niepotrzebnej chemioterapii

– Wiemy, że nawet do 85% pacjentek z wczesnym rakiem piersi w leczeniu uzupełniającym nie wymaga chemioterapii. Ale nie da się ich wytypować na podstawie stosowanych standardowo czynników kliniczno-patomorfologicznych. Taki test wielogenowy jak Oncotype DX pozwala nam wyłonić tę grupę – mówi onkolog, prof. Renata Duchnowska.

10 000 kroków dziennie? To mit!

Odkąd pamiętam, 10 000 kroków było złotym standardem chodzenia. To jest to, do czego powinniśmy dążyć każdego dnia, aby osiągnąć (rzekomo) optymalny poziom zdrowia. Stało się to domyślnym celem większości naszych monitorów kroków i (czasami nieosiągalną) linią mety naszych dni. I chociaż wszyscy wspólnie zdecydowaliśmy, że 10 000 to idealna dzienna liczba do osiągnięcia, to skąd się ona w ogóle wzięła? Kto zdecydował, że jest to liczba, do której powinniśmy dążyć? A co ważniejsze, czy jest to mit, czy naprawdę potrzebujemy 10 000 kroków dziennie, aby osiągnąć zdrowie i dobre samopoczucie?

Czy NFZ może zbankrutować?

Formalnie absolutnie nie, publiczny płatnik zbankrutować nie może. Fundusz bez wątpienia znalazł się w poważnych kłopotach. Jest jednak jedna dobra wiadomość: nareszcie mówi się o tym otwarcie.

Cukrzyca: technologia pozwala pacjentom zapomnieć o barierach

Przejście od leczenia cukrzycy typu pierwszego opartego na analizie danych historycznych i wielokrotnych wstrzyknięciach insuliny do zaawansowanych algorytmów automatycznego jej podawania na podstawie ciągłego monitorowania glukozy w czasie rzeczywistym jest spełnieniem marzeń o sztucznej trzustce. Pozwala chorym uniknąć powikłań cukrzycy i żyć pełnią życia.

Zdrowa tarczyca, czyli wszystko, co powinniśmy wiedzieć o goitrogenach

Z dr. n. med. Markiem Derkaczem, specjalistą chorób wewnętrznych, diabetologiem oraz endokrynologiem, wieloletnim pracownikiem Kliniki Endokrynologii, a wcześniej Kliniki Chorób Wewnętrznych Uniwersytetu Medycznego w Lublinie rozmawia Antoni Król.

Soczewki dla astygmatyków – jak działają i jak je dopasować?

Astygmatyzm to jedna z najczęstszych wad wzroku, która może znacząco wpływać na jakość widzenia. Na szczęście nowoczesne rozwiązania optyczne, takie jak soczewki toryczne, pozwalają skutecznie korygować tę wadę. Jak działają soczewki dla astygmatyków i na co zwrócić uwagę podczas ich wyboru? Oto wszystko, co warto wiedzieć na ten temat.

Onkologia – organizacja, dostępność, terapie

Jak usprawnić profilaktykę raka piersi, opiekę nad chorymi i dostęp do innowacyjnych terapii? – zastanawiali się eksperci 4 września br. podczas Forum Ekonomicznego w Karpaczu.

Jakie badania profilaktyczne są zalecane po 40. roku życia?

Po 40. roku życia wzrasta ryzyka wielu chorób przewlekłych. Badania profilaktyczne pozwalają wykryć wczesne symptomy chorób, które często rozwijają się bezobjawowo. Profilaktyka zdrowotna po 40. roku życia koncentruje się przede wszystkim na wykryciu chorób sercowo-naczyniowych, nowotworów, cukrzycy oraz innych problemów zdrowotnych związanych ze starzeniem się organizmu.

Aż 9,3 tys. medyków ze Wschodu ma pracę dzięki uproszczonemu trybowi

Już ponad 3 lata działają przepisy upraszczające uzyskiwanie PWZ, a 2 lata – ułatwiające jeszcze bardziej zdobywanie pracy medykom z Ukrainy. Dzięki nim zatrudnienie miało znaleźć ponad 9,3 tys. członków personelu służby zdrowia, głównie lekarzy. Ich praca ratuje szpitale powiatowe przed zamykaniem całych oddziałów. Ale od 1 lipca mają przestać obowiązywać duże ułatwienia dla medyków z Ukrainy.

Rzeczpospolita bezzębna

Polski trzylatek statystycznie ma aż trzy zepsute zęby. Sześciolatki mają próchnicę częściej niż ich rówieśnicy w Ugandzie i Wietnamie. Na fotelu dentystycznym ani razu w swoim życiu nie usiadł co dziesiąty siedmiolatek. Statystyki dotyczące starszych napawają grozą: 92 proc. nastolatków i 99 proc. dorosłych ma próchnicę. Przeciętny Polak idzie do dentysty wtedy, gdy nie jest w stanie wytrzymać bólu i jest mu już wszystko jedno, gdzie trafi.

Astronomiczne rachunki za leczenie w USA

Co roku w USA ponad pół miliona rodzin ogłasza bankructwo z powodu horrendalnie wysokich rachunków za leczenie. Bo np. samo dostarczenie chorego do szpitala może kosztować nawet pół miliona dolarów! Prezentujemy absurdalnie wysokie rachunki, jakie dostają Amerykanie. I to mimo ustawy, która rok temu miała zlikwidować zjawisko szokująco wysokich faktur.

Leki, patenty i przymusowe licencje

W nowych przepisach przygotowanych przez Komisję Europejską zaproponowano wydłużenie monopolu lekom, które odpowiedzą na najpilniejsze potrzeby zdrowotne. Ma to zachęcić firmy farmaceutyczne do ich produkcji. Jednocześnie Komisja proponuje wprowadzenie przymusowego udzielenia licencji innej firmie na produkcję chronionego leku, jeśli posiadacz patentu nie będzie w stanie dostarczyć go w odpowiedniej ilości w sytuacjach kryzysowych.




bot