„Wirus paniki” to lektura obowiązkowa dla tych, którzy podejmują decyzje w obszarze szczepień ochronnych. Choć w zasadzie powinni po nią sięgnąć wszyscy, którzy chcą zrozumieć mechanizmy rządzące współczesnymi społeczeństwami
„Anegdoty i przypuszczenia, nawet jeśli wydają nam się głęboko słuszne, nie prowadzą do poznania prawd uniwersalnych – do tego służą eksperymenty, których wyniki podlegają weryfikacji niezależnych badaczy. Intuicja przywiodła nas do Towarzystwa Płaskiej Ziemi i upuszczania krwi, a eksperymenty do wysłania ludzi na Księżyc i mikrochirurgii” – pisze w swojej książce „Wirus paniki” amerykański dziennikarz Seth Mnookin. Pod koniec września ukazało się, nakładem Wydawnictwa Czarne, polskie wydanie książki, która – jak głosi podtytuł – zawiera historię kontrowersji wokół szczepionek i autyzmu. Jednak tak naprawdę, zawiera o wiele więcej. I może dlatego, czytając, ma się niekiedy ochotę wstać, i – bez cienia przesady – bić brawo.
„Wirus paniki” śmiało może konkurować o miejsce na podium w kategorii „Najważniejsze książki wszech czasów”. Choćby dlatego, że w przystępny – i jednocześnie merytoryczny – sposób wyjaśnia niewytłumaczalne: jak to się stało, że równocześnie z niewątpliwym, epokowym osiągnięciem medycyny, jakim było zwycięstwo nad większością chorób zakaźnych, dziesiątkujących wcześniej kolejne roczniki, wyhodowano – w niezauważony sposób – przeciwciała przeciw szczepieniom. Ruch kwestionujący bezpieczeństwo i konieczność szczepień.
Wyhodowano, bo Mnookin dowodzi, że oddolne ruchy antyszczepionkowe nie wzięły się znikąd. Że nie można pełną odpowiedzialnością obarczyć Andrew Wakefielda, choć bez wątpienia jest to główny „czarny charakter” tej opowieści.
Współodpowiedzialnymi są – niespodzianka? – sami naukowcy, a przede wszystkim instytucje, których zadaniem jest dbałość o zdrowie publiczne. Liczba błędów, popełnionych w nieuniknionych przecież sytuacjach kryzysowych, jest ogromna. Nieuniknionych, bo gdzie działanie, tam zawsze możliwy jest błąd, a więc i będący jego konsekwencją kryzys, a gdy mówimy o działaniach zakrojonych na wielką skalę, jak powszechne szczepienia, ryzyko w sposób oczywisty rośnie.
Jednak bodaj największymi winowajcami, twórcami wprost cieplarnianych warunków dla rozprzestrzeniania się śmiercionośnego „wirusa paniki” są media. Nie tabloidowe, nie społecznościowe. Również te najbardziej szanowane media – BBC, „The Guardian”, najpoważniejsze dzienniki i tygodniki po obydwu stronach Atlantyku, które utorowały drogę spiskowym teoriom. Nie do końca jest jasne, w imię czego. Bez tego medialnego wsparcia wirus, o którym pisze Mnookin, i tak, w dobie Internetu, swobodnie by się przemieszczał, jednak – można założyć z dużym prawdopodobieństwem – nie miałby takiej mocy rażenia lub zaatakowałby z większym opóźnieniem. Wtedy gdy na scenę, jako ostatni rozgrywający, wkroczył Internet: narzędzie komunikacji, kreujące w nieprawdopodobnym tempie społeczności z jednostek, które wcześniej nie miałyby żadnych szans się spotkać, ani nawet dowiedzieć o swoim istnieniu.
„Wirus paniki” nie opowiada więc – pozornie – o niczym, czego wcześniej byśmy nie wiedzieli. Brak konsekwencji (a do pewnego stopnia wręcz kunktatorstwo) elit naukowych, urzędników i polityków, pogoń za sensacją wpływowych dziennikarzy, rola nowych mediów i Internetu – każdy, kto interesuje się historią ruchów antyszczepionkowych samodzielnie może wyliczyć przykłady z teraźniejszości, a także bliższej i dalszej przeszłości, potwierdzające słuszność tez stawianych przez autora książki.
Jej lektura każe się jednak zastanowić nad jeszcze jedną, zupełnie fundamentalną kwestią. Jakkolwiek absurdalnie brzmią teorie łączące autyzm i MMR, autyzm i tiomersal, szczepienia i epidemie chorób cywilizacyjnych, czy grzechem pierworodnym, który uruchomił całą lawinę tych teorii – na długo przed pojawieniem się na scenie Wakefielda – nie była arogancja tych, którzy „wiedzą”? Wiedzą, czyli rozumieją skomplikowane mechanizmy immunizacji. Wiedzą, czyli przejrzeli wirusy i bakterie na wylot. Wiedzą, i uważają, że wszyscy inni muszą – powinni – korzystać ze szczepień bez oczekiwania na sensowne i przystępne wyjaśnienia.
Arogancja nie zamyka drogi wątpliwościom. Wątpliwość zaś nie jest patogenem. Mutuje, staje się wirusem, również pod wpływem arogancji.