Grażyna Gęsicka
przedstawicielka Parlamentu RP (PiS)
Przewodnicząca Klubu Parlamentarnego PiS. Socjolog i polityk.
W 1974 r. ukończyła studia w Instytucie Socjologii UW, w 1985 r. uzyskała stopień dr. nauk w dziedzinie socjologii. Pracowała jako adiunkt w Instytucie Socjologii UW, była członkiem Polskiego Towarzystwa Socjologicznego oraz Association Internationale des Sociologues de Langue Francaise. Uczestniczyła w obradach okrągłego stołu w komisji ds. górnictwa.
W latach 1989–1991 była koordynatorem naukowym ośrodka badań związkowych NSZZ „Solidarność” Regionu Mazowsze, wykonywała ekspertyzy dotyczące rozwoju lokalnego i regionalnego, m.in. na rzecz Komisji Europejskiej, Banku Światowego, rządu i Sejmu RP, władz lokalnych i regionalnych. W 1995 r. została stałym doradcą nadzwyczajnej komisji sejmowej ds. zasad polityki regionalnej państwa. W latach 1995–1996 zastępca kierownika programu Phare „Inicjatywy lokalne na rzecz rozwoju społeczno-ekonomicznego”.
Od 1998 do 2001 r. podsekretarz stanu w Ministerstwie Pracy i Polityki Społecznej. W kampanii parlamentarnej w 2005 r. doradzała PO i reprezentowała tę partię w negocjacjach koalicyjnych z PiS w ramach zespołu zajmującego się wykorzystaniem funduszy UE.
W październiku 2005 r. została ministrem rozwoju regionalnego w rządzie Kazimierza Marcinkiewicza, w lipcu 2006 r. – w rządzie Jarosława Kaczyńskiego. We wrześniu 2007 r. odwołana z urzędu ministra z jednoczesnym powołaniem na sekretarza stanu w Ministerstwie Rozwoju Regionalnego; była kierownikiem tego resortu, a następnie ponownie ministrem rozwoju regionalnego.
W wyborach parlamentarnych w 2007 r. uzyskała mandat poselski kandydując z listy PiS. Miała 59 lat.
Mogła zrobić jeszcze dużo dobrego
Grażyna Gęsicka była wiceministrem pracy w rządzie Jerzego Buzka, którego również byłem członkiem. Po przegranych wyborach w 2001 r. współpracowała z byłym premierem Jerzym Buzkiem, prowadząc w szkole „Przymierza Rodzin” w Warszawie wykłady dotyczące przygotowywania projektów finansowanych przez Unię Europejską.
Odwiedzałem ją w siedzibie Polskiej Agencji Przedsiębiorczości. Pamiętam długą rozmowę o tym, jak się odnaleźć w nowych, trudnych dla nas realiach politycznych. Rozmawialiśmy, gdy po spotkaniu z Jerzym Buzkiem, Zbigniewem Religą i innymi politykami, zorganizowanym w Łęczycy, odwoziłem ją do domu w Warszawie. To była jedna z licznych prób konsolidacji środowisk prawicowych.
Bardzo nas zbliżały wspomnienia z naszego rodzinnego Olsztyna. Wkrótce koło losu politycznego się zmieniło i brano ją pod uwagę jako kandydata Platformy Obywatelskiej na stanowisko ministra ds. funduszy europejskich.
Grażyna Gęsicka była wybitnym fachowcem, osobą o ogromnym potencjale intelektualnym, wykorzystywanym potem w rządzie premiera Kazimierza Marcinkiewicza, a później Jarosława Kaczyńskiego. I chociaż w końcu znaleźliśmy się w różnych partiach, jej wiedza i doświadczenie były bardzo wysoko cenione. Z pewnością mogła zrobić jeszcze bardzo dużo dobrego dla naszego państwa, któremu zawsze gotowa była z poświęceniem służyć.
Wiem, że pod koniec marca przedstawiła pakiet „4x4”. Chodziło jej o współpracę w Sejmie z PO, Lewicą i PSL. Minimum w 4 sprawach: rodziny, gospodarki, polskiej prezydencji w UE i ustroju państwa. Czytałem, że zdążyła w tej sprawie napisać list do szefów wszystkich trzech klubów. (Prawo i Sprawiedliwość, jako największa partia opozycyjna, jest gotowa do współdziałania dla realizacji interesu Polski – deklarowała – przyp. red.).
W czwartek 22 kwietnia miał być pogrzeb Grażynki. Został odwołany
– ciało nie wróciło z Moskwy.
Wojciech Maksymowicz,
były minister zdrowia dziekan Wydziału Nauk Medycznych Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego
Zawsze chciała nieść pomoc
Na punkcie polityki rodzinnej dosłownie sfiksowana – to była jej pasja.
Nie wiem, jak nasz klub parlamentarny będzie bez Niej funkcjonował. Mimo że bardzo krótko była naszą szefową, wszyscy wiązaliśmy z tym wielkie nadzieje. Grażynka miała ogromną wiedzę, zawsze była świetnie przygotowana do rozmowy. A do tego była świetnie zorganizowana.
Czasem osoby, które pełnią lub pełniły ważne stanowiska, stają się niedostępne. A ona, mimo że pracowała w rządzie, nie tworzyła żadnego dystansu.
Była bardzo wymagająca, ale potrafiła polecenia czy prośby tak sformułować, że głupio byłoby jej odmówić. Przekonywała nas z takim wdziękiem, z tak rozbrajającym uśmiechem, że nie miało się do niej żadnego żalu – nawet jeśli sprawa, którą przydzieliła do załatwienia, powodowała, że trzeba było zostać w Warszawie kilka dni dodatkowo.
Nie musiała nas zmuszać do działania. Jej autorytet był tak silny, że miękł każdy. Podczas zebrań klubu wystarczyło, że raz powiedziała: „Kochani, proszę was o ciszę”, a gwar natychmiast cichł. Ta sztuka nigdy nie udawała się Przemkowi Gosiewskiemu.
Kochała politykę, ale też cierpiała, bo nie lubiła tych wszystkich przebieranek. Wolała zająć się pracą merytoryczną, niż pójść do fryzjera czy kupić nowy kostium. Te ostatnie były dla niej zdecydowanie mniej ważne. Czasem się zżymała i głośno narzekała, że musi to zrobić, bo dostała „polecenie” (od osób odpowiedzialnych za wizerunek medialny). Ale szła jednak do tego fryzjera.
Jolanta Szczypińska, posłanka PiS
bot