Niemal 32,5 tysiąca zachorowań, 14 zgonów – taki jest bilans odry na Ukrainie od stycznia do września 2018 roku. Władze w Kijowie podały tę informację na początku października. Niemal dokładnie w tym samym czasie polski sejm zgodził się na procedowanie projektu ustawy, przewidującego zniesienie obowiązku szczepień ochronnych dzieci i młodzieży.
Decyzja większości sejmowej nie musi zaskakiwać. Nie powinna. Prawo i Sprawiedliwość chlubi się tym, że projektów obywatelskich z zasady nie odrzuca (chyba, że jest to projekt z niemal milionem podpisów pod wnioskiem o referendum w sprawie reformy oświaty lub projekt liberalizacji ustawy antyaborcyjnej, to wtedy tak). 120 tysięcy podpisów, zbieranych w środowiskach ważnych dla PiS (zbiórki pod kościołami), wystarczyło, by uznać projekt za „ważny”, „wymagający refleksji”. O którym poseł PiS Krzysztof Ostrowski (lekarz chorób wewnętrznych, absolwent Akademii Medycznej w Poznaniu) mówił, że będzie okazją do dyskusji o „bardziej racjonalnym systemie szczepień w Polsce”, systemie bliższym „bezpieczniejszym normom europejskim”.
Decyzja sejmu nie powinna zaskakiwać, choć zdecydowanie negatywne stanowisko rządu w sprawie projektu obywatelskiego mogło dawać nadzieję, że przynajmniej część posłów PiS opowie się za jego odrzuceniem w pierwszym czytaniu. Zrobili to jedynie pojedynczy parlamentarzyści, w tym wiceminister zdrowia Józefa Szczurek-Żelazko. Żaden z liderów PiS w obszarze ochrony zdrowia – Tomasz Latos, Andrzej Sośnierz, bardzo aktywny niegdyś w sprawach zdrowotnych Tadeusz Cymański – nie zagłosowali zgodnie ze stanowiskiem rządu. Nie było to, jak podkreślają parlamentarzyści, głosowanie merytoryczne, a formalne. Jednak nie sposób jej bagatelizować.
Obywatelski projekt ustawy przygotowało Ogólnopolskie Stowarzyszenie Wiedzy o Szczepieniach „STOP NOP”. Zasadniczy postulat to zniesienie obowiązku szczepień ochronnych dzieci i młodzieży. Wszystkich. Decyzję o szczepieniu mieliby podejmować rodzice, a samo szczepienie musiałoby być poprzedzone drobiazgowym badaniem lekarskim, obejmującym szereg konsultacji specjalistycznych, gdyby w wywiadzie pojawiły się jakiekolwiek wątpliwości dotyczące bezpieczeństwa szczepienia. Nic dziwnego: lektura projektu i jego uzasadnienia nie pozostawia wątpliwości – szczepienia są procedurą medyczną obarczoną ogromnym ryzykiem. Co ciekawe, pomysłodawcy chcą utrzymania szczepień akcyjnych, prowadzonych w przypadku zagrożenia epidemicznego (!). Nie uzasadnili, dlaczego szczepienia prowadzone w sytuacji, gdy wirus krąży w populacji (a więc szczepione mogą być osoby już zarażone) mają być bezpieczniejsze, niż szczepienia podawane dzieciom zdrowym. Prace nad takim właśnie nielogicznym, niespójnym projektem poparli posłowie, również profesjonaliści medyczni (lekarze i pielęgniarki).
Sejm przez ponad dwadzieścia minut musiał słuchać uzasadnienia wygłaszanego przez Justynę Sochę, agentkę ubezpieczeniową i samozwańczy autorytet w sprawach szczepień ochronnych. Posłowie dowiedzieli się między innymi, że odporność zbiorowiskowa jest mitem, że za przymusem szczepień ochronnych dzieci i młodzieży nie przemawia interes zdrowotny społeczeństwa, ale interes ekonomiczny koncernów farmaceutycznych, że obowiązek szczepień łamie prawa człowieka (i że zostało to potwierdzone przez europejskie sądy), i – oczywiście – że szczepienia wywołują autyzm. I choć żadne z tych twierdzeń nie jest zgodne z faktami, tylko posłowie klubów opowiadających się za odrzuceniem projektu w pierwszym czytaniu stawiali wnioskodawcom niewygodne pytania – choćby o to, kto poniesie odpowiedzialność za prawdopodobny, po zniesieniu obowiązku szczepień, wzrost zachorowań na choroby, które i tak nie dają o sobie zapomnieć (odra, krztusiec). Za powikłania i zgony z powodu tych chorób – również.
Jednak to nie wystąpienie Justyny Sochy w czasie debaty trzeba uznać za kluczowe. Po niej na mównicę wyszedł reprezentant Prawa i Sprawiedliwości. Poseł Krzysztof Ostrowski, deklarując się jako zwolennik szczepień ochronnych, jednocześnie przez większość swego wystąpienia jednoznacznie podsycał obawy przed szczepieniami. Najgłośniejszym echem odbiła się jego wypowiedź o związkach rtęci, obecnych w szczepionkach – w tym podawanej noworodkom szczepionce przeciw WZWB, w której, według posła, dawka neurotoksycznej rtęci przekracza kilkadziesiąt razy bezpieczną dawkę dla dorosłego. To oczywiste kłamstwo dwa dni później (dlaczego nie od razu?) prostował Urząd Rejestracji Leków i Produktów Leczniczych. Ale antyszczepionkowych wtrętów w wystąpieniu posła Ostrowskiego było znacznie więcej. Mówił o Francji, w której mimo „intensywnej proszczepionkowej propagandy” kilkadziesiąt procent obywateli nie ufa szczepieniom, o naukowcach domagających się odstąpienia od szczepień obowiązkowych. Gdy zabrał głos powtórnie, już w czasie dyskusji poselskiej, umniejszał znaczenie zachorowania na odrę, którą nazwał „najłagodniejszą chorobą zakaźną”, powołując się na autorytet „starych pediatrów”.
Większość posłów PiS, biorących udział w debacie podkreślała dwie kwestie. Po pierwsze, rodzicom, którzy obawiają się o bezpieczeństwo szczepień, dyskusja nad projektem „po prostu się należy”. Po drugie, w wielu krajach europejskich obowiązku szczepień nie ma – czy w związku z tym Polacy również nie mogą z niego zrezygnować? – Latacie do Brukseli skarżyć się na polski rząd za łamanie prawa, pan Schetyna płacze w rękaw Angeli Merkel, a powinien pan wiedzieć, że w Niemczech i w Belgii nie ma obowiązkowych szczepień – atakowała Platformę Obywatelską Bernadeta Krynicka (pielęgniarka), posłanka nieustannie wdająca się w polemiki z szefem Komisji Zdrowia Bartoszem Arłukowiczem. Oddając sprawiedliwość, zdecydowanie za szczepieniami opowiedziała się w trakcie debaty posłanka partii rządzącej Alicja Kaczorowska (lekarz).
Poparcie dla projektu zapowiedzieli też posłowie Kukiz’15 (z tego klubu wywodzą się członkowie działającego od początku kadencji parlamentarnego zespołu ds. bezpieczeństwa szczepień ochronnych, z których żaden nie ma wykształcenia medycznego, zaś głównym ekspertem zespołu jest Justyna Socha) oraz prawicowi posłowie niezrzeszeni. Argumenty – od formalnych „trzeba uszanować wolę obywateli”, „trzeba rozmawiać” (przemawiający w imieniu klubu Kukiz’15 Paweł Szramka) po jawnie kwestionujące zasadność nie tylko obowiązku szczepień, ale szczepień jako takich („szczepienia to eksperyment medyczny”, Jacek Wilk).
Platforma Obywatelska, Nowoczesna, PSL-UED zdecydowanie broniły obowiązku szczepień ochronnych. – Dożyliśmy czasu w Polsce, w którym z tej mównicy mówi się o dzieciach z in vitro, że mają bruzdę na czole, dożyliśmy czasów, kiedy z mównicy sejmu mówi się o tym, żeby znieść obowiązkowe szczepienia, że szczepienia szkodzą, że dzieci umierają po szczepieniach. Z tym, że pani te głupoty medyczne opowiada można sobie poradzić, ale to, że największy klub rządzący dzisiaj w Polsce, klub PiS mówi wprost – jesteśmy za tym, żeby tę ustawę procedować dalej, żeby znieść obowiązkowe szczepienia dla naszych dzieci. Wiecie co? To jest skandal – grzmiał były minister zdrowia Bartosz Arłukowicz, zapowiadając wniosek o odrzucenie projektu w pierwszym czytaniu. – Jesteście skrajnie niebezpieczni – wtórował mu podczas debaty klubowy kolega Michał Stasiński, przypominając, że to Polsce świat zawdzięcza pierwszą skuteczną szczepionkę przeciw polio, którą stworzył w 1950 roku Hilary Koprowski.
– Cel ustawy, jakim jest zniesienie obowiązku szczepień ochronnych, w świetle wiedzy medycznej dyskwalifikuje ten projekt – podkreślał Marek Ruciński. Jego była klubowa koleżanka, posłanka Joanna Schmidt akcentowała zaś, że wolność człowieka ma swoje granice – i tą granicą jest odpowiedzialność za zdrowie i życie innych ludzi.
– Szczepienia to największe odkrycie medycyny i najskuteczniejsze narzędzie do walki z chorobami zakaźnymi. Ich powszechne stosowanie minimalizuje ryzyko wystąpienia śmiertelnych epidemii, które w przeszłości dziesiątkowały ludzi – przypominał Krystian Jarubas (PSL-UED). Warto jednak podkreślić, że wbrew zapowiedziom tego klubu połowa posłów ostatecznie poparła projekt antyszczepionkowców.
Już kilka godzin przed debatą było jasne, że rząd negatywnie ocenia projekt przewidujący zniesienie obowiązku szczepień – zapowiedział to w mediach minister zdrowia Łukasz Szumowski. W sejmie stanowisko to prezentował Główny Inspektor Sanitarny, Jarosław Pinkas. Po odczytaniu stanowiska rządu przedstawił posłom własną, pełną emocji, refleksję. Mówił o fałszywych informacjach krążących na temat szczepień w Internecie (do czerpania informacji z Internetu przyznawał się np. poseł Krzysztof Ostrowski), o błędach popełnionych zarówno przez środowisko medyczne, jak i polityków, i osób odpowiedzialnych za zdrowie publiczne (brak umiejętności komunikowania się z pacjentami, brak kampanii edukacyjnych poświęconych szczepieniom). Przekonywał, że debata na temat szczepień jest ważna, ale nie powinna się odbywać nad projektem zagrażającym bezpieczeństwu zdrowotnemu społeczeństwa. – To jest moja misja, zatrzymać to! – podkreślał, przywołując pamięć prof. Zbigniewa Religi, autorytetu ważnego (przynajmniej w sferze deklaracji) dla posłów PiS. Nie wystarczyło.
Nie wystarczyły również apele samorządu lekarskiego (prezydium Naczelnej Rady Lekarskiej jeszcze w dniu głosowania zwracało się do posłów, przede wszystkim lekarzy, o odrzucenie projektu w pierwszym czytaniu). Nie wystarczyły zdecydowane wypowiedzi ministra zdrowia oraz cieszącej się znacznie silniejszą pozycją w rządzie i w partii minister rodziny, pracy i polityki społecznej. – Koniecznie trzeba utrzymać obowiązek szczepień – mówiła w publicznym radiu w dniu głosowania Elżbieta Rafalska. – Słyszę głosy, że skoro jest to projekt obywatelski, to może debata jest potrzebna; może trzeba to przedyskutować, by rozwiązać wątpliwości. Nie mam żadnych podstaw do tego, żeby mówić, że zagłosuję za tym projektem, byłoby to niebezpieczne i groźne – dodała (nie wzięła udziału w głosowaniach).
Sejm zdecydował o kontynuowaniu prac. Oczywiście, trudno wykluczyć, że antyszczepionkowy projekt – który co prawda nie trafił na śmietnik – wyląduje w sejmowej zamrażarce (tam, gdzie tkwią od wielu miesięcy choćby projekty obywatelskie dotyczące wzrostu nakładów na ochronę zdrowia czy wynagrodzeń). Jednak nawet jeśli tak się stanie, sama debata wyrządziła wiele szkód przez wprowadzenie do głównego nurtu dyskusji publicznej „guseł i chochlików”, jak podsumował argumenty przeciw szczepieniom jeden z posłów opozycji. A posłowie-lekarze, którzy przyłożyli rękę do tego festiwalu zabobonów, muszą się liczyć z konsekwencjami. OIL w Poznaniu już rozpoczęła postępowanie w sprawie wypowiedzi Krzysztofa Ostrowskiego. Prezes OIL w Warszawie, Łukasz Jankowski, wysłał wnioski do Rzecznika Odpowiedzialności Zawodowej przy Naczelnej Izbie Lekarskiej w sprawie wszystkich posłów-lekarzy, których postawa podczas debaty i głosowania nad projektem może podważać zaufanie do zawodu lekarza.