Izabela Jaruga-Nowacka
przedstawicielka Parlamentu RP (SLD)
Urodziła się w Gdańsku, ukończyła studia etnograficzne na UW, pracowała w Instytucie Polityki Naukowej i Szkolnictwa Wyższego (1974–1976) oraz Polskiej Akademii Nauk (do 1986 r.). Poseł II oraz IV–VI kadencji Sejmu RP.
Aktywność polityczną rozpoczęła od działań związanych z obroną praw człowieka, szczególnie praw kobiet. Od połowy lat 80. działała w Lidze Kobiet Polskich. Przez 2 kadencje pełniła funkcję przewodniczącej ZG tej organizacji. W roku 2005 przez organizacje działające na rzecz praw kobiet nominowana wśród 1000 innych kobiet do Pokojowej Nagrody Nobla. Posłanka Unii Pracy w 1993 r. oraz SLD i w 2001 r. SLD-UP. Wtedy też objęła stanowisko Pełnomocniczka Rządu ds. Równego Statusu Kobiet i Mężczyzn.
W rządzie Marka Belki została ministrem bez teki oraz drugim, obok Jerzego Hausnera, wicepremierem (ds. komunikacji społecznej).
Była osobą zaangażowaną w promowanie tolerancji i równouprawnienia płci. Matka dwóch córek: Barbary i Katarzyny, żona prof. Jerzego Nowackiego, rektora Polsko-Japońskiej Wyższej Szkoły Technik Komputerowych w Warszawie. Miała 60 lat.
Co z tego będzie miał pacjent?
Iza Jaruga-Nowacka była dla mnie niezwykłym zjawiskiem na scenie politycznej.
Fascynowało mnie w niej na przykład to, jak można, mając zdecydowanie feministyczne poglądy, być tak kobiecą i tak doceniać tradycyjną rodzinę.
Fascynowała mnie jej umiejętność dostrzegania problemów, gdzie były one naprawdę, choć wielu ich nie widziało lub widzieć nie chciało.
Fascynowała mnie jej odwaga głośnego mówienia o tych problemach i drażnienia naszych sumień.
Bycie człowiekiem lewicy nie oznaczało dla niej walki o stołki, ale o poprawę losu słabszych. Była utrapieniem dla tych, którzy na społeczeństwo patrzyli przez liczby wypracowanego PKB czy wynik gospodarczy. Zapewne wielu kolegów w rządach, w których zasiadała, doprowadzała do szewskiej furii, stawiając ciągle pytania o los ludzi słabych, biednych i wykluczonych, o zasadność działań rządu z punktu widzenia zwykłego człowieka.
Była trudnym partnerem, gdy mówiła o biedzie i wykluczeniu, żądała dodatkowych środków na poprawę losu wielu ludzi. Także wtedy, a może przede wszystkim wtedy, gdy rządy lewicy odziedziczyły ogromną dziurę budżetową.
Niewielu pamięta, że to ona doprowadziła do likwidacji starego portfela, który różnicował emerytów. Zawsze, gdy mogła, walczyła o waloryzację rent i emerytur.
Zdarzało się nam dyskutować o reformach służby zdrowia, i tych lewicowych, i następnych. To, co mnie uderzało w tych rozmowach, to fakt, że na wszystko patrzyła przez pryzmat człowieka. Jej pytania nie dotyczyły kwestii: jeden płatnik czy wielu, ubezpieczenia dodatkowe czy nie?
Pytała: – No, dobrze, skoro tak przyjmiemy, to co z tego będzie miał pacjent? Pielęgniarka? Lekarz?
Uważałam często, że jej walka o prawa kobiet nie ma sensu. Od jakiegoś czasu żałuję, że takich Iz nie ma wystarczająco dużo. Wiele lat temu mówiłam: „Parytetowi – NIE!”. Iza pytała wtedy, czy wiem i czy rozumiem, że niewiele kobiet ma to szczęście, że ich partner życiowy wspomaga je w wychowywaniu dzieci, pracach domowych itp., by mogły realizować swoje społeczne pasje.
Dziś wiem, że miała rację. Była świetnym Pełnomocnikiem, przepraszam, świetną Pełnomocniczką Rządu ds. Równego Statusu Kobiet i Mężczyzn. Zainicjowała i doprowadziła do uchwalenia ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie, a w Kodeksie pracy wprowadziła przepisy chroniące przed dyskryminacją.
Pełnienie funkcji rządowych było dla niej nie tylko przywilejem, ale przede wszystkim – obowiązkiem i służbą słabszym. Jako minister polityki społecznej doprowadziła do zwielokrotnienia pomocy państwa dla najuboższych. To dzięki jej działaniom wydatki państwa na dożywianie dzieci wzrosły czterokrotnie. A co to znaczy, wiedzą ci, których dzieci mogły nie być głodne.
Dbała o sprawy bezdomnych, o dzieci, o kobiety, które nie mały tyle siły, szczęścia ani woli walki, co Izabela Jaruga-Nowacka.
Joanna Nowak-Kubiak,
b. dyrektor Biura Organizacyjno-Prawnego w Centrali NFZ, prowadzi kancelarię prawniczą doradzającą placówkom medycznym
Potrafiła pięknie występować
Poznaliśmy się 20 lat temu – była jednym z liderów Unii Pracy. Przez cały okres demokracji dała się poznać jako wybitna, chciałoby się powiedzieć – polityk, ale Ona powiedziałaby „polityczka”.
Konsekwentnie walczyła o sprawy ludzi słabszych, kobiet i tych, którzy znajdują się w trudnej sytuacji. In vitro, przerywanie ciąży, planowanie rodziny – to problemy, którymi zajmowała się od początku swojej działalności publicznej. I zajmowała się nimi do końca.
Była elegancką, piękną kobietą. Jej nieustępliwość i konsekwencja również były wyjątkowe. Na polskiej scenie politycznej nie było takiej kobiety, takiego polityka, który przez 20 lat tak konsekwentnie walczyłby i potrafił tak pięknie występować. I to nie po to, by łatwo zyskiwać poklask, jak to dziś bywa w płytkich debatach telewizyjnych, ale po to, by poruszyć istotny problem.
Kiedy była wicepremierem w rządzie Marka Belki, doprowadziła do tego, że część jej wcześniejszych działań zmieniła się w ustawy, np. w ustawę w sprawie przemocy.
W relacjach prywatnych była uroczą osobą. Miała wiele zainteresowań: była zafascynowana Dalekim Wschodem, literaturą, tym, co się dzieje w kulturze.
Była politykiem, nie – polityczką, jakiej nam potrzeba w polskim życiu politycznym i społecznym. Zawsze ich było za mało, teraz jest jeszcze mniej.
Marek Balicki,
były minister zdrowia poseł na Sejm I i II kadencji, senator V kadencji
Nie mam łez
Izabelę Jarugę-Nowacką spotykałam wśród działaczy nowopowstałej na początku lat 90. partii Unia Pracy. Widywałam Ją już wcześniej, kiedy pracowałam w MZiOS, na konferencjach dotyczących problemów społecznych. Reprezentowała wówczas Ligę Kobiet.
Później los nas połączył – z Unią Pracy i Sejmem (obie byłyśmy posłankami UP w II kadencji Sejmu).
Izabela pozostała w Sejmie, ja byłam senatorką. Obie z UP, obie znalazłyśmy miejsce wśród założycieli Klubu im. Zofii Kuratowskiej.
Dziś nie ma Klubu, nie ma Izy, nie mam słów ani łez.
Krystyna Sienkiewicz,
wiceminister zdrowia w rządzie T. Mazowieckiego, poseł na Sejm II kadencji, senator V kadencji
Ambasadorka spraw pielęgniarek i położnych
Kiedy 20 lat temu poznałam Izabelę Jarugę-Nowacką, była posłem i członkiem Unii Pracy. Z przyjaciółmi tworzyliśmy wówczas zręby struktur samorządności pielęgniarek i położnych, w Sejmie pilotowaliśmy uregulowania prawne dotyczące samorządności zawodowej.
To były trudne czasy; pracy tej towarzyszyła często agresja ze strony osób nierozumiejących naszych problemów.
I wtedy azylem dla nas, miejscem życzliwym i przyjaznym, było sejmowe biuro Unii Pracy, gdzie pomogli, pocieszyli, nakarmili. Potem każde inne miejsce, w którym pracowała Izabela Jaruga-Nowacka, też emanowało ciepłem i życzliwością.
Przez całe lata była dobrym ambasadorem spraw pielęgniarek i położnych. Nie zapomnę, z jaką determinacją broniła spraw naszego środowiska przy wejściu Polski do Unii Europejskiej (m.in. zasady uznawalności dyplomów).
Trzeba będzie kiedyś o tym opowiedzieć, by pamiętano, bo na to zasłużyła.
Anna Grajcarek, b. przewodnicząca Małopolskiej OIPiP Prezes Fundacji „Ad Vocem”, Kraków
Ostatnie spotkanie
Wicepremier, minister polityki społecznej, poseł na Sejm RP – a dla mnie po prostu Iza. Była niezwykle odważną kobietą, orędowniczką spraw trudnych, bo tych z obszaru polityki społecznej, czyli tzw. ludzkich.
Cechowała Ją determinacja w działaniach, ale robiła wszystko z właściwym sobie taktem i urokiem osobistym.
Była moją klubową Koleżanką, zawsze uśmiechniętą, życzliwą, gotową wysłuchać i wspomóc w działaniach.
Tak się złożyło, że Iza Jaruga-Nowacka – 24 lutego br., a Jurek Szmajdziński – 26 marca br., gościli z wizytą w Wałbrzychu. Dla mnie osobiście była to okazja, aby z nimi porozmawiać, powspominać i posnuć plany na przyszłość.
Krystyna Herman, posłanka III i IV kadencji Sejmu RP
bot