Zbigniew Wassermann
przedstawiciel Parlamentu RP
Polityk, prawnik, prokurator, w latach 2005-2007 pełnił funkcję ministra – członka Rady Ministrów w rządzie Kazimierza Marcinkiewicza i później w rządzie Jarosława Kaczyńskiego, poseł na Sejm IV, V i VI kadencji.
W 1972 ukończył studia na Wydziale Prawa UJ w Krakowie, następnie pracował w prokuraturze. W latach 80. uczestniczył w krakowskim duszpasterstwie prawników.
W 2000 nowy minister sprawiedliwości, Lech Kaczyński, zaproponował mu objęcie funkcji szefa Prokuratury Krajowej, ostatecznie pozostał jedynie p. o. prokuratora krajowego. Po dymisji Lecha Kaczyńskiego ze stanowiska ministra sprawiedliwości zaangażował się w działalność Prawa i Sprawiedliwości. We wrześniu 2001 r. został posłem na Sejm IV kadencji z listy PiS w okręgu krakowskim. We wrześniu 2005 ponownie wybrany posłem na Sejm w okręgu krakowskim. Był ministrem, koordynatorem służb specjalnych w rządzie Kazimierza Marcinkiewicza, w lipcu 2006 ponownie powołany na to stanowisko w rządzie Jarosława Kaczyńskiego. W 2007 r. w wyborach parlamentarnych trzeci raz uzyskał mandat poselski.
Był mistrzem słuchania
Do posła Zbigniewa Wassermanna kilkakrotnie zwracałam się o pomoc. Na ogół chodziło o pomoc dla osób, których prawa zostały naruszone, a system obrony nie zadziałał, albo które ze względu na swoją bezradność i zagubienie nie potrafiły wyegzekwować swoich praw.
Z tych spotkań najbardziej zapamiętałam cierpliwość, z jaką wszystkich wysłuchiwał. Zawsze kompetentny, bardzo rzeczowy, życzliwy, umiał słuchać – to był prawdziwy mistrz słuchania, niestety, niewielu tak potrafi.
Anna Grajcarek
Prezes Fundacji „Ad Vocem”, Kraków
Świetnie gotował
Szalenie ciepły i życzliwy człowiek. Poznałam go podczas pielgrzymki papieskiej na Błoniach w Krakowie. Gościł prezesa i mnie u siebie w domu. Spotkanie zaczęło się od obiadu. Był wspaniały gulasz. Pytamy, kto to przygotował? A Zbyszek krótko: „Ja”. Szef zrobił wielkie oczy ze zdziwienia i pyta: „To pan gotuje?” Zbyszek zaczął opowiadać, że bardzo lubi gotować. I tłumaczyć się – tak, jakby próbował się usprawiedliwić, bo chciał jeszcze coś upiec, ale nie zdążył.
W Sejmie miał bardzo dużo pracy i przyznam się, że nie wiem, jak to wszystko ogarniał. Ale jednocześnie wiedzieliśmy, że mimo nawału zajęć, zawsze pomoże każdemu, kto go o to poprosi. Pamiętam, że poprosiłam, żeby przyjechał na organizowany przeze mnie zjazd do Szczecina. Był wtedy ministrem i łatwo mógł się wykręcić obowiązkami. Ale przejechał z Krakowa przez pół Polski, żeby być na spotkaniu, które trwało raptem godzinę.
Ostatnio coraz częściej ubolewał, że kończy się merytoryczna praca w komisji śledczej, bo zastępują ją polityczne awantury. Bardzo nie chciał w tym uczestniczyć.
Jolanta Szczypińska, posłanka PiS
bot